![]() |
| Zdjęcie z Villa La Fleur kawiarni La Rotonde z artystami szkoły paryskiej |
Kolejna (po Polkach na Montparnasse) książka pani Ziętek i kolejna pasjonująca opowieść o życiu artystów ze szkoły paryskiej w stolicy świateł na początku XX wieku.
Pisałam niedawno o mniej udanej moim subiektywnym zdaniem książce Lunia i Modigliani, jeśli idzie o Blask Montarnasse‘u dałam się uwieść opowieścią od pierwszego rozdziału. Autorka zastosowała podobny zabieg jak w przypadku Polek na Montparnassie; opowieści o artystkach i artystach przeplatają się, a spaja je chronologia dziejów.
Skąd wzięli się Polacy w Paryżu? W tym czasie, kiedy na ziemiach polskich istniało niewiele szkół artystycznych, a ich programy nauczania skutecznie opierały się płynącym z Europy nowym trendom studia za granicą były jedynym wyjściem dla chcącej się rozwijać artystycznej braci. Można było pojechać do Monachium czy Wiednia, jednak to Paryż miał opinię najbardziej awangardowego miejsca. Dodatkowo przyciągał dużą tolerancją i to zarówno w kwestiach moralnych, jak i narodowościowych. Kobiety niezamężne posiadające dzieci nie musiały obawiać się ostracyzmu towarzyskiego. Zaś Żydzi (kiedy przebrzmiała już afera Dreyfusa) cieszyli się swobodą, jakiej nie mieli ani na ziemiach polskich, ani w Rosji (przynajmniej w latach dwudziestych. Lata trzydzieste to już zupełnie inna historia). Szkoła paryska obejmowała głównie przybyszów z ziem pod zaborami oraz posiadających pochodzenie żydowskie mieszkańców Europy wschodniej (Rosja, Białoruś, Litwa, Ukraina). Nie wymagano od nikogo zezwoleń, a tożsamość poświadczano na podstawie zeznań dwóch świadków (o francuskim obywatelskie. Przy czy zdarzało się, iż poświadczającymi byli sklepikarz czy konsjerżka).
![]() |
| Marie Marevna Martwa natura z owocami 1930 Villa La Fleur |
Najsłynniejszy wówczas polski malarz, dyrektor Krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych (Matejko) niechętny był nowym trendom, a inny z profesorów akademii (Józef Pankiewicz) sam zachęcał studentów do wyjazdu do Paryża, twierdząc, iż w Krakowie nie nauczą się niczego nowego. Kobiety nie miały w ogóle możliwości kształcenia w wyższej szkole artystycznej do czasu, kiedy powstała warszawska wyższa uczelnia artystyczna. W Krakowie taką możliwość zdobyły dopiero w 1920 r.
Dlatego właśnie, każdy, kto posiadał talent, albo kto marzył a karierze artystycznej marzył też o osiedleniu się w Paryżu. Byle tylko zdobyć trochę pieniędzy na podróż, a potem już jakoś to będzie. A bywało różnie. Dla przykładu Chaim Soutine kiedy przyjechał do miasta nie miał ze sobą ani pieniędzy, ani dobytku, nie znał też języka, w dodatku był zamkniętym w sobie aroganckim dzikusem, który niechętnie odzywał się nawet w jakieś sobie jedynie znanej odmianie jidysz (pochodził z Białorusi). A jednak po kilku godzinach błądzenia po mieście trafił do La Ruche, czyli Ula (kolonii artystów).
