Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 14 maja 2023

Po Kazimierzu Dolnym z Kuncewiczami


Willa pod Wiewiórką (Dom Kuncewiczów)
Bardzo lubię odwiedzać miejsca przesiąknięte atmosferą literackich spotkań. Wyobraźnia tworzy obrazy pochylonej nad maszyną do pisania autorki czy autora, a ja imaginuję sobie, że przenosząc się w czasie współuczestniczę w procesie twórczym. A jeśli już nie współtworzę to chociaż mam szansę porozmawiać z twórcą.

Wąwóz Małachowskiego

Dom państwa Kuncewiczów mieści się przy ulicy Małachowskiego 19 w Kazimierzu Dolnym i żeby do niego dotrzeć trzeba pokonać spore wzniesienie. Idzie się ulicą otoczoną z obu stron drzewami, mijając po drodze jeden z licznych tutaj wąwozów (Małachowskiego). Śpiew ptaków, szum drzew, zapach lasu - wymarzone miejsce dla artystycznej duszy. Cisza, spokój, natura. Podczas piętnastominutowej wędrówki pod górę nie minął mnie ani jeden samochód, a ponad dziewięćdziesiąt lat temu, kiedy auta były rzadkością i luksusem musiało to być zupełne pustkowie. Oczywiście nie licząc licznych literatów odwiedzających gościnne progi domostwa.

Przepiękny dom z podmurówką z białego kamienia i dwoma pięterkami z drewna to dzieło Karola Sicińskiego powstałe w 1936 roku. Tego samego architekta, który był twórcą odbudowy Kazimierza Dolnego po I wojnie światowej. Dom powstał, jako letnia rezydencja państwa Kuncewiczów i mieszkali tu do początku II wojny. Było to centrum życia kulturalnego w Kazimierzu, dokąd zjeżdżali się Tuwim, Gałczyński, Iwaszkiewicz. Jeszcze we wrześniu skrywali się tutaj z właścicielami i Tuwimem Słonimski, Grydzewski czy Wierzyński. Kuncewiczowie szybko uznali, iż Kazimierz nie jest bezpiecznym schronieniem i wyemigrowali; najpierw do Francji, a potem dalej do Wielkiej Brytanii i do Stanów. Willa w trakcie wojny została zajęta przez Niemców, potem przez wojska radzieckie, a po wojnie mieścił się tu dom wypoczynkowy Urzędu Bezpieczeństwa. W czasie wojny wyposażenie domu zostało całkowicie zniszczone. Właściciele wrócili tutaj dopiero w 1962 r. Po wyremontowaniu i wyposażeniu Dom Kuncewiczów nadal tworzył centrum kultury goszcząc wielu artystów i poetów. Po śmierci pana Jerzego pani Maria zamieszkała tu na stałe i mieszkała aż do śmierci. Syn właścicieli założył fundację Kuncewiczów. Obecnie mieści się tu muzeum. Zwiedzać można pomieszczenia prywatne znajdujące się na piętrze (kuchnia, gabinet, sypialnia z garderobą) oraz reprezentacyjne pomieszczenia na parterze (hol, salon, pokój z kominkiem).

W kuchni

W gabinecie

Kiedy pani kustosz zachęciła do odwiedzin na piętrze mówiąc proszę iść i sobie pomyszkować w prywatnej przestrzeni państwa Kuncewiczów poczułam się troszkę niepewnie. Cóż to znaczy myszkować po czyimś domu. W dodatku domu tak znakomitych gospodarzy. Szybko jednak zrozumiałam, iż mogę sobie spokojnie przez chwilę pokręcić się po mieszkanku na pięterku. Weszłam jak to się mówi - od kuchni, bo przez kuchnię właśnie.

