Łączna liczba wyświetleń

sobota, 12 listopada 2016

Wakacje z perspektywy czasu (czyli słów kilka o Wrocławiu, albo dziękuję Bee)

Widok na Katedrę na Ostrowiu Tumskim
Pisać o wakacjach, kiedy dawno są już tylko odległym wspomnieniem to chyba nie najlepszy pomysł. A jednak. Czasami lepiej widać z perspektywy. Przez ostatnie kilkanaście lat każdy wolny dzień wykorzystywałam na poznawanie bliższych i dalszych zakątków Europy, zachłannie nadrabiając zarówno wcześniejszą niemożność podróżowania, jak i ówczesny strach przed lataniem. W tym roku, z różnych przyczyn, urlop spędziłam zwiedzając południowe i zachodnie regiony naszego kraju. Jednym z etapów moich wojaży był Wrocław. 
Byłam tam po raz pierwszy i na pewno nie po raz ostatni. Tyle się o
Pergola wokół fontann
tym mieście nasłuchałam, że nie mogłam sobie odmówić chęci skonfrontowania cudzych opowieści z własnym postrzeganiem. Popełniłam jednak jeden, ale zasadniczy błąd. Nie byłam kompletnie przygotowana do tych odwiedzin. Tzn. wiedziałam, jakie są punkty must see, ale nic ponadto. W głowie kompletna pustka; ani literackich, ani filmowych odniesień, ani nazwisk bliskich mi postaci, ani nawet jakiegoś obrazu, który szczególnie chciałabym obejrzeć. Oczekiwałam na cud, a cud się nie wydarzył. Czekałam, że miasto samo mnie zauroczy, tymczasem ono oczekiwało ode mnie podjęcia jakiegokolwiek wysiłku, aby je polubić. Dostrzegałam piękny, przestrzenny Rynek, wrażenie zrobiła na mnie Panorama Racławicka, podobały mi się miejsca zieleni, dobrze się czułam na Ostrowie Tumskim, ale… no właśnie, wszystkiemu towarzyszyło jakieś ale. Może to niesprzyjająca pogoda (trochę padało i nie było najcieplej), a może miejsce zamieszkania (w mało atrakcyjnej i nie najbezpieczniejszej dzielnicy miasta), a w końcu może to, że ten tegoroczny urlop przypadł w najmniej odpowiednim momencie, kiedy mentalnie nie byłam gotowa, aby się nim cieszyć (choć przecież powinnam, w końcu to co mi się przydarzyło dla wielu byłoby powodem do radości, a nie zmartwienia). Miałam wrażenie, że wszystko jest nie tak. I mimo bardzo sympatycznego spotkania z Bee, która pokazała mi swój Wrocław wciąż nie potrafiłam się nim cieszyć. 
W ogródku japońskim
Kilka dni temu zaczęłam tęsknić za Wrocławiem, a to uświadomiło mi, jak mało doceniłam to miasto. Dopiero teraz, po czasie dostrzegłam jego urok i cieszę się, że za rok będę mogła pokazać go dzieciom. 
Kiedy o nim myślę, to w pamięci pokazują się obrazy pełne zieleni. Leżę na obramowaniu fontann w pobliżu Hali Stulecia otoczona przecudnej urody pergolą, słoneczko świeci, ja pozwalam sobie przenieść się do Krainy bez-myślenia i czuję się lekko i dobrze. Pochylam się nad wodą stojąc na drewnianym mostku niczym z obrazów Moneta w Ogródku Japońskim, podziwiam ogromne słoneczniki w Ogrodzie Botanicznym nieopodal Katedry na Ostrowie Tumskim, czy też brodzę pomiędzy porośniętymi trawą i krzewami nagrobkami na Cmentarzu Żydowskim. Taki tam wszędzie spokój, taka cisza, taki raj utracony. Jak mogłam tego wcześniej nie dostrzec. 
W Muzeum Narodowym, mieszczącym się w bardzo ciekawym
Słoneczniki w Ogrodzie Botanicznym
