Francuska kawiarenka literacka

niedziela, 18 sierpnia 2019

Dajcie mi miotłę, szczotkę lub wieprza, a powiem niech to diabli wezmą …czyli Mistrz i Małgorzata

Po ośmiu latach od ostatniego czytania (tu wrażenia) powróciłam do lektury książki należącej do mojej dwudziestki ukochanych powieści.
Wydana w 2018 roku przez Wydawnictwo Muza wersja powieści tym różni się od wcześniejszych, iż w treści zaznaczono innym kolorem czcionki fragmenty usunięte przez cenzurę. Śledzenie tychże to ciekawe doświadczenie, czasami trudno zrozumieć intencję przyświecającą cenzorowi, w innym miejscu nie mamy wątpliwości, co spowodowało korektę.
Powieść składa się z trzech przeplatających się opowieści; historii spotkania piątego prokuratora Judei Piłata z głoszącym nową religię Jeszuą Ha- Nocri (wzorowanej na historii Jezusa), pobytu Szatana - Wolanda w Moskwie oraz związku Mistrza z Małgorzatą. Dwie pierwsze mają zdemaskować absurdy życia w Rosji Radzieckiej na początku XX wieku. Zewnętrzne przejawy mizerii egzystowania (problemy lokalowe, aprowizacyjne i wszechwładna szarzyzna) mieszają się z mizerią ducha (donosicielstwo, korupcja, przekupstwo, pazerność). A wszystko usankcjonowane przez komunistyczny system, sprzyjający takim zachowaniom a wręcz je premiujący.
Dziś wtrącone w powieść fragmenty dotyczące na przykład rozwiniętej siatki donosicieli oraz nagłego znikania ludzi w niewyjaśnionych okolicznościach wydają się może niewinnie brzmiące, ale były na tyle niepokojące, aby paść ofiarą cenzora.
Stuknie furtka, załomoce serce, i wyobraźcie sobie, za oknem na wysokości moich oczu czyjeś, koniecznie zabłocone, buciory. Szlifierz. Ale komu w naszym domu potrzebny jest szlifierz? Co ostrzyć? Jakie noże? (str. 190)
Chce mnie pan aresztować? Nic podobnego – zakrzyknął rudy.- Co to takiego- jeśli ktoś zaczyna rozmowę, musi się to bezwzględnie zakończyć aresztowaniem? (str. 306 początek rozmowy Małgorzaty z Azazello).
Drugiego człowieka, który zdumiewająco przypominał pierwszego, spotkali przed szóstą klatką. I znowu powtórzyła się ta sama historia. Kroki… Człowiek ów odwrócił głowę z niepokojem, spochmurniał. Kiedy zaś drzwi zamknęły się za niewidzialnymi przybyszami, zajrzał na klatkę, ale nic oczywiście tam nie zobaczył. Trzeci, wierna kopia drugiego, a co za tym idzie i pierwszego, dyżurował na podeście drugiego piętra. Palił mocne papierosy i Małgorzata mijając go, zakaszlała. Palacz niby ukłuty szpilką poderwał się z ławeczki, na której siedział, i jął się niespokojnie rozglądać, podszedł do poręczy i spojrzał w dół. (str. 338).
Czy też inny fragment o bierności i podporządkowaniu.
Hm…- powiedział z zadumą artysta- nie rozumiem, że też wam się to nie znudzi! Wszyscy ludzie, jak ludzie, spacerują sobie teraz po ulicach, rozkoszują się wiosennym słońcem i ciepłem, a wy się męczycie na podłodze w dusznej Sali! Czyżby program był aż tak interesujący? (str. 221 konferansjer w teatrze Variete do publiczności).
Obok realizmu sowieckiej rzeczywistości (momentami smutnej, a momentami przerażającej) pojawia się magia i symbolizm. Kot podróżuje tramwajem, konferansjer teatru Varietes traci głowę, aby za chwilę ją odzyskać, szanowani obywatele zmieniają nagle miejsca pobytu w niewyjaśniony sposób, Małgorzata leci nad miastem na szczotce, a towarzyszy jej Natasza na wieprzu, zwykłe mieszkanie zamienia się w salę balową na którą przybywają tajemniczy goście - to kilka przykładów, a jest ich znacznie więcej.
Co cenzora zaniepokoiło w poniższym opisie nie odgadłam.
Teraz z dołu walił tłum, szturmując niemal podest, na którym stała Małgorzata. Nagie kobiety wchodziły po schodach w towarzystwie wyfraczonych mężczyzn. Płynęły na Małgorzatę ich ciała smagłe i białe, i barwy kawowego ziarna, i całkiem czarne. W rudych, czarnych, kasztanowatych i jasnych jak len włosach w ulewie światła skrzyły się i tańczyły, sypiąc iskry, szlachetne kamienie. I – jakby ktoś pokropił tę nacierającą kolumnę mężczyzn kropelkami blasku- z ich piersi bryzgały światłem brylantowe spinki. Teraz Małgorzata co sekunda czuła na kolanie muśnięcie warg, co sekunda podawała dłoń do ucałowania, twarz jej ściągnęła się w nieruchomą powitalną maskę. (str.365 fragment opisu balu u Szatana).
Zaraz po jednym z moich ukochanych fragmentów, w którym Woland udziela rady Małgorzacie, aby nigdy nikogo i o nic nie prosiła, zwłaszcza tych, którzy są od nie potężniejsi (sami zaproponują, sami wszystko dadzą) ofiarą cenzora padła część pytania Wolanda do Małgorzaty.
Czego żąda pani za swoją nagość na balu? Na ile ocenia pani swoje kolano? Jakich strat przyczynili pani moi goście, których przed chwilą nazwała pani szubienicznikami? (str. 383)
Na koniec kolejny fragment, który padł ofiarą nożyczek cenzora dotyczący odzyskania spokoju przez Mistrza (oczywiście dzięki Małgorzacie, która nazywa się wiedźmą)
Ja się przecież niczego nie boję, Margot- odpowiedział jej nagle mistrz i podniósł głowę, i wydał jej się takim, jakim był, kiedy pisał o tym, czego nigdy nie widział, ale o czym wiedział na pewno że było - nie boję się, bo doświadczyłem już wszystkiego. Zbyt mnie straszyli i teraz niczym już przestraszyć nie są w stanie. (str. 499)
Powieść jest tak bogata znaczeniowo, że nie mam najmniejszych wątpliwości, iż mogłabym przeczytać ją jeszcze kilkanaście razy i za każdym odnajdę nowy sposób odczytania, znajdę nowe fragmenty, zwrócę uwagę na nowe treści.
A dziś – cóż? Chętnie wskoczę na miotłę, szczotkę, czy wieprza, polecę na bal do Szatana, jeśli dzięki temu stanę się wolna i przestanę się bać. 
Książka przeczytana w ramach stosikowego losowania u Anny.