![]() |
Katedra w Pelplinie |
Jeśli nie byliście w Pelplinie, pojedzcie tam koniecznie. Traficie na małą stację, z której rano odjeżdżają pełne pociągi, a przyjeżdżają puste, a wieczorem odwrotnie; nieco dalej przejdziecie koło rozsypującej się fabryki czegoś tam, cukru chyba, potem mały placyk, kilka domów na krzyż i kiedy stracicie nadzieję na cokolwiek, traficie na olbrzymią średniowieczną katedrę, która jak ceglana szkatuła o misternych sklepieniach, zamyka w sobie niewyobrażalne gotyki i baroki, amorki i kardynałów, spiętrzone w relikwiarzach czaszki, tańczącego Chrystusa i wiele innych fenomenalnych rzeczy.
To mówiłem do Basi:
-Basiu popatrz, jakie to by było wspaniałe zdjęcie, te światła z witraży na stallach. A Basia się krzywiła. Nie da się, nie wyjdzie.
-Bujakowi -popatrzyłem z wyższością – by wyszło.
No i oczywiście zrobiła, i wyszło, i teraz chodzi dumna i blada.
(str.14 Wydawnictwo WAB wydanie VI rozszerzone okraszone rodzinnymi zdjęciami. Niestety zdjęcia Basiniego z katedry tam nie ma).
![]() |
Słoneczniki |
Jadę zatem do Pelplina przeczytawszy wcześniej krótką notkę na temat Katedry, cystersów, których sprowadził na nasze ziemie książę lubiszewsko - tczewski Sambor II. Jego bratanek Mestwin (zwany też Mściwojem) II najstarszy syn pomorskiego księcia Świętopełka II podarował wieś Pelplin (zwaną ówcześnie Polplinem) wraz z okolicznymi ziemiami mnichom.
Wysiadam na małej stacji, a wraz ze mną wysiada jeszcze z pięć osób. Raczej nie przyjechali tu zwiedzać. Żadna z tych osób nie idzie w tym samym co ja kierunku. Jest godzina dziewiąta rano. Droga do katedry zajmuje mi około dziesięciu minut. Po drodze mijam kilka brzydkich bloków mieszkalnych, Biedronkę, Pepco i targ, na którym wrze życie towarzyskie, sporo tam ludzi. Kiedy skręcam w boczną uliczkę prowadzącą do Katedry trafiam na uliczkę obrośniętą z jednej strony słonecznikami. Owe słoneczniki tak mnie urzekają, że przez chwilę zapominam o celu mojej podróży. Vincent miałby tu pole do popisu, ale on wolał pola Prowansji. Kiedy mijam po lewej stronie budynek biblioteki mija mnie starszy pan na rowerze. Mówi mi dzień dobry. Oczywiście odpowiadam z szerokim uśmiechem. Kto dziś mówi dzień dobry. Od pięciu lat mieszkam pod nowym adresem, w bloku, który zamieszkuje około stu osób, a na pozdrowienia odpowiada zaledwie kilka starszych pań i panów.
![]() |
Anielskie polichromie |
Zanim wejdę do wnętrza Świątyni obchodzę ją dookoła. Jak przystało na gotycką katedrę jest majestatyczna, jej wieża sięga nieba, a okna zdobią piękne kolorowe witraże. W przeciwieństwie do francuskiego gotyku jest ceglana. Jej zewnętrze nie poraża dekoracyjnością. W zasadzie trzeba długo szukać, aby znaleźć jakieś zdobienia. Pierwsze i jedyne znajduję przy portalu północnym, który był kiedyś głównym wejściem do świątyni. Siedzący w tympanonie Chrystus otoczony aniołami prezentuje swoje rany. W porównaniu z francuskimi, czy włoskimi katedrami prezentuje się wyjątkowo skromnie, oczywiście nie licząc jej wielkości, która jest godna Domu Bożego.