architektonicznie neorenesansowym budynku z czerwonej cegły porośniętym winobluszczem, który zmienia kolor w zależności od pory roku (we wrześniu był on soczysto-zielony) podziwiam Bruegla Pejzaż zimowy z łyżwiarzami i klatką na ptaki, który to obraz (a raczej jedną z jego wersji) oglądałam kilka lat wcześniej na wystawie w MNG. Tam też dostrzegam niesamowity Las podczas powodzi nad jeziorem Starnberskim Lovisa Corinth. Ten ostatni przyciągał mój wzrok jakimś magnetyzmem i nie pozwalał odejść. Kolejny artysta ocierający się o impresjonizm - tym razem z Niemiec. Moje prywatne zbiory zataczają coraz szersze kręgi. Żałuję, że przegapiłam muzealny sklepik z pamiątkami, bowiem kupiłabym sobie każdej wielkości reprodukcję, o ile byłaby do nabycia. Ku własnemu zdumieniu wdaję się w pogawędkę z panią opiekunką sali na temat Maurycego Gotlieba, ucznia Matejki, na którego obrazy zwracam uwagę od czasu, kiedy przeczytałam biografię malarza. Do tej pory widziałam jego obrazy jedynie w MNW. 
Las  podczas powodzi nad jeziorem Starnberskim 
Na wrocławskim rynku zadziwiającym swą wielkością (nie widziałam w Polsce tak dużego rynku), a co za tym idzie tak dużej ilości kolorowych kamieniczek w sali Ratuszowej oglądam fantastyczną wystawę 100 na 100 – czyli 100 fotografii na setne urodziny fotografika Stefana Arczyńskiego. Kolejne nieznane mi nazwisko, które wzbogaca skarby mojej pamięci, a które odkrywam dzięki nieocenionej Bee. Czarno-biała fotografia z podróży przez życie; jest tu i Wrocław oglądany z wysokości (dachów jego najwyższych kamienic), są zdjęcia z zagranicznych wojaży, są też zdjęcia żony. Z pewnością wybór zaledwie stu fotografii z ogromnego dorobku był dla twórcy dużym wyzwaniem. U oglądającego ilość fotografii wywołuje wzruszenie umiejętnością patrzenia i dzielenia się tym patrzeniem na świat z innymi i pewien niedosyt niewielką jak na tak długie życie ekspozycją. Z tych zdjęć emanuje radość dostrzegania w otaczającym nas świecie piękna, a także duże poczucie humoru. 
Fotografia żony S.Arczyński
Bee zawdzięczam jeszcze jedno odkrycie - piękny neogotycki kościół pod wezwaniem Św. Michała Archanioła, z ciekawą historią (świątynia była pierwszym miejscem oporu przeciw kulturkampf po wcieleniu miasta do Prus, była także miejscem modlitwy Edyty Stein, patronki Europy) i nie mniej ciekawą architekturą (z dwiema nierównej wysokości wieżami (z powodu wcześniejszego zawalenia się jednej z wież) pięknym sklepieniem żebrowo-krzyżowym, witrażami o niebieskiej (niebiańskiej) poświacie i ciekawą dekoracją posadzki.
Teraz uświadomiłam sobie, że znam już osobę, której śladami będę mogła  przemieszczać się po Wrocławiu, jest to wspominana tu kilkakrotnie Bee, która pokazała mi swoje miejsca we Wrocławiu. Napisałam jedynie o kilku i to dość powierzchownie, tradycyjnie mając nadzieję powrotu do tematu, kiedyś, za jakiś czas, może na emeryturze do której niestety ciągle jeszcze wciąż tak samo daleko. 
To tylko kilka wrażeń, które być może kiedyś pozwolą na pełniejsze potraktowanie tematu mojego Wrocławia.
Cmentarz żydowski we Wrocławiu niczym Tajemniczy ogród wyłaniają się nagrobki pośród oceanu zieleni

