Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 17 stycznia 2016

Co znalazłam pod Choinką, czyli wpis zapchajdziura

Kiedy większość blogerów dzieliła się zdjęciami tego, co znalazła pod choinką, ja buszowałam na stronie internetowej księgarni, aby złożyć zamówienie. Mikołaj okazał się gościem z klasą (i kasą) i zgodnie z od lat składanym zamówieniem podarował mi bon upominkowy do tejże księgarni. I zaczęło się... osiołkowi w żłoby dano... i osiołek miał nie lada kłopot, bo i to kusi i tamto nęci. Najbardziej nęcił album obrazów  z serii Arcydzieła malarstwa. Ponieważ jednak cena takiego albumu skonsumowałaby wartość bonu, poszedł osiołek w tym roku na ilość i rozdzielił swoje zainteresowania pomiędzy czytaniem i słuchaniem. Oprócz biografii, które czytuję bardzo chętnie wybrałam kolejnego Remarque`a (po Nocy w Lizbonie zainteresowanie dla losów uciekinierów z pogrążonej w wojennej zawierusze Europy znacznie wzrosło). Ponadto w związku z moim ostatnim odkryciem płytoteka wzbogaciła się o dwie płyty Davida Garretta. Odkrycie świeże, choć zapewne poza mną dla wielu doskonale znane, skrzypek gra już trzecią dekadę. 

A może ktoś poza mną nie znał? Jest taka możliwość, bo kiedy rzucam nazwiskiem w rozmowie widzę pustkę w oczach rozmówców...

David teraz leci u mnie niemal non stop; pokochałam tę muzykę, a w dodatku idealnie nadaje się na podkład do czytania, bo nie odkrywa od lektury, a z dodatku z nią współgra.  
Nie wiem, jak to będzie z czytaniem nowych książek, kiedy w liczba nieprzeczytanych pozycji z własnej biblioteczki przekroczyła setkę, ale Beksińscy, Portret podwójny są już w czytaniu. 

32 komentarze:

  1. Ale masz fajnie. A ja nie mogę przekonać mojego Mikołaja, że mimo wielu książek kupowanych i tych recenzyjnych to jest dla mnie zawsze najlepszy prezent... Szkoda, bo zwykle w święta nie dostaję ani jednej książki (jeśli oczywiście sama jej sobie nie kupię)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doceniam to :) Mojego nawet długo nie musiałam przekonywać, taki bon prezentowy to kłopot z wyborem prezentu z głowy Mikołaja. Sama staram się także dawać albo bony, albo pieniążki, choć to może mało eleganckie, ale co po elegancji, kiedy prezent będzie kolejnym nietrafionym pomysłem, z którym obdarowany będzie zastanawiał się co zrobić.

      Usuń
  2. Książki interesujące, ale muzyka rewelacyjna...uwielbiam skrzypce.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dopiero teraz dojrzałam do takiej muzyki. Właściwie skrzypce są chyba ostatnim instrumentem, który pokochałam. Muzyka poważna zaczęła się dla mnie od muzyki organowej. Pokochałam późno, ale miłością dojrzałą i mocną:)

      Usuń
    2. A ja skrzypce pokochałam w liceum. Chodziłam do liceum na Śląsku, w Tychach, i raz w miesiącu mieliśmy występ artystów Operetki Gliwickiej, dzisiaj to jest chyba Teatr Muzyczny. I przyjeżdżał skrzypek......to było dla mnie coś fantastycznego. Ogólnie kocham muzykę można rzec każdą, ale szczególnie uwielbiam solowe występy poszczególnych instrumentów.

      Usuń
    3. To może zatem kwestia osłuchania, muzycznego wychowania. Bo teraz to i ja pokochałam skrzypce i mogę ich słuchać i słuchać. Uspakajają i jakoś uwznioślają. No i jeszcze sobie myślę, że może polubię kiedyś operę. Skoro moje muzyczne zainteresowania ewoluują. Co jakiś czas podejmuję próbę, aby się przekonać, czy nie nastał już ten czas. Ano właśnie, zaraz sprawdzę co grają w Operze:)

      Usuń
  3. Uwielbiam Davida Garetta! Jest pomysłowy i ma talent :) Niestety tylko słucham przez internet i podziwiam dzięki youtube. Super, że zdecydowałaś się na płytę.
    Ja dostałam pod choinkę też bony, ale muszę przemierzyć 100 km, aby je zrealizować (czas jeszcze 2 miesiące). Raczej nie będę się nastawiać na albumy, tych u mnie dostatek, bo rzeczywiście drogie. Po wtóre powieści można zawsze wymienić z kimś na inne - odkryłam owa opcję dopiero teraz w styczniu i jestem z niej bardzo zadowolona. Co gorsza, nie wiem czy w ostatnich latach dobrze robiłam pozbywając się niektórych książek np. do biblioteki. Obecnie bardzo chętnie wróciłabym do nich mając własne egzemplarze (chyba będę kupować). Stwierdziłam, że głupota moja nie zna czasami granic.
    O ksiązce o Beksińskich słyszałam dużo dobrego, ale ja jakoś nie mogę się przemóc. Przez rok zbierałam materiały do mgr o pracach Beksińskiego i czułam, że to mnie za bardzo pochłania, a życie Beksińskich...Nie czarujmy się, po prostu nie wytrzymałam. Zrezygnowałam, a potem pozbyłam się zebranych materiałów, a nawet albumów. Wszystkiego i ...odetchnęłam z ulgą. Temat oczywiście zmieniłam.
    serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. You-tube to świetny wynalazek, ileż dzięki niemu możemy poznać. Kiedyś kupowałam płyty w ciemno, teraz najpierw posłucham sobie w necie. Tylko dwa miesiące ważności? to szkoda, moje są ważne przez rok czasu, więc nie trzeba się spieszyć, choć jak ma się sklep w zasięgu ręki niemalże to korci, aby je zrealizować jak najszybciej. A z rozdawaniem książek to jest tak, że niektórych tytułów tych wydanych nie pamiętam, ale są też takie, do których bym teraz wróciła. :)Nie nazwałabym tego głupotą, a raczej błędem, na którym się czegoś uczymy. Co do Beksińskich - to rozumiem twoją .. awersję. Przyznam, że nie znałam malarstwa Zdzisława, a i o Tomaszu niewiele słyszałam. Teraz obejrzawszy parę reprodukcji i zdjęć nie mogę powiedzieć, abym je polubiła, zrozumiała, nabrała emocjonalnego stosunku. Zresztą, jak ktoś (chyba Zacofany w lekturze) napisał kiedyś moja miłość do malarstwa zakończyła się gdzieś na postimpresjonistach, a to co było dalej jest dla mnie niezrozumiałe, nieczytelne, nieharmonijne. Ale książka jest napisana bardzo ciekawie i mimo, iż bohaterowie są z zupełnie innego, niż mój świata, to w jakiś sposób stali się mi bliżsi, bardziej zrozumiali. Ale pisać o ich pracy nie dałabym rady, zresztą z tego co mawiał Zdzisław Beksiński chyba nikt nie rozumiał jego prac, a wszelkie próby interpretacji mijały się z tym, co twórca stworzył. Troszkę to tak, jakby to miała być sztuka dla sztuki, a nie wyraz jakiś treści. patrzę na te reprodukcje i patrzę i jedyne co widzę to samotność i zranioną osobowość. Dlatego rozumiem ciebie i do lektury nie namawiam, może kiedyś przyjdzie odpowiedni moment na jej przeczytanie.

      Usuń
    2. Bony wystawione zostały 4 grudnia - razem trzy miesiące ważności. Oczywiście nie mogę się doczekać, aby je zrealizować, bo to 300 złotych. W życiu nigdy nie wydałam jednorazowo tyle na książki, bo tam tylko książki.
      Współczesną sztuką nie za bardzo się interesuję, bo dziś dosłownie wszystko jest uznawane za sztukę np. performance po imprezie. Ja tego nie pojmuję, wolę klasyczne wzorce. W malarstwie Beksińskiego nie widziałam nic dobrego, intuicyjnie raczej wyczuwalne zło, więc to jaki był Tomasz przestało mnie dziwić. Szkoda, że zdecydował się na taki krok.
      pozdrawiam

