Dziennik geniusza- tak zatytułował jedną ze swoich książek Salvador Dali. Ten dwudziestowieczny hiszpański malarz był jednym z największych surrealistów.
On sam nazywa się jedynym integralnym surrealistą, geniuszem, twórcą absolutnie niepowtarzalnym. Twierdzi, iż jest bardziej geniuszem niż malarzem. No cóż, poczucie własnej wartości to rzecz nie do przecenienia. Jego obrazy nie należą do moich ukochanych, ale potrafię dostrzec ich wyjątkowość i nowatorstwo. Wysoko cenię kilka z nich, a do moich ulubionych należą zamieszczone we wpisie dwa romantyczne obrazy, mające z surrealizmem niewiele wspólnego.
Muszę też przyznać, że paradoksalnie wizerunek malarza (przedstawiony w Dzienniku- niezbyt moim zdaniem pochlebny) zmienił film Paryż o północy. Adrien Brody w roli hiszpańskiego surrealisty może przekonać do postaci nawet takiego sceptyka jak ja.
Tym, co zachęciło mnie do przeczytania dziennika, poza ciekawością i podziwem dla wszystkich „twórców” był opis na okładce. Kiedy napotkany Katalończyk pyta Dalego, czy nie zdziwiłby się, gdyby o północy zobaczył na horyzoncie blask jutrzenki ten odpowiada, że nie wywarłoby na nim to absolutnie żadnego wrażenia. Katalończyk stwierdza, że on pomyślałby, że zwariował. Na co Dali; a ja odwrotnie, pomyślałbym, że to słońce zwariowało.
I choć nie czuję się geniuszem, chyba też bym tak pomyślała.
Przeczytawszy dziennik doszłam do wniosku, że głównym impulsem jego powstania miało być zszokowanie odbiorcy swoimi przemyśleniami, poglądami, ideami. Dlatego do końca, nie jestem pewna, czy te jego poglądy i idee są tak naprawdę wynikiem jego przemyśleń, czy są tylko bodźcem do zszokowania (a może zniesmaczenia) odbiorców, którzy są na tyle przeciętni i prymitywni, że nie dorastają do idei geniusza.
Jest też jeszcze inna możliwość. Być może dziennik miał być żartem-prowokacją, na której ja się nie poznałam. Sposobem negacji napuszonego stylu, poważnych dysput, ośmieszeniem nadmiernej intelektualizacji książek, czy dzienników, żartem z samego siebie?
Sporą część Dziennika geniusza zajmuje dowodzenie roli wypróżniania w życiu człowieka. Opis ekskrementów stanowi bardzo istotną część „dzieła”. Dali nadaje im mistyczne wręcz znaczenie. Ubolewa, że nie może ich malować w takim natężeniu, jakby sobie tego życzył. Dlatego zarówno odchody, jak i pewne części anatomiczne stara się niezauważenie wplatać w treści swoich obrazów (zwłaszcza upodobał sobie odbyt i poskręcane jelita). Jego poglądy nie tyle mnie szokują, co podczas lektury czuję fetor. Mam wrażenie, że autor chce wylać na mnie wiadro pełne nieczystości.
W swoim dzienniku używa Dali bardzo rozbudowanego stylu wypowiedzi, zdania są często podrzędnie złożone i najeżone ogromną ilością wyrazów, powiedziałabym „niepowszednich”. Przy niektórych powinnam sięgnąć do słownika wyrazów obcych, a nie mam na to ochoty, gdyż kontekst, w jakim zostały użyte wskazuje na to, iż niczego nie stracę nie znając ich znaczenia.
Zdania naszpikowane są ekskrementami, fekaliami, abstrakcjonizmem, paranoicznym krytycyzmem, skatologizmem, ultra realizmem, obscenicznością i innymi ultra i ekstra izmami.
Postanowiłam jednak dobrnąć do końca. Byłam ciekawa, czy w końcu doszukam się w Dalim tego, co by pozwoli mi go zrozumieć.
Trafiałam na kilka scen, w których odnajduję myśli, z którymi mogłabym się utożsamić.
Np. scena, w której wyraża pogląd o wyjątkowości swojego życia. Obserwując wschód słońca czuje, że jest jedynym Hiszpanem, który ma tę niepowtarzalną okazję doznawania takiego przeżycia. To mi przypomina niepowtarzalną chwilę i doznanie, kiedy leżałam na ciepłym jeszcze piasku egipskiej plaży i obserwowałam gwiazdy. Też miałam wrażenie, że jestem jedyną Polką, która w tej chwili doznaje takiej ekstatycznej przyjemności, odczuwania czegoś niepowtarzalnego i jedynego w swoim rodzaju.
Podoba mi się też wielka pasja Dalego, pasją, z którą tworzy swoje dzieła. I kolejna sprawa, którą mnie "kupił" to miłość do Gali (partnerki i żony), może nieco bałwochwalcza, ale pozwalająca dostrzec ludzkie oblicze twórcy.
Ze zdziwieniem analizuję tabelę porównawczą, w której dokonuje Dali analizy warsztatu i talentów paru malarzy. Wynika z niej, że nie uważał się, że największego geniusza wśród malarzy. Absolutne pierwszeństwo przyznaje Vermerowi.
Po przeczytaniu tej „cuchnącej" lektury jawi mi się obraz paranoika przekonanego o swojej wyjątkowości, o swoim geniuszu. Paranoika, który tak naprawdę był wielkim malarzem i jednym z pierwszych specjalistów od happeningów i eventów i potrafił na tym zrobić niezły majątek.
