Łączna liczba wyświetleń

środa, 14 listopada 2012

Wojna światów G. Wellsa oraz Obsługiwałem angielskiego króla B. Hrabal



Zawsze kiedy czytam entuzjastyczne opinie na temat książki, której lektura mnie nuży zastanawiam się nad powodem tego stanu rzeczy.  Wojna światów - Georges Wells - klasyka gatunku s-f, niesamowita wyobraźnia, porażająca, wyprzedzająca swe czasy, realistyczna, takie opinie na temat książki krążą tu i tam, a ja nie mogę się skoncentrować na lekturze. Czytam i nie mogę zapanować nad ziewaniem.
Rozumiem, że Wojna światów powstała ponad sto lat temu, że jak na tamte czasy była nowatorska, że Wells wykazał się sporą wyobraźnią, ale co ja na to poradzę, że mnie nie książka nie wciągnęła. Być może wyjaśnieniem tego stanu rzeczy, jest fakt, że tekst książki znalazłam w Internecie. Nie wiem, kto go tam zamieścił i zaczęłam się nawet zastanawiać, czy to na pewno oryginalny tekst powieści, czy też może jakiś domorosły tłumacz albo złośliwy chochlik dokonał przeróbki. Pomijając to, że tekst jest pełen błędów literowych, stylistycznych, interpunkcyjnych, mam wątpliwości, czy jest to tekst Wellsa. Razi mnie archaiczny język; naiwność pewnych sformułowań i język powieści pełen niezrozumiałych figur stylistycznych czy zdrobnień (nie znali oni okresowego ugasania-snu, dzień stawał się upalniejszy, księżyc wzszedł, stateczek, parowczyk, czyściutki, śliczniutki).

Temat w trakcie tworzenia wyprzedzający swoje czasy, dzisiaj wydaje się banalny. Na ziemię napadają kosmici (Marsjanie), którzy błyskawicznie unicestwiają sporą część ludności Wielkiej Brytanii siejąc wokół strach i pożogę. Narrator, będący naocznym świadkiem wydarzeń opowiada o pojawieniu się Marsjan, ciekawości, jaką wzbudzili, zniszczeniu, jakie zasiali i łatwości, z jaką tego dokonali. Strach, groza, przerażenie wobec wizji totalnej zagłady, wydaje się, że przetrwają tylko najsprytniejsi i najsilniejsi. Reakcje ludzi na niebezpieczeństwo zniszczenia cywilizacji; ucieczka, pijaństwo, próba opracowania ideologii przetrwania (z przerażającą wizją artylerzysty). Tak naprawdę książka zainteresowała mnie właśnie od chwili pojawienia się artylerzysty snującego wizję urządzenia się w świecie rządzonym przez Marsjan. Wojnę światów u Wellsa (powstałą jeszcze w XIX wieku) można odczytać, jako wizję wojny totalnej, jaka miała miejsce dopiero w wieku XX, tak więc wyobraźnia autora rzeczywiście była niesamowita. Ale ja chyba nie jestem zwolenniczką gatunku s-f (albo trafiłam na jakąś Wells-podobną powieść). I mam nadzieję, iż wizja Wellsa co do ataku kosmitów pozostanie jedynie literacką opowieścią.

