Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 1 września 2014

Kilka uwag o uczeniu wg Ani


Ania z Avonlea
Czytanie kolejnego tomu cyklu o Ani Shirley to czysta przyjemność. Zastanawiam się tylko, dlaczego tak długo zwlekałam z powrotem do lektury, a z drugiej strony cieszy mnie to, iż mimo upływu lat wciąż czuję się pokrewną duszą Ani. Ania dorasta, z podlotka zamienia się w młodą dziewczynę, nadal jednak żywiołowy charakter często pakuje ją w kłopoty. Okres pomiędzy ukończeniem szkoły a pójściem na Uniwersytet upływa na zdobywaniu pierwszych doświadczeń zawodowych. W II tomie Ania na dwa lata z ławki uczennicy przenosi się na „katedrę” nauczycielki. Jest to okres, w którym … można nauczyć się o wiele więcej niż podczas całego procesu nauczania. Wynotowałam sobie parę ciekawych spostrzeżeń dotyczących procesu dydaktycznego.
…. nie powinno się zamykać dziecka w czterech ścianach szkoły, dopóki nie skończy siedem lat. Mawiał ojciec Maryli i chyba miał słuszność.
Wszyscy popełniamy błędy. Powinniśmy ich żałować i uczyć się na nich, lecz nie wlec ich za sobą w przyszłość… Gdybyż człowiek umiał się zastosować do tej rady o ileż byłby mniej sfrustrowany.
Sami stwarzamy sobie życie, gdziekolwiek jesteśmy. Uniwersytet może nam tylko w tym dopomóc. Życie nasze bywa bogate lub ubogie zależnie od tego, co w nie wkładamy, a nie od tego, co zeń czerpiemy. Może być bogate i pełne zarówno tutaj, jak i na szerokim świecie, jeśli tylko potrafimy otworzyć nasze dusze na przyjęcie jego skarbów. Troszkę to naiwne, ale nie można temu stwierdzeniu odmówić słuszności.
Gdyby na uniwersytecie uczyli, jak postępować z mężem, to jeszcze widziałabym w tym jakiś sens.  Droga pani Andrews - nadal tego nie uczą, powiem więcej nie uczą nawet jak żyć, a wszak tego pragnęła nauczyć się na Uniwersytecie rudowłosa mieszkanka Zielonego Wzgórza. Z moich studiów uniwersyteckich pragnę przede wszystkim wynieść jak największą umiejętność sztuki życia. Pragnę nauczyć się, jak rozumieć moich bliźnich i pomagać im.
Jakie to cudownie staroświeckie i kompletnie niemodne.
Taki powinien być cel uniwersytetu, nie zaś nadawanie dyplomów całemu zastępowi magistrów i kandydatów tak nadzianych książkową mądrością, że nie ma już w nich miejsca na nic innego. 
I tu muszę pana zmartwić pana- panie Harrison, dziś dla większości studentów celem jest nie zdobycie wiedzy czy poszerzenie horyzontów, a zdobycie dyplomu, czemu w czasach bezrobocia trudno się dziwić, tym bardziej, że nawet kilka dyplomów nie gwarantuje dziś zdobycia zatrudnienia.
Ania na uniwersytecie
Ania z nauczycielki przemienia się w studentkę. Lata studiów
upływają na nauce oraz  prowadzeniu bujnego życia towarzyskiego.  Najmilsze są jednak chwile powrotów do domu, do bliskich i przyjaciół. No i jest czas na miłość. Jeśli kiedyś przestaną mi się pocić oczy czytając o chorobie Gilberta to będzie to znak, że czas pożegnać się z Anią.  
I tutaj znalazłam kilka cytatów a propos pierwszego dnia roku szkolnego. 
Zdaniem ogółu życie nauczycieli wiejskich płynie beztrosko, a obowiązki ich ograniczają się jedynie do pobierania pensji. … Nie ma tygodnia, w którym nie słyszę, jak łatwa jest moja praca i jak dużo dostaję za nią pieniędzy. „Praca nauczycielki to siedzenie i słuchanie wyuczonej lekcji”- oto słowa, które wciąż do mnie docierają. Z początku usiłowałam protestować przeciw temu, ale „fakty wprawdzie są mocne-powiedział ktoś mądry, ale nie tak mocne, jak fałszywe mniemania”.
Cytat dotyczy co prawda nauczycieli wiejskich, ale myślę, że dziś i miastowi nauczyciele chętnie by się pod nim podpisali.
Mam poważne wątpliwości, czy nauka, jaką wyniosła Ania i jej  koleżanki z kilku lat studiowania zadowoliłaby dzisiejszego studenta i jego profesora.
-nauczono nas tej prawdy… że humor jest najwspanialszym bogactwem życia. Śmiać się ze swoich omyłek, czerpiąc z nich jednocześnie naukę. Trudności życiowe obracać w żart, ale starać się przezwyciężać je.
- Patrzeć na każdą trudność, jak na żart, a na każdą większą przeszkodę, jak na zapowiedź zwycięstwa. Na świecie jest tak dużo mądrości- że trzeba tylko umieć patrzeć, trzeba mieć serce otwarte, by tę mądrość pokochać, i chętne dłonie, aby ją do siebie zagarnąć. Mądrość ta istnieje zarówno w ludziach… jak i sztuce i w literaturze, słowem wszędzie.
Jak widać sporo uwagi poświęca autorka zbawiennej roli humoru w życiu. 
Uśmiech niejednokrotnie też towarzyszy lekturze. 
Cały posiadany przeze mnie cykl został wydany przez Naszą Księgarnię. Tom drugi w tłumaczeniu Rozalii Bernsteinowej, trzeci w tłumaczeniu Janiny Zawiszy - Krasudzkiej. Ilustrowane nadal przepiękną kreską Bogdana Zieleńca.

