Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 29 listopada 2020

Zrób sobie raj Mariusz Szczygieł

Książkę kupiłam pod wpływem przeprowadzonego przez Michała Nagaś w Radio Nowy Świat (ostatnio moja ulubiona stacja) wywiadu z autorem. Po licznych zachwytach nad pisaniem pana Szczygła brakowało mi kropki nad i, aby po jego twórczość sięgnąć. I taką kropką okazał się ów wywiad, w którym objawił mi się człowiek o podobnym apetycie na odkrywanie piękna świata. Oczywiście chciałam zacząć twórczą znajomość od Gotland, ale w księgarni akurat zabrakło, a ja, jak na bibliofila przystało musiałam mieć już natychmiast. 

Muszę zaznaczyć, iż nie jestem wielbicielką reportaży i w przeciwieństwie do autora nie pałam miłością do Czechów. Może dlatego, że ani jednego ani drugiego nie miałam okazji poznać. Nie przypominam sobie, abym czytała kiedyś reportaże w wydaniu książkowym, a w Czechach byłam raz na wycieczce (Praga), w dodatku zorganizowanej, więc można powiedzieć, że nie miałam możliwości poznania. Wycieczka odbywała się tradycyjnie: Hradczany zaliczone, Złota uliczka- zaliczona, Most Karola –zaliczony, zakupy zrobione, no to można w końcu iść na piwo. 

Zaczynam poznawanie Czech gdzieś od środka, ale przyznam, ze to co dostaję podoba mi się na tyle, aby znajomość zarówno z Czechami jak i reportażami Mariusza Szczygła kontynuować.

Książka Zrób sobie raj pozwala nieco lepiej poznać naszych południowych sąsiadów. Na początku lektury zachwycam się społeczeństwem, które ma tak duży dystans do siebie, zazdroszczę tolerancyjności i tego, że Czecha nic nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi, no może poza podwyżką cen towarów w sklepie. Ogarnia mnie, podobnie, jak autora, przeświadczenie, że w Czechach żyłoby mi się lepiej. I wtedy przychodzą na myśl pierwsze zdania reportażu Wkurzacz czeski, w którym opisuje, jak znany na całym świecie (ale nie w Polsce) rzeźbiarz David Cerny przeczytał w gazecie, iż pewien Polak napisał, że patriotyzmy są skazane na zanik i że już rozpoczyna się proces korzystania z państw jak towarów, i że on wybrałby Czechy. Na co Cerny odpisał mu, że zgadza się z tą tezą, tyle, że on wybrałby coś innego (niż Czechy) nawet Polskę. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.

O Davidzie Cernym oczywiście pierwsze słyszę, więc natychmiast zaglądam do Internetu, aby obejrzeć jego rzeźby. To, co w opisie jawi się jako sztuka kontrowersyjna, na zdjęciach wygląda intrygująco, ciekawie, odkrywczo. No i oczywiście obraża czyjeś uczucia, al\bo budzi nieprzyjemne uczucia (jak w przypadku Saddama Husajna w akwarium, którego władze pewnego polskiego miasta nie zgodziły się wystawić). O odmienności Czechów mogą zaświadczyć choćby dwie rzeźby; jedna to bohater narodowy Wacław siedzący na podwieszonym pod sufitem za nogi brzuchu konia, a druga to Sikający na Państwo Czeskie. I jaka jest reakcja Czechów - nic, zero, bez mrugnięcia okiem przyjmują te dzieła w przestrzeni miejskiej, żadnej obrazy uczuć religijnych, patriotycznych, żadnych nieprzyjemnych odczuć. Tolerancyjność, a może obojętność.

