Łączna liczba wyświetleń

piątek, 26 lutego 2016

Zatrzymać chwili blask i kolor (spotkania z impresjonistami)

Zaschnięta farba na palecie

I plamka świtu tak maleńka
Ech dobrzy ludzie wy nie wiecie
Czym jest codzienna twórcza męka


W Orsay (zrobione komórką) Paryż -nie galeria handlowa :)*

Kac po absyncie, diable białym
I biel nieodpisanych listów
Ręce za ciężkie i nieśmiałe
Oto jest świt impresjonistów

W Muzeum Van Gogha (Amsterdam)
I co dzień trudzi się powieka

By wstrzymać chwilę co ucieka
Jednego oczy chcą aż bolą
Zatrzymać chwili blask i kolor


W Petit Palace (Paryż)
Wypijasz pierwszy kawy haust

Rozrabiasz farbę sprawa prosta
I szepczesz chwili tak jak Faust!
Zostań… Zostań… Zostań… Zostań…



Wystawa Paul Durand-Ruel w Muzeum Luksemburskim (Paryż)
Wstrzymały chwile lot motyli

Dziś są w muzeach – bardzo proszę
Przebyły drogi szmat od chwili
Gdy marszand kupił je za grosze

W Somerset House w Londynie 
Dziś warte są niejeden milion
Choć go nie ujrzał nikt z artystów
Klimatyzacja i sterylność
Oto jest dziś impresjonistów



W Oranżerii Paryż

A tak trudziła się powieka
By wstrzymać chwile co ucieka
Faust o tym marzył tak nieśmiało
Impresjonistom się udało

W National Museum of Scotland (Edynburg)
Nagroda jest czujnika blask
I strażnik na państwowym żołdzie
Geniuszom, co wstrzymali czas
W hołdzie… W hołdzie… W hołdzie… W hołdzie…

W National Gallery (Londyn)


Nie podałam tytułów i malarzy, bo to dość rozpoznawalne dzieła. Zostawię wam przyjemność zidentyfikowania twórców. 
We wpisie wykorzystałam słowa piosenki śpiewanej przez Michała Bajora, które napisał pan Wojciech Młynarski. Ilekroć jej słucham mam przed oczyma te cudowne obrazy oglądane w galeriach i sceny z filmu Vincent i Theo Altmana gdzie obrazy licytacji dzieł Vincenta w których padają kwoty z oszałamiającą ilością cyferek przeplatają się z obrazami jego nędznej egzystencji.


*ilekroć myślę o Orsay`u w Paryżu przypomina mi się pytanie jednej z moich koleżanek - masz na myśli tę galerię handlową? :) 


21 komentarzy:

  1. Ilekroć myślę o Orsey'u w Paryżu widzę siebie jak mam obłęd w oczach, bo dostaliśmy 2 godziny na spacer po tymże obiekcie. Nie czułam nawet spływających łez, a mój świeżo poślubiony mąż biegał biedny za mną... Mam też kilka fotek obrazów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy byłam po raz pierwszy w Paryżu także dostaliśmy dwie, może dwie i pół godziny a ja latałam jak szalona, na piąte piętro i na parter, bo wówczas impresjoniści byli głównie na piątym, ale i troszkę wczesnego impresjonizmu było na parterze. pamiętam, jak wyszłam z błyskiem w oku i radością w sercu i niedosytem, a jakieś panie z wycieczki powiedziały, szkoda, że tyle czasu w tym muzeum musieliśmy siedzieć, bo teraz na Luwr nam zabraknie. A potem miałam szczęście być raz jeszcze i .... jeszcze kilka razy, tyle, że później wprowadzono zakaz fotografowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety byłam raz w Paryżu i dobrze, że wówczas się zdecydowaliśmy, bo potem to już zero takich wojaży, a tak to pamiątka jakaś...Jeszcze mogłam fotografować, muszę przejrzeć płyty ze zdjęciami ;)

