Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 23 października 2011

Włochy południowe w pigułce, czyli jak szybko wiele zobaczyć- część 2

Pompeje. Pompeje zniszczył wybuch wulkanu, który miał miejsce w 79 roku, a dokładniej nie tyle zniszczył, co zasypał kilkumetrową warstwą popiołu, grzebiąc miasto i jego mieszkańców. Żywioł miał tak ogromną siłę rażenia i był tak niespodziewany, że zaskoczył mieszkańców przy codziennych zajęciach nie dając szans ucieczki. Kiedy ogląda się film Ostatnie dni Pompejów dreszcz przebiega po plecach, a jeśli ogląda się go mając Wezuwiusza w zasięgu wzroku to coś chwyta za gardło. Wiedziałam, że Pompeje stanowią spory obszar, ale to co zobaczyłam przerosło moje wyobrażenia. Całe miasteczko z ulicami, domami, świątyniami, łaźniami, rynkiem i domami publicznymi zachowane niemal w takim stanie, jakby jeszcze niedawno mieszkali tu ludzie.
Freski na ścianach są w niezłym stanie, jak na freski, które powstały niemal 2 tysiące lat temu, podobnie jak mozaiki podłogowe. Zadziwiająca jest też ilość barów, czy pubów, jakbyśmy je dziś nazwali. Na każdej uliczce znajdowało się ich kilka. Ale skoro jednym z głównych zajęć starożytnych było czerpanie radości z życia to nic dziwnego.
Oczywiście największe wrażenie robią gipsowe odlewy ludzkich ciał. Przyznam, iż niechętnie je oglądałam, starając się zaledwie omieść wzorkiem. Czułam się intruzem, który zakłóca spokój tych nieszczęśników. Czułam się niemal tak, jakbym oglądała ich śmierć, jak gdyby przez te dwa tysiące lat oni nadal umierali na naszych oczach. Nie mogłam zrozumieć ludzi, którzy natarczywie przyglądali się odlewom, aby dojrzeć zarysy kości, uzębienia, grymas twarzy i pstrykali zdjęcia.
Pompeje robią ogromne wrażenie niemal na wszystkich odwiedzających. Pompeje to dla mnie takie Memento mori - przestroga przed siłą żywiołu i kruchością człowieczego losu.
Zmieniając miejsce, zmieniam też klimat opowieści. Capri - to był kolejny powód, aby z kilkunastu wycieczek po południowych Włoszech wybrać właśnie tę. Capri, znane z bajecznych widokówek lazurowego morza, białych, wapiennych skał i wspaniałej, bujnej, żywo-zielonej roślinności kusi do odwiedzin. Muszę jednak przyznać, ze Capri nie zachwyciło mnie tak bardzo jak sobie to wyobrażałam. Jest ładne, owszem, ale spodziewałam się czegoś innego. Może dlatego, że sporo podróżuję i wiele już miejsc widziałam rejs i wizyta na wyspie były tylko kolejnym miłym przeżyciem. Rejs stateczkiem, oglądanie skał i zatoczek oraz szmaragdowego miejscami morza był ciekawym przeżyciem, ale odbyłam już kilka takich wycieczek, wiec oczekiwania moje wzrosły.
Ogród Augusta zapowiadany, jako niemal siódmy cud świata, rozczarował swoją niewielka powierzchnią i ubogimi zbiorami. Zapewne to nieco niesprawiedliwy osąd, bo gdyby nie nastawienie i oczekiwania nie wiadomo jakich cudów stwierdziłabym, że Capri jest bardzo ładnym miejscem, bo jest.
Tyle, że wyspa wydała mi się taka ekskluzywnie nudna. Podobno przyjeżdżają tam gwiazdy, po po aby się pokazać. Jedyne co warto zobaczyć to właśnie te osławione szmaragdowe wody zatoki, tyle, że aby je zobaczyć nie koniecznie trzeba płynąć na Capri. Jest wiele miejsc równie pięknych, a za to mniej zaludnionych i mniej snobistycznych. Ale może się czepiam.
Monte Casino Przed wjazdem na wzgórze odwiedziliśmy multimedialne muzeum Monte Casino, które przedstawia piękną lekcją historii. Mogłabym je przyrównać do Muzeum Powstania Warszawskiego. Ich odwiedziny niosą podobny ładunek emocji, wykorzystują nowoczesne techniki, ocalają od zapomnienia piękne karty historii. Wzgórze Monte Casino, to wzgórze, na którym stoi klasztor Benedyktynów. Wzgórze, o które odbyła się jedna z najbardziej krwawych i najtrudniejszych batalii II wojny światowej. Wzgórze będące punktem strategicznym na linii Gustawa. Wzgórze, którego nie udało się zdobyć sojusznikom; Amerykanom, Brytyjczykom, Nowozelandczykom, ani Hindusom. Wzgórze, które zostało zdobyte przez II Korpus Polski gen. Andersa. Jest to takie miejsce, gdzie po prostu trzeba być.
Na cmentarzu wyryte w marmurze słowa: "Przechodniu powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie" oraz "Za naszą i waszą wolność my żołnierze polscy oddaliśmy Bogu ducha, ciało ziemi włoskiej, a serca Polsce" wzruszą chyba nawet najbardziej zatwardziałe serce.
Cmentarz naszych żołnierzy to pole białych krzyży, na których tylko gdzieniegdzie leży pojedynczy sztuczny czerwony mak. Kiedy przechodzi się pomiędzy nagrobkami i odczytuje daty narodzin i śmierci łza się kręci w oku. W centralnym punkcie cmentarza znajduje się miejsce spoczynku gen. Andersa, który zażyczył sobie być pochowanym ze swoimi żołnierzami (zmarł w 1970 r. w Londynie). Każda polska wycieczka składa kwiaty i zapala znicze na Cmentarzu.
Z całej objazdowej wycieczki miastem, które wzbudziło najwięcej emocji był Rzym. Niestety przebiegliśmy przezeń w ciągu 7-8 godzinnego marszo - biegu, zaliczając Plac Św. Piotra, Bazylikę Św. Piotra, Groby papieży, Via Concilione, Pałac Anioła, Piazza Navona, Forum Romanum, Panteon, Colosseum, Schody Hiszpańskie, Fontanna di Trevi. Szybko i pobieżnie. Dziesięć minut na Placu Św. Piotra, na którym mogłabym siedzieć godzinami, piętnaście minut pod di Trevi, ledwie zdążyłam zrobić zdjęcie, pięć minut na Piazza Navona, na którym chciałoby się przysiąść na ławeczce, zjeść loda, popatrzeć na rozłożone sztalugi i kolorowe obrazy. Wówczas to doszłam do wniosku, że muszę do Rzymu wrócić i to sama, aby niespiesznie, powoli i przez tyle czasu, ile mi będzie potrzeba obejrzeć sobie miasto z jego wspaniałościami. Aby pobyć, posiedzieć, napawać się widokami, zapachami, wsiąknąć w otoczenie, zespolić się z miejscem, poczuć się rzymianką przez kilka dni. Udało mi się to kilkakrotnie. Już we wrześniu 2009 r. wróciłam do Rzymu po raz pierwszy na absolutnie fantastyczne wakacje, po to, aby potem powracać tam jeszcze trzykrotnie. Kolejna wizyta już zaplanowana. Opisy w zakładce Rzym.
Zdjęcia: 1. Mozaika podłogowa w Pompejach, 2. Posążek Apollo ze świątyni Apollina Pompeje, 3.Szmaragdowe wody zatoki wokół Capri, 4. Cmentarz Monte Casino

