Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 2 marca 2014

Paryskie pasaże Krzysztof Rutkowski



Geneza lektury; wpis u Marty oraz u Kaye. Zachęcona dwiema niezwykle ciepłymi i entuzjastycznymi opiniami poprosiłam Kaye o pożyczkę.
Pasaż w ujęciu architektonicznym to rodzaj przejścia łączącego budynki lub ulice, przejścia przykrytego wspólnym dachem (często szklanym). Paryskie pasaże to książka, w której przejście stanowi motyw przewodni; przechodzenie od przeszłości do teraźniejszości, od sztuki do prozy życia, od polityki do ideologii, od jasności do ciemności. Przechodzenie to ruch, zmienność, tworzenie nowego w miejsce starego. Pasaż u pana Rutkowskiego jest również pewnego rodzaju formą literacką. Jest łącznikiem, który spaja w pewną całość różne, czasami nieprzystawalne do siebie zdarzenia, przedmioty, historie.
Spójnikiem całości jest Paryż i jego mieszkańcy.
Miasto i zamieszkujący je ludzie zostali ukazani w pełnym świetle, bez pomijania tego, co chciałoby się ukryć, albo choćby przemilczeć, a jednocześnie nie mam najmniejszych wątpliwości, iż fotografia jest prawdziwa, pozbawiona zarówno złośliwości, jak i nadmiernego retuszu. 
Składające się na całość cztery obrazy rozpoczyna  rozdział Pasaże uliczne. Jeden z często wykorzystywanych przez pisarzy, jako tło powieści, Okres wielkiej przebudowy miasta przez barona Haussmanna, jeden z często wykorzystywanych przez pisarzy okresów stanowiących tło powieści, (kiedy to Paryż z plątaniny brudnych, nędznych, ciasnych i cuchnących uliczek, będących siedliskiem nędzy i wylęgarnią zarazków staje się prawdziwą europejską metropolią, przestrzenną, pełną szerokich bulwarów, dobrze skanalizowaną), jest tylko punktem wyjścia do pokazania, jak w ślad za nowym wystrojem miasta pojawiają się nowe prądy artystyczne i nowy styl życia. Otwarciu ulic towarzyszy otwarcie umysłów, pojawieniu się nowego rodzaju oświetlenia ulic (latarni gazowych) towarzyszy tworzenie nowego systemu edukacji, mieszkańcy coraz częściej wychodzą ze swych zamkniętych, nędznych mieszkań. Tworzy się nowy ruch społeczno-artystyczny, zwany cyganerią, czy też bohemą, którego przedstawiciele demonstrując pogardę dla konwenansów spędzają czas na wspólnych zabawach i tworzeniu nowych prądów w sztuce. Pisarze, malarze, dziennikarze przesiadują w kawiarniach i kabaretach. Poczucie niczym nieskrępowanej wolności i swobody sprzyja zarówno narodzinom geniuszy, jak i rozprzężeniu obyczajów i wynaturzeniom. Autor przedstawia tych znanych i nieco mniej znanych przedstawicieli paryskiej cyganerii; Baudelaire`a, Paula Verlaine, Artura Rimbauda, Erica Satiego, Henriego Touluse- Lautreca czy wielu innych. Przyznam, iż niektóre z nazwisk, jakie padają na kartach książki są mi zupełnie nieznane, o niektóre zaledwie się kiedyś otarłam, jednak czytałam z równą pasją zarówno historie znanych poetów, malarzy, jak i nieznanego muzyka, czy dziennikarza. Klimat nowo tworzonych kabaretów (Czarny Kot), kawiarni literackich (Hydropaci), całonocne hulanki, zmiany partnerów, gryzetki, loretki, kloszardzi, tajniacy, budowa żeliwnej damy, rajdy welocypedów, automobile, ruch antyżydowski, sprawa Dreyfussa – wszystko to tworzy niepowtarzalną atmosferę Paryża II połowy XIX wieku.
Podejrzane pasaże to obraz różnego typu wystaw malarskich w Luwrze, Grand Palais, Centrum Pompidou, wystaw zarówno sprzed wieku, jak i tych niemal nam współczesnych, na których często prezentowano eksponaty nie tylko zadziwiające, ale i czasami odrażające (jak ta ukazująca fragmenty ludzkiego ciała poddane rozczłonkowaniu, czy wystawa utensyliów pogrzebowych). Seanse spirytystyczne, obrazy Matisse i Touluse – Lautreca, genialne dzieci i pokazy damskiej bielizny, markiz de Sade i – taki swoisty collage prezentuje autor w rozdziale Podejrzane pasaże. Pragnąc dotknąć prawdziwego Paryża, zajrzeć pod powierzchnię trzeba zejść także do podziemi. Autor często odwołuje się do słów Waltera Benjamina (filozofa, eseisty i krytyka literackiego, tworzącego w pierwszej połowie XX wieku), który pisał, iż „prawdziwy Paryż tkwi pod ziemią składa się z systemu grot, korytarzy, kanałów, dziur i piwnic i przejść, jest to prawdziwy Hades. Miasto podziemne, głębia wewnętrznego ognia, której sto lat nie wyziębi. Podziemne paryskie pasaże ciągną się kilometrami na wielu poziomach (….) Paryż powierzchniowy to miraż.” *