Obsługiwałem angielskiego króla Bohumila Hrabala to moje pierwsze spotkanie z czeskim pisarzem. Jak podkreśla polecający książkę Mariusz Szczygieł poznajemy tu złotą zasadę przetrwania; po pierwsze – nic nie widziałeś i nic nie słyszałeś, po drugie – wszystko widziałeś i wszystko słyszałeś. To powieść o sposobie na przeżycie. Innym niż sposób polski”. Jan Dite – bohater książki jest postacią równie zagadkową, co zadziwiającą. Trudno go przejrzeć i zaszufladkować. Poznajemy go, jako młodego chłopaka uczącego się na kelnera, którego jedynym marzeniem wydaje się szybkie zdobycie fortuny i założenie własnego hotelu. Jan nie przebiera w środkach; małe i większe świństwa oraz szczęśliwy traf fortuny pozwalają mu dość szybko zostać milionerem. Wówczas okazuje się, iż to nie pieniądz był dla niego celem samym w sobie, był on jedynie środkiem do osiągnięcia celu. Można książkę odczytać przez pryzmat krytycznego spojrzenia na społeczeństwo czeskie, na jego konformistyczną i poddańczą postawę, ja jednak widzę tu potwierdzenie uniwersalnej prawdy o ulotności ludzkich marzeń, o złudzeniach, jakie daje bogactwo, o nieprzewidywalności losu. Generalnie książka podobała mi się, nie potrafię jej nic zarzucić (no może poza tym, że jej bohater nie przypadł mi do gustu - co raczej trudno nazwać wadą), natomiast czytało mi się ją bez zachwytów. Na plus lektury zaliczam piękny język, jakim została napisana. A oto jego mała próbka:
…… życie przy tej drodze coraz bardziej kojarzyło mi się z drogą mojego życia, które widziałem wstecz tak, jakby należała do kogoś innego, jakby całe moje życie aż dotąd było powieścią, książką napisaną przez kogoś innego, z tym, że do tej książki życia klucz miałem tylko ja, to ja byłem jedynym świadkiem swego życia, chociaż i ta moja droga życia na początku nieustannie zarastała zielskiem. A wspomnienia podobnie, jak kilof i łopata, pozwalały mi utrzymać przejezdność drogi mojego życia, którą cofałem się do miejsc, jakie chciałem odgrzebać z pamięci...
Obie książki przeczytałam w ramach trójkowego wyzwania u Sardegny. 
 

20 komentarzy:

  1. Do "Wojny światów" mam sentyment - należała do ulubionych książek w latach licealnych - film, który zrobiono na jej podstawie to był dopiero knot w typowo holywoodzkim stylu. A od "Obsługiwałem angielskiego króla" zaczął się mój szacun dla Hrabala :-). Ale jak widać to rzecz gustu :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak napisałam zawsze mnie "niepokoi" (to niewłaściwe słowo), ale zadziwia, kiedy tak pozytywnie przyjmowana przez innych książka mnie nie podchodzi i to właściwie bez powodu. Ale to tak jak z lubieniem ludzi, czasami trudno wyjaśnić dlaczego x lubimy, a y nie bardzo. I o ile w przypadku Wojny światów mogłabym znaleźć wytłumaczenie w marnym tekście internetowym, o tyle co do Hrabala nie widzę powodu. Przeczytałam, ciekawa, świetny język, dobry temat i ... brak ochów i achów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie, jeśli dobrze pamiętam, też było bez ekstazy :-) za to nie miałem wątpliwości po kilku stronach, że mam do czynienia z nietuzinkowymi książkami, dużo powyżej "średniej krajowej". Z tym niepokojem to bez przesady :-) ja na przykład wcale się nie niepokoję (przynajmniej o siebie) gdy słyszę ochy i achy nad jakimiś "siedliskami", "domami nad rozlewiskami" itp. itd. :-)

      Usuń
    2. Czyli w sumie mam podobnie, jeśli chodzi o Hrabala; szacunek do pisarza mam, podziwiam język, doceniam warsztat tylko nie umiem wykrzesać w sobie zachwytu. Naprawdę się nie niepokoisz, kiedy nie zachwyca Cię jakaś "poziomka", "roztocze", czy "jeziorko" (starałam się strzelać, bez podawania tytułów, jeśli przypadkiem trafiłam przepraszam (bo nie znam żadnej z nich)? Pisałam o sytuacji odwrotnej (braku zachwytów dla książek "powszechnie" (pojęcie umowne) zaliczanych do książek z wyższej półki), ale rozumiem, że to taki żart w drugą stronę :)

      Usuń
    3. Próbowałem tego rodzaju literatury ale po kilkunastu stronach czułem jak mi się zwoje mózgowe zaczynały prostować :-).

