Woody Allen nigdy nie należał do moich ulubionych reżyserów. Niektóre filmy oglądałam z przyjemnością, ale daleka byłam od zachwytu. „Midnight in Paris” nie mogło powstać, jak dla mnie, w lepszym okresie niż właśnie teraz. Obejrzałam go po przylocie z Paryża i dałam się uwieść magii.
Film poprzedza seria zdjęć Paryża, takiego, jakim postrzegają go turyści. Taka sentymentalna ilustracja miasta, najbardziej rozpoznawalne miejsca; plac Concorde, wieża Eiffla, Ogrody Tulieries, Sekwana, Katedra Notre Dame, aleje Elizejskie, panorama miasta z Monmartru, Moulin Rouge, Luwr, mosty; Aleksandra i Pont Nouveau, widok na Bazylikę Sacre Cour, kawiarenki, aleje, bulwary, uliczki. Jest Paryż za dnia i Paryż w nocy, Paryż w słońcu i w deszczu. Kolejne ujęcie to scena niczym z bajki. Dwoje bohaterów toczy rozmowę na temat wspólnej przyszłości w romantycznej scenerii ogrodu w Giverny (scena żywcem z obrazu Moneta); japoński mostek, blask słońca i nenufary na wodzie.
On - Gil (Owen Wilson) po osiągnięciu w Stanach sukcesu w świecie filmu postanawia zrealizować swoje największe marzenie i napisać książkę. Gil to niepoprawny romantyk, który kocha literaturę, Paryż z początku XX wieku i marzy o przeprowadzce tutaj, gdzie odnajduje klimat lat dwudziestych ubiegłego stulecia. Żyje marzeniami, wspomnieniami przeszłości i nadziejami. Ma wrażenie, że tutaj mógłby stworzyć wielkie dzieło na miarę swych literackich idoli. Ona - Inez (Rachel McAdams) to realistka, twardo stąpająca po ziemi. Paryż i owszem przy okazji podróży w interesach rodziców można obejrzeć; zaliczyć Wersal, pójść na degustację wina, ale nie zamieszkać. Po paru spacerach Inez mdli na widok tych pięknych uliczek, bulwarów, alejek, ogrodów. Ale skoro już tu jest i spotkała parę znajomych ze Stanów, pragnie się zabawić w ich towarzystwie, do czego Gil nie jest nieodzowny.
Kiedy ten zmęczony towarzystwem znajomych narzeczonej odłącza się od grupy, przydarza mu coś na pograniczu jawy i snu. Gil wsiada na przejeżdżającej starej limuzyny i przenosi się w czasie do swojego ulubionego okresu w dziejach Paryża. Poznaje Scotta i Zeldę Fitzeraldów, Ernesta Hemingwaya, Gertrudę Stern, Pablo Picasso, Salwadora Dali i wielu innych. Z początku bohater jest zszokowany, nie dowierza własnym zmysłom, lecz już po chwili zaczyna żyć tamtym życiem, bawi się, rozmawia, poznaje piękną muzę malarzy - Adriannę i zadurza się w niej.
Gil rano powraca do rzeczywistości, narzeczonej i współczesnego Paryża, spotkań z przyszłymi teściami i ze znajomymi. O północy znowu powraca w przeszłość i prowadzi dyskusje z Hemingwayem, Dali, Bunuelem i Gertrudą Stein.
Ta podróż w czasie niesie za sobą sporo zabawnych nieporozumień i żartów.
Pomiędzy Paryżem tym z lat dwudziestych, a tym nam współczesnym nie ma w filmie większych różnic. Jest to Paryż piękny, baśniowy, romantyczny, tajemniczy, miejsce, jakie jest naszym wyobrażeniem o tym mieście, a nie miejsce rzeczywiste. Filmowy obraz jest kreacją wyobrażeń turystów o mieście świateł.
„O północy w Paryżu” to film o stereotypach w postrzeganiu pewnych miejsc, zjawisk, ludzi.
Z drugiej strony jest to film o pewnym niebezpieczeństwie, jakie niesie za sobą zbytnie uleganie ułudzie, wyobrażeniom, utracie kontaktu z rzeczywistością. Może ono przynieść gorzkie rozczarowania. Może dlatego tylu Japończyków zapada na syndrom paryski(rozczarowanie miastem). „O północy w Paryżu” to film o gonieniu za czymś nieuchwytnym, nierealnym, film o konieczności zachowania równowagi pomiędzy realnością a wyobraźnią. Ponadto film jest niezłą gratką dla miłośników sztuki i literatury. Możemy się zmierzyć z naszymi wyobrażeniami o Paryżu z lat dwudziestych oraz z okresu Belle Epoque, spotkać ówczesnych pisarzy i malarzy, wczuć się w klimat miasta, nawet, jeśli jest on oględnie mówiąc mało realny.
A wszystko to w mistrzowskim wykonaniu takich aktorów jak: Marion Cotillard (Adrianna), Kate Bates (Gertruda Stein), Adrien Brody (Salwador Dali).