![]() |
Pendella z Powitaniem Królewny Urszuli |
Historia świątyni sięga XIII wieku, kiedy to Pelplin wraz z okolicznymi ziemiami został nadany cysterskim opatom. Były to tereny bagniste, co wcale nie przerażało cystersów. Słynęli oni z różnorakich umiejętności, między innymi melioracyjnych. Wyznawali i stosowali maksymę ora et labora, módl się i pracuj. I przez pierwsze wieki swej działalności tak czynili. Poszukiwali na siedziby swych wspólnot miejsc odludnych, które dzięki pracy swych rąk cywilizowali i przystosowywali do zamieszkania. Znali się na uprawie roli, budownictwie, hodowli bydła, karpi, tam gdzie się osiedlali następował postęp cywilizacyjny, bowiem od nich uczyli się różnych profesji okoliczni mieszkańcy. Długo szukali miejsca swej nowej siedziby i staranni ją wybierali. A kiedy już znaleźli przystąpili do osuszania gruntu i opalowania, wyrębu okolicznych lasów i gromadzenia materiału budowlanego, stawiania pieców do wypalania cegły i zakładania warsztatów. Prace budowlane rozpoczęto na początku XIV wieku i trwały one około 250 lat, jednak świątynię konsekrowano znacznie wcześniej, choć bez zasklepienia naw bocznych i transeptu.
![]() |
Mestwin II |
Wnętrze świątyni prezentuje się znaczniej ciekawiej. Nie będę opisywać wszystkich kaplic, rozkładu, usytuowania świątyni. Każdy zainteresowany i tak zwróci uwagę na co innego i to z różnych przyczyn. Pamiętam, jak bodajże Herbert opisywał tympanon zdobiący mały kościółek św. Trofima w Arles. Gdyby nie ten jego opis, ja nie zwróciłabym nań najmniejszej uwagi podążając śladami Vincenta. W katedrze Pelplińskiej spodobały mi się zdobiące transept polichromie z aniołami. Odezwała się od dawna datowana słabość do tych dobrych duchów opiekuńczych. Od razu też pojawia się skojarzenie z krakowskimi polichromiami w kościele Mariackim. Spodobały mi się też medaliony z łacińskim pisanymi gotycką czcionką inskrypcjami zawierającymi boże przykazania. Nie mam pojęcia z jakiego pochodzą okresu, bo wiadomo, że świątynia, jak każda historyczna budowla wiele przeszła i wielokrotnie była odbudowywana i przebudowywana, ale myślę, że dobrze to konweniuje z najcenniejszym dziełem znajdującym się w Muzeum Diecezjalnym w Pelplinie, czyli jedyną w Polsce Biblią Gutenberga. Bogato zdobione ołtarze, ambona, rokokowe konfesjonały czy przepiękne organy oczywiście przykuwają wzrok, ale ja zawsze staram się wyszukać jakiś element, który zapamiętam, coś co przykuje moją uwagę. Tym razem był to fresk pochodzący z przełomu XIV i XV wieku odkryty podczas prac regotyzacji prowadzonych pod koniec XIX wieku. Fresk przedstawia św. Krzysztofa niosącego na plecach małego Jezusa w szafirowej szacie. Święty będący patronem podróżnych i tutaj wywiązuje się ze swej roli chroniąc w podróży przyszłego Zbawiciela Ludzkości. Spośród licznych ołtarzy zdobionych białymi marmurowymi figurami świętych mój wzrok przykuła predella pod ołtarzem Św. Urszuli przedstawiająca wspaniały żaglowiec w porcie i jakieś szacowne towarzystwo wyglądające na dworskie. Zaciekawiło mnie, co robi tutaj królewska świta. Okazało się, że jest to, a jakżeby inaczej królewna Urszula, która przybyła do Kolonii witana przez Radę Miejską. Stroje dworzan i patrycjuszy są typowo XVII wieczne, a zatem taki obraz mógłby zdobić ściany mieszczańskiego domu zamożnego gdańszczanina, ba mógłby zawisnąć w samym Dworze Artusa. Królewna Urszula stoi na czele 11 dziewic (z których w przekazach zrobiono 11 tysięcy). No i wszystko jasne, chodzi o świętą Urszulę z jej świętą świtą.