12 komentarzy:

  1. Widzę, że obie złapałyśmy "Aniowego" bakcyla:) Ja jestem po Szumiących Topolach i jak tylko dokopię się do kartonu z kolejnymi tomami, z przyjemnością będę kontynuowała lekturę kolejnych części cyklu.
    A z przytoczonych przez Ciebie cytatów najbardziej aktualny jest chyba ten z pana Harrisona. Niestety.
    Swoją drogą, w czasie lektury zwróciło moją uwagę to, że na Wyspie Księcia Edwarda pracę nauczycielek powierzano tak młodym osobom. W szkole mojego syna dominują raczej nauczycielki w wieku około 50 lat (nauczyciele mężczyźni, bo są i tacy, są nieco młodsi, ale tylko nieco) i - szczerze powiedziawszy - czuję się pewniej, powierzając im moje dziecko (wszystkie są naprawdę znakomicie wykształcone, także jeśli chodzi o nowe technologie). Chyba muszę iść do kącika, pomyśleć nad swoim postępowaniem:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dłużniczką twoją pozostaję, że mi o Ani przypomniałaś. Co prawda wpisy o Ani pojawiają się na blogach dość systematycznie, ale twój trafił we właściwy moment. A propos wynoszenia ze studiowania umiejętności życia- zadałam sama sobie takie pytanie, czego nauczyły mnie lata studiów. I myślę, że jednej ważnej rzeczy; zaczynałam je w przeświadczeniu, iż prawo i sprawiedliwość (nie mylić w ugrupowaniem politycznym- bo nie cierpię polityki, a pojęcia te łączyłam na długo, zanim komukolwiek śniła się taka partia, czy taka jej nazwa) to synonimy, kończyłam w przeświadczeniu, iż prawo ze sprawiedliwością (tak jak ja ją pojmuję) niewiele ma wspólnego. Po latach doszła jeszcze nauka, iż opinia prawna jest taka, jakiej życzy sobie zleceniodawca - powiedział mi to praktykujący prawnik. Co do wieku nauczycielek to chyba też uległaś stereotypowi, iż tylko doświadczona nauczycielka może dobrze zająć się twoimi dziećmi, bo słyszałam o młodych, rzutkich i mądrych nauczycielkach, tak samo jak o właśnie 50-latkach, którym się już nie chce i oczywiście na odwrót. Choć doświadczenie daje pewną rękojmię lepszego zaopiekowania, której to brakuje- może zabraknąć w przypadku młodości. Ale pewnie gdybym miała dziecko też wolałabym powierzyć je dojrzalszej osobie, tyle, że dojrzałość nie jest równoznaczna z wiekiem:)

      Usuń
    2. Nie wiem jak jest w przypadku innych studiów niż te nasze, ale im więcej czasu upływa od ich zakończenia, tym większe mam wrażenie, że to wszystko nie tak powinno wyglądać. Przeraża mnie to, że po pięciu latach przychodzą do mnie młodzi ludzie, którzy nawet - i owszem - wszystkiego się nauczyli, tylko nijak nic z tego nie rozumieją i nie potrafią zastosować w praktyce. To też jeden z powodów, dla których stawiam na dojrzałość czytaną jako synonim doświadczenia. Ale - oczywiście - od każdej reguły istnieją wyjątki. I bardzo dobrze.

