Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 24 kwietnia 2022

Boska Florencja

Zdjęcie zrobione z tarasu kawiarni Caffe La Terrazza

Nie jest to co prawda najlepszy czas na podróżowanie, ale dokonując rezerwacji w listopadzie nie przewidziałam wybuchu wojny. Radość z pobytu przytłumiła obawa o jutro i przerażenie tym, co dziś. Mimo wszystko starałam się żyć tu i teraz czy raczej tam i wówczas przez te parę dni pobytu.

Zawsze podziwiałam relacje osób, które mimo trwającej wokół hekatomby wojennej potrafiły odizolować się i przenieść w inny świat. Nie jest to łatwe, ale próbowałam i ja.

Tytuł Boska Florencja pożyczyłam sobie od koleżanki, która tym mianem nazwała jedno z najbliższych mi duchowo miast. I rzeczywiście jest ona boska, przynajmniej dla nas i zapewne paru jeszcze osób, którym ze sztuką po drodze. Do Florencji pojechałam szybkim pociągiem z Rzymu. Niecałe dwie godziny jazdy, a jaka różnica  pomiędzy monumentalnym Caput Mundi, a „przytulną” Florencją. Choć przytulność nie jest tu najwłaściwszym określeniem. Florencja robi wrażenie mniejszej od Rzymu aglomeracji, bo i jest zdecydowanie mniejsza (ponad dziesięciokrotnie), a jednak i tu daje się odczuć manię wielkości. Wystarczy spojrzeć na nagrobki Medyceuszy w Kaplicy ich imienia przy bazylice San Lorenzo, na nagrobki znanych florentyńczyków w Kościele Santa Croce, czy na palle (sześć kul – symbol Medyceuszy, który do dziś zdobi większość budowli w mieście). Są ogromniaste. 

W kaplicy Medyceuszy przy kościele San Lorenzo

Florencja to miasto muzeum, a zatem nie spodoba się tym, którzy lubią nowoczesną architekturę, a których odstręcza muzealny look. W mieszczących się tutaj galeriach, pałacach i świątyniach znajduje się tak duże bogactwo spuścizny kulturowej, że obejrzenie całości zajęłoby miesiące, a może nawet lata. Nie trzeba jednak nawet wchodzić do wnętrz budowli, aby odczuć charakter miasta. Wystarczy stanąć na Placu katedralnym i spróbować objąć wzrokiem trzy jego cuda, pójść kawałek dalej w kierunku Arno i stanąć na Placu Signorii spoglądając na Loggię dei Lanzi (wspaniałą galerię rzeźby na świeżym powietrzu), wejść na dziedziniec Starego Pałacu albo przejść się pod arkadami Galerii Uffizi. Nie będę wymieniać wszystkich ciekawych miejsc we Florencji, każdy z przewodników wymienia ich kilkadziesiąt. Dlatego zainteresowany powinien sam zdecydować, co chciałby obejrzeć i w gąszczu rzeczy ciekawych i ciekawszych dokonać wyboru, bo zwiedzanie jest sztuką wyboru, ale też sztuką rezygnacji. Wspominając zaledwie kilka najbardziej znanych florenckich obiektów chciałam wskazać, że nawet nie ponosząc dodatkowych kosztów (biletów wstępu) można zobaczyć bardzo wiele i poczuć klimat miasta i albo się w nim rozkochać, albo znudzić, a są i takie osoby, które Florencja przytłacza nadmiarem.

Nowoczesna instalacja na tle Bargello (rzadki widok w mieście)
Ja nie umiem się we Florencji nudzić; mam problem z wyborem, bo w zasadzie za każdym razem chciałbym obejrzeć coś nowego i wszystko to co już widziałam obejrzeć ponownie. Dopada mnie syndrom nienasycenia będący pewnego rodzaju przeciwieństwem syndromu Sthendala (który dla uproszczenia nazwę syndromem przesycenia - czy też ogłupienia z nadmiaru piękna zgromadzonego na niewielkiej przestrzeni).

