Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 3 maja 2022

Rzym storożytny (Muzeum Massimo i Termy Dioclezjana)

Mozaiki w Muzeum Massimo
Poza powrotem do miejsc, które lubię bardzo odwiedzać i których nigdy nie mam dość, udało się tym razem dotrzeć także do miejsc, które pozostawały dotąd nieznane. Odwiedzone miejsca znajdowały się na dwóch przeciwstawnych biegunach. Pierwsze z nich to pozostałości starożytnego Rzymu i okolic, drugie to Muzeum Sztuki Współczesnej, czyli obiekt, który ominęłabym szerokim łukiem, gdyby nie lektura albumu Arcydzieła Malarstwa Arkad Galerie Rzymu, podczas której okazało się, że współczesność w Rzymie niekoniecznie oznacza to, co było współczesnością w moim rozumieniu tego słowa (ale o tym innym razem).
Pierwszą niedzielę po powrocie z Florencji spędziłam razem z Edytą (dla niewtajemniczonych moją gospodynią) w mieszczących się obok siebie Muzeum Starożytności (Massimo) oraz Termach Dioklecjana. Wbrew obawom, iż bezpłatny wstęp (była pierwsza niedziela miesiąca) oznacza tłumy, okazało się, że ilość odwiedzających była akceptowalna. O muzeum ciekawie opowiadał  Olaf Kwapis w audycji mojej ulubionej stacji radiowej. Jest to drugi pod względem wielkości zbiorów starożytnych po Muzeach Watykańskich obiekt. Nie jestem szczególną admiratorką starożytności i nie potrafię docenić wagi znajdujących się tu eksponatów, ale muszę przyznać że robią wrażenie. Podobnie, jak większość muzealnych skarbów, które uświadamia naszą przemijalność, a zarazem wielkość, bo to przecież człowiek tworzy owe dzieła, które przetrwały stulecia, a nawet tysiąclecia.
Podobnie, jak Edycie niezwykle spodobały mi się mozaiki zdobiące niegdyś ściany willi zamożnych obywateli, a także takich obiektów, jak biblioteki, łaźnie, świątynie, a nawet sklepy czy jadłodajnie (to sugerowałyby przedstawione nań treści w postaci owoców, warzyw, ryb, mięsiwa). Zdumiewające, jaką cierpliwością musieli wykazać się ich twórcy. Składające się z setek czy tysięcy mikroskopijnej wielkości kolorowych „kafelek” obrazki przypominają nasze puzzle, tyle, że są trwalsze, no i ładniejsze
fragment niebieskiego salonu
. Niektóre mozaiki przedstawiają „zwykłe” geometryczne wzory, inne motywy kwiatowe czy zwierzęce, a jeszcze inne całe scenki obyczajowe lub historie z życia bóstw.
Nie mniejsze od mozaik wrażenie robią freski. Przepięknie pomalowane ściany domostw pokazują talent i wyobraźnię ówczesnych mistrzów. Mieszkając w takim otoczeniu trudno było się nudzić. Nam szczególnie spodobała się sala, którą nazwałam niebieskim salonem, albo starożytnym impresjonizmem. Czy Monet widział ten salon zanim namalował swoje nenufary (eksponowane w paryskiej Oranżerii). Mo
że troszkę przytłaczające tło do codziennej egzystencji, ale jeśli miałby to być pokój przyjęć to cóż za przyjemne otoczenie dla ucztujących.

Pośród wielu znajdujących się rzeźb najbardziej znany jest Siedzący pięściarz – rzeźba z I wieku przed naszą erą. Ten siedzący atleta ze śladami stoczonej niedawno walki (podbite oko, parę wybitych zębów, naderwane uszy, zadrapania) siedzi zasłuchany w odgłos oklasków. Rzemienie owinięte wokół rąk to jedyne przybranie pięściarza, który mimo otrzymanych ciosów, sprawia wrażenie niepokonanego. Wyróżnia się spośród pozostałych brązowych rzeźb połyskiem, jakby całe ciało zostało natarte oliwą.
Mnie znajomym wydał się marmurowy posąg Cesarza Augusta składającego ofiarę. Być może widziałam wcześniej jego reprodukcję w albumach lub podręcznikach sztuki, a może to popularny sposób przedstawienia Cesarza z tamtego okresu w todze i z nakrytą głową. Posąg pochodzi z I wieku przed naszą erą. Wyczytałam gdzieś, iż toga pierwotnie pomalowana była w kolorze purpury, a w dłoni trzymał naczynie ofiarne. Tu sprawia wrażenie pobożnego i niemal pokornego człowieka.


Sporo w muzeum było masek, maski pośmiertne, maski teatralne, maski zdobiące sarkofagi (bardziej
maszkarony niż maski), ale i tak najbardziej upiorne wrażenie zrobiła na mnie maska na zdjęciu poniżej (prezentowana w gablocie na tle czarnego sukna biała maska mogła wystraszyć).
Hermafrodyta chyba w każdym wydaniu ciekawi odwiedzających; jego jędrne kobiecie pośladki, gładkie obojnacze lico i męskie klejnoty pobudzają wyobraźnię. Był to dość często wykorzystywany motyw rzeźbiarski, bowiem z rzeźbą Hermafrodyty spotkałam się także w Galerii Borghesee.