Parę zdjęć miejsc, o których piszę (lub powinnam napisać) więcej;

Piękna secesyjna kamienica przy ul. Prusa

Obrośnięty winobluszczem budynek Muzeum Narodowego


Sala Ratuszowa, w której eksponowane były fotografie pana Arczyńskiego

W ogrodzie botanicznym

Nawa główna kościoła Św. Michała Archanioła


Kościoły św. Krzyża i św. Bartłomieja od strony Ogrodu


Zegar ratuszowy

9 komentarzy:

  1. Kamień z serca, że jednak Wrocław nie odpuścił i wrócił do Ciebie, Guciu, tak kojącymi obrazami. Tematy różnorakie, nie tylko wrocławskie, będziemy z pewnością kontynuować. :) Aha! Niunia jest zainteresowana poznaniem Chłopaków z Gdańska... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I ja się cieszę z Twojego powrotu choćby w wirtualnej przestrzeni. Co do spotkania panów z Niunią- muszę zasięgnąć języka, w tej chwili to wiek, w którym dziewczyny są głupie, ale kto wie, co będzie za parę miesięcy; młodzież nam tak szybko dojrzewa. Pozdrowienia dla Niuni

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba też troszkę nie doceniam tego miasta. Szukamy po świecie pięknych miejsc, a kilka znajdzie się i w naszym kraju. Na pewno jest nim Wrocław. Mam stosunkowo blisko, a jakoś do tej pory nie nastawiłem się na dokładne jego zwiedzenie. Może jakiś weekendowy wypad z noclegami by sprawe rozwiązał. Muszę poszperać w internecie nad taką opcja.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele jest takich pięknych miejsc, które warto obejrzeć. Ja latami słyszałam o Wrocławiu, ale dopóty pociąg jechał ponad siedem godzin nie brałam pod uwagę tej opcji, a samolot z przesiadką w Warszawie też nie nęcił. Teraz na szczęście mam już dużo krócej :) Myślę też, że pora zacząć zwiedzać własny kraj, choć nie rezygnuję też z dalszych wojaży, tzn. jeśli sytuacja na to pozwoli.

      Usuń
  4. Dla Wrocław to jedno z najładniejszych miast w Polsce - zresztą chyba nie tylko dla mnie - dość powiedzieć, że w "Lalce" udawał Paryż :-). A jak wrażenia z "Madonny z jodłami" Cranacha?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam, że Wrocław zagrał w Lalce. Tak jak nie znałam historii Madonny z jodłami. Dopiero na twoje zapytanie zajrzałam do ciotki wiki. Choć Cranach nie należy do najbardziej cenionych przeze mnie (czytaj) lubianych malarzy, to kolejnym razem nie omieszkam obejrzeć. Nie byłam w Muzeum Archidiecezjalnym - tu wychodzi moje nieprzygotowanie. Ale cieszę się, że dzięki twojemu komentarzowi dowiedziałam się czegoś nowego. Człowiek uczy się całe życie i ... wiadomo co dalej

      Usuń
  5. Muzeum narodowe i Park Szczytnicki to były jedne z pierwszych miejsc odwiedzonych przeze ,mnie we Wrocławiu ponad dekadę temu. Niestety od tamtej pory nie udało mi się wejść na Cm. Żydowski, ale liczę na to, że za którymś razem się uda. Główną atrakcją są dla mnie i tak tamtejsze teatry, ale Wrocław lubię za jego poniemiecki sznyt. Z budynek dworca i Renomy także.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z teatrów odwiedziłam Capitol- nie mogło być inaczej. Niestety nie było żadnego musicalu w repertuarze (mój wyjazd podporządkowany był koncertowi z okazji 60 lecia Piwnicy w Krakowie i wszystkie kolejne etapy wojaży także. Dlatego wybrałam się na koncert pana dyrektora Imieli. Wysłuchałam z ciekawością, jeden z utworów nawet wywołał ciary, ale... za dużo tam było mięsa, krwistości i brutalności, choć w założeniu mia być afirmacją życia. Znam historię strasznego napadu, ale oczekiwałam czegoś innego. Po prostu ten rodzaj muzyki to nie jest to co lubię najbardziej. A teatr oglądałam w kinie:) byłam na Romeo i Julii- teatralnej adaptacji z Dereckiem Jacobim (co za kreacja). Zagrane w stylu kina z lat pięćdziesiątych we Włoszech; bardzo ciekawe i super mi się oglądało, jedyne ale, to napisy nie nadążały za tekstem. Z jednej strony przydałby się dubbing, a z drugiem byłby on ze szkodą dla teatralnej adaptacji. Budynek dworca przypominał mi troszkę zamek w Sintrze w Portugalii (tzn. pewne jego fragmenty, bo generalnie ten zamek to taki bardziej Disneyland). A Renoma? masz na myśli budynek, czy shopping?

      Usuń
  6. Moje poludniowo zachodnie strony, choc musze powiedziec, ze Wroclaw znam dosc powierzchownie, tzn niby bylam w wiekszosci miejsc tych kulturalnych i tych praktycznych, ale nie mam w sobie poczucia jako takiej spojnosci miasta.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).