Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 24 sierpnia 2014

Maria Dąbrowska i pieniądze (czyli cytatów kilka z III tomu Dzienników)


Remarque w Łuku Triumfalnym mówił „Wszystko, co można dostać za pieniądze jest tanie”.
Trudno z tą myślą polemizować, a jednak bezsprzecznie są one ważne dla naszej egzystencji. Maria Dąbrowska należała do tych szczęśliwców, którzy, jak sama napisała w maju 1950 r. zawsze mieli pieniądze.  W okresie od 1945 do 1950 (który to okres obejmuje tom III Dzienników) wyłowiłam sporu wzmianek na temat pieniążków; są tu ceny różnych usług i towarów, wysokość zaliczki za napisanie sztuki, wynagrodzenie urzędników, czy wysokość kwot, którymi wspomagała innych. Pierwsza powojenna wzmianka dotyczy wizyty w „restauracji”. Na halach odkrywam zabawną rzecz - improwizowane uliczne restauracyjki. Kobiety w saganach doskonale opatrzonych gałganami i papierem w rodzaju dogrzewaczy sprzedają pyzy (kluski z surowych kartofli), fasolę z sosem, zupy, a na deser przecierany kompot rabarbarowy. Zjadam pół porcji pyzów, za którymi przepadam i wypijam szklankę kompotu. Kosztowało 15 zł. Pyzy były świetne, okraszone, gorące. To będzie moja stołówka. (30.05.45 r.) Cztery lata później ceny przedstawiały się już inaczej, czemu trudno się dziwić.
…. poszliśmy ze St. (Stanisławem Stempowskim) na obiad do „Centrali Rybnej” na Nowym Świecie (między Placem Trzech Krzyży a Alejami Jerozolimskimi) i tam zjedliśmy w „probierni rybnej” ja – leszcza, St- sandacza. Ale z St. Nie ma żadnej przyjemności znaleźć się w restauracji. Szuka najtańszych potraw (choć ja płacę), chce jeść obiad „popularny” za 80 zł, że niby taki biedny. …. (1.10.49 r.). Dąbrowska kilkakrotnie wspomina o „oszczędności St.”, gdy tymczasem sama lubiła pozwolić sobie na małe przyjemności gastronomiczne. Zmęczone i obciążone sprawunkami poszłyśmy na obiad do prywatnej restauracji Pod rybką na Św. Mikołaja. I tu spotkała nas miła niespodzianka. Gdy niedawno na świeżo upaństwowionym „Monopolu” podano nam zamiast dwu porcji kaczki dwie porcje kości, za które zapłaciłam 1.100 zł, tu wypiłyśmy dwie wódki, zjadłyśmy znakomitego śledzia w oliwie i świetnie przyrządzoną sarnią pieczeń plus dwie duże (co prawda nieświetne) czarne kawy za 830 zł. Pieczeń sarnia kosztowała 175 zł porcja. (31.10.49 r.)
Zaraz po wojnie otrzymała propozycję wystawienia  sztuki „Stanisław i Bogumił”. Proponuje mi [Szyfman] zaraz 10.000 zaliczki i wpisanie na listę pracowników Teatru Polskiego z odpowiednimi przydziałami. (9.10.45 r.).
Pisarka nie musiała się wówczas martwić się o swój warsztat pracy. Przyszedł list z Prezydium Rady Ministrów zawiadamiający o przyznaniu 10.000 zł na kupno maszyny. Wobec tego poszłam do firmy Antoszewski na Marszałkowskiej i założywszy wszystkie niemal domowe pieniądze kupiłam maszynę.  (24.11.45 r.)
Dalej jest mowa o przykładowych cenach. Frania poszła dziś na targ kupić sobie- jak ją namawiałam- prześcieradła i poszewki. Kiedy wróciła, okazało się, że kupiła sobie śliczną nową wełnianą suknię za 1.300 zł. Jest tym kupnem tak przejęta i uszczęśliwiona, że cały wieczór była w świetnym humorze. (3.11.45 r. Frania była pomocą domową Dąbrowskiej i Stempowskiego. Trochę zdziwiło mnie istnienie „instytucji pomocy domowej” w tych czasach). Dąbrowska traktowała Franię, jak członka rodziny. Wzięłam ją do niego (lekarza) nie na tanią wizytę szpitalną (w Szpitalu Ewangelickim), ale na prywatną za 1.500 zł. Gdyż tylko za tę cenę spodziewam się, że Frania będzie przestrzegała przepisów lekarza. (1.10.49 r.)