      Usuń
    2. Kiedy ja byłam ostatni raz w Orsay zakaz fotografowania obowiązywał i nikt nie śmiał nawet aparatu trzymać w rękach, więc na jakiś czas odpuściłam sobie to słynne muzeum...
      Nie dalej jak dwa dni temu jedna z moich paryskich znajomych oznajmiła, że można już robić zdjęcia bez flesza, a zatem śmignę tam w pierwszych dniach kwietnia i oddam się rozkoszy uwieczniania ulubionych obrazów, i kto wie może powstanie z tego jakiś ciekawy post.
      A tak naprawdę sprowokowałaś mnie do napisania komentarza, które dość rzadko zostawiam.
      Ale do rzeczy...
      Otóż nie tak dawno oglądałam "Fałszerza" - film z 2014 roku z Johnem Travoltą w roli głównej, który w filmie podejmuje się sfałszowania "Kobiety z parasolką" ale pierwszej jego wersji - obrazu z 1875, do którego pozowali artyście jego pierwsza żona Camille Doncieux i jego pierwszy syn Jean. Do obrazu z 1986 roku wiszącego w Orsay pozowała Susanne.
      Nie potraktuj moich słów jako uzupełnienia do powyższego wpisu, ale jaką zachętę do obejrzenia filmu. Znajdziesz go z łatwością na cda.pl wpisując tytuł,
      na wszelki wypadek podaję linka
      http://www.cda.pl/video/48428120
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. montgomerry - znam to uczucie, podobnie trafiło mi się w Prado w Madrycie (tylko raz ze zorganizowaną grupą) i tylko jakieś półtorej godziny :( I też doceniam, że w ogóle tam byłam, nawet, jeśli nie mam stamtąd dokumentacji fotograficznej. Mam dobrą pamięć do obrazów, które mi się spodobają, zwrócą moją uwagę, pamiętam ich lokalizację i sąsiedztwo i mam je zarejestrowane w głowie. Choć zdjęcia umożliwiają lepsze zapamiętanie. Ale jest też coś takiego, może tylko u mnie, że jak skupiam się na robieniu zdjęć, to gorzej pamiętam oryginały, a nie daj Panie jak te zdjęcia nie wyjdą to większe ryzyko zapomnienia. Idealnie byłoby najpierw obejrzeć raz, dwa, kilka, a potem sfotografować. No tak pomarzyć dobra rzecz. W każdym razie cieszę się i z jednokrotnej wizyty i tych często powtarzanych. Może zrobisz wpis ze swoimi zdjęciami. Lubię oglądać je też u kogoś, wtedy przypominam sobie, gdzie je oglądałam (w jakiej sali i w jakim sąsiedztwie, albo zastanawiam, czy mi nie umknęły.

      Usuń
    4. Ewa Klimaszewska - a to nowina. Taka niespodzianka spotkała mnie kiedyś w Sykstynie. Zawsze był zakaz fotografowania i być może jest nadal, tylko, że tłumy tam przeogromne bywają (jak się nie jest zaraz po otwarciu) więc czasami trudno ten zakaz wyegzekwować zwłaszcza przy Włochach lub turystach palących głupa- że niby nie rozumieją w żadnym języku. Otóż za ostatnim pobytem trafiłam na takie właśnie okoliczności więc też zaczęłam robić zdjęcia. Jednak czując się jak przyłapany na kradzieży złodziej wymachiwałam aparatem bez zastanowienia i w sumie zdjęcia wyszły bardzo kiepskiej jakości :(
      Trawvlta- jakoś mnie nie zachęca, ale sam temat i owszem- może być ciekawy. Biografię Moneta znam słabo, tyle, ile dowiedziałam się czytając biografie paru innych impresjonistów. Czytałam jakąś beletrystykę, ale to jak wiadomo słabe źródło informacji, poza tym czyta się dobrze, ale szybko ulatuje z pamięci. Spróbuję odnaleźć film na cda. Ostatnio odkryłam ten kanał szukając Paganiniego ucznia diabła. Fajna sprawa, mam nadzieję, że nie zablokują go w niedługim czasie, jak to słyszałam od znajomej. Nie kryguj się i uzupełniaj wpis, ilekroć ci przyjdzie ochota. Bardzo cenię komentarze, z których się mogę czegoś dowiedzieć. Pozdrawiam