![]() |
Św. Krzysztof z Chrystusem (XIV/XV wieczny fresk) |
Moje bystre oko wypatrzyło też posąg Mestwina II jedyny posąg świecki w świątyni. Ale można powiedzieć, że mu się to należało, wszak gdyby nie on nie byłoby cystersów i nie byłoby tu ich siedziby.
Oczywiście nie sposób przeoczyć przepięknych drewnianych stalli tych renesansowych pod obrazem Przemienienie na Górze Tabor oraz tych wczesnobarokowych pod ołtarzami Św. Maurycego i Św. Młodzianków. No i to, co w gotyckich katedrach zachwyca mnie od zawsze piękna witrażowe okna z tym najbardziej dekoracyjnym za ołtarzem głównym. Swoją drogą ołtarz główny to największy w Polsce i należący do największych w Europie ołtarzy o wysokości 25 metrów. Złocone zdobienia dają po oczach.
![]() |
Okno witrażowe za ołtarzem głównym |
Nie udało mi się obejrzeć ambony będącej akurat w renowacji. Jest zatem powód do kolejnych odwiedzin Pelplina. Mam już nawet chętną do towarzystwa.
Po odwiedzeniu katedry udałam się do Muzeum Diecezjalnego. Sama nie wiem, co było dla mnie ważniejsze, odwiedziny w świątyni, czy obejrzenie pierwszej na świecie drukowanej księgi, zwanej Biblią Gutenberga. W Muzeum znajdują się biblie sprzed okresu druku Biblii Gutenberga przepisywane ręcznie, oraz biblie powstałe po wydrukowaniu pierwszej książki. Jest tam też zrekonstruowana maszyna drukarska, na jakiej drukowano pierwsze książki. Dla miłośniczki słowa drukowanego (pisanego też) to niezły rarytas możliwość obejrzenia księgi pochodzącej z XV wieku, księgi wydrukowanej w ok 200 egzemplarzach, z których do dnia dzisiejszego przetrwało 47 lub 49 sztuk. Z czego w krajach Europy Wschodniej zaledwie trzy (dwie w Rosji i jedna w Polsce). Aż dziw, że Muzeum było całkowicie puste. Nie napiszę, że mnie to smuciło, mogłam sobie spokojnie przyjrzeć się tej najważniejszej w Polsce księdze i pozostałym eksponatom.
![]() |
Biblia Gutenberga |
Po wizycie w Muzeum był czas na spacer po Ogrodach Biskupich. Nie są one zbyt rozległe, ale właśnie dzięki niewielkim rozmiarom są klimatyczne; staw, pergola, parę klombów, pomnik Guttenberga (zgodnie z tablicą informacyjną wcześniej stał przy ulicy Jaśkowa Dolina w Gdańsku). Na koniec kawa w kawiarence Cystersów, gdzie jest dość duży wybór słodkości a także parę kanapek do wyboru. To był ładny, słoneczny i ciepły dzień i ciekawa wycieczka, która uświadamia, iż czasami nie trzeba daleko jechać, aby zobaczyć ciekawe miejsca i bezcenne zbiory.