Jednym z takich miejsc, gdzie dostaję oczopląsu jest wybudowany w XIII wieku, pierwotnie przeznaczony na siedzibę trybuna ludowego, następnie rady sądowniczej i podesty (naczelnika administracji i wojska), później szefa policji pałac Bargello. To ponoć tutaj, na jednym z okien pałacu powieszono ostatniego z pojmanych spiskowców (spisku Pazzich, który zakończył się zamordowaniem Giuliano Medici w katedrze Matki Boskiej Kwietnej. Miało to miejsce na mszy, podczas podniesienia, w obecności wiernych, niektóre źródła podają nawet, iż była to niedziela Wielkanocna. A jednym ze zleceniodawców był papież Sykstus IV - ten papież od kaplicy Sykstyńskiej. Zaś jednym z uczestników spisku był arcybiskup. Nie dziwię się wściekłości Wawrzyńca i krwawej zemście, zamordowanie ukochanego brata nie mogło pozostać bezkarne. Pozostali uczestnicy spisku schwytani niemal od razu po zabójstwie zakończyli swe życie wywieszeni z okien Pallazo Vecchio. Cóż to musiał być za straszny widok - taka publiczna egzekucja. A pomysł uwiecznienia wisielców na murach miejskich przez najlepszych wówczas malarzy (zaangażowano Botticellego i Leonardo da Vinci) to kolejny koszmar dla człowieka współczesnego, a wówczas zapewne niezła rozrywka). Dziś w Bargello znajduje się galeria zbiorów średniowiecznych obrazów, naczyń, zbroi, kosztowności, ale to co najbardziej przyciąga to rzeźba; sala Donatella oraz sala z rzeźbami Michała Anioła, Berniniego, Gianbologny, Celliniego i paru innych super rzeźbiarzy, których nazwiska większości już dziś nic nie mówią. Te rzeźby są tak piękne, że potrafią zauroczyć nawet laików. Ich nagromadzenie sprawia, że są niczym celebryci fotografowani ze wszystkich stron. Możliwość fotografowania jest tym, co niezwykle mnie cieszy, bowiem dzięki temu moje wspomnienia stają się o bogatsze. Tym razem we Florencji nigdzie nie spotkałam się z zakazem robienia zdjęć (poza wystawą o której mowa niżej). 

Skąd się w Bargello wzięła Madonna della scale (Madonna przy schodach) nie mam pojęcia. Oglądałam ją kiedyś w Casa Buonarotti. 

Lubię takie niespodzianki, ten relief to jedna z pierwszych prac młodego Michała  Anioła, powstała na krótko po opuszczeniu przezeń pracowni Ghirlandaio i przeniesienia się do Ogrodów Sztuki Medyceusza. Znajdujący się także w Bargello Bachus nie jest tak urokliwy choć jest zdecydowanie lepiej rozpoznawalny. 
 
Kolejnym zaskoczeniem było znajdujące się tutaj popiersie kochanki Berniniego Constanzy Bonarelli.  Spodziewałam się jej raczej w Villa Borghese w Rzymie. Nie wiem, czy jest to popiersie, które ucierpiało podczas ataku furii Gianlorenzo, który przyłapał kochankę in flagranti ze swoim bratem. Być może tylko ja doszukuję się blizny na twarzy niewiernej kochanki, którą zlecił mistrz swemu słudze oszpecić i w ten sposób ukarać.  Popiersie podobne jest w wydźwięku do Ekstazy Św. Teresy w kościele Santa Maria della Victoria. Ukazuje kobietę w miłosnej ekstazie, te rozchylone usta, obnażony niemal biust, zamglone spojrzenie. Ciekawostką jest to, iż po zleceniu oszpecenia kobiety protektor rzeźbiarza papież Urban VIII poradził mu (a wydaje się, że była to rada, której nie sposób zlekceważyć ożenek wyznaczając kandydatkę. Mistrz z rady skorzystał i przeżył z żoną trzydzieści cztery lata doczekawszy się jedenaściorga dzieci. 