Jak pisałam wcześniej, może też być tak, iż dałam się nabrać na ten "żart".
Osobiście wolę Dalego malarza, niż Dalego pisarza. Dali napisał także "Myśli i anegdoty", "Ukryte twarze", "Moje sekretne życie" oraz wraz z L. Pauwels, "Namiętności według Dalego". Zamieszczony obok obraz znalazłam na stronie internetowej Obrazy Dalego (mam nadzieję, że jest to obraz Dalego, bo nie mogę tego potwierdzić w wiarygodnych źródłach). A bardzo mi się on podoba. Nie wiem i wolałabym nie wiedzieć, jaki był zamysł twórcy, bo całkiem możliwe, że przestałby mi się podobać. A tak mogę sobie dowolnie go zinterpretować. Nie mam pojęcia jak się nazywa. Jeśli ktoś wie proszę o info.
Zdjęcia; 1. Dali 1934 r., 2. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych obrazów Trwałość pamięci, 3.Dali Dziewczyna w oknie, 4. Dali - romantycznie.
Teraz po Twojej recenzji zdecydowanie wolę malarza. Lubię jego niepowtarzalną wyobraźnię. Turpistyczne opisy z dziennika jakoś do mnie nie docierają. Trudno chyba być wielkim.
OdpowiedzUsuńUwielbiam obrazy Dalego. Po przeczytaniu twojej recenzji nie chciałabym czytać jego Dzienników. I do mnie nie przemawia postać, którą opisujesz (kreuje sam autor). Pozostanę nadal przy albumach. Magda
OdpowiedzUsuńDzienników nie czytałam i pewnie nie przeczytam po Twojej recenzji.
OdpowiedzUsuńLecz jestem pod niesamowitym wrażeniem jego twórczości malarskiej i jego miłości do żony Gali.
Byłam w Muzeum Dalego w Figueres w Katalonii.
Wg mnie to najwspanialszy surrealistyczny obiekt. Byłam pod ogromnym, niezapomnianym wrażeniem...
Na zewnątrz budynku(na dachu) ogromne jaja, wewnątrz ściany ozdobione czaszkami słonia i krokodyla, niesamowite, niepowtarzalne dekoracje, aranżacje, rekwizyty, obrazy... Aż trudno uwierzyć, że Dali miał taką fantazję...Muzeum mieści się w dawnym Teatrze Miejskim. Marzę, aby jeszcze kiedyś tam być, może kiedyś się spełni moje marzenie...
Sara-Maria
@książkowiec - też wolę Dalego malarza. Wielkim być trudno- to pewne. Nam do wielkości daleko, a też bywa nielekko.
OdpowiedzUsuń@Magda - może jednak powinnaś spróbować przeczytać, może to mój subiektywny osąd dziennika, może nie dostrzegam tego, co ukryte między słowami. :)
@Łucjo- jego twórczość na pewno nie pozostaje obojętna, można ją lubić, kochać, nie lubić, czy nienawidzić, ale nie można zamykać na nią oczu. No chyba, że ktoś zamyka oczy na sztukę wszelkiego rodzaju. Jego miłość do Gali - sprawiła, iż budził we mnie większą sympatię, skoro przedkładał drugą osobę nad swoją własną... Nie było mi dane oglądać Muzeum Dalego, ale słyszałam, że wywołuje one spore wrażenie (tak przynajmniej twierdzą moi znajomi, którzy je odwiedzili)
Nie będę może oryginalna, ale też uwielbiam Dalego malarza, a nie mam ochoty na poznanie Dalego pisarza.
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńCzy masz może zdjęcie tej tabeli porównawczej, w której Dalí porównuje innych artystów wg kryteriów? Nie mogę nigdzie znaleźć. Będę bardzo wdzięczna za pomoc. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńNiestety, książka była pożyczona, więc nie mam możliwości do niej zajrzeć.
UsuńDzień dobry, Gosiu. Uwielbiam Dalego, odkąd pierwszy raz w życiu ujrzałam jego Płonącą żyrafę. Urzekł mnie jednak nietypowo: Chrystusem świętego Jana od Krzyża, obrazem z 1951r.Miałam też szczęście w 2017r odwiedzić w Warszawie w PKiN wystawę czasową Dalego - mogłabym stamtąd nie wychodzić. A kiedy przewoziłam w pociągu, bardzo dawno temu, zapakowany szczelnie obraz mojego wujka, odpowiadałam wszystkim pytającym, że wiozę Dalego. I nikt nie wiedział kto to, ot zderzenie z rzeczywistością. Nie jestem pewna, czy odważę się przeczytać jego Dzienniki, ale się nie zapieram. Mistrz wart jest choćby tego, żeby zajrzeć do jego wspomnień.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Madzia Rohacka
Doskonale znam twoją słabość do Dalego. Obejrzałam wspomniany obraz - podoba mi się (Chrystus). Płonąca Żyrafa niekoniecznie. Popatrz, a ja na tą wystawę nie weszłam, bo po pierwsze nie można było robić zdjęć, a po drugie wchodziła akurat wycieczka rozkrzyczanej młodzieży w wieku lat 12-13, po trzecie z tego co pamiętam była to wystawa Dali kontra Warhol i zawierała nie tyle obrazy co projekty bardziej komercyjnych przedsięwzięć obu panów. No ale gdybym była taką fanką Dalego interesowałby mnie zapewne każdy rodzaj jego twórczej (?) działalności. Smutne to, że takie wielkie nazwiska nic nie mówią większości ludzi, i niestety nie tylko ludzi prostych, ale jakże często ludziom wykształconym. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń