Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 29 lutego 2016

Lochy Watykanu Andre Gide

Po raz kolejny i pewnie nie ostatni zainspirowała mnie Ada z bloga Kraków i okolice, cytując u siebie parę wypowiedzi z Dziennika Gide`a. Dziennika niestety nie udało mi się wypożyczyć, ale za to dostałam Lochy Watykanu
Autor i jego książka wpisany był swego czasu przez Kościół na Indeks ksiąg zakazanych; któż tam zresztą nie figurował;. Najświetniejsze umysły zeszłych stuleci, z moich ukochanych Francuzów choćby Balzak, Flaubert, Hugo, Zola (a to tylko parę nazwisk). Swoją drogą ciekawe czy kiedyś zamieszczenie nazwiska na Indeksie było tak samo dobrą reklamą dla książki i jej autora, jak dziś są negatywne wypowiedzi przedstawicieli Kościoła na temat jakiegoś filmu. Myślę, że tak, bo natura ludzka lubi być przekorna i człowiek sięgnie po owoc zakazany prędzej niż po książkę, o której istnieniu bez tego zakazu nawet by nie wiedział. 
W naszych czasach może zadziwiać powód ujęcia książki na indeksie, ale w roku jej wydania (ponad sto lat temu) pisanie o obojętności duchownych na krzywdę ludzką i wykorzystanie cudu nawrócenia dla potrzeb ideologii było jak policzek wymierzony najwyższym władzom duchownym. 
Lochy Watykanu kojarzą mi się z Pustelnią Parmeńską Stendhala w sposobie opisu, klimacie, narracji, ale o ile tamta lektura nieco mnie wynudziła (przepraszam Elu, pamiętam, że to jedna z twoich ukochanych książek), o tyle tę czytało mi się wyjątkowo lekko. 
Sama historyjka nie jest może wielce zajmująca, ale podobnie, jak u Stendhala jest tutaj opis życia zarówno mniej zamożnej prowincji, jak i arystokracji, jest porwanie (choć fałszywe), jest intryga i próba uwolnienia rzekomego zakładnika. 
Ale to wszystko to tylko tło, bo najważniejsi są bohaterowie.
Jakież wspaniałe typy ludzkie i jak pięknie opisani - trochę ironicznie, trochę żartobliwie, trochę sarkastycznie. Począwszy od drugoplanowej bohaterki - Małgorzaty – żony Juliusa męczennicy z wyboru, której „nieszczęściem życie nie przynosi nic złego, mając od życia samo dobre, jej zdolność mężnego znoszenia cierpień zmuszona jest szukać pokarmu w małych przeciwnościach; korzysta z najdrobniejszych rzeczy, aby zyskać jakąś rankę, zaczepia się i kaleczy o wszystko” (str.29), poprzez Armanda - Dubois, który odnajdując wiarę traci powodzenie życiowe, a poznając prawdę o fałszywym papieżu znowuż tę wiarę porzuca nie chcąc być wystrychniętym na dudka (bo a nuż okaże się, że Pan Bóg też jest fałszywy), aż po Juliusa Baraglioul, który "żyjąc cnotliwie nie ma nic przeciwko życiu w dostatku, bo choć fałszywe dobra odwracają od Boga, to koniec końców należą się one żyjącym zgodnie z wiarą Kościoła", bo „niechże Kościół uczy gardzić nimi, ale niech ich nie pozbawia” (str. 127), czy wreszcie „można być doskonałym chrześcijaninem, nie lekceważąc korzyści związanych z pozycją, w jakiej Bogu spodobało się nas pomieścić” (str. 248). I credo Juliusa „dusze najbezinteresowniejsze nie są koniecznie najlepsze - w katolickim znaczeniu słowa; przeciwnie, z punktu widzenia katolickiego dusza najlepiej urobiona jest ta, która najlepiej prowadzi swoje rachunki” (str. 187). Myślę, że pogląd ten nadal podziela całkiem spora część duchowieństwa (niestety). 
No i w końcu postać Lafcadia, która nasuwała skojarzenie z Dorianem Greyem Wilda. I choć pozornie zupełnie inni, tamten chciał czerpać z życia pełnymi garściami folgując swoim namiętnościom w poczuciu bezkarności, ten nie ma żadnych pragnień, jest znudzony życiem, szuka czegoś, co zapewni mu podnietę, pobudzi go do życia. „Wychowywany” (albo raczej wykorzystywany) przez kochanków matki bękart jest amoralny, wydaje się, że spróbował już wszystkiego, a życie upływa mu bez celu. Wegetuje i wtedy, kiedy nie ma na talerz zupy i wówczas, kiedy otrzymuje pieniądze ze spadku po ojcu. Pewnego dnia pod wpływem impulsu postanawia zabić człowieka, ponieważ taki pomysł wpadł mu do głowy, więc chce się przekonać, czy będzie umiał tego dokonać i co będzie dalej. „Zresztą, nie tyle wypadków jestem ciekawy, ile siebie samego. Niejeden, który uważa się za zdecydowanego na wszystko, w obliczu czynu cofnie się… Jakże daleko jest od wyobrażenia do faktu”(str. 205). 
A kiedy swój zamysł zrealizuje największą odrazą napełnia go fakt, iż zbrodnia mogłaby zostać przypisana komuś innemu. 
Ale czyż postępek Lafcadio spotyka się z potępieniem "uczciwego" Juliusa, nie, bo przecież policja znalazła już sprawcę, więc Lafcadio lepiej by zrobił siedząc cicho. 
Powieść zawiera też humorystyczny element, jest nim farsowy opis przygód Amadeusza, który niczym Don Kichot na walkę z wiatrakami wyrusza uwolnić z opresji papieża. Biedny, naiwny, prostoduszny człowieczek, któremu przyjdzie zapłacić najwyższą cenę za swą chęć niesienia pomocy. 
Lochy Watykanu to dla mnie książka o obłudzie, wierze podporządkowanej potrzebom chwili. Antym wierzy, dopóty, dopóki jest nadzieja, iż dzisiejsza wiara da mu lepsze życie przyszłe, a także dopóty, dopóki wiara daje nagrodę w pozbyciu się kalectwa, Julius wierzy, bo jego wiara nie wymaga wyrzeczeń, z łatwością godzi potrzebę duszy z dostatnim poziomem życia. 
To także książka o genezie zbrodni, a może raczej; o bezkarności i karze. Lafcadio twierdzi, iż nie boi się wyrzutów sumienia, a jednak mówi, że „żył nieświadomie, zabił jak we śnie, to koszmar, w którym się szamocze od tego czasu” (str.260). Jest w tym coś z Dostojewskiego. 
To bardzo udane pierwsze spotkanie z pisarzem. 

25 komentarzy:

  1. Czytałam tę książkę kilka lat temu. Ciekawa i na swój sposób zabawna. Pamiętam tego Lafcadia. Okropny typ. Pamiętam też zabawny fragment o pluskwach i pchłach atakujących Amedeusza oraz opisy jego walki o uczucia Arniki :)
    Nie spotkałaś się wcześniej z twórczością Gide'a? Ja czytałam jeszcze „Immoralistę” (bardzo polecam), „Fałszerzy” oraz „Symfonię pastoralną”. Ten ostatni utwór wydał mi się naiwny i nie zaciekawił mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się dziwię, że im więcej czytam, tym więcej nazwisk których nie znałam wcześniej, tzn. nazwisko znałam, ale nic nie czytałam. Dopiero Ada mnie zachęciła. Symfonię pastoralną przeczytałam zaraz po Lochach Watykanu. Ale nie bardzo wiedziałabym co o niej napisać. Pomysł niezły, ale chyba nie zrozumiałam intencji pisarza. Czegoś mi tam zabrakło, rozczarowało mnie zakończenie. I ten melodramatyzm historii. Może zatem sięgnę po Immoralistę. Co do Fałszerzy- czytam, że zdania są podzielone (bardziej podzielone).

      Usuń
  2. Te literackie związki "Lochów..." faktycznie, mocno rzucają się w oczy. Nie wiem, na ile była to zabawa konwencją a na ile wtórność, w każdym razie książka też mi się podobała ale drugiego bestsellera Gide'a "Fałszerzy" już jakoś nie mogłem przebrnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że raczej zabawa. Ale pewności nie mam. Mnie się też podobała, co mnie zaskoczyło, bo tak mi się narzucały skojarzenia ze Stendhalem, który mnie nie zachwycił. Choć może czytałam go w niewłaściwym momencie (mam na myśli Pustelnię Parmeńską).

      Usuń
    2. Wg mnie skojarzenia ze Stendhalem są jak najbardziej uzasadnione, to taki klasyk, że niejeden pisarz jest jego dłużnikiem.

      Usuń
  3. Muszę przyznać, że znowu mnie zainteresowałaś. "Lochy Watykanu" nie są mi znane. Hmmm, kolejna pozycja dla mnie. "Bez ramiączka" przeczytałam jednym tchem. Bardzo dziękuję.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się książka spodobała. Inaczej pewnie głupio bym się czuła, choć każdy z nas na własne ryzyko sięga po książkę, to jednak miło, kiedy podobają nam się podobne rzeczy. Co do osoby o którą mnie pytałaś wysłałam do niej maila, a na f-b była pięć dni temu. Łucjo nie mam twojego adresu więc nie mogę napisać. Szukałam na stronie i nie znalazłam. Jeśli chcesz to się odezwij do mnie guciamal@wp.pl Pozdrawiam

      Usuń
    2. Nie mam f-b, a za wysłanie maila, bardzo dziękuję.
      Gdy przez "kogoś" milką wspaniałe blogi, to serce mi krwawi.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  4. Daaawno temu czytałam "Lochy...", bardzo mi się podobało. Fabuły za grosz nie pamiętam, ale wrażenia - owszem. Chciałabym kiedyś do tej lektury.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba cecha dobrej powieści, fabułę się niekoniecznie pamięta, ale klimat/wrażenia i owszem.

      Usuń
  5. Też nie znam tej książki. Zobaczę czy jest w mojej bibliotece. Jak będzie to wypożyczę. Świetnie ją zarekomendowałaś Gosiu.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wiele jest książek, których nie znamy, zbyt wiele. Ale jest i dobra wiadomość, nie zabraknie nam nigdy lektury.

      Usuń
  6. Czytałam jedynie "Fałszerzy", ale pamiętam tylko wrażenie bardzo na plus - bo było to już dobrą dekadę temu. Ile razy od tamtego czasu obiecywałam sobie, że do Gide'a wrócę - nie zliczę. Ale tym wpisem przypomniałaś mi, że warto o starych znajomych pamiętać ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak mam z wieloma autorami, obiecuję sobie powrót, czasami nawet zakupię książki, tylko potem mówi ona odczekać swoje. Może dlatego świadomie rezygnuję z nowości, aby skupić się na klasyce mając złudne wrażenie, że może choć tu uda mi zgłębić przedmiot.

      Usuń
  7. "Lochy Watykanu" wciąż gdzieś się koło mnie kręciły, ale jakoś nigdy nie zdecydowałam się po nie sięgnąć. Czy teraz to zrobię też nie wiem, bo jednak na dzisiaj wolę literaturę opowiadająca o ubiegłym wieku, chociaż fabuła pod wieloma względami zachęca. Natomiast mam "Symfonię pastoralną", ale jak widzę nie bardzo ją polecacie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka została wydana w 1914 roku, to chyba ubiegły wiek:) Nie dopatrzyłam się w treści dat, ale wygląda mi na to, iż autor opisuje ówczesną rzeczywistość. Sonata pastoralna to lektura na godzinkę, więc niewiele się traci czytając. Czytało mi się dobrze do pewnego momentu, potem zaczął razić wątek o podłożu romansowym (melodramatycznym).

      Usuń
  8. Mam książkę na liście od dawna. Mamy ją nawet na półce w bibliotece, ale jakoś... hm, zawsze coś przeszkadza.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ilość książek, którym coś stoi na przeszkodzie w drodze do naszych rąk dobrze widać choćby w zabawie u Ani stosikowe losowanie, gdzie rekordy bije Zacofany w lekturze z powalającą ilością książek w ogromnym stosie.

    OdpowiedzUsuń
  10. "Lochy Watykanu" - przyznam się, że po Twojej recenzji smakuję sobie ten tytuł... Świetny. Potknęłam się kiedyś na "Fałszerzach", przeczytałam, ale bez zachwytu i jakoś do autora nie wróciłam. Ale "Lochy..." będę miała na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że co do Fałszerzy zdania są podzielone. Myślę, że w następnej kolejności sięgnę po Immoralistę lub Dzienniki.

      Usuń
  11. Dopiero teraz czytam Twój arcyciekawy wpis (najpierw te nieszczęsne okołoblogowe zawirowania i wreszcie choroba, 'cudowny' jest ten marzec...) a zatem dopiero teraz i ogromnie się cieszę, że mogłam podsunąć zajmującą lekturę. Lafcadio miał wielki wpływ na wytworzenie się nowego typu bohatera powieści francuskiej, czy nawet ogólnie na pewne drogi, kierunki tej powieści - taki prototyp czynu absurdalnego, może zarysowanie tego, co później w "Obcym". Na marginesie - naprawdę wątpię, by czytelnik tej miary, co Gide (nie pisarz, lecz właśnie znawca literatury, czytający w oryginale lit niemiecką, angielską, tłumaczący Szekspira, przyjaciel wielu pisarzy i pierwszy czytelnik ich dzieł, świadek co najmniej czterech literackich epok) mógł nieświadomie zapożyczać jakieś literackie motywy czy wątki. Kwestia wtórności w literaturze to już bardzo szeroki temat, ale w żaden sposób nie pasuje mi do pisarstwa Gide'a.
    To powiedziawszy i tak uważam, że najlepsze, co pozostawił to właśnie "Dzienniki" i wypada żałować, że tak niewielki wybór kart z dzienników został przełożony na polski.
    Z innych jego rzeczy "Fałszerzy" dobrze byłoby czytać jednocześnie z "Dziennikiem Fałszerzy" - a jest to równoległość, która bodaj pierwszy raz w literaturze się pojawia, takie meta-odniesienie do tworzonej właśnie książki.
    Najchętniej poleciłabym Ci jeszcze jedne z moich ulubionych w młodości: "Immoralistę" i - szczególnie - "Pokarmy ziemskie" (jeśli te ostatnie są przetłumaczone na polski), choć jako że znamy się już trochę, wiem że to nie będzie "Twój" rodzaj ulubionej literatury. Dlatego nieodmiennie i z całą odpowiedzialnością polecam "Dzienniki" w znakomitym przekładzie Joanny Guze - nie ma lepszej książki, by poznać Gide'a - pisarza, a przede wszystkim - człowieka.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ostatnio coraz częściej (niestety) wsiąkam w otaczającą mnie rzeczywistość, aż zszokowana tym co wokół nie jestem w stanie otrząsnąć się przez jakiś czas. Dziś odżywczo wpłynęła na mnie wizyta dzieci, więc wracam :) do tej radosnej odskoczni od absurdu. Nie mnie się wypowiadać na temat inspiracji, wzorowania czy naśladownictwa (znajomość tematu zbyt nikła), więc przyjmuję twoje zdanie na wiarę. Wczoraj udało mi się wypożyczyć Dzienniki, a Immoralista czeka na swoją kolej już od tygodnia. Niestety z powodów jak w zdaniu pierwszym utknęłam chwilowo na Boyu (życiorysie/biografii napisanej przez Hena). I już się prawie w nim zakochałam- znaczy w Boyu. Tak więc przede mną tyle jeszcze do odkrycia. Liczę na kolejne inspiracje.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kolejna pozycja, na ktora chetnie sie skusze. Przekroj spoleczenstwa, jakas zbrodnia, Watykan, rozne typy ludzkie, jak dla mnie brzmi dobrze:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Polecam. Zrobiła na mnie spore i to pozytywne wrażenie.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).