Czesi są jacyć inni, chciałby się powiedzieć. Ujął mnie dialog z pewnym Czechem, w którym reagując na pochwałę bohaterstwa pewnego zamachowca przekonuje on, że tak prawdę powiedziawszy ten zamach to żaden wyczyn, a jedynie wynik splotu okoliczności. Albo inna opowieść snuta przez pana, który widział uliczne zgromadzenia podczas aksamitnej rewolucji w 1989 roku – ponieważ przypadkiem przejeżdżał tramwajem.  A przecież ten mężczyzna mógł po dwudziestu latach utrzymywać, że wysiadł z tramwaju i też obalał ustrój. Mógł opowiadać, że skoro motorniczy nie otworzył drzwi, sam je otworzył i wyskoczył (co za sztuka otworzyć samemu drzwi tramwaju?). Mógł powiedzieć, że szybko wrócił dwa przystanki pieszo i stał już z dwustutysięcznym tłumem do nocy. Mógł nawet dodać, że zaraz po wydostaniu się z tramwaju dopadło go dwóch uzbrojonych milicjantów w maskach i dostał pałą. … A on nie, on tylko, że przejeżdżał tramwajem (str.43-44) Żadnego zadęcia, bohaterszczyzny, walki z faszyzmem, czy komuną.

Sporo miejsca poświęca autor czeskiemu ateizmowi. Czesi chlubią się tym, że są najbardziej ateistycznym narodem w Europie. Ponoć wyprzedzają ich Szwedzi, ale fakt, iż katolicy stanowią tam niewielki procent. Szczególnie zaskakujący jest opis papieskiej pielgrzymki do Czech, która budzi tak nikłe zainteresowanie wśród mieszkańców a nawet przedstawicieli mediów, że trudno w to uwierzyć mając przed oczyma te mrowie ludzkie podczas papieskich wizyt w Polsce. Są to inni papieże i inny okres, ale można domniemywać, że w Czechach żaden papież nie wzbudziłby zainteresowania.

Czesi w przeciwieństwie do innych narodów, które w swych hymnach manifestują swą bojowość, śpiewają, że ich kraj jest piękny niczym raj.

Czy Czechy to raj? Z jednej strony to kraj, który fascynuje wolnością, swobodą, tolerancyjnością, prostotą życia, indywidualizmem jednostek, a z drugiej ta próba obśmiania rzeczywistości (obrócenia wszystkiego w żart) wygląda na ucieczkę przed wszystkim, co problematyczne, niemiłe, niewygodne, wymagające (ten śmiechy podszyty jest smutkiem, żeby nie powiedzieć że czymś więcej).   

Chyba nie będę odosobniona, jeśli napiszę, że ich obrzędy funeralne (brak ceremonii pogrzebowej, a często nawet nie odebranie prochów zmarłych z zakładów kremacyjnych) mocno mnie zaskoczyły i wywołały nieprzyjemne uczucia.

Autor opisuje  czeskie obyczaje i zachowania bez próby ich analizowania, bez dociekania przyczyn i skutków, opisuje, to co zaobserwował podczas kilkudziesięciu zapewne pobytów w Czechach, którymi jest zafascynowany. Znalazł tam swój raj, który umiejscawia w mieszkaniu tłumaczki języka polskiego. Przez okno tego mieszkania zamykane na dwadzieścia osiem klamek widać ogród. Może nie zaczarowany, ale dla autora jedyny i niepowtarzalny. A jeślibym ja miała wskazać, co w książce spodobało mi się najbardziej - byłoby to poniższe stwierdzenie. Mieszkanie nigdy nie będzie moje, ale nie ma to najmniejszego znaczenia, bo – jak się Państwo domyślają - będzie moje już na zawsze. (str. 220). Takie stwierdzenie sprawia, że czuję się pokrewną duszą Mariusza Szczygła, a dodatkowo czuję się niezwykle bogata mając swoje na zawsze miejsca w paru zakątkach Europy.

Na zakończenie namiastka czeskiego poczucia humoru, akcja przeprowadzona przez Stowarzyszenie O weselszą przyszłość.

Ponieważ między różnymi grupami antykomunistów istniały napięcia i rywalizacja, zaprosili liderów poszczególnych ruchów do piaskownicy. Wszyscy pod hasłem „Każdy na swoim piasku” dostali łopatki, wiaderka i musieli ulepić swoje babki. Kiedy babki były gotowe, znienacka przyjechał wóz z piachem, który im je zasypał razem z całą piaskownicą, co miało uświadomić , jak miałkie są ich spory.

- …. poszliśmy do domu Vaclava Havla, miał w domu jakiś zagranicznych gości, a my zapytaliśmy jego żonę; Pani Olgo może Vaclav iść z nami do piaskownicy? Olga z surową miną spojrzała na zegarek i powiedziała: Dobrze, ale za godzinę musi być w domu. (str.210).