      Usuń
    3. Mądrego dobrze posłuchać:) Z mojej perspektywy wszystko wygląda zupełnie inaczej niż miało wyglądać kiedy rozpoczynałam swą zawodową drogę. Czasami zastanawiam się, jak to się dzieje, że to wszystko jakoś się toczy do przodu, pewnie dzięki osobom, dla których ważna jest odpowiedzialność za własne czyny (no tak, ale to już zupełnie inne zagadnienie). Zgadzam się, iż oczytanie choć doświadczenia nie zastąpi to może je wydatnie wspomóc. A propos dojrzałych nauczycielek przypomniał mi się znany osobiście casus pani od polskiego, która nie lubi czytać, bo to ją nudzi (mam nadzieję, że takie osoby mimo wszystko należą do wyjątków, a wiek nie ma tutaj żadnego znaczenia).

      Usuń
  2. Zdaje się ze autorce doskwierał niedostatek uśmiechu w prawdziwym życiu, może stąd te instrukcje, które adresowała nie tylko do czytelników ale pewnie i siebie samej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam biografii Lucy M.M., ale to całkiem możliwe. ostatni mnie także doskwiera niedostatek, za to dziś uśmiechałam się jak głupi do sera na myśl, iż już za cztery dni będą moje wakacje :)

      Usuń
  3. Mimo pewnej wiekowości książek o Ani wiele z mądrości w nich zawartych spokojnie można zastosować w naszym życiu.
    Podchodzenie z humorem do życia łatwe nie jest, ale czasem więcej humoru by się przydało dla rozładowania napięcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umiejętność podchodzenia do kłopotów z humorem to naprawdę wielka mądrość życia, muszę przyznać, iż mimo, że żyję już dość długo odczuwam w tym zakresie pewne braki. A rzeczywiście czasami zamiast wdawać się w dyskusję na temat sprawy, co do której i tak wiadomo, że nie osiągnie się konsensusu lepiej byłoby rzecz całą w żart obrócić. :)

      Usuń
  4. Niestety nie czytałam jeszcze żadnej z tych części (jakoś nigdy nie potrafiłam zachwycić się Anią), ale zawsze bardzo mnie interesowało podejście do nauczania i wychowywania dzieci w poprzednich wiekach. Trzeba jednak przyznać, że wiele z poglądów wyrażonych w książce jest bardzo współczesna, przede wszystkim ten: "Taki powinien być cel uniwersytetu, nie zaś nadawanie dyplomów całemu zastępowi magistrów i kandydatów tak nadzianych książkową mądrością, że nie ma już w nich miejsca na nic innego". Szkoda, że i teraz tak to nie wygląda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano właśnie, tylko, że jakoś nie chce mi się wierzyć, że kiedyś ulegnie to zmianie. A dzisiaj jeszcze bardziej niż kiedyś patrzy się na to, jaki papier daje uczelnia. Jadąc do pracy często słyszę zdania typu... robię szkołę, podyplomówkę, kurs, szkolenie, etc... po to, aby mieć papier. :(

      Usuń
    2. Tez zwrocilam uwage na ten cytat:) Teraz, moim zdaniem, jest znacznie gorzej niz kiedys, a moze to tylko my z naszej perspektywy tak to widzimi? Sami magistrzy dookola, a zadnego wyksztalconego, czesto wlasnie takie odnosze wrazenie. Wiem, ze jak i kiedys, tak i teraz sa ludzie, ktorych pasja jest zdobywanie wiedzy i tytul jest tylko dodatkiem, jednak wiekszosc studentow nie powinna nigdy przekroczyc nawet murow uczelni, bo i z papierkiem jak i bez niego prezentuja ten sam poziom. Ale co ja bede dywagowac:) Ania na uniwersytecie jest moja ulubiona Ania. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. Przypomina to stary dowcip, który krążył wśród studentów za moich czasów na temat pewnego jajogłowego doktora habilitowanego . Jak on zrobił habilitację- to jeszcze można zrozumieć, jak zrobił doktorat- ciężko, ale też można, jak zrobił magisterkę- to bardzo dziwna sprawa, ale jak on zdał maturę- to niewyobrażalne.
      Dzisiejsi studenci nawet jeśli dysponują wiedzą przeogromną to mam wrażenie, że kompletnie brak im kindersztuby. Ale co tu wymagać kindersztuby od dzieci, kiedy często rodzice nie mają pojęcia co to jest.
      A może to my jesteśmy już pokoleniem, które nie nadąża za nowymi czasami. Ja na pewno. A to, co dziś się dzieje na świecie zaczyna napawać mnie przerażeniem. Zamiast o tym rozmyślać, lepiej sięgnę po kolejny tom Ani


      Usuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).