      Usuń
    3. Prawda? jaka to radość, taki mały koncert życzeń, można wybierać i kupować prawie, ile dusza zapragnie. Ja także dzięki bonom od Mikołaja (tudzież z innych okazji) mogę zaszaleć i kupić na raz kilka książek. Ta sztuka współczesna - kojarzy mi się z szukaniem nowości w literaturze; jak u Gertrudy Stein, która chcąc stworzyć nowy styl pisania eksperymentowała ze zdaniami pozbawionymi podstawowych zasad gramatycznych; bez podmiotu, orzeczenia, interpunkcji i bez... sensu (jak dla mnie). Tyle, że o ile ten rodzaj pisania poniósł całkowitą klapę, to "sztuka pewnego rodzaju" znajduje odbiorców i sympatyków. Może łatwiej kontemplować kupkę śmieci i deseczce farby, niż zmęczyć pięciuset stronicowy bełkot. :) Jak napisała autorka ojciec złe emocje przelał na papier, deskę, itp i się z nich w ten sposób uwolnił, syn tego nie zrobił, jego chorobliwa wrażliwość nie znalazła ujścia co doprowadziło do samounicestwienia.

      Usuń
  4. Też lubię Davida Garretta.
    Nocturne - Chopina w jego wykonaniu mogę słuchać na okrągło.
    Tak się składa, że Dzieciątko od zawsze przynosi książki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego wynika, że to tylko ja nie znałam, nie słyszałam. Choć wydaje mi się, że musiałam słyszeć niektóre utwory, tylko nie znałam ich wykonawcy. Dostajesz książki? to jesteś też szczęściarą.

      Usuń
  5. Chyba obie powoli wracamy, choć moje stosiki zaległe nadal.
    Nie znałam Garreta. Ale też niekoniecznie obracam się takich kręgach muzycznych. Na spokojnie jedaak spróbuję "liznąć".
    Książkę o Beksińskich mam już ze dwa lata, nie przeczytaną, jeszcze do mnie nie dotarła... kupiłam via internet, siostra odebrała stacjonarnie, przeczytała, potem komuś pożyczyła, potem książka pojechała do rodziców, czytali, albo mieli czytać i tak schodziło, a potem zawsze było tak, że nie miałam jak zabrać i w końcu muszę tam pojechać z ciężarówką po książki ;-)
    Miłego czytania i słuchania,
    pozdrawiam serdecznie!
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje stosiki przeczytanych nieopisanych i nieprzeczytanych wciąż duże. :( a może :) bo tyle przede mną. Choć nieopisanie mnie martwi, bo po czasie zaciera się w pamięci. Mam taką książkę, którą pożyczyłam mamie i zapomniałam odebrać i często ilekroć sięgam po nową książkę do biblioteczki myślę właśnie o niej. No ale to tylko jedna książka. Więc mogłabym odebrać bez problemu i bez ciężarówki :)

      Usuń
  6. I jak Beksińscy? Z Austen to na pewno będziesz zadowolona, nie wierzę żeby mogło być inaczej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie proste, odpowiedź złożona. Jeśli pytasz o książkę to ciekawa, wielu rzeczy się dowiedziałam (przyznaję, iż nie znałam życiorysów obu panów B), jeśli o bohaterów, nie chciałabym się z nimi spotkać, jeśli o dzieła - to może obejrzę jak będę miała okazję z ciekawości, czy znajdę w nich coś co do mnie przemówi. Na pewno nie jest to sztuka, która cieszy się moją sympatią, aczkolwiek nie mogę powiedzieć, że nie można jej nazwać sztuką.

      Usuń
  7. Nie tylko ty Gosiu nie znałaś Dawida Garreta.
    Ja również o nim nie słyszałam.
    To mam taki jeden, który czeka na przeczytanie.
    Dzieciątko przyniosło mi ją pod choinkę.
    Trudi Canavan " Królowa Zdrajców ".
    Czeka cierpliwie w kolejce.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O dzięki Ci, bo widzę, że w blogosferze pan jest raczej znany. Cieszę się, że choć późno, to w końcu poznałam pana- jego muzykę. Koleżanka muzyczka poleciła mi film Uczeń diabła o Paganinim. Znalazłam w necie. Tam główną rolę gra właśnie Garrett.

      Usuń
  8. Uwielbiam, gdy Mikołaj przynosi czarodziejski bon (lub banknoty NBP ;-) ), które można wymienić na to, co się chce. Najlepiej, rzecz jasna, w księgarni. Jestem zdania, że udane prezenty to te, które robi się sobie samemu.
    O, ja też jestem w grupie, która nie znała Davida Garreta - aż do dziś. Chociaż muzyka skrzypcowa nie jest mi obca - na studiach namiętnie słuchałam Vanessy Mae. Genialna!
    Ciekawa jestem, jak spodoba Ci się "Jane Austen". Po grudniowym festiwalu blogowym nabrałam ochoty, żeby czytać więcej Austen i o Austen :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Prawda? ja także najlepiej lubię sama sobie kupić prezent, element niespodzianki i owszem jest miły pod warunkiem, że nasi bliscy potrafią nas słuchać i znają na tyle dobrze, że po odpakowaniu nie trzeba szczerzyć sztucznie zębów i myśleć, a na ... mi takie coś?
    No proszę to jest nas więcej nieznających pana skrzypka. Kiedy osoba, dzięki której zainteresowałam się jego muzyką zapytała, czy lubię muzykę skrzypcową, odparłam, że nie bardzo, ale kiedyś słuchałam pewnej pani jak grała na skrzypcach i ona mi się podobała. Chodziło mi właśnie o Vanessę Mae. Austin już parę rzeczy przeczytałam, o Austin nic. Ale jestem raczej dziwnie spokojna, jeśli idzie o tę pozycję.

    OdpowiedzUsuń
  10. Lubię element niespodzianki w książkowych prezentach, ale... chyba najbardziej lubię wybierać je sama ;)
    Muszę uczciwie przyznać, że zdziwił mnie trochę wybór "Portretu podwójnego", przynajmniej na tyle, na ile znam Twoje upodobania w materii sztuk pięknych - co w jakiś sposób potwierdziła powyższa dyskusja z Beatą. A jednak myślę, że nie żałujesz tego wyboru, wszak nie możemy wciąż czytać tego, co lubimy, dobrze jest poznawać inne światy. I w jakiś sposób jest to również kwestia "osłuchania" i tego, że gusta ewoluują. Nie przeczę, że we współczesnej sztuce jest wiele rzeczy całkowicie dla mnie nieczytelnych, ale czasem jednak znajduję coś, co wydaje się być jakimś (wielkie słowo, no trudno) olśnieniem. Jakby odczytanie nowego alfabetu. Język, którego się nie zna, też przecież sprawia wrażenie "bełkotu" - nie dlatego, że nim jest, lecz właśnie dlatego - że JA go nie znam, taka analogia, nie wiem czy słuszna. W moim mniemaniu to jest właśnie kwestia zbliżająca współczesną sztukę do lingwistyki - kodowanie, odczytywanie kodów.
    Tomasz Beksiński już nieodmiennie będzie dla mnie jakimś głosem z mojej młodości, noce w Trójce, jego doskonałe tłumaczenia tekstów (znakomity przekład kilku płyt Bauhausu, którego wtedy słuchałam, właściwie ucząc się angielskiego w ten sposób). Pierwszy obraz Beksińskiego widziałam na okładce "Roku 1984". Dawne dzieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, znasz mnie na tyle dobrze, że sięgnięcie przeze mnie po Portret podwójny jest zadziwiające. Z jednej strony tłumaczy to niemal całkowita nieznajomość bohaterów (bo sztuka współczesna,....itd.m bo trójki to u nas w domu nie było, radio nie odbierało), a z drugiej pozytywne opinie paru blogerów, do których mam duży kredyt zaufania- tzn. kredyt mam do ich ocen. IO choć jak wiadomo de gustibus..., to jednak skoro mówią/piszą, że dobre (świetne...) to nie może być to słabe. No a że do tego cenię sobie walor poznawczy, więc takiego dokonałam wyboru i jakakolwiek będzie ocena końcowa (jestem po 3/4 lektury) to na pewno nie żałuję, że sięgnęłam, choć nie będzie to książka, do której chciałabym wracać, więc może lepiej było mi ją wypożyczyć. I to też prawda, że im lepiej poznaje się daną rzecz, tym większa szansa na jej polubienie (nawiązanie emocjonalnego stosunku). Zanim nie przeczytałam biografii Michała Anioła w ogóle nie interesowałam się jego dziełami; oglądałam we Florencji Dawida i poza tym, że to TEN Dawid nic więcej, a potem zaczęły się achy i ochy i jakieś drżenie rąk, czy nóg i mgiełka w oczach i uczucie, jakby spotkało człowieka nie wiadomo, jakie szczęście. Ona była na plaży na kanarach, a ja oglądałam PIETĘ FLORENCKĄ w Muzeum Katedralnym. Cóż ona wie o ....radości i ekstazie. Tak więc jest we mnie też nadzieja, że i w tym nowo odkrytym rodzaju sztuki może znajdę coś dla siebie (jakieś oczarowanie), jak np. w dziełach Mitoraja, które choć mają wiele z klasyki, są jednak trochę współczesne/ uwspółcześnione. Choć oczywiście, nie każdy kod do odczytania dzieła będzie dla mnie przekonujący, bo może moja wyobraźnia podążą czasami w innym kierunku i to co dla twórcy będzie odbiciem jakiejś idei, dla mnie będzie jedynie zlepkiem materiałów połączonych bez ładu, składu i sensu. :) Jest taki jeden obraz Beksińskiego z takimi olbrzymimi zakapturzonymi postaciami niby wyrastającymi ze skał tworzący wąwóz i maleńki człowieczek z pochodnią pomiędzy nimi- ten nawet mi się podoba, choć napawa mnie smutkiem i robi mi się nieprzyjemnie, jak go oglądam, ale coś w sobie ma; niepokojącego, przerażającego, a jednocześnie wielkiego. Bo niepokojące są chyba wszystkie. Ponieważ nie nadaje nazw trudno go opisać. A czy ten na okładce Roku 1984 ma jakąś nazwę? bo nie kojarzę, na mojej okładce książki było zdaje się wielkie oko (wszechwidzące).