![]() |
| Chaim Soutine Droga Grand Pres w Chartres 1935 Villa La Fleur |
Nazwiska, jakie się przewijają w tej opowieści są dla mnie niczym magnes, zwłaszcza, iż miałam wielką przyjemność poznać dzieła wielu z nich w licznych galeriach sztuki, że wspomnę tutaj tylko o Vilii La Fleur oraz poznańskiej galerii narodowej. Mogę teraz przypasować sobie osobę do obrazu, czy rzeźby. O niektórych z opisywanych tu osób czytałam już wcześniej, nie mniej większość to artyści nieco mniej rozpoznawalni, przynajmniej dla amatorów sztuki, do jakich i ja się zaliczam. Wspomniany wyżej Chaim Soutine był mi wcześniej znany, jedynie jako nazwisko. Ostatnio trafiłam na dwa jego obrazy, bardzo ciekawe. Ale więcej na jego temat przeczytałam dopiero w powieści biograficznej (czy raczej powieści opartej na biografii Modiglianiego). Otóż przedstawiony tam Chaim jawi się jako odpychający, niechlujny, brudny, pozbawiony manier, alkoholik. Tymczasem tutaj autorka przedstawia tego samego Chaima w sposób, który zjednuje mu sympatię. Jest to ten sam człowiek, trudny w obyciu, zadufany w sobie, ale można to zrozumieć wiedząc o jego trudnym dzieciństwie i młodości. Wychowywał się w wieloosobowej ubogiej rodzinie, mieszkającej w jednej izbie (z rodzicami i jedenaściorgiem rodzeństwa). Z powodu swych artystycznych upodobań (lubił rysować i gdzie tylko znalazł kawałek powierzchni natychmiast nań coś rysował) za jego inność nie lubili go rodzice ani rodzeństwo. Raz pięciolatek za bazgranie po murze został zamknięty na dwa dni w piwnicy ze szczurami. Kiedy ojciec wysłał go na naukę zawodu krawca ten wymykał się na lekcje rysunku, a kiedy namalował portret rabina co w judaistycznej religii było surowo zabronione został tak dotkliwie pobity przez syna rabina, że ten nawet wypłacił mu odszkodowanie. Paradoksalnie te pieniądze pozwoliły mu na kontynuowanie nauki w szkole rysunku. W Paryżu przed długi czas cierpiał biedę, gdyby nie zainteresowanie życzliwych osób skończyłby marnie.
![]() |
| Xawery Dunikowski Madonna 1911 Villa La Fleur |
Kiedy malował nie liczyło się dlań nic innego, nie jadł, nie pił, nie odchodził od sztalug, dopóki nie osiągnął satysfakcjonującego go efektu, malował aż do utraty tchu. Przeszkadzało mu wówczas towarzystwo i wszystko, co mogło go przy tej pracy rozproszyć.
Wspomniałam wyżej o La Ruche, czyli Ulu. Przyznam, iż obiła mi się ta nazwa wcześniej o uszy, ale nie tak często, jak nazwy kawiarni, w których przesiadywali artyści ze szkoły paryskiej (La Rotonde i Le Dome). „Legendarne do dziś pracownie paryskich artystów mieściły się w La Ruche. Obiekt ten zaprojektował sam Gustaw Eiffel na wystawę światową w 1900 roku w Paryżu. Prezentowano w nim wina, a poza zakończeniu wystawy, jak większość innych konstrukcji zdemontowano. Budowlę zakupił znany w tym czasie rzeźbiarz Alfres Boucher. Osiągnął on sukces dzięki popiersiom francuskich osobistości, był mentorem August‘a Rodina i nauczycielem Camila Claudel. Powodzenie i fortuna obudziły w Boucherze filantropa. Postanowił stworzyć w Paryżu miejsce wyłącznie dla artystów: przyjazną i wspierającą przestrzeń, w której twórcy nawet o niskim statusie materialnym za niewysoki czynsz będą mieli dobre warunki do pracy i życia. Idea zmaterializowała się pod postacią budynku przeznaczonego na pracownie dla malarzy i rzeźbiarzy. Nazwę Ul wymyślił sam Boucher. Alegoryczna nazwa celowo nawiązywała do domu pracowitych, żyjących w zgodzie pszczół – artystów”. (str. 174-175). Skojarzyło mi się to z pomysłem Van Gogha stworzenia kolonii malarzy, tyle, że ci mieli się wzajemnie wspierać, tutaj wsparcie oferował sam Boucher w postaci tanich, a często bezpłatnych pracowni i miejsc zamieszkania. Brzmi to fantastycznie, choć w rzeczywistości nie było tak różowo. Mieszkania były nieogrzewane, nie było wody, toalety były na zewnątrz, dach przeciekał, a zimą było potwornie zimno. Nie mniej ubodzy adepci sztuki mieli dach nad głową (nawet, jeśli przeciekający) i miejsce do pracy. Dla wielu z nich La Ruche był odskocznią do lepszego życia po wielu miesiącach nędznej egzystencji, o ile tylko wykazywali chart ducha i sporą dawkę samozaparcia.