      Usuń
    4. Jakiś czas temu czytałam coś nie-coś z tzw. babskiej literatury i nawet zdarzało, ze mi się niektóre książki podobały. Może baby tak mają, że lubią od czasu do czasu wyprostować swoje zwoje mózgowe (takie odkurzanie w mózgu) Teraz rzadziej to czynię, bo zagustowałam w innego rodzaju literaturze, jeśli wracam, to na zasadzie sentymentów, albo przy okazji wyzwań. Natomiast nie ukrywam, że bardzo lubię film Siedlisko z Anną Dymną- taki sielko -anielski obrazek, jak przyjemnie żyje się z dala od cywilizacji.

      Usuń
  3. "Obsługiwałem angielskiego króla" bardzo mi się podobało, nawet ten bohater, jego poczciwość budziła raczej sympatię niż obojętność. I zgadzam się - język piękny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam doskonale twoją recenzję, to pod jej wpływem kupiłam książkę. I może właśnie i dlatego bardzo chciałam, aby mnie zachwyciła. Jan był poczciwy to prawda, ale to jego zamykanie oczu na zło jakoś mnie do niego zraziło. No i jak pisze Agnesto - nie może się wszystkim podobać to samo.

      Usuń
  4. Moją "Wojnę..." mam w tłumaczeniu Henryka Józefowicza i nie przypominam sobie, że by były w tekście takie "kwiatki" w rodzaju 'ugasanie', 'upalniejszy' itp. Przeciwnie miałam wrażenie, że język całkiem współczesny, oczywiście nie taki jakby to było pisane wczoraj, ale w stylu dawnej dobrej prozy, nie archaiczny bynajmniej.
    O literówkach i błędach mowy nie było. Może Twoja wersja to jakaś skrócona wersja kiepskiego przekładu, albo coś w tym stylu.

    Hrabala tego nie czytałam, a w ogóle to bardzo malutko. Generalnie lubię czeską prozę. Mam zamiar zrobić sobie "czeski miesiąc', ale to in spe.

    Co do osobistego braku entuzjazmu wobec książek szeroko opiewanych entuzjastycznie- trudno, żeby znalazło się coś, co każdego bez wyjątku zachwyci. To nie jest kwestia, że coś z nami "niehalo' skoro nam się nie podoba, po prostu nie po drodze nam z daną książką, autorem, gatunkiem. Byc może to też zależne od czasu, kiedy po daną książkę sięgamy. Nie trafiamy w odpowiedni czas i nastawienie nam się układa tak a nie inaczej.
    Miałam tak z 'Samotnością w sieci"- tyle zachwytów, tyle szumu.. a ja nie zmogłam. No nie przeczytałam, bo mi się nie kleiło to wcale. I jeszcze Le Clezio- nie pasuje mi wcale, nie zachwyca, a noblista- czyli "wielkim pisarzem jest" ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widocznie jak podejrzewałam internetowa wersja była taką podróbką Wellsa, nawet nie podano na niej tłumacza. Co do tego lubienia i nielubienia książek, to ja to doskonale rozumiem, jak chodzi o innych, natomiast, ilekroć mam napisać, że mi się nie podobało tak bardzo, jak większości zawsze nachodzą mnie wątpliwości. O dziwo nie mam takich problemów z sytuacją odwrotną. Moich ulubieńców, choćby obrzuceni błotem będę bronić i będę stała przy nich do ostatniej kropli krwi i wcale nie będzie mi głupio, że podobają mi się rzeczy nie zawsze wysokich lotów. Tak więc rzeczywiście, kiedy nie dostrzegam arcydzieła w arcydziele myślę, że coś ze mną nie halo. Czas na pewno też gra dużą rolę. Co do Clezio - czytałam tylko jedną książkę (Onitsza) i też mnie nie zachwyciła. Samotność w sieci - to właśnie przykład na to, że się nie wyprę, że mi się podobała, nawet dwa razy czytałam, po serii zarzutów o grafomanię i miernotę. I za drugim razem też mi się podobała, tak jak i film.Natomiast zupełnie mnie nie ciągnie do innych książek pana Wiśniewskiego, zaczęłam coś jeszcze czytać i też nie zmogłam. Ale myślę, że skoro się zastanawiamy, mamy wątpliwości, rozważamy tę kwestię to chyba nie jest z nami źle. Nie lubię autorytatywnych stwierdzeń - gniot, na który szkoda czasu, albo arcydzieło dla inteligentnego czytelnika; wtedy spróbuj przyznać się, że Ci się nie podobało, będzie to znaczyło, żeś nieinteligentna. :)