Książka przeczytana w ramach  stosikowego losowaniu u Anny

wtorek, 24 listopada 2020

Europa w rodzinie Maria Czapska

Wydawnictwo Znak Kraków 2014 rok wydało łącznie dwie pozycje Europa w rodzinie oraz Czas odmieniony. Uzupełniają się one wzajemnie. Są tak bogate w treści, że postanowiłam napisać parę słów o każdej z nich. Autorka Maria Czapska pochodzi ze starej, arystokratycznej rodziny o korzeniach austro - czesko- rosyjsko-polskich. Polską gałąź rodu Czapskich otwiera dziadek  Emeryk – Hutten Czapski spokrewniony z rodem Radziwiłłów. Europa w rodzinie to historia rodu od XVIII wieku do czasów I wojny światowej. Chyba nie tylko mnie od początku intrygowało pytanie, skąd w tej kosmopolitycznej rodzinie, w której nie brak wśród przodków dyplomatów na dworach Rosji i Austrii, pojawia się przywiązanie do Polski. Skąd się u nas wziął ten polski patriotyzm i ta nienawiść do Rosji? Z matki Austriaczki (Józefa von Thun und Hohenstein), wychowani przez guwernantki cudzoziemki, z ojca narodowo obojętnego? Matka nauczyła nas kochać ojczyznę zniewoloną, śpiewać Boże coś Polskę…, a też Kde domom muj… narodowy hymn czeski, tak jak nauczyła nas modlitwy. W jej pojęciu jednak wszelkie ruchy rewolucyjne, a więc i powstania, sprzeciwiały się  prawom Bożym. Ale polskie nauczycielki nauczyły nas historii polskiej. (str.31 -32). I to mama (z pochodzenia Czeszka) stała się dla dzieci pierwszą nauczycielką miłości do Ojczyzny, rozwijanej potem przez nauczycielki i lektury. Ojciec, wcześnie owdowiały nie bardzo radził sobie z dziećmi. Ich wychowaniem zajęły się babka z rodu Mayendorfów (Niemka będąca poddaną rosyjską) oraz ciotki. Zanim jednak pojawili się na świecie młodzi Czapscy (Maria i jej sześcioro rodzeństwa, z których najbardziej znany jest Józef - malarz i literat), pełni młodzieńczych ideałów, gotowi do zbawiania świata i odzyskania po latach niewoli ojczyzny swego dziadka na scenie wydarzeń przemaszerowało kilka pokoleń rodu Stackelberg, Meyendorff, Thun und Hohenstein.

Cała ówczesna europejska arystokracja była jedną wielką rodziną, nie było Austriaków, Niemców, Prusaków, Rosjan, czy innych nacji, skoro wszyscy byli ze sobą skoligaceni. Nie wykluczało to incydentalnych niechęci do tej czy innej nacji, jak np. u zapisanego niezbyt chlubnie w dziejach rodu Otto Stackelberga, posła rosyjskiego carycy Katarzyny, który sprzeciwiał się kategorycznie wszelkim reformom projektowanym przez króla Stanisława Augusta. Po cóż Polsce wojsko? Mawiał Otto Magnus, według relacji króla - szczęśliwa u siebie, bez znaczenia w Europie, oto cel, który jak sądzę, trzeba będzie jej wyznaczyć. (str. 16). Otto Magnus młodszy był wnukiem sybirskiego zesłańca za udział w wojnie północnej. Drzewo genealogiczne rodu jest mocno rozgałęzione i mimo jego dwóch schematów, które towarzyszyły mi tak często podczas lektury, aż żałowałam, że nie zostały dołączone do książki w postaci wyjmowanej wkładki, trudno było się połapać, kto jest czyim potomkiem i z kim jest spokrewniony. 