Kolejne rozdział to Pasaże modne. Jest tu ilustracja mitu wiecznej młodości, jaki sterroryzował stolicę mody. Francuzi pragną pozostać wiecznie młodzi, piękni, sprawni i odejść z tego świata, w jak najlepszej formie fizycznej. Trzeba być eleganckim, szczupłym,  zdrowo się odżywiać, czyli o krawcach, pokazach mocy, kremach, perfumach, alkoholu i tym wszystkim, co daje przyjemność, ale też często zwiększa poczucie winy.
(…) współczesna Francuzka i współczesny Francuz starają się wszelkimi dostępnymi sposobami przedłużyć w nieskończoność pozory młodości; szczupła sylwetka, brak zmarszczek, jogging- uprawiany niekiedy resztkami sił, za to zawsze z uśmiechem, systemy kremów przeciw zmarszczkom, sauny, masaże i wodolecznictwo- nieskończona wydaje się ilość środków mających opóźniać nadejście starości. (…) Starości unika się jak kataru lub po prostu w ogóle nie zauważa, niczym kloszarda na ławce, psich odchodów na chodniku lub grymasu na ustach teściowej. Starość nie istnieje, a młodość stała się synonimem piękna”. **
Pasaże diabelskie to poszukiwanie „rajskiej krainy ułudy na ziemi”, obraz biesów, które się lęgną w duszach intelektualistów, ale przede wszystkim wstydliwy obraz francuskiej uległości wobec nazistów i zachłyśnięcie się ideami komunizmu.
"O tym, jak francuscy intelektualiści flirtowali sobie najpierw z faszyzmem, a później z komunizmem, wiedziało się to i owo. Ale dopiero lektura książki młodego Amerykanina (chodzi o książkę  Tony Judt)powoduje, że nawet łysemu stają z przerażenia włosy na głowie. Nasze rodzime „hańby domowe” i różni „oni” nawet do pięt nie dorastają bywalcom „Cafe de Flore”. Wobec Sartre1a – Ważyk to liberał, który mógłby uchodzić za szefa obywatelskiego ruchu opozycji demokratycznej na rzecz umiarkowanego postępu w granicach prawa.” ***To przeplatanie jasnych barw z ciemnymi, to połączenie przeszłości z teraźniejszością, to pisanie w sposób poważny ale niepozbawiony humoru (zdarzało mi się nagle wybuchać śmiechem, jak wówczas, kiedy autor analizując wyniki badań dotyczące spożycia trunków przez Francuzów konstatuje „Najbardziej niepokoi mnie w tym wszystkim słoń i sprawa polska. Jeżeli Francuzi rzeczywiście zajmują pierwsze miejsce na świecie w piciu, to Polacy nawet w tej dziedzinie okazaliby się narodem drugorzędnym. Gdyby owo straszne podejrzenie zmieniło się w prawdę, kolejny narodowy mit błysnąłby miękkim podbrzuszem".****  No cóż możemy się zawsze pocieszać, że były to wyniki nieaktualne), liczne odwołania do świata literatury i sztuki (ileż tu pada powieściowych i filmowych występujących, jako fragment opisu tytułów), lekkość pióra i umiejętność pisania w sposób zajmujący o rzeczach zwykłych, okraszanie opowieści anegdotkami - wszystko to sprawiło, że lektura była prawdziwą przyjemnością. Poza wszystkim chylę czoło przed rozległą wiedzą autora i jego życzliwością zarówno dla miasta, ludzi i ich ułomności, jak i dla czytelników. 
Początkowo nieco uwierały mnie niektóre metaforyczne porównania, ale z czasem przyzwyczaiłam się do pióra autora i przestałam na nie zwracać uwagę. Cieszę się, iż miałam okazję zacząć znajomość z pisarzem od tej właśnie książki, gdyż przeglądany pobieżnie Dar anioła wywołał nieco odmienne refleksje.
Na uwagę zasługuje też sposób wydania; granatowa, sztywna, imitująca płócienną, okładka i wklejane wewnątrz fotografie, co nadaje książce niepowtarzalny charakter. Można odnieść wrażenie, że jest się posiadaczem limitowanej edycji.
Łańcuszek: lektura Paryskich pasaży spowodowała chęć sięgnięcia po kolejną książkę tego autora, ale także po leżącą na mojej półce sztukę Ubu król Jarrego, o których autor wspomina w rozdziale Pasaże uliczne.
Moja ocena stanu podobania - 5,5/6 
* str.130 paryskie pasaże Krzysztof Rutkowski Wydawnictwo Słowo/obraz/terytoria,
**  str.160-161 tamże,
***  str.216-217 tamże,
**** str.155 tamże.
Zdjęcia mojego autorstwa przedstawiają paryskie pasaże, do których dotarłam wraz z Holly.

Dziękuję Kaye i za pożyczenie książki i za wspólną kawkę i miłą rozmowę.

12 komentarzy:

  1. Bardzo się cieszę, że książka przypadła Ci do gustu. :) Język Rutkowskiego jest specyficzny, ale w trylogii paryskiej stanowi to, moim zdaniem, część jej uroku ;) Gdybyś miała ochotę, to kolejne części też mogę pożyczyć :)
    P.S. To raczej ja powinnam podziękować za miłe spotkanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Język Paryskich pasaży, a nawet nie język, ale parę wstawek- metafor na samym początku trochę mnie raziło, ale z czasem się przyzwyczaiłam, a nawet mi się zaczęły podobać. Natomiast w Darze Anioła, który zaczęłam podczytywać wygląda to zupełnie inaczej, ale ponieważ przejrzałam kilka stron za wcześnie jeszcze na oceny i podsumowania. Kolejną część z wielką chęcią, jak wpadnę w kwietniu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam dwie książki z cyklu paryskiego i byłam pod wrażeniem erudycji autora, swobodnego poruszania się między faktami, anegdotami,ciekawostkami. Na uwagę zasługuje jeszcze staranne wydanie książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję nutto za wypowiedź, bo już myślałam, że nikt nie czytał książek pana Rutkowskiego, a uważam że wcale nie ma tak dużo dobrych pozycji dających możliwość poznania miasta w kontekście literackich i artystycznych (a także historycznych) odniesień. Tak, jak w przypadku Italii mamy całą masę (i dobrze) tego typu literatury, jak choćby cała seria podróżnicza wydana przez Zeszyty Literackie, tak już w przypadku innych krajów nie wygląda to tak imponująco. Wydanie bardzo ciekawe i o niebo lepsze niż choćby te wspomniane Zeszyty Literacki.

      Usuń
  4. Muszę Ci się przyznać, że powolutku dojrzewa we mnie myśl, żeby wybrać się, ale tak całkiem realnie, na wyjazd (nie tam jakąś zorganizowaną wycieczkę, tylko na eskapadę;) do Francji. Zawsze powtarzałam, że chciałabym pojechać tu, czy śmu, ale teraz zaczynam się z tymi chceniami mierzyć. Kto wie, może w przyszłym roku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobra decyzja, jeśli tylko będziesz potrzebowała rady daj znać, niedawno szykowałam maila dla koleżanki z informacjami na co patrzeć, gdzie szukać, itp. Nie wiem, jak u ciebie z językami, ale naprawdę wystarczy minimalna (absolutnie minimalna znajomość języka), aby sobie poradzić, ważniejsze to umieć obserwować i mieć oczy szeroko otwarte. Jestem najlepszym przykładem - radzę sobie we Francji nie znając francuskiego zupełnie i z bardzo mizerną znajomością angielskiego. Zauważyłam, że ludzi gubi rutyna, zwracam większą uwagę na znaki w nowym miejscu i zdarza się, że szybciej odnajduję drogę niż mieszkające od lat w jakimś miejscu koleżanki czy rodzina :).

      Usuń
    2. Mąż się uczył, a ja mam zamiar kuć z Rozmówkami. Poza tym, myślę, że teraz mamy taką globalizację, że można zrozumieć co kto i jak.
      Przed wyjazdem z pewnością się do Ciebie zwrócę:)

      Usuń
    3. Zawsze chętnie służę doświadczeniem. Nie chcę jedynie bloga zamieniać w informacyjny :)

      Usuń
  5. Ja kiedyś spróbowałem Raptularza i przyznam, że po Twoim wpisie zerknę na coś jeszcze, tylko nie wiem co tam biblio ma :)
    PS. Przeszedłem się. "Śmierć w wodzie" i "Ostatni pasaż", jakieś sugestie? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi, ale znam jedynie Paryskie pasaże, które mogę z czystym sumieniem polecać. Słyszałam, że równie dobre jest Requiem dla moich ulic. Kaye pisałą o Raptularzu http://kayecik.blogspot.com/2014/01/krzysztof-rutkowski-raptularz-konca.html Ja zaczęłam czytać Dar anioła i miałam mieszane uczucia. No chyba nie pomogłam :( poza tym dopiero teraz, bo w robocie nie mogę korzystać z internetu :( tzn. pozasłużbowo nie mogę

      Usuń
    2. Jeszcze raz, jak widać po trzeba do mnie dziś drukowanymi literami mówić, nie doczytałam, że Raptularz przeczytałeś, sądziłam, że zarzuciłeś :) Co do Pasaży to nie wydają mi się takie hermetyczne li tylko dla "rzeczoznawców" , choć nie będę ściemniać, że o paru nazwiskach nie słyszałam, a teraz przynajmniej będę wiedziała, że mi się o uszy obiły, o paru osobach miałam zupełnie inne wyobrażenie, niż mam po lekturze. Mnie taki typ pisania o miastach odpowiada. I jakoś nie uważam, jak twoja komentatorka, że Rutkowski miasta nie lubi, choć może tak jest, ale ja tego w prozie nie dostrzegłam w przeciwieństwie do Paryża na widelcu, którego autor po prostu nabija się z żabojadów. Czytając wciąż łapałam się na skojarzeniach, no proszę i można ładnie, niekoniecznie pochlebnie i nie pod publiczkę. Ale to oczywiście moja subiektywna ocena.

      Usuń
    3. Jak tylko najdzie mnie ochota na coś poważniejszego, to sięgnę. Może nawet po Benjamina, żeby zobaczyć na czym polega jego fenomen :)

      Usuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).