      Usuń
  3. O, jakże chciałabym zobaczyć "Nenufary" na żywo, i inne obrazy, które powstawały w Giverny... a Orsay jest od lat niespełnionym marzeniem. Mam podobne wspomnienie jak Montgomerry - na National Gallery w Londynie dostaliśmy godzinę... i też z koleżankami biegłyśmy przez sale, żeby zdążyć zobaczyć impresjonistów ;-(. To doświadczenie całkowicie zraziło mnie do wyjazdów zorganizowanych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba wiele osób ma takie wspomnienia. Mnie również skutecznie wyleczyły od zorganizowanych wyjazdów. Byłam na kilku takich wycieczkach, aż dojrzałam do tego, aby zdecydować się na indywidualne wyjazdy. Od tamtego czasu (ośmiu lat) nie wyobrażam sobie wyjazdu w grupie i oglądania na gwizdek. Poza tym w takich wyjazdach zdecydowana większość turystów ma zupełnie inne oczekiwania (zaliczyć sztandarowe obiekty, cyknąć sobie fotkę pod wieżą, czy bramą, zrobić zakupy i się napić, oczywiście bywają wyjątki, ale na tych pięciu wycieczkach na których byłam można było policzyć ich na palcach obu dłoni:( Gdyby jednak udało ci się kiedy dotrzeć do Paryża to poza Oranżerią polecam też Muzeum Moneta Marmottan (gdzie znajdują się także obrazy kilku innych impresjonistów). Niestety tam też nie można było robić zdjęć i tam także są Nenufary i nie tylko. Tam wisi najsłynniejsza Impresja - wschód słońca.

      Usuń
  4. Zachwycam sie i impresjonistami i wierszem. Nie wiem, czym bardziej... impresje przemawiaja do mnie chyba tak jak zadne inne malarstwo, ale tak ma chyba wiekszosc slabo malarsko wyrobionow gustow, gdy tym czasem wiersz zachwyca swiatem , jakim wydaje nam sie, ze zyli impresjonisci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Dziś impresjonizm przemawia niemal do większości, dziwi to, jak odbierali je współcześni malarzom. U mnie obok malarstwa renesansowego, Vermeera, paru Holendrów to także malarskie pewniki. Co do innych nurtów czy nazwisk robię co jakiś czas nowe odkrycia, ale pewne jest, że ilekroć trafię na obraz z tego nurtu zawsze przyciąga moją uwagę i zachwyca, nawet, jeśli autor zupełnie nieznany, ale te właśnie obrazy lubię oglądać. Wiersz-piosenką, od chwili pierwszego usłyszenia pokochałam bo i moim wyobrażeniom na temat tego minionego świata ona odpowiada. Szukałam w necie, aby podlinkować, niestety nie znalazłam. Ale też zdaję sobie sprawę, że pan Bajor nie do wszystkich przemawia- swoją czasami manierą, swoim głosem (ja uwielbiam), a slowa nawet w oderwaniu od muzyki są ładne.

      Usuń
  5. Nie znałam tego wiersza natomiast impresjoniści należą do moich ulubionych malarzy...kiedyś czytałam o nich sporo, oglądałam obrazy chociaż nie w galerii.

    To smutne, że oni umierali w nędzy, gdy dzisiaj kolekcjonerzy wydają na nie góry dolarów.....to niesprawiedliwe....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, to niesprawiedliwe, niestety życie jest niesprawiedliwe :( Ilekroć czytam biografię któregoś z nich czekam, aż trafi im się dzień, w którym sprzedadzą dobrze swój obraz, aby choć na chwilę nie musieli martwić się o swój byt. Nawet, jeśli wiem, że to się nie zdarzy. Tak jakbym chciała cofnąć czas i naprawić ten błąd ludzkości. A może tymczasem nie daleko mnie jakiś współczesny artysta klepie biedę, a ja odsuwam się z niesmakiem od brudnego i dziwnie się zachowującego kloszarda. :(

      Usuń
  6. Lubię impresjonistów. Myślę, że kiedy kto gustuje w tego typu malarstwie i pierwszy raz jest w Orsay lub innym muzeum, gdzie wystawiane są ich prace bardzo przeżywa ten pobyt. Wiem to po sobie. Byłam tak bardzo oszołomiona. Prawdę mówiąc, z tego pierwszego razu niewiele pamiętałam. Dopiero następnym razem "smakowałam' każdy oglądany obraz.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Orsay robi wrażenie, jako miejsce, gdzie impresjonistów tak wielu. Wcześniej oglądałam jedynie wystawę Impresjoniści w Gdańsku (jejku, co to była za wystawa, ze sześć obrazów, ale w tym słynna Impresja, wschód słońca. Pamiętam, że moja mama była też oczarowana i pamiętam, że wówczas po raz pierwszy można było w naszym muzeum nabyć duże reprodukcje obrazów, kupiłam wówczas ogromny plakat o wymiarach 50 na 70. Od tamtej pory zaczęłam szukać reprodukcji w empiku). A potem w Stuttgarcie - wystawa impresjonistów w tamtejszym muzeum, a na niej pięć sal z obrazami, a ja chodziłam z obłędem w oku, tu Monet, tam Sisley, Renoire, Monet. Wtedy odkryłam Sisleya. A potem... to już poszło, ale choć widziałam ich całkiem sporo w wielu miejscach to nadal zachwyca każdy kolejny obraz.