      Usuń
    2. Ten obraz na okładce Roku 1984 znany jest pod nazwą "Pełzająca śmierć". Trudno go zapomnieć, gdy się go już widziało.
      Masz rację pisząc o tym związku: poznawanie - emocje. Czasem na odbiór dzieła wpływają też przecież całkiem pozaliterackie, pozaartystyczne składniki. A właściwie, kto wie, czy nie one dominują. Suma naszych przeżyć, to, co się pamięta i to, o czym może wolelibyśmy nie pamiętać. Moment życia, w którym coś się poznało po raz pierwszy. Albo życie twórcy, jakieś paralele, które czynią go bliskim i skłaniają, żeby może z większym wysiłkiem wczytać się, wpatrzyć się.

      Ad tego, co niżej - rzeczywiście bardzo ciekawa wymiana zdań. Chyba najlepsze, co mają w sobie blogi, takie pole spotkania.

      Usuń
    3. Obejrzałam, nie zapomnę, choć wolałabym zapomnieć, ten i parę innych, są tak napawające niepokojem, mroczne i niektóre nie do przyjęcia. Brrr... aż się wzdragam i rozumiem teraz, dlaczego Beata zrezygnowała z pisania pracy, dziwię się, że w ogóle wpadła na taki pomysł. Jest dla mnie osobą bardzo subtelną i wrażliwą innym rodzajem wrażliwości niż twórca. Przejrzałam kilkanaście obrazów (zdjęć reprodukcji) i nadal podtrzymuję, iż najbardziej podobał mi się (taki do zaakceptowania dla mnie) był obraz z wąwozem, z którego wyrastają zakapturzone głowy i mały człowieczek idący z pochodnią. A na potwierdzenie twojej teorii na temat przeżyć, skojarzeń napiszę, iż zaakceptowałam ten obraz, bo mam pod powiekami obraz z mojego ulubionego musicalu Upiór w Operze, w którym bohaterka idzie przez cmentarz na grób ojca mijając takie ogromne zakapturzone pomniki. Takie skojarzenie z samotnością, beznadzieją, niezgodą na odejście bliskiej osoby. A tu jeszcze jakieś nawiązanie do średniowiecza, kontrast wielkości z małością, ciemności ze światłem, samotności z wielością postaci, wyobcowanie. Tak, coś w nim mogę wypatrzeć, coś poczuć i choć niepokojący to do przyjęcia. No i jeszcze nakłada się na to wiedza o twórcy:)
      Dziękuję za podpowiedź