Na stole stały porozstawiane talerze, na stoliczku czajnik, garnki, a na półeczkach nieopodal proszek do prania, kawa, herbata i inne kuchenne akcesoria. Świeże kwiaty, porcelana z Włocławka, niciane siatki i szydełkowe serwetki. Przedmioty pochodzące z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych przypominały mi dzieciństwo i wczesną młodość. Najbardziej wzruszyła mnie metalowa okrągła puszka, stojąca na stole. W takiej samej moja mama przechowywała guziki i nici, a wcześniej zapewne mieściły się tam landrynki albo inny łakoć czasów PRL-u.
W gabineciku na biurku otwarta szuflada z listem do pani Marii z 1955 roku, stary aparat telefoniczny, łóżko nakryte ręcznie robioną kapą i kilimek nad łóżkiem. A wszędzie pełno obrazów (w tym portrety właścicieli pędzla przyjaciela domu pana Antoniego Michalaka), zdjęć, figurek, pamiątek z podróży, porcelany i szkła. Białe ściany i drewniane wykończenia, belki sufitowe, piece kaflowe nadawały przytulny klimat domostwu.
Ilekroć odwiedzam cudze domy, zwłaszcza domy znanych osób, najbardziej interesujące poza biblioteką i kuchnią są dla mnie sypialnie. Są to miejsca niezwykle intymne, do których rzadko miewamy dostęp, może właśnie dlatego bywają tak interesujące.



A może dlatego, że mnie kojarzą się nie tylko ze spaniem, nie tylko z miłością, ale i z czytaniem. Odwieczny rytuał każdego dnia to choćby parę stron przed zaśnięciem.
Sypialnia z nakrytym zieloną, aksamitną kapą łożem w drewnianej wnęce pod małym półokrągłym okienkiem na poddaszu w Wilii pod Wiewiórką to bardzo przytulne miejsce.


Salon

Salonik z kominkiem

Mieszkanko na piętrze zdecydowanie bardziej mi się podobało z uwagi na swój nieoficjalny charakter niż reprezentacyjne gabinety i salon na parterze. Po obejrzeniu wilii miałam możliwość porozmawiania z panią kustosz, która wyczerpująco odpowiedziała na moje pytania dotyczące pana Jerzego. Okazało się, iż był niezwykle interesującą osobą, prawnikiem, politykiem, a raczej społecznikiem-ideowcem, związanym z ruchem ludowym. Był też autorem swoistej autobiografii Wyspy pamięci.No i przede wszystkim był oparciem i podporą dla swojej żony.

Jadąc do Kazimierza zabrałam ze sobą Dwa księżyce. Zostały one napisane i opublikowane w 1933 r. więc na długo przed zamieszkaniem w Willi pod Wiewiórką. Są jednak poświęcone miasteczku i jego mieszkańcom. Dwa księżyce to obraz smutnego polsko-żydowskiego miasteczka z jego nędzą, szarością, codziennością w połączeniu w barwnym światkiem artystycznym, piękną naturą, śladami przeszłości. Dwoistość do której odnosi się tytuł opowiadań. Dwa księżyce; inny dla nas, inny dla nich.

Mena odezwała się: – Księżyc był czerwony, kiedy tamci ludzie szli spać... Teraz jest biały. Zupełnie inny. Czy też tamci wiedzą, jak wygląda biały księżyc? Jeremi odpowiedział: – Może w ogóle są dwa księżyce... Jeden dla tamtych, drugi – tylko dla nas
. (str.9)

Nad Wisłą przed zachodem słońca

Na uliczkach i placykach stała nędza po pas. Ludzie brodzili w niej jak w czystej wodzie. Kobiety cały dzień nawoływały jedną kurę albo płukały jedną koszulę, albo pytały o jedno zdarzenie. Mężczyźni ziewali zginając grzbiet i pluli prostując. Dzieci było więcej niż godzin we wszystkich nocach. Wszędzie leżały nie dotknięte roboty i słowa spleśniałe bez echa. Ale zamek jaśniał w słońcu niemal alabastrowo, rzeka pod nim niosła z polnej oddali gęstą zieleń, płową żółtość, jedwabne szafiry. Przerośnięta skrzepami mielizn, zżarta przez piasek, niby przez złoty liszaj, skręcała się w liniach bogatych. Zza spróchniałych budek przeglądały renesansowe attyki, aż szalone od kamiennego przepychu. Kościół broczył różowo w oplocie akacji, wygiętych jak święci baroku, studnie miały pozór kapliczek, wieśniacy chodzili w szatach i wielkich płaskich kapeluszach ze słomy. W wieczory piątkowe okna drżały od ciepła świeczników, od szaleństwa bród, tałesów i korzennego zapachu. (str. 17)