      Usuń
  5. Ja czytałam " Wojnę" dwukrotnie, kiedyś dawno temu i ponownie dwa lata wstecz. Zachwytu we mnie nie wzbudziła, choć w sposobie przekazu jest dość wizjonerska ale bardzo mi przeszkadzało to, że autor był tak zaciekle antykomunistyczny i to jego pisanie o czeronym zielsku i straszliwych przybyszach potworach, którzy niszczą wszystko wokoło bez "dania racji". Z tego co teraz się wyciąga z archiwów może i był bardziej wizjonerski niż by się mogło zdawać na pierwszy rzut oka, ale światkowi w jakim żył jego bohater też można wiele zarzucić. Summa summarum, autor użył dość sztampowych chwytów i postaci, przynajmniej w dzisiejszym rozumieniu. Widziałam też dwa filmy, raczej trudne do strawienia, ale donoszę,że jest również musical z rewelacyjną muzyką.
    Książki Hrabala nie czytałam jedynie "Postrzyżyny" i "Pociągi pod specjalnym nadzorem" i "Dziwnych ludzi" ale to było wieki temu. Może warto znowu po niego sięgnąć ?

    OdpowiedzUsuń
  6. Staram się odczytywać książki abstrahując od politycznych sympatii autorów, choć wiem, że to czasami niemożliwe. Wojny światów nie odczytałam przez pryzmat poglądów antykomunistycznych (to też byłoby dość wizjonerskie podejście, bo w roku wydania 1898 r. komunizm był jeszcze dość słabym ruchem wg mojej wiedzy historycznej, ale mogę się mylić, bo ten okres dziejów nigdy nie był moim konikiem. Ja myślę, że ta banalność i sztampowość dzieła to efekt "zestarzenia" się powieści. Musical - mówisz? Nie wiedziałam- koniecznie poszukam na YT, bo wszak musical to mój konik :) Hrabala nie znam z innych książek, myślę że wrócę jeszcze do nich, zwłaszcza, że znalazłam w swoich zasobach Pociągi pod specjalnym nadzorem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę że komunizm miał się nie najgorzej, zważywszy że sławny "Manifest" Marksa i Engelsa miał 50 już latek a w tym samym 1898 roku powstała II Międzynarodówka...Ale może się mylę co do intencji autora i to moje prywatne skojarzenie? Może to taka moja idee fixe, lecz jakoś nie mogłam jej się oprzeć. Poszukaj tego musicalu, napisał go Jeff Wayne a na płycie narratorem jest Richard Burton. Ja tę muzykę poznałam dzięki Marcie, wersji wizualnej nie znam, niestety.

      Usuń
    2. Jak kiedyś pisałyśmy każdy z nas ma własną wizję książki i własną wersję książki - dla ciebie to manifest anty-k. dla mnie być może prolog do poznania nowego musicalu. Poszukałam, ale nie znalazłam na YT, natomiast pojawiła mi się informacja o musicalu w Gdańsku w styczniu i już chciałam rezerwować bilety, kiedy okazało się, że odwołane przedstawienie. Ale dzięki temu odkryłam inny koncert w Ergo Arenie i być może się wybiorę. Dzięki. A musicalu będę szukać, bo moja dusza się wyrywa do musicalu, a tu bryndza.