      Usuń
    4. Mój promotor mi zaproponował. Na początku mi się podobało jak widziałam tylko obrazy, bez podtekstów i kontekstów i bez znajomości życia. Wówczas zresztą słuchałam metalu, chodziłam w glanach i na czarno - takie ciężkie klimaty mi odpowiadały. Jak zaczęłam w to wszystko wnikać, to wszystko, co negatywne w tym wszystkim zaczęło mnie przenikać. niestety nie potrafiłam rozdzielić dwóch spraw - pisania pracy i życia Beksińskich. Okrutnie mnie to gryzło, bo jak być obiektywnym w stosunku do twórczości w takim wypadku? Po roku powiedziałam, że nie dam rady, nie mogę, nie podoba mi się i nic nie napiszę na ten temat, nie czuję go jak trzeba. Odetchnęłam. Obraz w wąwozie to jeden z nielicznych, w których nie ma tego negatywnego cienia.
      pozdrawiam :)

      Usuń
    5. Proszę, proszę, nie znałam koleżanki od tej strony, metal, glany i na czarno. A na poważnie, to wcale ci się nie dziwię, też nie dałabym rady pisać o czymś tak mrocznym i ponurym, pomijając szczegół że nie umiałabym pisać o malarstwie. Tak sobie coś tam skrobnąć na bloga to co innego, najwyżej ktoś na innej platformie będzie miał ubaw:)Pozdrawiam

      Usuń
    6. Buntownikiem zostałam dopiero na studiach :D Potem mi przeszło.
      Ja wówczas z malarstwa przerzuciłam się na grafikę - dokładnie linoryty :)
      A piszesz interesująco, bo z autopsji.
      serdeczności

      Usuń
    7. Ja buntownikiem byłam za młodu i myślałam, że już mi przeszło, a okazuje się na starość wraca:) wzajemnie pozdrawiam

      Usuń
  11. "Beksińscy..." - dla mnie jest to jedna z najlepszych biografii, jakie przeczytałam. Piszę to z pełnym przekonaniem, mimo że podczas lektury nie raz i nie dwa miałam ochotę rzucić książką o ścianę. :) A od tego czasu jestem wielką fanką (przepraszam za słowo) Magdaleny Grzebałkowskiej.
    Davida Garretta poznałam, podobnie jak Ty, całkiem niedawno. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może, kiedy doczytam do końca też będę miała tak dobre zdanie, jak dotychczas najlepsza biografia, jaką czytałam to biografia Touluse Lautreca Julii Frey.Ta jest dobra, może nawet bardzo dobra... ale czytam jeszcze, a czasami ostatnie zdanie, słowo zmieni mi optykę :) A swoją drogą taki wpis zapchajdziura, ot parę zdań o niczym, a jaka fajna wymiana zdań :)

      Usuń
    2. Mnie też się biografia Lautreca podobała. A po Beksińskich sięgnęłam głównie z powodu Tomasza, o którym sporo słyszałam po jego samobójczej śmierci. Niewiele dobrego... Ale może to i prawda, że ważniejsze od człowieka jest jego dzieło? Wychowałam się na Trójce. Do dzisiaj mam kilka nagrań jego, Tomasza, nocnych audycji. A swoją drogą - musiałabym sprawdzić, czy kasety te zawierają jeszcze jakieś dźwięki. :) Ale nie tylko audycje, bo i liczne tłumaczenia, nie tylko tekstów utworów muzycznych, ale i bardzo wielu list dialogowych z filmów, m.in. z Bondem, i prawie wszystkiego, co zrealizowała grupa Monty Pythona... To pozostanie.

      Wpis zapchajdziura. :) Rozmowy pod nim wskazują jasno, że wcale nie taki z niego zapchajdziura. :) Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Widzę teraz jak wiele mnie ominęło. Czemuż, ach czemuż, ja nie miałam trójki, a właściwie miałam, ale dość późno. Tak, takie wspomnienia na pewno powodują, że odbiór jest inny, bardziej osobisty. Widzę po sobie, jak czytam, o czasach mi znanych, o wydarzeniach, które były tłem mojego dzieciństwa, czy młodości to od razu czuję większe zainteresowanie. A jeszcze, jak masz nagrania archiwalnych audycji, to się nie dziwię wcale.

      Usuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).