Co charakterystyczne dla tamtego okresu większość przedstawicieli rodów prowadziła zapiski  (dzienniki, pamiętniki, notatki), a w związku z częstymi podróżami wiele też korespondowano. Dzięki temu udało się Marii odtworzyć przebieg zdarzeń i myśli swych przodków. Za młodu nie wykazywała zainteresowania opowieściami babć i ciotek i to dzięki tym ocalonym z pożogi wojen, powstań, rewolucji zapiskom poznajemy codzienne arystokracji europejskiej z przełomu wieku XIX i XX. Jak każda saga pokoleniowa jest Europa w rodzinie książką o czasach przeszłych, mających dla nas urok epoki bezpowrotnie minionej, z całym jej bogactwem i różnorodnością, a jednocześnie z tym, co dziś wydaje się anachroniczne i może niezrozumiałe. Jak pisze w przedmowie Adam Zagajewski – urok tej książki polega na tym, że owo przejście od Europy kosmopolitycznej do Europy narodów prowadzące niekiedy do ciasnego nacjonalizmu, u Czapskich, nie kończy się endeckim zaślepieniem, młodzi Czapscy i ich najbliżsi przyjaciele będą zarówno patriotami, jak i kosmopolitami, nie wymażą z pamięci dziedzictwa europejskiego, Europa pozostanie w rodzinie, Europa historii, sztuki, wyobraźni i ponadnarodowych przyjaźni. (ze wstępu str. 6-7).

Dla młodych Czapskich dużą rolę w ich życiu odgrywała babka Emerykowa – Elżbieta z Meyendorfów. Każda z sióstr Meyendorf poślubiła przedstawiciela innego narodu. Elżbieta wyszła za mąż za zruszczonego Polaka, jedna z sióstr za właściciela pięknej posiadłości w Finlandii a druga za urzędnika na carskim dworze.

Meyendorffowie czuli się dobrze zarówno w Petersburgu, jak w Rzymie, Nicei albo Wiesbaden, nie groził im żaden nacjonalizm, znali tyle języków i z każdej kultury brali to, co im odpowiadało, przyjmując ten fason europejski, który nadawał ton tzw. Towarzystwu. Babcię raził być może nasz patriotyzm polski, ale nigdy się jemu nie sprzeciwiała. Z mężem i dziećmi mówiła po francusku albo po niemiecku. Po francusku korespondowała ze swoją matką i siostrami, a ze służbą porozumiewała się początkowo po rosyjsku, a dopiero później nauczyła się trochę polskiego na użytek domowników, niektórych gości i póki byli mali … wnuków (str. 32).

Babcia była urokiem naszych młodych lat, zawsze w czarnych, jedwabnych, powłóczystych sukniach, z koronką na głowie. Wszystko było w niej wykwintem, od małych brylantowych kolczyków, pierścionka z turkusem w kształcie serca i subtelnego zapachu wody kwiatowej. Obuwie z cieniutkiej skórki, bez obcasów, wiązane na boku stopy, było tak lekkie, że kroków jej nie było słychać, tylko szelest sukni. Nigdy nie widziałam jej w negliżu lub  nieuczesanej, nic w kek osobie nie było zaniedbanego, aż do samego końca. (str. 220).

Babcia jeszcze za życia dziadka Emeryka, którego pasją była numizmatyka i któremu zawdzięczamy zbiory Muzeum Krakowskiego przy ul. Piłsudskiego w Krakowie, często pomagała mu przy katalogowaniu zbiorów, rysunkach eksponatów.

Katalogowanie zbiorów, nie tylko monet, ale też starych druków, rycin, porcelany i zasobnej biblioteki, wypełniało dziadkom dnie w zacisznym domu. Długie wieczory podobnie, jak u Cziczerinów (rodziny siostry i szwagra babci), poświęcano głośnemu czytaniu. Opis podróży do Indii w dwu tomach nosił notatkę ręką dziadka zrobioną; Jaka szkoda, że to dzieło ma tylko dwa tomy!. … (str.98).

Dziadkowie Czapscy sporo podróżowali. Dziadek, jako zapalony kolekcjoner w poszukiwaniu eksponatów do swoich zbiorów odwiedzał równie często Rosję, jak i miasta Europy Zachodniej nawiązując stosunki z antykwariuszami, bukinistami i prywatnymi kolekcjonerami.  

Ciekawą osobowością w rodzinie Czapskich był stryj Karol, w przeciwieństwie do brata Jerzego człowiek silnego charakteru, który nie godził się na pójście drugą wyznaczoną mu przez ojca. W 1980 roku został wybrany na prezydenta miasta Mińsk. Jego administracji miasto zawdzięczało bardzo dużo (wodociągi, elektryczność, kanalizacja, rozbudowa ulic, przytułki, itp.). 