      Usuń
  7. "Wojna światów" była dla mnie książką legendą, którą pragnęłam przeczytać, wiedząc, iż przerobiona na słuchowisko radiowe (Czy na pewno? A może to była reklama?) wzbudziła panikę, gdyż słuchacze wzięli informację o ataku Marsjan zbyt dosłownie. Otrzymałam ją w prezencie w wydaniu Biblioteki Klasyki Polskiej i Obcej i... czytelniczo było letnio. Może niektóre książki mają swoja datę przydatności do spożycia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też słyszałam o rzekomej panice. Wcale nie wydaje mi się niemożliwe, aby była to reklama, bowiem czytając nie bardzo mogłam sobie wyobrazić aż tak silne reakcje, ale w końcu trudno wczuć się w rolę XX wiecznego odbiorcy. Data przydatności do spożycia - ciekawe określenie, choć chyba nie bardzo pochlebne dla autora, chociaż przy tym gatunku to może jest to troszkę uzasadnione postępem technologicznym.

      Usuń
  8. Od zawsze nie lubiłam książek s-f. Po "Wojnę światów" sięgnęłam z ciekawości, bo to przecież tak powszechnie znana pozycja. Niestety nie mogłam przełamać mojej awersji do tego gatunku i nawet nie doczytałam jej do końca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać nie jestem w moim braku zachwytów nad książką osamotniona, choć są i osoby, którym książka się spodobała. No i dobrze, każdy znajdzie coś dla siebie.

      Usuń
  9. Chciałam poznać Twoje zdanie o kanonie i klasyce sf i okazało się, że nie przeczytałaś książki tylko prawdopodobnie jakąś rzeczywiście przeróbkę i to nieudaną. I nie żałuj:)Ja przeczytałam Wojnę światów w młodości i pewnie mi się podobała, ale chyba do tego stopnia było to miałkie, że dziś nie budzi we mnie absolutnie żadnych emocji. A wiesz, że kocham literaturę fantastyczną, w tym chylę czoła przed geniuszem współczesnego sf Peterem Wattsem, którego światowej sławy Ślepowidzenie czytałam już dwa razy i jeszcze ze dwa przeczytam, ryzykując, ze znowu zrozumiem na każdej stronie po kilka słów zaledwie. Potęgę umysłu znać m.in.po tym, że szuka w wiedzy odpowiedzi na swoje pytania, a potem usiłuje przekazać to ogółowi, który o fizyce czy astronomii ma dość blade pojęcie. Wells zdecydowanie nie był na tym etapie, bardziej chyba chodziło mu o przerażanie obywateli, lecz z drugiej strony takie były wtedy czasy. Fanom przerażania się polecam zaś twórczość popularnego obecnie H.P. Lovecrafta, do którego też trzeba mieć zdrowie, żeby to czytać, ale przynajmniej warsztat pisarski ma na wysokim poziomie. I tak to jest z tą literaturą, a opowieść o Frankensteinie nadal dobrze się trzyma:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Myślę, że jak coś ma wymiar uniwersalny to będzie czytanie i po wiekach. Do dziś cytuje się Owidiusza, czy Dantego. Jak coś napisane jest dobrze to nawet,jeśli temat jest jednostkowy też się wybroni. No i jest kwestia gustów, które sprawiają, że czasami jakaś książka przemawia do nas, nawet jeśli jest literaturą przez małe "l". I czasami jest tak, że doceniamy wielkość danej pozycji literackiej, a mimo to książka nam źle "wchodzi". Jaka to straszna rzecz niepamięć, bo dziś czytając własną opinię nie pamiętam z książki nic, kompletna tabula rasa.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).