![]() |
Pomnik Gutenberga w Ogrodach Biskupich |
![]() |
W Ogrodach Biskupich |
A to fenomen i to tuż pod naszym bokiem. Życie płynie sobie spokojnie a przeszłość czuwa nad mieszkańcami majestatyczna. A pana Mściwoja II znam, ponieważ popełnił kiedyś poważny błąd żeniąc się,po raz drugi, z młodszą o 8 lat Piastowną Eufrozyną opolską matką Władysława Łokietka. Małżeństwo to rozpadło się z hukiem a Eufrozyna wróciła na Kujawy - ta opowieść znajdzie się w moim Zwoju. A zatem koniecznie muszę pojechać do Pelplina spotkać się z Mestwinem, jak się okazuje. A imię Sambor trafiło do Klejnotów rodzinnych. Czas zatem na rekonesans najbliższych okolic, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa niestety o wiele słabiej znam historię książąt, czy to śląskich, czy choćby pomorskich, ale ostatnio troszkę bardziej zaczynam się orientować w pomorzanach od Świętopełka poprzez jego następców (parę wykładów naszego nieocenionego pana Januszajtisa - są na youtube, troszkę poczytałam, przy okazji odwiedzin katedry Oliwskiej i teraz Pelplińskiej i stąd takie odkrycia sprawiają przyjemność, bo czuję jakiś choćby słaby ale związek emocjonalny z praprzodkami. A Pelplin warto odwiedzić, a teraz uzbrojona w fajny przewodnik będę jeszcze lepiej przygotowana. Swoją drogą Muzeum Diecezjalne w Pelplinie miało fantastycznie zaopatrzony sklepik i całkiem niedrogie przewodniki. W przeciwieństwie do Gnieżnieńskich sklepików
UsuńMałgosiu, bardzo się cieszę, że tam dotarłaś, jest to jeszcze jedno miejsce które obok Grudziądza jest również na mojej liście od bardzo dawna. Z przyjemnością przeczytałam Twoja relację, masz rację, że każdy dostrzega inne rzeczy, więc warto o tym poczytać, bo są to drogowskazy do zwiedzania. Kiedyś bardzo dawno temu zobaczyłam zdjęcia opactwa w jakimś kolorowym magazynie, to miejsce wydało mi się niezwykle piękne i warte zobaczenia. Niestety ode mnie dojazd jest słaby, pewnie najłatwiej byłoby przez Gdańsk, co w końcu nie jest jakimś strasznym poświęceniem. Jeżeli będzie ładna jesień to postaram się pojechać w jakieś ciekawe miejsca, marzy mi się jeszcze Kwidzyn, ale tu znowu są problemy z dojazdem. Jednak kluczowe jest dobre samopoczucie to wtedy jakoś to ogarnę z przesiadkami w Jabłonowie czy w Toruniu. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńOj to teraz Ty masz pod górkę z dojazdem. Jak ja do Lidzbarka czy Fromborka, a żałuję. Do Grudziądza, jak pewnie wspominałam wybieramy się za niedługo z przyjaciółką i mimo, iż my dojazd mamy niezły, zostaniemy tam dwie noce, aby na spokojnie poszwendać się po miasteczku. Jak wspomniałam wyżej odpowiadając Magdzie nabyłam w sklepiku muzeum diecezjalnego bardzo ładnie wydany przewodnik po katedrze, muzeum i Gnieźnie. Szkoda, że nie miałam go wcześniej, bo i tam zwrócona uwagę na parę rzeczy, których ja nie zauważyłam, bo przecież nie wszystko jesteśmy w stanie zauważyć, zainteresować się czy zachwycić. Pozdrawiam
UsuńMasz rację, każdy z nas zwiedzających bazylikę zwraca uwagę na inne rzeczy. Mimo iż byłem i mam sporo zdjęć u Ciebie dojrzałem te szczegóły, które z kolei dla mnie były mniej istotne. Duże wrażenie zrobiły na mnie sklepienia, ołtarz który pod względem wielkości jest drugi w Europie i przedstawienie Trójcy Świętej na stallach. Jak zajrzysz do mnie to zobaczysz również ambonę.