Jeśli odbierze się film zbyt dosłownie, to można go potraktować, jako przesłodzony obrazek Paryża, swoistą reklamówkę miasta, jakiego nie ma w rzeczywistości, obrazek ocierający się o kicz.
Ja odebrałam go, jako film o wyobrażeniach, do których dążymy, a które nam się wciąż wymykają. Jak mówi bohater – nigdy nie jesteśmy w pełni zadowoleni ze swojego życia. Wciąż nam się wydaje, że w innym miejscu, w innym czasie bylibyśmy szczęśliwsi. Jest to ułuda, którą należy sobie uświadomić, co nie znaczy przecież, iż powinniśmy zrezygnować z marzeń.Moje postrzeganie Paryża jest zdecydowanie bliższe postrzeganiu Gila, niż postrzeganiu Inez. A dysponując jednocześnie pewną dozą realizmu, mimo zachwytu nad jego pięknem, potrafiłam się ustrzec „syndromu paryskiego”.
Film zdecydowanie polecam osobom zakochanym w mieście, sztuce, romantyzmie. Nie polecam osobom, które poszukują w kinie mocnych wrażeń, mrocznych klimatów i egzystencjalnych rozważań.
Trudno nazwać go dziełem wybitnym, ale może się podobać. Mnie spodobał się bardzo. jako lekka, prosta w przekazie (może chwilami- trochę zbyt prosta) komedyjka. Spodobał na tyle, że mimo obejrzenia w komputerze wybrałam się do kina, aby zobaczyć go na dużym ekranie.
Zwiastun filmu
Zdjęcia; 1. Obraz Paryż nocą Ludwig de Laveaux - taki Paryż jest także tłem opowieści, 2. Obraz Moneta - stanowiący tło pierwszej sceny filmu, 3. Zdjęcia Paryża nocą , 4. Plakat filmu
Filmu O północy w Paryżu" jeszcze nie widziałam. Nie przepadam za W.A.
OdpowiedzUsuńZachęcona Twoją recenzją teraz chcę film zobaczyć. Tym bardziej, że oglądałam ogrody Giverny i m.in kwitnące nenufary.
Sara-Maria
Ja też miałam przyjemność obejrzeć już ten film. Podobał mi się - lekki, romantyczny (ach te spacery po nocnym Paryżu) przyjemny , klimatyczny. Gratka dla miłośników Paryża, l'age d'or i literatury. No i naprawdę świetna Marionn Cotillard jako Adriana :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za Woody Allenem i gdyby nie twoja recenzja nigdy bym się na ten film nie wybrała do kina. Ba! Nie zwróciłabym nawet na niego uwagi.
OdpowiedzUsuńNiestety nie znam Paryża. Lubię jednak literaturę i sztukę, Salvadora Dali oraz Marion Cotillard. To mnie może zachęcić.
Mi również się podobało, i chyba mogłabym podpisac sie pod Twoimi wrażeniami. A już w kontraście do długaśnych reklam polskich komedii klozetowych, które puszczono przed moim seansem, był po prostu cudowny;).
OdpowiedzUsuń@Saro-Mario - też nie przepadam. Myślę, że film powinien ci się spodobać. Jest taki inny od dotychczasowych filmów W.A
OdpowiedzUsuń@Nemeni - Marionn jest rzeczywiście świetna. Spodobała mi się już jako odtwórczyni Edith Piaf.
@Balbina To naprawdę zupełnie inny W.A niż ten, którego znamy z wcześniejszych filmów (to zresztą powoduje, że jego wielbiciele są zawiedzeni tym nowym Allenem). Ja za Dalim dotychczas nie przepadałam, ale w tym filmie spodobał mi się bardzo i chyba inaczej spojrzę na niego.
@Iza - w kontekście do reklamówek filmów wyświetlanych przed projekcją jestem w stanie nawet nazwać O północy w Paryżu filmem wybitnym i super komedią. Nie pamiętam żadnego z tytułów reklamowanych, wszystko zlało mi się w jedną miazgę krwawo-erotyczno-wulgarną. Nawet pomyślałam, że powinno się zakazać robienia takich filmów - instruktażowych dla przyszłych zbrodniarzy.
Ja lubię filmy Allena, dlatego z przyjemnością wybrałam się i na ten. Film niby lekki, łatwy i przyjemny a jednocześnie jak wyszłam z kina to musiałam się zastanowić trochę nad tym, czy aby na pewno warto marzyć o tym, żeby przenieść się tam, gdzie nas nie ma ;-) Zdjęcia Paryża są wspaniałe, myślę że ten film może bardziej zachęcić turystów niż niejeden przewodnik czy film dokumentalny.
OdpowiedzUsuń@Karolino, tylko istnieje niebezpieczeństwo, że jeśli ci turyści zbyt dosłownie odbiorą ten film to czeka ich syndrom paryski. A marzyć zawsze warto, tylko nawet w marzeniach nie powinno zabraknąć dozy (małej szczypty) rozsądku.
OdpowiedzUsuń