Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 19 grudnia 2013

Podpatrzone, podsłuchane w podróży (1)





Rzym - kościół Santa Maria Sopra Minerwa - jedno z moich ulubionych miejsc w wiecznym mieście. Po wysłuchaniu Moich gawęd Bożeny Fabiani z przyjemnością zauważam, że nie tylko moje. Pisałam już o nim na tym blogu, ale gwoli krótkiego przypomnienia jest to świątynia o ciekawej historii, niebanalnym otoczeniu i przebogatym wnętrzu. Świątynia wybudowana została pod koniec trzynastego wieku w miejscu pogańskiej świątyni Izydy (omyłkowo wziętej za świątynię Minerwy) dla zakonu dominikanów. Tutaj mieściła się siedziba Świętej Inkwizycji za czasów Galileusza, tutaj złożono prochy św. Katarzyny Sieneńskiej oraz papieży, między innymi tych szczególnie bliskich moim zainteresowaniom; papieży z rodu Medyceuszy (Klemensa VII - oskarżanego o sacco di Roma – na którego nagrobku próbowano mścić się na nieudolnym sprawcy jednej z największej rzezi w historii Rzymu, a także Leona X). Tutaj też złożono szczątki Fra Angelico (zakonnika, malarza, patrona ludzi sztuki, błogosławionego przez Naszego Papieża i autora najpiękniejszego,  jakie kiedykolwiek oglądałam Zwiastowania). Przed wejściem do świątyni znajduje się niecodzienny widok; obelisk umieszczony na słoniu dłuta GianLorenzo Berniniego. Wnętrze świątyni zdobi przepiękna kaplica Carrafy przyozdobiona freskami Fillipino Lippiego (o których pisałam tutaj i tutaj). Sklepienie nawy głównej barwy firmamentu niebieskiego przypomina mi bazylikę Mariacką w Krakowie. Po prawej stronie prezbiterium, w centralnym punkcie pod ołtarzem znajduje się figura Chrystusa dłuta Michała Anioła, pięknie wyrzeźbiona muskularna postać przypominająca antycznego (nieco atletycznego, jak to u Buonarottiego) Boga o twarzy Zbawiciela z tą okropną, dorobioną z brązu biodrową
przepaską. W kaplicy bocznej po lewej stronie zauważyłam obraz pędzla Benozzo Gozzolego, jakże odmienny w klimacie i wymowie od Pochodu Trzech Króli z Palazzo Medici. Jako ciekawostka w krypcie spoczywa tu także polski generał z czasów powstania listopadowego Józefa Szymanowski.

Ten przydługi wstęp miał uzmysłowić, czym jest ta świątynia, oczywiście poza tym, że jest miejscem kultu. Kręcę się od prawej nawy do lewej, siadam, wracam i kiedy już z żalem decyduję się wyjść widzę dużą grupę (turystów/pielgrzymów?). Grupie przewodzi ksiądz wraz z modnie ubraną przewodniczką/ pomocnicą (?). Rozpoznaję rodaków, (my Polacy wyróżniamy się za granicą  znerwicowaniem, zestresowaniem, niepewnością) jedyne za czym się rozglądają to postać przewodnika. Zaciekawiona postanawiam zobaczyć, co im pokaże, może opowie coś ciekawego, może i ja skorzystam z tej przypadkowej zbieżności w czasie. Polska wycieczka to dość niespodziewane wydarzenie w tej świątyni, nie leży ona na trasie wycieczek biur podróży, aczkolwiek znajduje się zaledwie parę kroków od Panteonu nie należy do standardowych celów turystycznych eskapad. Tymczasem przewodnik z koloratką wraz z pomocnicą w złotych butach, ze złotą torebką i krwistoczerwonych tipsach przemierzają świątynię szybkim krokiem nie zatrzymując się ani przy żadnej z kaplic, ani pod żadnym freskiem. Kiedy dochodzą do kaplicy Carrafy z freskami Lippiego żadne z nich nawet nie rzuca okiem na bajecznie kolorowe (niedawno odnowione) Zwiastowanie i Wniebowstąpienie. Ich szybki marsz przypomina raczej sprint niż dostojne zwiedzanie. Wyraźnie spieszą się do ściśle wyznaczonego celu. Przyklękają przed ołtarzem i niemal biegną w kierunku zakrystii, patrząc jedynie pod nogi i na czarną marynarkę przewodnika. Niemal wzorkiem hipnotyzuję go, aby się zatrzymał i choć słowem wspomniał o Chrystusie Michała Anioła, przecież ci ludzie są tu pewnie po raz pierwszy i ostatni w życiu, może nie słyszeli o Filipino Lippim, może nic nie mówią im imiona żyjących setki lat temu papieży, obce im też zapewne nazwisko Berniniego czy Fra Angelico, ale o Michale Aniele twórcy sklepienia kaplicy watykańskiej (znanej od imienia papieża Sykstyńską) słyszał chyba każdy. Tym czasem przewodnik zaabsorbowany celem, do którego zmierza nie dostrzega Chrystusa, a może nie ma pojęcia o jego istnieniu. Podobnie, jak grupa. Poza jedną parą. Ona – korpulentna pani w dość zaawansowanym wieku omiata wzrokiem tabliczkę informującą o autorze pięknego posągu, podnosi wzrok na Chrystusa, marszczy czoła i wskazując brodą w kierunku marmuru pyta Jego - chudego pana w średnim wieku To - to? Słyszy pomrukujące chrząknięcie i już odwraca się, aby nie zgubić przewodnika z zasięgu wzroku. Ksiądz wraz z pomocnicą usadzają grupę w bocznej kapliczce i idą do zakrystii, po chwili wychodzą, obiegają świątynię dwukrotnie i wracają do grupy.

Turyści/pielgrzymi po piętnastu minutach znudzonego oczekiwania (wykorzystujących czas na modlitwę jest niewielu) wraz z przewodnikiem wychodzą. To już, odhaczone, zaliczone kościół, przed którym stoi słoń ze słupem na grzbiecie już widzieli. W tym czasie kaplicę z freskami Lippiego, rzeźbę Chrystusa i płytę nagrobną Fra Angelico oglądają, chłoną, fotografują, łapią pod powieki Niemcy, Japończycy, Francuzi, Anglicy, Włosi, dorośli, starcy i dzieci, nie ma osoby, która nie zatrzymałaby się pod jednym z trzech „filarów” świątyni, poza grupką pielgrzymów z Polski.To oczywiście mógł być przypadek, wyjątek, ale zrobiło mi się smutno i przykro, jakby to ktoś mnie pozbawił możliwości pięknych przeżyć.
Zdjęcia; 1. freski Lippiego, 2. obraz Gozzolli Madonna z dzieciątkiem, 3. Chrystus Michała Anioła, 4. Nagrobek Fra Angelico

31 komentarzy:

  1. Kochana, opowiadasz niemal jak Fabiani :) Świetnie gawędzisz i zauważasz detale, nawet takie jak "korpulentna pani" :) Pięknie się to czyta. Dziękuję :) Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym mieć i taką wiedzę i cząstkę talentu gawędziarskiego pani Bożeny, ale za miłe słowo dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobno czytając książki szukamy tego, co mamy już w sobie. Nie inaczej jest ze zwiedzaniem - niestety...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo trafne spostrzeżenie. Początkowo czułam żal do przewodnika, iż nie poinformował tych ludzi o tym, jakie skarby mogą tu znaleźć (poza oczywiście możliwością modlitwy w pięknym otoczeniu), później pomyślałam, iż nie zrobił tego, bo sam nie miał tej wiedzy, albo ją miał, ale stwierdził, że reakcja byłaby podobna do reakcji tej korpulentnej pani - TO to? :(

      Usuń
  4. Też często zdarzało mi się podsłuchiwać polskie wycieczki przy okazji zwiedzania i niestety, często moje spostrzeżenia pokrywały się z Twoimi... I właśnie dlatego nigdy nie pojadę na zorganizowaną wycieczkę z biura podróży.
    Poczekam, aż Ty będziesz montować własną grupę, wszak jestem już na lście oczekujących :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od kilku lat przestałam korzystać z usług biur podroży z podobnych względów. Być może inne nacje też zachowują się na wycieczkach w podobny sposób, potwierdzeniem mogłaby być sympatyczna komedyjka Moje wielkie greckie wakacje :). A o zachowaniu rodaków piszę od czasu do czasu, bo mimo wszystko zadziwia Np tu http://guciamal.blogspot.com/2011/12/rodacy-na-wakacjach.html Muszę się nauczyć wstawiać linki, już mnie kiedyś dziewczyny poinstruowały, ale miałam wtedy problem ze sprzętem i nie nauczyłam się. Lista czeka na swoje wykorzystanie

      Usuń
  5. Świetny tekst! Mnie w Paryżu najbardziej zadziwiają grupy, czy raczej ich uczestnicy, którzy nie chcą wejść nawet na moment do Notre Dame. Rzut okiem na fasadę, fotka i starczy. Proponuję, żeby przejść się choćby wokół kościoła, jeśli już kolejka odstrasza od wejścia (choć szybko się posuwa), ale wybałuszone w zdziwieniu oczy informują mnie, że jestem jakaś dziwna. Kościół jaki jest każdy widzi, tak? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brak wiedzy powoduje brak zainteresowania, a brak zainteresowania brak wiedzy i kółko się zamyka, choć oczywiście są i tutaj wyjątki, jak ktoś ma ciekawość świata to nie przeszkodzi mu ani brak jedno, ani drugie, bo chłonie jak gąbka. Ktoś kiedyś zapytał mnie, czy czuję się lepsza, że tak chodzę po tych muzeach i kościołach :), a ja na to, że lepsza nie, ale lepiej tak. A kolejki zniechęcają z reguły tych, którzy nie mają doświadczenia w podróżach i staniu w kolejkach :), że w przeważającej części tylko wyglądają tak groźnie, a czekanie trwa tyle, aby spokojnie obejrzeć zewnętrzne dekoracje. No chyba, że są to kolejki do niektórych muzeów, albo takich atrakcji, jak Wieża Eiffela. A nie wejść do kościoła to czasami, aż boli- tak jak to się przytrafiło mnie w Beauvais (kiedy obeszłam trzy razy dookoła i nie mogłam wejść do środka z powodu prac renowacyjnych).

      Usuń
  6. Dobry przewodnik, to skarb prawdziwy!
    Serdecznosci
    Judyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zaprzeczę, podczas sześciu wycieczek zorganizowanych trafiłam na jedną cudowną przewodniczkę (pilotkę), i dwie znośne, reszta delikatnie mówiąc rozminęła się z powołaniem. I co ciekawe, nie wiem, jaki wpływ miała na to przewodniczka, ale i grupa była cudowna- zainteresowana, chętna, zgodna, bez spóźniających się, zaliczyliśmy wizytę w szpitalu i szycie głowy jednej pani i nikt nawet słowem nie pisnął, że wypadły nam dwie godziny z wycieczki. Niby normalna sprawa, ale w narodzie, gdzie na dwie osoby są trzy opinie różnie bywa. Pozdrawiam

      Usuń
  7. A propos nerwowego zachowania polskich turystów, nie spuszczających z oka przewodnika, wydaje mi się, że jedną z przyczyn może być nieznajomość języków obcych, ewentualnie brak wiary w swoje możliwości w tej dziedzinie.
    Zawsze zdumiewa mnie program tak zwanych "objazdówek" po Włoszech - takie nagromadzenie miast chyba najczęściej kończy się galopadą po zabytkach.

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam takie miejsca. Pięknie o nich piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarze się pomieszały :) poniżej piszę do Lirael :)
      Wkraj - ja także uwielbiam i twoje komentarze też uwielbiam

      Usuń
  9. Myślę, że tak jest, nieznajomość języka w połączeniu z brakiem odwagi powoduje to stadne podążanie za parasolką, to ustawianie się w ogonku do odprawy paszportowej, bagażowej, bramki do samolotu, do hotelowej recepcji. Jeśli na lotnisku widzi się pół godziny przed rozpoczęciem odprawy kolejkę do bramki to na 90 procent będą to Polacy. Byłam na trzech objazdówkach i sama się sobie dziwię, jak mogłam tak długo je tolerować. Może dlatego, że pierwsza miała wspaniałą przewodniczkę, wspaniałe towarzystwo i była pierwszym od lat urlopem , który mogłam spędzić poza domem (po kilku latach, kiedy rodzinne obowiązki nie pozwalały na jakikolwiek wypoczynek, nie mówiąc o wyjeździe). Objazdówki to zaliczanie kolejnych punktów na mapie, bez poznania, bez liźnięcia żadnego z nich; szalone tempo zwiedzania (Przypominam sobie, że Rzym wraz z Watykanem przebiegliśmy w ciągu jednego dnia, a pod najpiękniejszymi fontannami byliśmy po piętnaście minut - kupić sobie loda, zrobić sobie zdjęcie, usiąść na moment i dać odpocząć nogom, czy szukać toalety - oto dylemat takich przerw. Choć w moim przypadku to właśnie ten sposób organizacji przyspieszył decyzję o pierwszej samodzielnej eskapadzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak z posiłkami? U nas na wycieczce obowiązywała brutalna zasada "kto pierwszy, ten lepszy". :) Z jednej strony te nerwowe okupacje bufetu i przepychanki były śmieszne, z drugiej przygnębiające.
      Myślę, że jeśli objazdówki traktuje się tak, jak napisałaś w ostatnim zdaniu, wszystko jest OK: w ten sposób można się przekonać o tym, co nas interesuje i wrócić tam kiedyś już samemu. Mimo wszystko taka wycieczka po całych Włoszech to według mnie duży stres i obciążenie. Byliśmy na objazdówce wyłącznie po Toskanii, a tempo zwiedzania było bardzo dynamiczne i zupełnie nie było czasu na samodzielne kontemplacje. U nas też pilotka/przewodniczka świetna, prawdziwa pasjonatka.
      Spotkanie świętej Marii i Minerwy w nazwie kościoła możliwe chyba tylko we Włoszech. :)

      Usuń
    2. Posiłki wyglądały podobnie, przyzwyczajeni do polskich śniadań turyści nie najadali się europejskim rogalikiem i sucharkiem z dżemem, więc pierwsi brali więcej, w związku z tym pojawiały się kolejki w bufecie, przepychanki, kłótnie i pretensje. Przy każdym zameldowaniu w hotelu przepychanki, aby pierwszym być zameldowanym, a ponieważ nie cierpię takowych zawsze byłam meldowana ostatnia. Moje Włochy objazdowe to Włochy od południowego krańca buta do Rzymu. Zawsze uśmiecham się na słowa koleżanek, które mówią, iż jakąś miejscowość już odwiedziły na poprzedniej objazdówce, teraz jadą gdzie indziej, bo chcą zobaczyć coś nowego :) Widocznie mamy inną definicję oglądania :) Nazwę świątyni przetłumaczono jako Bazylika Najświętszej Marii Panny Powyżej Minerwy :) czyli wiemy co jest wyższe, ważniejsze, właściwsze. Chociaż nie zawsze nowe nazwy się przyjmują, stojący obok Panteon, czyli Świątynia Wszystkich Bogów przemianowana została na Św. Marii od Męczenników, o czym dziś niewiele osób pamięta, a jeszcze mniej nowej nazwy używa.

      Usuń
  10. Jak ja uwielbiam czytać Twoje posty! Zazdroszczę Ci tak ogromnej wiedzy na temat renesansowych zabytków - z Twoich opisów wynika, że w Rzym naprawdę nie ma dla Ciebie tajemnic!
    A co do polskiej wycieczki, to musiał to być to dla Ciebie naprawdę smutny widok. W końcu Ci ludzie pewnie sami nie mieli świadomości, ile cennych zabytków ich ominęło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam kiedyś takie zdanie u jednego z pisarzy, nie znam dobrze Rzymu, mieszkam tu dopiero od dziesięciu lat (chyba dziesięciu, a może było to czterdziestu lat). Tak w tym sensie i moja znajomość Rzymu, czy jednego z moich czterech filarów (a jak dodać Kraków- pięciu) najważniejszych dla mnie miejsc (nie licząc rodzimego) ma jeszcze parę tajemnic przede mną. Ale w porównaniu z osobami, które przelatują przez Rzym rzeczywiście znam go całkiem nieźle :) Smutno było mi właśnie z tego powodu, że może kiedyś dotrze do nich, co ich ominęło, bo jeśli mając taką świadomość godzą się na to- to wszystko w porządku, nie każdy musi /powinien interesować się/ pasjonować tym samym. Pozdrawiam

      Usuń
  11. Małgosiu, bardzo dziękuję za odświeżenie wspomnień...
    Kiedy pierwszy raz odwiedziłam kościół Santa Maria Sopra Minerva pobiegłam szukać nagrobka Fra Angelico. Jego Zwiastowanie zawsze mam przed oczyma. Jego obrazy mają cudowną moc...Wam wrażenie, że to właśnie dzięki niemu poruszają się ludzkie serca... Gdy ochłonęłam, mogłam się skupić na dalszym oglądaniu, podziwianiu. Gosiu, nie kryłam swoich ochów, achów. W takich miejscach nie potrafię utemperować swoich zachwytów. Taki człowiek ja ja tak to już ma.
    Ślę moc pozdrowień:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, przyznaję, kiedy pierwszy raz byłam w świątyni nie bardzo wiedziałam kim jest Fra Angelico, to dopiero widok nagrobka spowodował, że zaczęłam się interesować osobą utalentowanego zakonnika, czyli doszłyśmy do tego samego miejsca innymi drogami :) Ja także bywam w takich miejscach mocno egzaltowana, a nawet więcej, jeśli coś nie wzbudza we mnie tych przysłowiowych ochów i achów jakoś szybciej zaciera się w pamięci i jest mi smutno, bo takie zachwyty dają mi większą radość z odbioru i powodują, że dzieło staje się takie "bardziej moje", nie doskonałe, nie bezbłędne, ale właśnie po trochę "moje"

      Usuń
    2. Gosiu, co się tyczy tej grupy pielgrzymkowej. Jestem na 100% pewna, że większość uczestników pojechała na żywioł, nie mając pojęcia co będą zwiedzać i co mogą w danym miejscu zobaczyć...
      Każdy nasz wyjazd, ten urlopowy czy ten bliski w kraju zawsze jest opracowany. Wiemy, czym się mamy zainteresować co zobaczyć...Nasi znajomi śmieją się z nas, że na długo przed wyjazdem otaczamy się książkami, przewodnikami. Czy możesz sobie wyobrazić chodzenie po Rzymie, Florencji bez wiedzy o tych miastach? Wiem doskonale, że sobie nie wyobrazisz.
      Ty zawsze jesteś perfekcyjnie przygotowana do każdego wyjazdu i wiesz co masz zobaczyć podczas danego wyjazdu. Oczywiście, że są poza planami ciekawe niespodzianki. I to ma też ogromny urok...
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    3. To prawda, ze nie każdy ma czas i chęć się przygotowywać do podroży, nie każdego interesuje to samo, co nas, smutno mi tylko było, ze te osoby nie miały szansy dowiedzenia się, co oglądają, całkiem możliwe, ze niewiele by ich to obeszło, ale dobrze jest mieć wybór i wiedzieć, a wtedy albo wzruszyc ramionami, albo wydać te ocy i achy, o których tu pisalismy.A ja tez nie zawsze byłam perfekcyjnie przygotowana, nie byłam w ale przygotowana i teraz tego żałuje, właśnie jadąc na wycieczkę zorganizowana uwazalam, ze nie muszę, bo ktoś zrobi to za mnie, pilotka, przewodniczka dopowie, pokaże. Widzę, ze popelnialam błąd, a teraz wyciagnelam z tego wnioski i jeszcze dlatego mi zal tych osób, bo nie wiedza być może jakie piękne przeżycia ich omijają. I zgadzam się z Toba, ze piękne SA także niespodzianki, kiedy trafia się cos nieoczekiwanego. Pozdrawiam

      Usuń
  12. Nie byłabym tak krytyczna wobec rodaków. Mnożą się pytania, np. dlaczego ludzie jeżdżą na pielgrzymki? Bo są tańsze niż te oferowane przez biura podróży. Bywa często tak, że ktoś jedzie z potrzeby serca, bo chce przejść po tych samych uliczkach, dotknąć miejsc, które dotyczyły kogoś ważnego. Niech to będzie ukochany papież, święty Franciszek czy Antoni. Nie wszyscy mają potrzebę obcowania z dziełami sztuki. W czasie ostatniej mojej podróży siedzieliśmy przy posiłkach z małżonkami, którym dzieci zafundowały wycieczkę z okazji rocznicy ślubu. Bardzo sympatyczni, życzliwi ludzie, niekoniecznie robiący sobie zdjęcia przy każdym pomniku. Również z psychologii pamiętam piramidę potrzeb Maslowa - jeśli nie są zaspokojone potrzeby niższego rzędu, nie zawracamy sobie głowy tymi duchowymi. Niemcy czy Japończycy - ich stać na to, żeby delektować się sztuką, gdy polskie rodziny walczą o byt. Włoch czy Niemiec jadą na wakacje, a w ich domu zostaje polska sprzątaczka... Związek sytuacji materialnej z dostępem do kultury jest udowodniony. Wiem, że można planować, odkładać pieniądze przez rok, ale milionów Polaków i tak nie stać.
    Kolejny problem to biura podróży. Tak, korzystam i patrzę za parasolką. Czy jestem gorsza? Zostałam kiedyś w środku Aten sama jak palec, bo spóźniłam się 3 minuty (sprzedawca oszukał mnie w sklepie). Grupa nie czeka! Do hotelu 400 km! W tym roku w Wenecji też turystka została, bo czekała w innym miejscu, a my odpłynęliśmy tramwajem. Mimo wszystko z pilotem czuję się bezpieczniej i to nie wyłącznie z powodu języka. Jakoś tak smutno mi się zrobiło, że nieciekawie jesteśmy spostrzegani.... A wychwalane z powodu kultury nacje uprawiają seksturystykę, piją przez słomki wino z wiader na hiszpańskich plażach...

    OdpowiedzUsuń
  13. Napisalam długa odpowiedz i mi pozarlo, testuje nowy sprzęt.

    OdpowiedzUsuń
  14. Bywa, znam to. Potem przez parę dni kopiowałam komentarz, tak na wszelki wypadek, ale wracałam do rutyny;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja po prostu kupiłam sobie tablet, zachciało mi się nowinek (bo taki leciutki na wyjazd, jak znalazł, no i jak z każdym nowym sprzętem są problemy). Chciałam wypróbować przed podróżą. Kopiować to mogę tutaj (i zaraz zapobiegawczo to zrobię, ale na tej cud techniki nowince jeszcze nie :( umiem.
    Piszę o rodakach, bo tylko ich mogę (a przynajmniej usiłuję) zrozumieć. Obce języki są mi zupełnie obce, więc i ja zaczynałam podróże od wycieczek z biurami podróży i uważam, że gdyby nie to doświadczenie, to nigdy nie zdecydowałabym się i nie odważyła na samodzielne podróże, które dają mi tyle radości i taką moc wrażeń, przeżycia nieporównywalne z niczym innym, że w pewnym sensie mam dług wdzięczności wobec złej organizacji takich wycieczek. Sama o tym piszesz, pozostawienie osoby, za którą się jest odpowiedzialnym, samej w obcym mieście, bez znajomości języka jest karygodne. Wcale nie wyśmiewam podążania za parasolką, sama podążałam i sama była z tego powodu nerwowa, może też dlatego wolałam z tego zrezygnować, bo paradoksalnie taki sposób podróżowania, jaki wybrała daje mi większe poczucie pewności, ale oczywiście zanim to nastąpiło długo do decyzji dojrzewałam. Uważam, że większość takich wycieczek jest kiepsko zorganizowana, droższa od indywidualnych wyjazdów, daje gorszy standard, nie jest realizowany program, który dla wielu jest tym, co przeważa o wyborze takiej a nie innej opcji, a do tego męcząca. Gorsza? czyżbyś czuła się gorsza z tego powodu, że korzystasz z usług biur, czy ktoś ma się czuć gorszy z tego powodu, że bierze udział w pielgrzymkach, ja się nie czułam gorsza, czułam się jedynie gorzej, niż czuję się teraz mogąc iść, gdzie chcę, oglądać, co chcę i jak długo chcę. Kiedyś ktoś mnie zapytał, czy ja czuję się lepsza od innych, bo tak latam po tych muzeach i kościołach. Odpowiedziałam, że absolutnie nie czuję się lepsza, ale czuję się lepiej, bo to daje mi radość, może rekompensuje inne braki- nie wiem, w każdym razie sprawia, że życie nabiera barw i smaków. Uważam się też za szczęściarę, która może te swoje pasje realizować, może je teraz na stare lata wcielać w czyn, bo tak naprawdę moje podróżowanie zaczęło się od niedawna. A to, że ludzi interesują różne rzeczy, jedni jadą w Bazylice Św. Piotra obejrzeć Pietę, inni przyklęknąć przez grobem św. Piotra, albo swojego papieża, a jeszcze inni wziąć udział we mszy świętej, czy audiencji to zupełnie zrozumiałe. Tyle, że gdyby dysponowali informacją o wielości możliwości być może ich postrzeganie byłoby pełniejsze. I wiesz, gdyby przewodnik poinformował ich o tym, co znajduje się na terenie świątyni, a oni tylko wzruszyli ramionami nie zdziwiłoby mnie to i nie zrobiłoby mi się tak jakoś smutno, a tak zostali potraktowani jak ktoś drugiej kategorii, ktoś z góry oceniony, jako ten komu nie warto zawracać głowy jakimi malunkami, bo i tak nie zrozumie. Przynajmniej ja tak to odebrałam. A uprawianie seksturystyki i korzystanie z all inclusive to nie tylko domena cudzoziemców, podczas wycieczki po Egipcie miałam okazję obserwować rodaczki, które nawet nie zamierzały ukrywać, że przyjechały tam wyłącznie dla tego typu przyjemności.

    OdpowiedzUsuń
  16. Właśnie wstałam i wyruszam w podróż - z lękiem, bo bez biura. Mogę pobłądzić, zapłacić mandat. Ale jadę, bo przymus serdeczny. Chyba kiedyś warto o tym jeszcze porozmawiać, bo - jak widać - temat zainteresował też innych. Taka jeszcze refleksja, która mi czasami chodzi po głowie - gdy przyglądam się komuś żłopiącemu piwsko w bramie, beztroskiemu, dysponującemu czasem, mającemu niewielkie potrzeby, to myślę, że jest o niebo szczęśliwszy bez tej całej kultury i sztuki. Chcielibyśmy się podzielić z innymi tym, co kochamy, ale mogą nie być zainteresowani i swoje szczęście lokują gdzie indziej.
    Popędza mnie domowy "pilot", więc już tylko do poczytania! I raz jeszcze radości w te Święta:) Uśmiech ślę:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Wstawaniem o dziwnych porach bijesz na głowę :), a ja myślałam, że moje jutrzejsze wstawanie w okolicy czwartej to porażka. Zwróciłaś uwagę na bardzo ciekawy aspekt, co komu do szczęścia potrzebne, Pamiętam moją nauczycielkę polskiego z liceum, która twierdziła, że jakby miała córkę chciałaby, aby ta została np. krawcową, żadne studia, dyplomy, egzystencjalne roztrząsania, świadomość własnej świadomości, a wyłącznie życie codziennością, bo wydawało jej się, że to pozbawiłoby ją wielu trosk i byłaby szczęśliwsza. A mnie się wydaje, że ludzie bywają szczęśliwi pomimo okoliczności, tak jak bywają nieszczęśliwi pomimo tychże (pomijając skrajne przypadki). Ale jak to mawiają żarciki, jak ktoś ma silną wolę życia to medycyna i lekarze są bezradni, będzie żył, a jak ktoś chce być szczęśliwy, to będzie niezależnie od tego, czy chory, biedny, wykształcony czy bez dyplomów (jeszcze raz dodaję, że pomijam skrajne przypadki kataklizmów i katastrof). Jedno jest pewne nie da się nikogo uszczęśliwić na siłę, dlatego jak bywam na tych moich wycieczkach nawet nie próbuję zarażać moją pasją osoby mi towarzyszące, jeśli widzę opór, niech każdy robi to, co jemu sprawia przyjemność. I tu być może odpowiedziałam sama sobie, może ten przewodnik grupy próbował wcześniej i trafił na ścianę :). Szczęśliwej podróży życzę, choć Ty zapewne jesteś w drodze i przeczytasz po dotarciu do celu

    OdpowiedzUsuń
  18. Wspaniale i bardzo barwnie opisujesz nam piękno obrazów...
    Wesołych, Zdrowych Świąt...Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzajemnie dużo zdrówka i pogody wszelakiej na Święta życzę

      Usuń
  19. Dotarłam szczęśliwie. Pogoda piękna, widok na Alpy dech zapiera, a dzieci - cała radość. Jest dobrze i niech trwa. Całusy:)

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).