Fara (na pierwszym planie studzienka na rynku)

Tymczasem malarz krążył po zaułkach, upatrując tematu. (…) Gapił się z podziwem na flaszki-zaśniedziałe i przydymione- opalizujące w niskich oknach jak zjawy...Na suknie kobiet, na gałgany dziewczynek, podobne do ekspresji ubrań teatralnych… Zachwyt nie opuszczał go ani u brzegu gnojówki, gdzie staruchy, rozsiadłe na kulawych stołkach, zażywały wczasu, ani pośród śmietnisk, z których dzieci wygrzebywały- by je tulić do siebie- jakieś przedmioty, które w nursery brano by przez szczypce. Ze szczególną ciekawością oglądał strumień, płynący wzdłuż głównej ulicy. Natura wody była tam odmieniona; ta ciecz migotała tęczowo i tłusto, jak nafta. Picie jej groziło chyba śmiercią. Jednak-zamiast zasypać strugę- opinano ją koślawymi mostkami… A kozy stawały nad nią rozmarzone. (str.49)


Dziś Kazimierz to już zupełnie inne miasteczko, ale nadal jak echo odbijają się w nim ślady przeszłości. Ruiny zamku, targowisko na rynku, studnia, Fara górująca nad miastem, wstęga rzeki, wąwozy lessowe, galerie malarskie, pensjonaty i knajpki.


Ulica Krakowska

I jeśli odwiedziny to koniecznie poza sezonem i poza weekendem.

Bloger dziś dla mnie wyjątkowo mało łaskawy, przemieszcza mi zdjęcia, nie formatuje, zmienia czcionkę. Usuwa tekst. Może to znak. Nic to nie mam już ani siły ani czasu dokonywać zmian, walizka już czeka a na horyzoncie kolejne miasto.


14 komentarzy:

  1. Dziękuję Ci za ten post. Piękna i urokliwa wycieczka....

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie przedstawiłaś Kazimierz Dolny. Dom Kuncewiczów. Być może uda mi się w tym roku być tam i będę mogła przejść się tymi uliczkami. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak byłam ostatnio, to jeszcze go remontowali. Koniecznie muszę się tam wybrać!

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam tam, ale trwał remont. Muszę wybrać się ponownie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam, że przechodził remont. Czyli miałam szczęście tym razem.

      Usuń
  5. Czytałam kiedyś „Dwa księżyce”!Tak, to miasteczko opisane w książce wyglądało inaczej niż teraz. Wtedy było w nim wielu Żydów, po podwórkach chodziły kozy, kury, gęsi... Kilka pięknych opisów Kazimierza znajduje się też w „Odkryciu Patusanu”. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Minęło prawie sto lat, więc miasteczko musiało się zmienić, choć żal nam przeszłości, z jej urokami i smutkami. Nie znałam tej książki, nawet nie wiedziałam, że Kuncewiczowa napisała ją, a wydawało mi się, że znam twórczość przynajmniej od strony tytułów.

    OdpowiedzUsuń
  7. Żaden to znak, proszę nie poddawaj się, blogger już od jakiegoś czasu wystawia na próbę cierpliwość użytkowników. Willa pod Wiewiórką jest wspaniała zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz a możliwość pomyszkowania tam to ogromny przywilej. Nawet oglądając zdjęcia czuć atmosferę tego wspaniałego domu, gdybym była tam osobiście to z pewnością zachwycałabym się tak jak Ty, miałabym też ochotę zaparzyć filiżankę herbaty, zaszyć się gdzieś w kąciku i cieszyć się chwilą.
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak jest, nie poddajemy się. Bo tak naprawdę to mamy taką potrzebę pisania dla siebie i troszkę podzielenia się z tymi paroma osobami, które lubią poczytać co słychać u znajomych. A przede wszytkim zatrzymania na chwilę czasu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Rzeczywiscie ten blogspot szaleje. Napisalam cos i znikło.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).