Przy kłopotach finansowych ratowano się wynajmem lokali. To lokator? To student? Tak, to student. […] podług dekretu musimy płacić teraz cztery tysiące komornego, to on nam zawsze tę połowę zapłaci, te dwa tysiące. (17.11.48 r.)
Nie zabrakło też takich, co na wojennym nieszczęściu próbowali się wzbogacić. Wczoraj rano poszłam do Ministerstwa Odbudowy (dziwnym trafem-dawne Gimnazjum królowej Jadwigi), żeby pani Nowowiejskiej oddać 5.600 złotych. Jest to stary weksel Jadzi, że panią Pasławską i panią Nowowiejską żyrowany, a który teraz każą płacić. Podobno ktoś ocalił i przywiózł z Kanady cały portfel weksli KKO – ku utrapieni najbiedniejszych przecie ludzi. Weksle zamiast arrasów. A te weksle to były pożyczki udzielane przez KKO inteligencji na przeżycie czasów okupacji. (25.02.49 r.) Dąbrowska nie przykładała dużej wagi do pieniędzy, ale lubiła od czasu do czasu notować swoje wydatki, dzięki temu możemy czerpać ciekawe informacje na temat ówczesnej kondycji finansowej. Dąbrowska często obdarowywała ludzi, oczywiście najhojniej Annę Kowalską, z którą się przyjaźniła i z którą później zamieszkała.
W dzień wyjazdu z Wrocławia poszłyśmy z Anną do Domu Towarowego. Kupiłam Annie kołdrę i niebieską z „jedwabnego” rypsu kołderkę dla Tulty (Maria – córka Anny Kowalskiej), podpinkę dla kupionej kołdry i jasiek dla Anny. Wszystko razem kosztowało dwanaście tysięcy, więc bardzo niedrogo. Annie, która jest teraz w poważnych tarapatach finansowych, zostawiłam 40 tysięcy…. Dziś była Julka Iwańska- zjadła z nami obiad. Ponieważ mówiła, że chce kupić paltko dla swej trzyletniej ciotecznej wnuczki, dałam jej na ten cel dwa tysiące. (5.11.49 r.)
Jestem bardzo zmartwiona i skłopotana sprawami Anny, które układają się jak najgorzej. Nikt z mego otoczenia nie może sobie dać rady. Dziś wysłałam Danusi 5 tysięcy złotych, a już w godzinę potem przyszedł list od Władzi Królikowej (mojej dawnej służącej) proszący o większą pomoc. Chwała Bogu wobec tych dużych wydań stoję dobrze, ale ja należę do rzadkich w Polsce ludzi, co zawsze mają pieniądze, nawet wtedy gdy zarabiają bardzo mało. (27.05.50 r.)
Pewną informację na temat zarobków urzędniczych daje poniższy zapis. Zuzia jest urzędniczką w tym samym majątku państwowym, co p. Hubert. Zarabia 15 tysięcy, a on 8 tysięcy plus ordynaria. Ale mogą chować inwentarz ile chcą i mam wrażenie, że jakoś dają sobie radę…. Dałam Frani na święta 4 tysiące zł, Wyglądałom tysiąc, Maniusiowi, chłopcy od dozorcy - 500, Bogusiowi (bratu) 15 tysięcy, naszym studentkom J. 10 tysięcy, Annie posłałam 50 tysięcy-razem 80 tysięcy. (26.12.49 r.).
Jako ciekawostkę wynotowałam poniższy wpis.
Byłyśmy zaproszone na 25 lecie ślubu Parandowskich. Przygotowywali się do tej uroczystości z niesłychanym namaszczeniem i podobno przeznaczyli na ten cel 250 tysięcy złotych. … To przyjęcie nie było ani wesołe, ani bardzo udane. (9.08.50 r.)
Szukając w Internecie informacji na temat przeciętnego wynagrodzenia w latach 45-49 znalazłam dane dotyczące powojennego wynagrodzenia nauczycieli, które, jak wiadomo nie są reprezentatywne dla całej populacji zatrudnionych. W opracowaniu Szkolnictwo polskie w latach 1945-1975 z uwzględnieniem miasta Włocławka pani Barbara Moraczewska podaje, iż w roku 1946 miesięczne wynagrodzenie nauczyciela w szkole podstawowej przeciętnie kształtowało się od 5.200,00 zł do 12.000,00 zł, natomiast w roku 1949 r. wynosiło od 11.300,00 zł do 21.500,00 zł. Zgodnie z informacją podaną w Monitorze Polskim z 1990 roku przeciętne wynagrodzenie za rok 1950 wyliczono na kwotę 551,00 zł miesięcznie. W październiku 1950 roku miała miejsce denominacja, zgodnie z którą każde 100 złotych w banku, cenach, zobowiązaniach czy pensjach (do stu tysięcy złotych) przeliczono na nowe 3 złote, a każde 100 zł w gotówce na nowe 1 złoty. A zatem przeciętne miesięczne wynagrodzenie tuż przed denominacją wynosiło 55.100,00 zł. A zatem koszt wyprawienia rocznicy ślubu u Parandowskich był rzeczywiście niebagatelny, jeśli informacje, jakie doszły do Dąbrowskiej były prawdziwe.
Informacja na temat wymiany pieniądza była pilnie strzeżoną tajemnicą państwową. We wpisie z 2.11.50 r. Dąbrowska opisuje dzień, w którym się o niej dowiedziała. …W sobotę wyszliśmy rano do miasta, by kupić na jutro bilety… Po drodze wstąpiliśmy do Banku Rzemiosł i Handlu, gdzie podjęłam 300 tysięcy złotych, mając zamiar pożyczyć Wackom, opędzić kłopoty mojej rodziny, kupić futerko dla Anny, kupić materiał na domowe ubranie dla St. I tym podobne. Zadziwił mnie niezwykły w tym cichym banku ruch przy kasach - czekałam długo jak nigdy. … W niedzielę rano o wpół do ósmej otworzyłam radio i posłyszałam jakiś komunikat wypowiedziany tragicznym głosem, który przypominał mi dwa tragiczne dla momenty dziejów Polski; śmierć Piłsudskiego i owo tragiczne w dniu 7 września 1939 r. „Blaskota, Blaskota, Bolesław wzywa do Warszawy.” Usłyszałam zdanie „Wszyscy pracownicy banków- tu cała litania nazw instytucji bankowych- stawią się dziś o ósmej rano”. Od razu domyśliliśmy się, że stało się coś z pieniędzmi. … Od razu zrozumiałam, że ta reforma czyni mnie bankrutem. Miałam bowiem niezręczność przenieść połowę moich należności z Czytelnika na moje konto bankowe w Banku Rzemiosł i Handlu, w związku z zamiarem kupna owego nieszczęsnego domu w Rejentówce. Będę ukarana za to, że nie zużyłam tych pieniędzy na własną korzyść, lecz zostawiłam je w banku na użytek państwa. 
Poza powyższą informacją zawierającą emocjonalny stosunek do denominacji znalazł się jedynie rzeczowy wpis na temat wymiany zawierający ironiczną radę Putramenta. Niech pani troszeczkę przyspieszy tempo. Niech pani wsiądzie z nami do tego tramwaju. My gotowi jesteśmy dla pani go troszeczkę zatrzymać. (3.11.50 r.)

4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawe informacje na temat życia Marii Dąbrowskiej...Nigdy nie czytałam jej dzienników...Czas najwyższy to zmienić...Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Dziennikach jest dużo ciekawych informacji na temat literatury, poglądów politycznych, sytuacji społecznej, relacji osobistych i przyjacielskich. Warto czytać.

      Usuń
  2. Znakomite są te jej zapiski.Takie skrupulatne.

    Ja ją trochę poznałam ostatnio dzięki Sławomirowi Koprowi i jego "Kobietom władzy PRL".
    Czy z "Dzienników" można wywnioskować, że łączyło ją z Kowalską coś więcej niż przyjaźń?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do IV tomu są to relacje przyjacielskie, razem mieszkały, prowadziły wspólne gospodarstwo domowe, jeździły na wakacje, chodziły na przedstawienia i do restauracji, opiekowały się Tultą. W Dziennikach nie ma żadnych sugestii dot. bardziej intymnych związków.

      Usuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).