OdpowiedzUsuńhttps://fotowycieczki.blogspot.com/2012/01/bazylika-katedralna-w-pelpinie.html Mieszkasz stosunkowo blisko i piszesz, że mało kto zna Pelpin a na Śląsku tych osób jest jeszcze mniej. Trochę szkoda, bo obiekt powinien być bardziej promowany. Pozdrawiam serdecznie :)
Sklepienie jest przepiękne, ołtarz ogromny, czego trudno nie zauważyć, może jedynie żałowałam, że nie można bliżej podejść aby mu się przyjrzeć, ale sacrum nie dla profanów :) Oczywiście czytałam twój wpis i oglądałam zdjęcia, niejako przygotowując się do wycieczki pomyślałam zajrzę do Wiesia pewnie był i opisał. I wiem, jak wygląda ambona, bo oglądałam zdjęcia i w internecie i w przewodniku (o którym powyżej w komentarzach), ale zawsze chcę sama zobaczyć i sama zrobić zdjęcie, bo wtedy lepiej zapamiętuję, nawet jeśli te moje ujęcia są nienajlepsze i pozostawiają wiele do życzenia. Pewnie przydałaby się większa promocja, tyle, że wówczas może to miejsce nie byłoby tak kameralno-klimatyczne. Zawsze jest coś za coś. Ja cieszyłam się, iż nie trafiłam np. na jakąś wycieczkę szkolną czy koła seniorów i mogłam sobie oglądać katedrę w spokoju (było parę osób indywidualnych, na koniec mała grupka z przewodnikiem, nawet chciałam się podłączyć, ale że obeszłam już katedrę trzykrotnie i chciałam iść do Muzeum - to zrezygnowałam. Założyłam, że 3,5 godziny to będzie wystarczający czas na pobyt, bowiem kolejny pociąg miałabym dopiero za kolejne 3 i pół godziny. Ale prawdziwie zainteresowane takimi miejscami osoby na pewno tu dotrą, od czego jest internet i blogi. Pozdrawiam
UsuńKojarzę Pelplin z czasów, kiedy jeszcze chodziłam do kościoła, pamiętam, że był tam jakiś ważny kościół ( katedra ), możliwe też, że wędrowały tam pielgrzymki ale pewna nie jestem. O miasteczku nie wiedziałam nic. Bardzo fajnie, że zorganizowałaś sobie wycieczkę zainspirowana przeczytaną książką, i że w spokoju, bez tłumów, mogłaś nacieszyć się zwiedzaniem bazyliki i Ogrodów Biskupich.
OdpowiedzUsuńNo jasne, że nie trzeba jechać na koniec świata żeby zobaczyć coś ciekawego, mnie na przykład takie wycieczki po okolicy zawsze bardzo uszczęśliwiają. Serdeczności. Ciekawego września.
Pelplin jest na szlaku kościołów książąt pomorskich i na szlaku św. Jakuba więc zapewne pielgrzymki tam docierają różnego rodzaju. Ja w sumie też o Pelplinie poza nazwą i tym, że była tam cukrownia nie wiedziałam nic więcej. Fajne są takie odkrycia, kiedy nie spodziewasz się niczego a trafiasz na najstarszą na świecie drukowaną książkę. Wyobrażam sobie, jej historię, jak to ludzie ją sobie pokazywali, jak oglądali z nabożną czcią nawet ci, co nie umieli czytać, bo zawierała najważniejsze dla nich rzeczy. A jeśli jeszcze takie ciekawe miejsca są blisko domu to można z nich często korzystać.
UsuńGosieńka, serdecznie dziękuję za widokówkę z Gniezna, już wisi w kuchennej galerii pocztówek. Uściski.
UsuńSzybko doszła, a miałam obawy, bo znaczki ledwie się na niej mieściły, a w dodatku musiałam zakleić trochę treści :( Będę zabierała ze sobą koperty, skoro nasza poczta sprzedaje znaczki, które zajmują całą kopertę. Te na twojej były ostatnie takie mniejsze, a kolejne poza dwoma normalnymi obejmowały dwa olbrzymie i dwie naklejki priorytet
UsuńBazylika w Pelplinie w moim Notesiku Marzeń jest już od 2012 roku, kiedy zobaczyłam ją u Wiesia. Poza tym jest to klasztor pocysterski, które od jakiegoś czasu też zwiedzam. W niedzielę, kilka minut po godz. 6 rano w katowickiej telewizji prezentowany był film z Pelplina. Na mnie ogromne wrażenie robią misterne, kryształowe sklepienia.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
No właśnie jest jeszcze klasztor do którego wypadałoby zajrzeć. Ale jak się ma coś pod ręką to zawsze można wrócić, zwłaszcza, że jak pisałam mam już chętną na taką wycieczkę. Film może uda mi się odnaleźć i obejrzeć, bo lubię takie filmy o miejscach i o historii tychże miejsc. Przyznam, że Bazylika Pelplińska zrobiła na mnie większe? lepsze ? wrażenie niż gnieźnieńska. Pozdrawiam
UsuńTakie imponujące zabytki zdarzają się w małych miasteczkach, które kiedyś miały ważniejsze znaczenie. Dostrzegłaś takie niezwykłe detale. Niedaleko mojego miasta leży Klimontów i Sulisławice. Tam też znajdują się ogromne bazyliki. A na Dolnym Śląsku przykłady można mnożyć. Obok mojej wsi często odwiedzany Lubomierz.
OdpowiedzUsuńOj Dolny Śląsk to w ogóle bogactwo architektury, pałace, zamki, świątynie, natury zapewne także. Planuję kiedyś zrobić sobie taką nieśpieszną wycieczkę z noclegami po drodze i obejrzeć choć część z nich. Ja nie muszę zobaczyć wszystkiego, bo też nie jestem szczególną fanką pałaców, zamków i kościołów, w tym sensie, że nie odpuszczę żadnemu, ale lubię sobie wybrać kilka i je obejrzeć, te które wydadzą mi się bardziej interesujące. W świątyni też musi znaleźć się coś co będzie przyciągało, historia, obraz, detal. Inaczej wejdę i wyjdę znudzona, nawet, jeśli kościół jest ładny, a nawet piękny, ale jeśli przypomina dziesiątki innych i nie ma owego czegoś co przyciąga to nie ma chemii między nami
OdpowiedzUsuńDo Pelplina nie dotarłam, ale bazylika wygląda bardzo ciekawie. A jeszcze do tego Muzeum Diecezjalne to już prawdziwa gratka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)*
Mnie Muzeum zainteresowało właśnie Biblią Gutenberga oraz bibliami sprzed i po roku jej wydania, księgami właśnie. Pozostałe eksponaty zapewne bardzo cenne i ciekawe będą dla osób czy to wierzących, czy zainteresowanych tego rodzaju sztuką (były jeszcze monstrancje i naczynia liturgiczne oraz Madonny szafkowe zdaje się z XIV i XV wieku), ale że takich naczyń liturgicznych oraz madonn obejrzałam już sporo nie wzbudziły u mnie takiego zainteresowania jak księgi. Ale jak też wspomniałam wyżej na uwagę zasługuje sklepik muzealny z pięknie wydanymi przewodnikami w dobrej cenie.
UsuńBardzo imponujące to otwierające zdjęcie katedry. Kiedy je zobaczyłam, doznałam deja-vu. Zastanawiam się, skąd jest mi znany ten widok, bo przecież w Pelplinie nie byłam. Nie wiem, czy katedra nie widniała kiedyś na kartach telefonicznych... Pamiętam, że był taki cykl, który prezentował polskie zabytki i miasta.
OdpowiedzUsuńJak to tylko kilka osób odpowiada na pozdrowienia? Ludzie są tak bezczelni, że udają, iż nie słyszą Twojego "dzień dobry"? Trochę nie mieści mi się to w głowie. W Irlandii nawet obcy się pozdrawiają (ten zwyczaj jest bardziej popularny w mniejszych miastach, w Dublinie raczej nie).
Nie wiem, czy to moja ignorancja, czy książka jest tak mało znana, ale chyba nigdy nie słyszałam o "Lali" Dehnela. Widzę, że nawet Google ma mało do powiedzenia na jej temat ;)
Biblii Gutenberga nie widziałam, ani tym bardziej nie trzymałam w rękach, jednak, jako dziecko/nastolatka, miałam w moim polskim pokoju cały cykl encyklopedii Gutenberga (ponad dwadzieścia tomów!), z których nawet korzystałam w celu edukacji. Ech, inne czasy. Jak to mawiają: "gimby nie znajo". Dziś młodzi mają swoje smartfony i to nimi posługują się do "poszerzania wiedzy". Boli mnie też ich brak dobrych manier (skoro nawiązałaś w poście do pozdrawiania innych). Mnie uczono, by zawsze jako pierwsza mówić "dzień dobry", zwłaszcza w stosunku do starszych osób. Współcześni młodzi często zachowują się tak, jakby nie mieli języka w gębie. O tempora, o mores! ;)
Kończę to moje zrzędzenie i życzę Ci dobrego tygodnia :)
Mnie też uczono, że to ja mówię pierwsza dzień dobry, ja ustępuję miejsca w tramwaju, czy autobusie i tak mi zostało, że nawet dziś, kiedy to raczej mnie powinno się miejsca ustąpić, czy powiedzieć dzień dobry, a co najmniej odpowiedzieć, kiedy mówię do osób młodszych, czy mężczyzn dziwnie (głupio się czuję), kiedy na moje dzień dobry do jakiegoś 30 latka słyszę ciszę (a mówi to dwukrotnie starsza kobieta). Dlatego przestałam pierwsza się odzywać do osób młodszych, aby uniknąć kłopotliwej dla mnie sytuacji. Co do ustępowania miejsca w środkach komunikacji nie zaskakuje mnie, iż stoję, kiedy młodzi siedzi, ale zabolało mnie, kiedy z nogą w ortezie musiałam stać, gdy młodzież gapiła się w smartony. Było mi nie tyle ciężko stać, co niebezpiecznie, zwłaszcza podczas zakrętów, no ale o tempora o mores. Za młodu mówiono ustąp miejsca na starość tobie ktoś ustąpi, niestety to tak nie działa. Ci młodzi którzy dziś nie widzą nic poza ekranem telefonu na starość będą siłą zrzucać młodszych. Taki rodzaj człowieka. Ale nie o tym przecież jest wpis, no może troszeczkę i o tym, o życzliwości i grzeczności. Jacka Dehnela -pisarza poznałam dzięki mojej rzymskiej gospodyni Edycie, u której gościł ze swym partnerem, wtedy przeczytałam Lalę i bardzo mi się ta książka spodobała. Jest jednym z niewielu pisarzy współczesnych, których czytam, z reguły krążę wokół klasyki. Biblii Gutenberga to chyba dziś nikt nie trzymał w ręku, jest tak cenna, że jedynie kustosz i to w rękawiczkach, albo renowatorzy.
OdpowiedzUsuńNiesamowicie przykre to wszystko, co opisałaś! W bardzo smutnych czasach żyjemy!
UsuńWybacz, mam nadzieję, że nie gniewasz się za małe odbiegnięcie od głównego tematu wpisu, ale jako że z braku odpowiedniej wiedzy nie mogłam nic mądrego napisać w temacie Pelplina, uczepiłam się wątków pobocznych, które wystąpiły w Twoim poście. Sama nie jestem zbyt restrykcyjna pod tym względem, nie wymagam od swoich czytelników ścisłego trzymania się tematu, i dlatego - mierząc Cię swoją miarką - pozwoliłam sobie na male dygresje ;)
Też tak robię, jak nie mam nic do powiedzenia w temacie głównym czepiam się choćby tematów pobocznych i szczerze mówiąc na to liczę u moich czytelników, nawet na luźne skojarzenia, jeśli tekst takowe wywołuje to ja się cieszę ogromnie. Gdybym była autorem książki, a czytelnik na skutek przeczytania choćby jednej scenki poczuł potrzebę poznania miejsca ledwie wspomnianego to też byłoby mi miło, choć nie oczekiwałabym tego od tego właśnie autora, tak jak i nie liczyłabym, że autor czyta wpisy na blogach, których dzisiaj mimo niepopularności już tego gatunku (blogi są passe) mimo wszystko całkiem sporo się w sieci rozmnożyło. Jak widzisz ja też odchodzę od wątku głównego :)
Usuń