Wspominając dom rodzinny Maria dużo cieplej wspomina swoją opiekunkę, zwaną Babuśką niż rodziców.  Dziwna, jak mi się dziś zdaje, była obojętność rodziców na schorzenie, które zniszczyło mi częściowo lewe oko, obojętność i bezwzględność nauczycielek; kazały mi odrabiać lekcje w bardzo jasnym pokoju, gdzie światło raziło zaczerwienione, zaropiałe oczy, ale dziecko biernie przyjmuje swój los, a byliśmy twardo chowani, nie wolno nam było skarżyć się, tylko Babuśka umiała mnie pożałować i przygarnąć w zacienionym pokoju. (str. 168).

Dzieci ubierano ze skrajną prostotą, nie wolno im się było stroić, zimą stroje nie grzały, myto się wyłącznie w zimnej wodzie, więc Maria wraz z jedną z sióstr wciąż marzły. Dla odmiany karmiono dobrze i smacznie. Opis potraw pobudza wydzielanie soków trawiennych.

Autorka pisze o tym co zapamięta i o tym, czego dostarczyły jej rodzinne dokumenty, przyznaje jednak, że pewnych zjawisk, jako dziecko nie zauważała. Sytuacja polityczna, stosunki społeczne, problemy narodowościowe (zarówno Przyłuki jak i Stańków rodowe posiadłości Czapskich  leżały na Białorusi w obwodzie Mińskim) niewiele obchodziły dzieci mieszkające w pałacu w otoczeniu służby pochodzącej ze szlachty, spokrewnione z Radziwiłłami. Pisząc o zabawach jakim się oddawali zauważa, iż byłyby zapewne bliższe, aktualniejsze zajęcia dla dzieci polskich na Białorusi, gęsto przesianej katolickimi zaściankami, ale byliśmy odcięci od kraju naszego i jego ludu surowymi przegrodami swoistego wychowania, późno, wiele za późno zdobywając świadomość tego wyobcowania. (str. 180-181).

Opowieść prowadzona jest chronologicznie, co nie przeszkadza autorce momentami wybiegać w przyszłość o całe dziesięciolecia, co wydaje się zrozumiałe, trudno bowiem patrząc z perspektywy czasu na dawne wydarzenia nie wiązać ich z tymi, które nastąpiły dużo później. 

Od lektury nie mogłam się oderwać, choć przyznaję rację tym, dla których ciężkim było przebrnięcie przez rodzinne koligacje, myliły się ciotki, z kuzynkami, wujowie z dziadkami, pradziadkowie z prapradziadkami. Ale nie wydaje mi się, aby możliwym było uniknięcie takich pomyłek, jeśli mamy do czynienia z rodem liczącym na przestrzeni tylko jednego wieku kilkadziesiąt osób. W dodatku rodem, którego przedstawiciele utrzymywali relacje (dyplomatyczne, przyjacielskie, romansowe) z kolejnymi dziesiątkami osób. Sam indeks przywołanych w treści nazwisk liczy sobie niemal dwadzieścia stron. Pojawia się na kartach opowieści zarówno Bismarck, carowa Katarzyna, kurtyzana będą pierwowzorem Damy kameliowej Dumasa, Rolland Romain, Jakub Mortkowicz, Kazimiera Iłłakowiczówna, jak i wielu innych.

Do tej opowieści będę wracała nie jeden raz, bowiem należy do tych, które należy smakować i zawiera takie bogactwo informacji i ciekawostek, że szkoda byłaby go nie zauważyć. 

Przeczytawszy Czas odmieniony - wspomnienia z okresu od I wojny poprzez ruchy rewolucyjne do wybuchu kolejnej tylko rozbudziły zainteresowanie co do dalszych losów rodzeństwa. 


Przyszedł też spóźniony żal, iż nie odwiedziłam Muzeum Czapskiego w Krakowie z jego zbiorami numizmatyki zafascynowana Pawilonem Czapskiego poświęconym wnukowi Emeryka- Józefowi. Ilustracją niniejszego wpisu są zdjęcia notatek z podróży do Paryża Józefa Czapskiego. A Muzeum Czapskiego mam nadzieję zdążę odwiedzić. 