Książka pełna jest rzetelnych informacji, co potwierdza podana bibliografia (niemal dziesięć stron źródeł), a także zawiera wiele ciekawostek, zapewne nie tylko mnie nieznanych.
-Kiedy skradziona została Mona Lisa aresztowano Apollinaire‘a (w sprawę zamieszany był jego asystent). Wówczas znany malarze i pisarze wystosowali list protestacyjny w jego obronie, natomiast jego dotychczasowy przyjaciel Pablo Picasso wyparł się jakiejkolwiek znajomości z pisarzem. W książce jeszcze kilka razy natrafiłam na opisy zachowania Hiszpana, które utwierdzały mnie w mojej od dawna żywionej do malarza niechęci.
-Wielki rzeźbiarz Xawery Dunikowski zastrzelił swojego rywala w reakcji na spoliczkowanie go za umizgi do żydowskiej poetki. W wyniku procesu, na którym mocno wspierała go inna z jego kochanek Sara Lipska został uniewinniony. Nie wiem co bardziej mnie zdziwiło; zbrodnia, czy uniewinnienie. Czyżby uznano to za afekt. Nawiasem mówiąc Dunikowski niezwykle brzydko wypowiadał się na temat kobiet, nie tylko kobiet artystek, ale i kobiet w ogóle, co wówczas było zjawiskiem dość częstym (kobietę traktowano, jak reproduktorkę i pomoc domową), ale dla równowagi napiszę, iż uznał swoje ojcostwo dziecka Ewy Lipskiej dając jej nazwisko. Utrzymaniem jednak musiała zająć się matka, gdyż tatuś kiepsko radził sobie w Paryżu.
- Na jednym z moich ulubionych obrazów Henryka Heydena Szachiści znajduje się znana paryska modelka Aicha (kobieta w kapeluszu z szerokim rondem), której kochankiem miał być Wieniawa Długoszowski.
![]() |
| Henryk Heyden Szachiści 1913 Villa La Fleur |
Sara Lipska, baronowa D‘Oettingen, Halicka, Mela Mutter, Mojżesz Kissling, Jan Peszke, Amadeo Modigliani, Zak, Henryk Heyden, Maurycy Mędrzycki, Marc Chagall to tylko niektóre z nazwisk przewijających się na kartach opowieści. Indeks osób zawiera jedenaście stron. Od ciężkich początków pełnych ubóstwa i malowania za kieliszek wódki czy bagietkę, przez okres prosperity (złota era lat dwudziestych), po kryzys lat trzydziestych, ciężkie lata wojenne, emigrację i zapomnienie, z którego wyzwalała często śmierć. Jak wiadomo najlepsza reklama artysty.
Polecam każdemu kto choć trochę interesuje się sztuką. Mnie książka zaciekawiła na tyle, że postanowiłam zakupić, bo chętnie będę doń wracała.






Ooooo, bardzo ciekawy post, w Villi La Fleur bywam, tym bardziej , że mam ją blisko domu...Szkołę Paryską staram się zgłębić, bardzo jest w moim guście, więc takie dopełnienie tego zgłębiania bardzo mi odpowiada.
OdpowiedzUsuńTrzeba będzie kupić książkę... : D
Też lubię odwiedzać Villę La Fleur, mimo, iż mam nie tak blisko, byłam tam pięciokrotnie, a jutro jadę na wystawę Biegasa :)
Usuńszkoda że mnie w Warszawie nie ma, poszłabym też jutro na tę wystawę...
UsuńJutro akurat jest nieczynne, ale pojutrze tak :) Szkoda, bo byśmy się mogły spotkać.
UsuńW Villi La Fleur jest teraz wystawa dzieł Bolesława Biegasa, obiecuję ją sobie obejrzeć jak wrócę do Polski Postać Biegasa też jest bardzo ciekawa...czy wspomina się o nim w książce, którą polecasz?
OdpowiedzUsuńJest wspomniany, jednak jeśli dobrze pamiętam tylko raz i to króciutko, ze dwa trzy zdania. Sprawdzę dokładnie, jak będę robiła wpis o wystawie :) A książkę polecam, jeśli interesujesz się Szkołą Paryską, podobnie, jak Polki na Montparnasie
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa książka sam jestem zainteresowany kilkoma postaciami i ich biografiami. Fajny post w okresie przedświątecznym, może być inspiracją do zakupu prezentu pod choinkę dla osób interesujących się sztuką. Pozdrawiam Cię serdecznie w ten radosny, przedświąteczny czas. Wyobrażam sobie jak pięknie musi być teraz w Gdańsku. :)
OdpowiedzUsuńTak to dobry pomysł na prezent dla osób zainteresowanych sztuką tego okresu, można się wiele ciekawych rzeczy dowiedzieć i inaczej się patrzy potem na obrazy tych twórców.
UsuńDziękujemy za śliczną kartkę, która jest kolejnym powodem świątecznej radości :)
UsuńNie ma za co :)
UsuńGdyby ktoś mnie zapytał gdzie chciałabym przenieść się w czasie, to byłby to Montparnasse w tym właśnie okresie :). Czytam zawsze chętnie wszystko, co na ten temat napisano.
OdpowiedzUsuńO Chaimie Soutine było sporo w biografii Modiglianiego (tej Sichela), budził moje współczucie a zarazem podziw dla uporu, z jakim starał się robić to, co kochał, czyli malować, pomimo różnych przeciwności losu i może własnej życiowej nieporadności.
Podzielam w całej rozciągłości Twoją niechęć do Picassa :). Jemu się udało, bo miał lepszy start za sprawą pochodzenia z dobrze sytuowanej rodziny i wsparcia ojca, który był nauczycielem rysunku, a później miał szczęście trafić na dobrego marszanda. Poza tym był mizoginem i bufonem. A malował tak sobie :).
Kiedyś przeczytałam o jakimś niezbyt ładnym postępku Picassa, a że nigdy nie przepadałam za jego obrazami (większością), nie zachwycały mnie, może nie rozumiałam ich to był to dla mnie wygodny argument że P nie da się lubić. Może trzeba by jakąś i jego biografię przeczytać, aby spojrzeć inaczej. Muszę raz jeszcze sięgnąć do tej książki aby sprawdzić co to był za niecny postępek, bo wydaje mi się o wiele brzydszy niż wyparcie się przyjaźni z innym człowiekiem przed policją.
UsuńPicasso miał chyba różne oblicza. Kiedy piszą o nim jego wielbiciele i przyjaciele, to okazuje się, że był geniuszem i filantropem, ale nie brakuje brzydkich skaz na tym brylancie. Na pewno miał szczególnie zły stosunek do kobiet i tutaj można wymienić sporo złych postępków. Nie czytałam chyba książki, która byłaby jego biografią sensu stricte, ale pisałam na blogu o kilku książkach, w których Picasso był ważną postacią: "Rozmowy z Picassem" Brassaia, "Pamiętnik Alicji B. Toklas" Gertrudy Stein, "Wojna o Picassa" Hugh Eakina. Obiecuję sobie, że przeczytam jakąś konkretną biografię Picassa (wiem o dwóch dostępnych w księgarniach), ale że za nim nie przepadam, to jakoś to odkładam...
UsuńAno właśnie, skoro mamy innych ulubieńców to Picasso schodzi na dalszy plan.
UsuńTakie przeniesienie w czasie jest zawsze zabawne, jeśli pokazywane w filmie. Ostatnio oglądałam po raz kolejny film O północy w Paryżu. Zawsze się uśmiecham do tych historycznych postaci. Malarze też się pojawiają i twój Hiszpan 😂
OdpowiedzUsuńTo wspaniały prezent świąteczny sobie zrobiłaś tym przyjazdem. Mam nadzieję , że ja się wreszcie tam wybiorę.
Też lubię ten film. Hiszpan nie jest mój, nie przyznaję się do niego, choć rzeczywiście występuje. W pierwszej chwili pomyślałam o Dalim, za którym też nie przepadam, ale jest parę jego obrazów, które mi się podobają bardziej lub mniej. Pojechałam na wystawę Biegasa tym razem. Usłyszałam, a w zasadzie dowiedziałam się o nim dopiero podczas jednej z wizyt w Konstancinie, kiedy wystawiono nieco więcej jego obrazów i rzeźb, myślę, że trochę na zachętę, przed planowaną wystawą. Bardzo mi się spodobały i rzeźby i obrazy. Obrazy co prawda w stylu zupełnie innym niż lubię, ale przypadły mi do gustu. Miały w sobie to coś, co sprawiło, że chętnie się na nie patrzy.
OdpowiedzUsuń