      Usuń
  7. Tak się złożyło, że ciekawi mnie każdy Twój kolejny wpis :)
    Moje zainteresowanie i polubienie malarstwa zaczęło się właśnie od impresjonizmu (ech, kiedy to było? ;) ) Zaraz później był post-impresjonizm VanGogha, Cezanne'a, Gauguine'a... również zaciekawienie życiem tych twórców, ludzi wrażliwych, często zmagających się z zastanym przez nich światem. Dużo by pisać...
    W d'Orsay jest właśnie ta sztuka, która do tej pory jest mi najbliższa. To był jeden z głównych powodów, dla którego wybrałem się kilka lat temu do Paryża. Nota bene zatrzymałem się w hotelu d'Orsay, właśnie ze względu na bliskość galerii, w której udało mi się być dwukrotnie - po pół dnia za każdym razem. Nic mi więcej do szczęścia wtedy nie brakowało :)

    Przy okazji, pozwól, że podam tu fragment notatki, jaka powstała po wizycie w d'Orsay, którą później załączyłem do listu do mojego przyjaciela:

    "O tym jak koresponduje smak z wartościowaniem sztuki – i to na tle przemian historycznych i społecznych – mogłem się przekonać niedawno w paryskim Musée d’Orsay, które wydało mi się zresztą jednym z najbardziej fascynujących miejsc, jakie widziałem w swoim życiu. Nigdzie indziej tak namacalnie wręcz – i obrazowo! – nie spotkałem się z możliwością prześledzenia jednego z najbardziej burzliwych i rewolucyjnych okresów w historii – i to nie tylko sztuki.
    Wyobraź sobie Paryż drugiej połowy XIX-go wieku i początku wieku XX-go, kiedy niemalże równolegle istniały (teraz uznajemy, że równoprawne pod względem artystycznym) takie kierunki w sztuce, jak realizm, symbolizm, romantyzm, impresjonizm, akademizm, naturalizm, post-impresjonizm, fowizm, nabizm, kubizm, orientalizm… a wszystkie powiązane z przemianami w świadomości nie tylko społecznej, ale i tej wśród pisarzy, filozofów, architektów, pedagogów – wszelkiej maści liderów tamtej epoki, (przy tym działo się to w czasach, które widziały choćby Wiosnę Ludów, wojnę francusko-pruską, paryską komunę i zaranie I wojny światowej).
    W d’Orsay cały ten ferment można prześledzić na podstawie zgromadzonej tam arcy-ciekawej i niezwykle bogatej kolekcji dzieł sztuki, które w owym okresie powstały."

    Pozdrawiam,
    S.

    PS. Jest to fragment jednego z wpisów na moim blogu:

    https://wizjalokalna.wordpress.com/2011/03/16/czym-jest-sztuka/

    OdpowiedzUsuń
  8. To dla mnie wyróżnienie mieć takiego czytelnika. Czytam twoje wpisy, ale jakoś nie miałam odwagi skomentować, bo wydawało mi się, iż nie mam nic mądrego do napisania. Przeczytałam podlinkowany wpis- nawet odważyłam się skomentować, choć nie wiem, czy mi nie pożarło komentarza, bo nie widzę go. W każdym razie przeczytałam jego sporą część i podzielam twoje zapatrywanie na sztukę. Generalnie przejawiam mocno emocjonalny stosunek do ... nie tylko sztuki, ale do niej chyba przede wszystkim. Dlatego najbardziej podoba mi się to co porusza, czasami potrząsa, intryguje. I chyląc głowę przez arcydziełami niektóre pozostają mi całkiem obojętne, bowiem patrząc na nie nic nie czuję, żadnego związku duchowego, żadnego pokrewieństwa. Pierwsza wizyta w Orsay, w moim przypadku pierwsza z wielu była dla mnie niezapomniana i niezwykle poruszająca. Wyszłam z rozwianym włosem i mętnym wzrokiem, z jednej strony z głową pełną obrazów, z drugiej z nienasyceniem. Pamiętam też wizytę w Orsay z Holly, która zaprosiła mnie na pewną wystawę węgierskich impresjonistów. To był jedyny pobyt w Paryżu, kiedy nie byłam w Orsay`u na stałej wystawie. Byłam strasznie zawiedziona. Tzn. cieszyłam się, że mogłam zobaczyć ciekawą wystawę, ale fakt, iż nie mogłam pójść do Pissarro, Moneta, Van Gogha i pozostałych (na co tak liczyłam) mocno mnie rozczarował. Choć oczywiście byłam ogromnie wdzięczna Holly, że zaprosiła mnie na to arcyciekawe wydarzenie. W końcu oglądanie węgierskich impresjonistów to rzadkość dużo większa niż oglądanie francuskich. Mieszkania w pobliżu Muzeum zazdroszczę, bo to dobra miejscówka. Raz miałam hotelik blisko Luwru, aż sama sobie tego zazdroszczę :) Chyba jednak mój komentarz u ciebie gdzieś przepadł. Spróbuję jeszcze jutro.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli będziesz kiedyś w Stanach, to musisz koniecznie zarezerwować czas na Metropolitan Museum w Nowym Jorku. Nie tylko są w nim fantastyczne zbiory, ale i jest pęknie zaprojektowane (ja wiem, że to trudno porównywać, ale według mnie jest to najlepsze muzeum na świecie). Zresztą, tuż obok jest Frick Collection, w której dosłownie każdy obraz jet arcydziełem (za każdym razem, kiedy jestem na Manhattanie, staram się tam zajrzeć). W Chicago też jest Art Institute, którym można się pochwalić (właśnie odbywa się specjalna wystawa poświęcona... sypialni Van Gogha ;)) W ogóle, po całych Stanach rozsianych jest wiele mniejszych lub wiekszych galerii, które mają piękne kolekcja zwłaszcza malarstwa europejskiego (gromadzili je głównie przemysłowi bonzowie, którzy na przełomie XIX i XX wieku zrobili olbrzymie majątki), np. w Toledo czy Cleveland w stanie Ohio.

    PS. Twoje komentarze już przechodzą :)
    Bardzo miło, że się odezwałaś na moim blogu (nie rozumiem tego, kiedy piszesz, że czasami nie masz odwagi komentować moich wpisów - przecież ja nie gryzę i staram się każdego gościa traktować z respektem.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej chwili wydaje mi się to nierealne - wizyta w Stanach (awersja do długich lotów, brak finansów, niepewna sytuacja i takie tam różności), ale kto wie, życie jest nieprzewidywalne. Z chęcią odwiedziłabym te wszystkie cudowne galerie, w tej chwili pozostaje mi jedynie kupić sobie album z reprodukcjami (choć oboje wiemy, że to zupełnie co innego). Ale będę pamiętać o twoich wskazówkach. Widziałam swój komentarz:) i dodałam kolejny. Ten brak komentowania wynikał nie z tego, że obawiałam się gospodarza, a raczej ze świadomości swoich niedostatków, ale skoro przełamałam tę barierę to będę sobie wtrącać swoje trzy grosze (nawet, jeśli będą ni w pięć ni w dziesięć)

      Usuń
    2. Zawsze będzie mi miło zapoznać się z Twoimi 3 groszami :)

      PS. Kto wie, może kiedyś trafisz do Stanów i będziesz mogła zajrzeć do tych najlepszych galerii z malarstwem. Na razie można przejrzeć zbiory niektórych z nich w internecie. Ona naprawdę są zaskakująco bogate.

      Oto np. The Cleveland Museum of Art (moje najbardziej ulubione "nieznane" muzeum w Ameryce):

      http://www.clevelandart.org/art/collections

      Albo nieco mniejsze, ale także ze wspaniałą kolekcja malarstwa, The Toledo Museum of Arts:

      http://www.toledomuseum.org/collection/

      Co ciekawe, oba znajdują się w tym samym stanie.

      Usuń
  10. Dziękuję za te tropy, chętnie zajrzę dla ukojenia skołatanej duszy:) tzn. chętnie zajrzałabym do galerii, ale na razie zajrzę do netu. Trzy grosze będę dorzucać. Pamiętam o zaległym komentarzu do posta który mi poleciłeś :) wrócę doń na pewno, jak tylko złapię chwilkę.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).