Na autorkę trafiłam dzięki jednemu z komentarzy u Marlowa pod wpisem o najlepszych kobiecych polskich pisarkach.

środa, 11 listopada 2020

W tym wszystkim wstaje Polska i nikt nie widzi, jak jest piękna...

11 listopada 1918 roku (z dziennika Marii Dąbrowskiej)

W nocy była strzelanina. Rano od wczesnej godziny rozbrajanie oficerów niemieckich na wszystkich rogach ulic. Ale rozbraja nie tylko milicja, lecz i tłum, masa broni dostaje się na pewno esdekom*, a nawet po prostu opryszkom. Przez cały dzień odbieranie od Niemców majątku wojskowego i przejmowanie władz cywilnych. Przez cały dzień na ulicach tłumy. Ruch tramwajowy normalny. Wszędzie samochody z naszymi żołnierzami. Piłsudski rozczarował mnie. Witany przez tłum, powiedział  z balkonu, że jest chory na gardło. Cóż to w takiej chwili, w takiej chwili może kogo obchodzić. (A teraz mi się to właśnie podoba. Dopisek z maja 1943 r.)

W wielu względach czuję się bardziej ancien  régime niż należąca do tego nadchodzącego świata**. Mimo wszystko tak jak w Rosji jak w Niemczech zwycięża teraz nie ideał ludowy, ale materializm pod wszelkimi postaciami ducha. Narody wczorajszego pokroju wolałyby zginąć niż przyjąć tak upadlające warunki, jakie koalicja narzuciła Niemcom, ale lud dążący do „nowego życia”, płaszczy się z pokorą i przyjmuje. Więcej we mnie zrozumienia dla tych marynarzy z Kolonii***, którzy postanowili rozejmu nie przyjąć i całemu światu rzucić rękawicę, idąc na beznadziejną bitwę na morzu, niż dla tych, którzy są awangardą rewolucji. Ha, z tego jednak wyjdzie idea i czysta piękność, ale w danej chwili będzie chodziło przede wszystkim o brzuchy. Komendantem Warszawy został mianowany Minkiewicz ****(…). To zdaje się dobrze. Jest już w Warszawie niemiecka rada żołnierzy, która porozumiewa się z Piłsudskim. Wielu żołnierzy niemieckich chodzi z czerwonymi  znakami, inni, Polacy pewnie, z biało-amarantowymi kokardami u czapek. W tym wszystkim wstaje Polska. I nikt nie widzi, jak jest piękna. Nikt nie spostrzega w tym zgiełku.

*esdecja socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy działająca na przełomie XIX i XX wieku marksistowska partia polityczna

** Dąbrowska miała wówczas 29 lat, więc nieco niezrozumiałe wydaje się ta duchowa przynależność do starego porządku,

*** Dąbrowska chyba myli Kolonię z Kilonię, gdzie 3 listopada 1918 r. wybuchł bunt marynarzy

****Generał Henryk Minkiewicz w latach 1918-1920 walczył na froncie wschodnim z Ukraińcami i Armią Czerwoną, po napaści Rosji na Polskę w 1939 r. został osadzony w obozie w Kozielsku, zginął prawdopodobnie w Katyniu.

 

niedziela, 8 listopada 2020

Notatki komiwojażera Szolem Alejchem, czyli uroki podróżowania trzecią klasą


Lubię chodzić takimi ścieżkami, które prowadzą do kolejnej i jeszcze następnej. Lubię czytając wspomnienia  zaglądać do cytowanych przez bohatera autorów. Kiedy wypożyczałam ostatnio książki w bibliotece nie podejrzewałam, iż łączy je cokolwiek ponad to, iż należą do klasyki literatury. Bo cóż wspólnego może mieć Orzeszkowa (Nad Niemnem), Iwaszkiewicz (Podróże do Polski) oraz Szolem Alejchem (Notatki komiwojażera). Tymczasem we wstępie do Notatek napisanym przez Iwaszkiewicza odnosi się on do Orzeszkowej.