 
Niemal naprzeciwko Muzeum Starożytności znajdują się pozostałości Term Dioklecjana, czyli starożytnych łaźni publicznych. Wybudowane przez cesarza Maksymiliana na przełomie II i III wieku naszej ery nazwane zostały na cześć cesarza Dioklecjana. Maksymilian był jego adoptowanym synem. Znajdowały się tutaj nie tylko, co zrozumiałe baseny z zimną, ciepła i gorącą wodą, nie tylko place ćwiczeń i szatnia, ale również sale do wypoczynku, masażu, gier, sale muzyczne, biblioteka i audytoria. Termy były pierwotnie  miejscem wymiany myśli, ale już za czasów Seneki zaczęły tracić swój intelektualny wymiar. Kiedy niemal zazdrościłam takiego miejsca starożytnym znalazłam ciekawy fragment z Listów Seneki do przyjaciela brzmiący jakże swojsko:
„Mieszkam tuż obok term. Wyobraź sobie więc te najprzeróżniejsze głosy, których już uszy ścierpieć niemogą. Siłacze ćwiczą i wyrzucają w górę ręce obciążone ciężarami [...]; kiedy trafi się jakiś próżniak, któremu sprawiają przyjemność pospolite masaże, słyszę klaskanie dłoni o ciało [...] A jak się zjawi sędzia sportowy i zacznie liczyć piłki - to już koniec [...] Masz dalej tych, co skaczą do wody z impetem, rozbijając ją, [...] wyobraź sobie piszczący i skrzekliwy głos niewolnika - depilatora [...] Dodaj najprzeróżniejsze nawoływania sprzedających ciastka i masarza i cukiernika, z których każdy na swój sposób ale zawsze głośny, reklamuje swój towar.” (nie mogę odnaleźć źródła)

Od przerwania dopływu wody do miasta z podmiejskich akweduktów po wojnach VI wieku

termy zaczęły popadać w ruinę. W XVI wieku część kompleksu przekazano zakonowi kartuzów, a Michałowi Aniołowi zlecono zaprojektowanie Świątyni Santa Maria degli Angeli (pisałam o niej tutaj). To także Buonarroti zaprojektował krużganki wokół zakonu kartuzów, a jak twierdzi Edyta przechadzać musiał się pod znajdującym się na placu ponad pięćsetletnim drzewem. Czy to drzewo rzeczywiście pamięta okres renesansu?

Mozaikowa posadzka w Termach

Na dziedzińcu zakonu kartuzów z widokiem na Krużganki Michała Anioła

Wanienka do kąpieli

Moje zamiłowanie do krągłości nie ma końca

Przed wejściem do Term wita przecudnej urody roślinność
Podsumowując to była bardzo miła niedziela w jeszcze milszym towarzystwie i nie mam na myśli li tylko panów z przetrąconym nosem (pięściarza w Massimo i Michała Anioła przechadzającego się po krużgankach), ale i moją przesympatyczną gospodynię. Spacer zakończony prawdziwym włoskim cappuccino. Już tęsknię. 

14 komentarzy:

  1. Też zatęskniłam z Włochami. Albo za jakimkolwiek ciepłym krajem oferującym spotkanie z historią. Tęsknię za rozgrzanymi słońcem murami i cieniem jaki dają. No ale zostało mi 6 tygodni 🙂. Bardzo mi się podobają te kafelkowe mozaiki, jako fanka puzzli potrafię sobie wyobrazić jaka to mozolna praca ułożyć wszystko we wspólną całość. Ale efekt zawsze cieszy serce. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 6 tygodni to bardzo niewiele czasu, upłynie szybciej niż myślisz. Te kafelkowe mozaiki mogłyby z powodzeniem wypełnić cały wpis są tak piękne i ciekawe. Można stanąć przy jednym i patrzeć bez końca, a jest ich tam setki. Od malutkich, niemal milimetrowych płytek, po nieco większe, aż do ogromniastych zbiorów całych kafli. Ach gdybym miała więcej czasu poświęciłabym im też więcej miejsca, a tak chcę pisać o tak wielu miejscach, więc muszę się ograniczać. Ten wpis miał początkowo dotyczyć trzech galerii, ale w ostatniej chwili pomyślałam, że de dwie zasługują na swoje miejsce, zwłaszcza, iż są chyba mniej znane spośród rzymskich galerii.