5 komentarzy:

  1. Ja też we Włoszech byłam na zorganizowanej wycieczce. I to, co najbardziej utkwiło mi w pamięci to ten ciągły pośpiech: "tu mają państwa 15 minut czasu wolnego na zrobienie zdjęć". To była pierwsza i ostatnia zorganizowana wycieczka, na jakiej byłam. Nie da zwiedzić miasta, jeśli nie pochodzi się spokojnie po różnych jego zakamarkach. Ileż we Włoszech mijałam kawiarni, w których miałam ochotę zatrzymać się, usiąść spokojnie nad filiżanką aromatycznego espresso i popatrzeć na mijających mnie ludzi... Ale nawiązując do miejsc, które opisałaś - Capri na mnie też nie zrobiło takiego wielkiego wrażenia, choć kolor wody niezapomniany, naprawdę piękny... A Pompeje? Niesamowite miejsce. I taki obraz surowości dodają im jeszcze te błąkające się wokół psy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna ta Twoja pigułka :) A Monte Casino na pewno robi wrażenie...

    OdpowiedzUsuń
  3. @Karolino - cieszę się, że jest więcej takich osób, które podobnie uważają, bo czasami czuję się jak dziwoląg, któremu prawie nic nie odpowiada. Teraz podróżując do Rzymu mogę do woli przesiadywać w kawiarenkach, mogę siedzieć na placu Św. Piotra godzinami, mogę spacerować po muzeach, mogę robić na co mam ochotę i to jest bezcenne.
    @Bibliofilko - często narzekam na zorganizowane wycieczki, ale żadnej z nich nie nazwałabym stratą czasu. Dzięki tamtej włoskiej eskapadzie dojrzałam do samodzielnych podróży, a dzięki temu świat zrobił się bliższy, w zasięgu ręki. Monte Casino - robi niesamowite wrażenie, a poprzedzone wizytą w Muzeum (to na wypadek, gdyby ktoś nie znał historii) jest przeżyciem jedynym w swoim rodzaju.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gosiu!
    Rzeczywiście Monte Casino robi na każdym duże wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Na południe Włoch niestety nie udało mi się jeszcze dotrzeć, ale mam nadzieję to nadrobić :) Cieszę się, że czytając różne blogi znajduję wiele osób, które mają podobne zainteresowania do moich. Również lubię podróże, kocham Włochy, a w wolnym czasie czytam.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).