Łączna liczba wyświetleń

piątek, 2 grudnia 2011

Dziecko Noego Eric-Emmanuel Schmitt (audiobook)

Zanim napiszę coś o Trucicielce wstawię recenzję wcześniejszej lektury tego autora.
Dziecko Noego to moje drugie spotkanie z tym pisarzem. Czytałam wcześniej Oskar i pani róża. Wypożyczyłam zaciekawiona ilością recenzji jego książek na blogach.
Nie wiem, czy to zasługa czytającego książkę pana Jana Peszka czy też autora, ale wzruszyłam się bardzo podczas słuchania płyty.
Książka pisana z punktu widzenia małego dziecka, żydowskiego chłopca, który w czasie wojny przechodzi przyspieszoną edukację poznając życie od jego najbardziej brutalnej strony. Poglądy wyrażane przez chłopca są czasami nieco naiwne, czasami trochę okrutne, a czasami nad wiek dojrzałe i zaskakujące. Ale na pewno wolne są od obłudy i udawania, nawet, jeśli czasami bywają boleśnie szczere.
Bohater siedmioletni Joseph znajduje w czasie polowania na Żydów „bezpieczną” kryjówkę w prowadzonym przez katolickiego księdza sierocińcu. Tam odkrywa swoją tożsamość i poznaje różnice pomiędzy katolicyzmem a judaizmem. Jednak książka jest nie tylko próbą ekumenicznego pojednania dwóch religii. Dziecko Noego to przypowieść o tolerancji. Tolerancji wobec odmienności religii, kultur, poglądów. Tolerancji, a także szacunku do ich odmienności. Ojciec Pons katolicki ksiądz jest jak biblijny Noe, który uratował po parze z każdego zagrożonego wyginięciem gatunku. Ojciec Pons ratuje dla przyszłych pokoleń nie tylko kilkadziesiąt dzieci, nie tylko potomków, którzy z ich krwi się narodzą, ale także pamięć o zagrożonych wyginięciem kulturach. Najpierw są to przedmioty kultu religijnego judaizmu, potem po wojnie zagrożone wyginięciem twory wolnej myśli rosyjskiej, a potem przedmioty każdego kolejnego zagrożonego wyginięciem narodu; amerykańskich Indian czy tybetańskich mnichów.
Ciepła, wzruszająca opowieść, bez demagogii, bez wielkich słów przekazuje proste prawdy o konieczności dawania świadectwa prawdy oraz konieczność ocalenia od zapomnienia. Jej lektura nasunęła mi skojarzenie z lekturą „Małego Księcia”. I choć są to zupełnie różne książki, to łączy je jedno prostota przekazu. Prostota, ale nie naiwność.
Jeśli miałabym oceniać książki miarą wylanych przy ich czytaniu (słuchaniu) łez to „Dziecko Noego” byłoby wysoko na liście najbardziej wzruszających, przeczytanych przeze mnie książek.
Dużą zasługą audiobooka jest interpretacja Jana Peszki; taka prosta i naturalna, bez aktorskich popisów.

6 komentarzy:

  1. Swoją recenzją zachęcisz każdego do wysłuchania ( przeczytania)książki "Dziecko Noego".
    Sara-Maria

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam tylko "Tektonikę uczuć" tego autora - podobała mi się, polecam.
    Twoja recenzja "Dziecka Noego" rzeczywiście jest bardzo zachęcająca. Bardzo lubię taką tematykę.
    Muszę chyba zacząć słuchać audiobooków. Do tej pory nie miałam okazji, trochę się obawiam, że nie będę umiała się skupić na słuchaniu, ale spróbować zawsze warto.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Karolina - Myślę, że sięgnę po nią. Dziecko Noego polecam. Co do audiobooków rzeczywiście początkowo może być ciężko skupić myśli, ale z czasem ... można je polubić i docenić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam tę książkę w oryginale i też mi się bardzo podobała, bardzie wiele w niej takiego zwykłego ludzkiego ciepła. Znakomity warsztat autora, nieprawdaż?

    OdpowiedzUsuń
  5. To prawda. Nie wiem, dlaczego tak wielu zalicza Schitta do pisarzy na indekście, pisarzy miernych, ckliwych, pisarzy, których czytac to wstyd. Czytałam jeszcze Oskar i pani Róża i opowiadania (Trucicielka) i nie uważam lektury za czas stracony.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).