Popiersie Constanzy Bonarelli
Czytając nie tak dawno temu o konkursie z 1400 roku na drzwi do Baptysterium zastanawiałam się jak wyglądał projekt, który rywalizował ze zwycięskim. Jak to często we Włoszech bywało rywalizowało ze sobą dwóch geniuszy; Bruneleschi i Ghiberti. O wyborze zadecydowały koszty, projekt zwycięski okazał się tańszy w wykonaniu. W Bargello znajdują się chyba repliki (z tego co wiem oryginały przechowywane są w Muzeum Katedralnym) obu konkursowych projektów. Długo im się przyglądałam nie mogąc się zdecydować, który podoba mi się bardziej. Tak więc, gdyby Rada Miejska była bogatsza dziś może oglądalibyśmy Drzwi projektu Bruneleschiego, tyle, że wówczas mogłaby nie powstać kopuła Florenckiej Katedry w znanej nam postaci.  
Przed wejściem do Bargello znajduje się nowoczesna rzeźba ze stali nierdzewnej albańskiego artysty o trudnym do wymówienia nazwisku Helidon Xhixha. Rzeźba ta skojarzyła mi się z wykonaną we Wrocławiu instalacją Oskara Zięty Nawa, chyba wyłącznie z uwagi na rodzaj zastosowanego materiału. Wpisała się ona doskonale w krajobraz renesansowej zabudowy; intryguje i zastanawia i cieszy oko. Fakt, iż spodobała się mnie, osobie, która niemal od zawsze była konserwatywną w swych upodobaniach świadczy - mam nadzieję, o poszerzaniu horyzontów. 
Jadąc do Florencji spodziewałam się zasłoniętego 
Projekty konkursowe na drzwi Baptysterium
posągu Dawida. W geście protestu przeciwko agresji Rosji na Ukrainę dzieło Michała Anioła stojące na Placu Signorii zostało okryte czarnym suknem. Niestety, nie było nim okryte zbyt długo, bowiem już 11 marca jakiś Czech (celowo pomijam nazwisko) podpalił sukno i być może tylko dzięki błyskawicznej reakcji strażników z pobliskiej Loggi kopia posągu nie została uszkodzona. Takie zdarzenia potwierdzają zasadność przeniesienia oryginału do Galerii dell Academia. Zresztą opakowanie Dawida w czarne sukno było mocno krytykowane zarówno przez Florentyńczyków, którym nie podobał się pomysł i chyba jeszcze bardziej przez turystów, dla których obejrzenie Dawida było jednym z celów podróży. Na placu znajduje się rzeźba Pieta Francesso Vezoli przedstawiająca rozwścieczonego lwa, który w pysku trzyma 
głowę antycznego posągu leżącego u jego stóp. Podobno ten sam człowiek, który podpalił sukno okrywające Dawida pomalował leżący u stóp lwa posąg w żółto-niebieską kolorystykę ukraińskiej flagi. Nie popieram aktów wandalizmu. Okazuje się jednak, iż pomalowany częściowo posąg spodobał się turystom, którzy tłumnie ustawiają się pod nim robiąc sobie zdjęcia. Gdybym nie znała całej otoczki sprawy uznałabym, że to niezły pomysł artystycznej wypowiedzi. 
Moim kolejnym florenckim odkryciem była rzeźba polskiego artysty Igora Mitoraja stojąca w Ogrodach Boboli. Głowa - maska nawiązuje do całego szeregu rzeźb stworzonych przez Polaka, w których przedstawia okaleczone a jednak heroiczne ludzie postaci lub fragmenty ciał. Z ogromną przyjemnością dołączam do osobistej kolekcji rzeźb kolejną.
Głowa-maska Mitoraja
Na krótko przed wyjazdem przeczytałam Historie Florenckie Ewy Bieńkowskiej, z której to książki poza całą masą interesujących informacji dowiedziałam się o sporej ilości obrazów i fresków przedstawiających Ostatnią wieczerzę, jakie znajdują się w samej Florencji. Zaciekawiła mnie w szczególności Ostatnia wieczerza namalowana przez Andreę Castagno. Przyznam, że nie znałam tego nazwiska, a miał człowiek pecha. Namalowana przezeń wieczerza w refektarzu klasztoru żeńskiego przy kościele Świętej Apolonii nie miała szansy ujrzenia światła dziennego przez około pięć stuleci. Z uwagi na klauzurę  przybytku podziwiać ją mogły jedynie siostry zakonne, które jak sądzę większą wagę przykładały do klepania pacierzy niż kontemplowania sztuki. A jest to obraz ciekawy i przez swój układ i rozłożenie akcentów. W mojej amatorskiej interpretacji dzieli scenerię na część świętą i grzeszną, na sacrum i profanum, na dobrych i złego. Sami zobaczcie poniżej. Judasz został odgrodzony białym pasem obrusu od pozostałych uczestników wieczerzy, aż mi się go zrobiło żal. Bo w końcu, czy mógł odegrać inną rolę, niż tę która została mu przypisana i przeznaczona, czy mógł sprzeciwić się boskim wyrokom. Zawsze wzruszał mnie los odrzuconych.
Ostatnia wieczerza Andrea Castagno
Innym moim odkryciem była kaplica Saschetich w kościele Santa Trinita. Kto zna moją obsesję na tle Medyceuszy ten zrozumie, iż od dawno poszukiwałam najbardziej wiarygodnych malarskich wizerunków przedstawicieli rodu, a zwłaszcza Wawrzyńca. Z bogatej lektury wiem, iż był to człowiek brzydki, choć jego brzydota miała jakiś zniewalający urok, który sprawiał, iż cieszył się zainteresowaniem płci przeciwnej. I mam nadzieję nie był to urok władzy i pieniądza. Wiadomym jest, że każdy z dostępujących zaszczytu uwiecznienia jego wizerunku idealizował go, wielu malowało go kilkanaście lub kilkadziesiąt lat po śmierci. Dlatego ciekawił mnie wizerunek przedstawiony przez  Ghirlandaio (współczesnego mu malarza). Niestety jakość zdjęć jest kiepska, bowiem wizerunek został zamieszczony wysoko nad poziomem posadzki. 
Wawrzyniec to ten mężczyzna w czerwonej szacie, z kruczoczarnymi włosami i dość długim, orlim nosem po prawej stronie.  