      Usuń
  2. W Rzymie podobnie jak we Florencji ilość zabytków jest nie do ogarnięcia. W opisanych przez Ciebie miejscach nie byłem, więc z tym większą przyjemnością powędrowałem wraz z Wami. Podobnie jak Ty pokochaliśmy Włochy i po raz kolejny w tym roku się wybieramy. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To prawda, że nie można się tam nudzić, a kto myśli, że Rzym to tylko Koloseum, Święty Piotr i fontanny jest w błędzie. A ile ciekawych okazów jest w świątyniach - nie do uwierzenia. Jeśli ktoś narzeka na brak funduszy i wysokie ceny biletów wstępu powinien przejść się po rzymskich kościołach, gdzie można obejrzeć arcydzieła najznakomitszych mistrzów. Ciekawa jestem dokąd was nogi zaprowadzą w tym roku. Czekam, czy mnie zaskoczysz :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakże ja za Rzymem tęsknię, dlatego czytam kolejny raz Twój post. Nie znam tych miejsc opisanych przez Ciebie. Być może i ja je kiedyś zobaczę.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to był trochę przypadek, myślałam co prawda o Termach Dioclezjana, ponieważ wiążą się trochę z osobą Michała Anioła i znajdują obok Kościoła Santa Maria degli Angeli, który bardzo lubię odwiedzać i z uwagi na kształt jego bryły architektonicznej i wnętrze i drzwi z rzeźbami Mitoraja, do którego mam słabość (znaczy do jego rzeźb, cieszy mnie to, że stały się dla mnie rozpoznawalne. No i podobają mi się w swym połączeniu klasyki z nowoczesnym spojrzeniem). Ale muzeum Massimo to pomysł Edyty :)

      Usuń
  5. Zaiste to była miła niedziela. Pamiętam Twoje poprzednie relacje z pobytu w Rzymie i noclegi w pensjonacie u Edyty. Wielu Polaków zatrzymuje się u Edyty bo reklamują jej pensjonat na Facebooku. Kiedy tylko Włosi zlikwidują wszystkie obostrzenia covidove ruszę na podbój Włoch i Rzymu. Nie tak dawno obejrzałam na TouTube kilka filmów polskiego vlogera mieszkającego w Rzymie - pokazywał Wieczne Miasto zupełnie z innej perspektywy... i to na nowo pobudziło moją wyobraźnię...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja uwielbiam chadzać utartymi ścieżkami, wręcz nie wyobrażam sobie, abym nie miała odwiedzić ulubionej świątyni, czy ukochanej galerii, ale odkrywam też urok poznawania nowych miejsc. Poszerzania horyzontów czy to o sztukę współczesną, której dotąd nie rozumiałam zupełnie (teraz też nie rozumiem, ale zdarza mi się odczuwać pewne jej rodzaje), czy to sztukę inną, niż ta której dziesiątki albumów znajduje się w mojej bibliotece, jak choćby starożytność, a przecież są inne ciekawe miejsca nie związane ze sztuką. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Marzy mi się taki miesiąc w Rzymie, żebym nie musiała się spieszyć. Ale to chyba pozostanie tylko marzeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jeszcze nie zwątpiłam w taki dłuższy pobyt. Może dlatego, że przede mną wakacje życia (czyli zasłużony stan spoczynku:), czy tylko wystarczy innych składników niezbędnych do takiego wyjazdu na dłużej? czas pokaże.

      Usuń
  8. Starożytność była moją pasja od dziecka, a zatem Twój opis takich fantastycznych miejsc to balsam dla duszy. Mozaiki zawsze mnie zachwycały a skojarzenie z Nenufarami Moneta jest przewyborne. Opis przeżyć Seneki taki żywy, jakby dzisiejszy tylko mam gdzieś w tle , że z uroków wspólnej kąpieli korzystali wyłącznie mężczyźni, czy były może osobne termy dla kobiet?

    OdpowiedzUsuń
  9. Wujek google podpowiada, iż termy były dla wszystkich i wolnych i niewolników, i mężczyzn i kobiet, tylko były określone godziny dla każdej grupy (też dla chorych- co od razu kojarzy mi się z Lourdes Zoli, jak to wkładano do świętego źródełka chorych, trędowatych, brudnych... brrr. Zola pisał obrazowo), a wejścia były bardzo tanie, a czasami cesarz robił w ramach promocji - wolne wejścia (dla zjednania sympatii ludu). Z Nenufarami skojarzyła mi się zarówno kolorystyka, jak i to, że tutaj freski pokrywały cały ogromny salon, a tam całe dwie owalne kilkunastometrowe ściany. Ach zatęskniłam za tymi Nenufarami w Oranżerii, które też miałam okazję oglądać podczas bezpłatnego wstępu z okazji Dni Dziedzictwa kulturowego w Paryżu którejś wrześniowej niedzieli.

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja ich nie widziałam na żywo, muszę to naprawić. A że Rzymianie byli tacy wyzwoleni(może za wyjątkiem tych chorych, co się kąpali w tej samej wodzie, chyba nie?!)to dobrze wiedzieć. Grecy bowiem...o to zupełnie inna historia, o wolności kobiet zapomnieć.

    OdpowiedzUsuń
  11. Może się uda razem wybrać do Paryża, tam też jest sporo do oglądania. A w Oranżerii byłam tylko raz, jest też Muzeum Moneta rzadziej odwiedzane, niż chociażby Luwr czy Orsay, a posiadające obrazy nie tylko Moneta, ale między innymi parę wersji Nenufarów.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).