Dziwne są drogi żywotów ludzkich, a z nimi razem dziwne są dzieje ich zwierciadeł- dzieł literatury. Działy wodne i kanały przechodzą zupełnie nie tam, gdzie byśmy się ich spodziewali, studiując oficjalną geografię. Podpatrzone tak przenikliwie  przez Orzeszkową „ogniwa” łączą zupełnie niespodziewanie autorów- jak łączą w życiu na pozór odległych od siebie fachem i usposobieniem ludzi (str. 7). W ten sposób autor chce wskazać, co łączyć go może z Alejchemem, a też, co łączy bohaterów Notatek.

Jest to zbiór opowiadań, jakie snuje żydowski komiwojażer podróżujący trzecią klasą pociągu. Z racji zawodu podróżuje jedenaście miesięcy w roku odwiedzając żydowskie miasta i miasteczka, ale nie o nich opowiada, przynajmniej nie wprost. Jego opowieści to zasłyszane w podróży historie. Jest bystrym obserwatorem, a pola do obserwacji mu nie brakuje, bowiem podróżuje trzecią klasą.

… jadąc trzecią klasą - czujecie się jak u siebie w domu. A gdy w wagonie znajdują się sami tylko synowie Izraela, czujecie się już zupełnie jak w domu. Nie jest tam, co prawda, tak wygodnie, o miejsce trzeba nieraz walczyć. Panuje zgiełk, harmider. Człowiek nie wie, co się z nim dzieje i kim jest jego sąsiad. Ale znajomość zawiera się od razu. Po chwili wszystkim wiadomo, kim jesteście, dokąd jedziecie i jakie zawieracie transakcje. A wy wiecie o innych to samo. Noc spędzacie na miłej pogawędce. Jeśli milczycie, to mówią inni - i nie dają wam spać. I po cóż zresztą spać w wagonie? Czy nie lepiej rozmawiać? Gdy się mówi, można się zawsze czegoś dowiedzieć. (str. 200)

Pasażerowie wsiadają i wysiadają, znajomości zawiera się błyskawicznie, a każdy taki przypadkowo spotkany Żyd to nowa historia. Trzecia klasa pełna jest Żydów jadących z koszem pełnym wiktuałów, w chałatach z  frędzlami do modlitwy (cyces), szalem w czarno-białe pasy (tałes) i koniecznie z nakryciem głowy. Tradycja jest tym, co trzyma ich w pionie i pozwala wytyczać kierunek ziemskiej wędrówki. 
Jest to świat mężczyzn, a kobieta jeśli w nim występuje,  to zawsze towarzyszy jej mężczyzna, jak w opowiadaniu Konkurenci, gdzie mąż i żona rywalizują o klientów (handlując wiktuałami), czy w opowiadaniu o kobiecie, która tak bardzo chciała mieć syna w gimnazjum, że omal nie doprowadziła męża do bankructwa. Najgorszy wróg nie wyrządzi wam w życiu tyle złego, ile człowiek może uczynić sobie sam. A najczęściej wtedy, gdy słucha rad kobiety, to jest własnej żony (str. 153).

Bo mężczyzna w żydowskiej rodzinie jest najważniejszy (albo tak im się wydaje, o czym mowa w opowiadaniach Gimnazjum, czy Konkurenci).

Opowiadający nie zraża się niczym, on chce przekazać jakąś historię, więc nawet jeśli słuchacze ją znają, nie stanowi to dlań przeszkody. Znacie? Tak? To posłuchajcie..

Często opowiadania są niedokończone pozostawiając czytelnika z uczuciem niedosytu, kiedy pasażer-narrator wysiada na swojej stacji. Wszystkie te opowieści mimo często humorystycznego rysu wydają się niezwykle smutne, bowiem los ich bohaterów nie jest godzien pozazdroszczenia. Czy to karma żydowskiego narodu, czy „zasługa” jego przedstawicieli, którzy w swej niedoli (a są to przypomnijmy pasażerowie trzeciej klasy) próbując przechytrzyć przeciwności losu popadają w jeszcze większe tarapaty, jak choćby rodzina, która chce wyreklamować syna od służby wojskowej.

Notatki komiwojażera mają w sobie urok opowieści o świecie, którego już nie ma, co sprawia, iż wywołują nostalgię. Już zamówiłam Dzieje Tewji Mleczarza.