W przybliżeniu zdjęcie z internetu.
O innych moich florenckich odkryciach, które odwiedziłam ponownie, jak Pochód trzech króli Gozzoli, Kaplicy Medyceuszy, Zwiastowaniu Fra Angelico , Drzwiach do Raju pisałam wcześniej.  W Galerii del Academia poza tym co w niej najważniejsze i najcenniejsze (Dawidem oraz Jeńcami Michała Anioła) mogłam przekonać się, iż rację miała Łucja-Maria, która wskazała mi autora obrazu ilustrującego historię Anioła Rafała i Tobiasza. Rzeczywiście był nim Domenico di Michelino. Mogłam także obejrzeć osiem popiersi Michała Anioła wyrzeźbionych przez jego ucznia i przyjaciela Daniele da Volterra, którego pogardliwie nazwano majtkarzem, po tym jak domalował biodrowe przepaski postaciom z Sądu Ostatecznego w Kaplicy Sykstyńskiej. Część z tych popiersi miałam okazję oglądać już wcześniej w innych galeriach, lecz ich zgromadzenie w jednym miejscu robi wrażenie. Była to jedyna kolekcja, której nie można było sfotografować, nad czym oczywiście ubolewam.

Podsumowując mój pobyt we Florencji był niezwykle bogaty we wrażenia i bardzo intensywny. Intensywność tę spowodowały zarówno pandemia, która na dwa lata zamknęła nas w domach, jak i wojna, która sprawiła, że jedni pogrążają się w depresji, a inni żyją dniem dzisiejszym, jakby tych dni zostało coraz mniej. 

Cokolwiek się stanie, dla wielu z nas droga, która przed nami jest krótsza od tej, która za nami, więc może nie powinniśmy odkładać niczego na jutro.