Francuska kawiarenka literacka
▼
środa, 25 stycznia 2012
Podróże z przygodami, czyli o tym, jak o mało nie spędziłam nocy na Centralnym
Podróżując należy się liczyć z różnymi niespodziankami. Nie zawsze są one przyjemne, czasem bywają dość stresujące, ale z perspektywy czasu wspomina się je z uśmiechem na twarzy. Po wczorajszej przygodzie, ktora mogła się zakończyć noclegiem na Dworcu Centralnym w Warszawie (troszkę przesadzam, boć hoteli w Warszawie dostatek) przypomniały mi się też dwie inne przygody związane z podróżowaniem.
W roku 2008 r. byłam na zorganizowanej (czy na pewno zorganizowanej?) przez biuro podrózy (o dość dobrej marce, z którego usług korzystałam juz po raz piąty i które chwaliłam sobie) wycieczce w Egipcie. Dwa tygodnie błogostanu, ładny kompleks hotelowy, dość dobre (jak na Egipt) jedzenie, brak zemsty Faraona, cudowne, niezapomniane wycieczki i ostatniego dnia informacja, iż wracam nie do Gdańska, a do krakowa, a stamtąd muszę na własną rękę szukać sobie transportu do domu. Jest to ponoć wcale nie rzadka praktyka arabskich przewoźników, iż podstawiają samoloty na mniejszą liczbę osób. W takich sytuacjach biuro podróży zapewnia powrót do kraju, ale nie koniecznie do miejsca wylotu. Tak więc zamiast oprócz zwykłych czterech-pięciu godzin lotu czekała mnie jeszcze dziewięciogodzinna podróż pociągiem. Biuro podróży łaskawie zgodziło sie pokryć koszt podróży pociągiem drugiej klasy. Dobrze, że nie furmanką. Pomijając niewygody podróży, czas wylądowawszy w Krakowie trafiłam na początek zimy. I tak wracając z ponad trzydziestostopniowych temperatur zostałam przywitana kilku stopniowym mrozem. Ponieważ staram się zawsze w każdej sytuacji szukać pozytywów postanowiłam zostać na jeden dzień w Krakowie. Pierwsze kroki po zameldowaniu w hotelu skierowałam do galerii Krakowskiej w celu naabycia kozaków, czapki, rękawiczek i szalika.
Spędziłam wówczas bardzo miły dzień w tym pięknym mieście.
W roku 2010 byłam na wycieczce we Włoszech. Tym razem podróżowałam indywidualnie. Pół roku przed podróżą wykupiłam bilet na samolot z Rzymu do Wenecji, w której miałam spedzic kilka dni. Dlaczego samolotem? Bo taniej i nieco krótsza podróż. Samolot miałam o godzinie osiemnastej. Ponieważ pierwszy raz miałam skorzystać z lotniska Marco Polo w Wenecji troszkę obawiałam się, czy nie pobłądzę i czy po przybyciu na wyspę po zmroku (miałlam dotrzeć na miejsce ok. dwudziestej) odnajdę hotel (w mieście bez nazw ulic). Po przybyciu na lotnisko i podejściu do punktu odpraw okazało się, ze mój samolot odleciał o godzinie ósmej rano. Na nic zdało się tłumaczenie i pokazywanie wydruku rezerwacji z godziną 18. Pani w informacji wytłumaczyła mi, iż ten pośrednik często popełnia takie błędy, a mój samolot odleciał rano, ale może mi sprzedać (!) bilet na kolejny lot. Muszę jeszcze wspomnieć, iz moja znajomość angielskiego i włoskiego jest naprawdę mizerna, a w takich językach rozmawiałyśmy. Na szczęscie Pani wskazała mi na mojej rezerwacji numer telefonu do posrednika, który mówił po polsku. Zadzwoniłam i miły Pan przekonywał mnie, że wszystko w porządku i lecę o 18. Po krótkim wyjaśnieniu okazało się, że rzeczywiscie ktoś (podobno system :) popełnił błąd i pan obiecał kupic mi (bez ponoszenia kosztów z mojej strony) bilet na najbliższy rejs. telefon od pana był dla mnie jak prezent gwiazdkowy. Wszystko skończyło się pomyślnie. Poleciałam samolotem rejsowym z innego terminala. Zamiast malutkiego i dość obskurnego Terminala obsługujacego tanie linie miałam okazję skorzystać z ogromnego, nowoczesnego terminala (40 stanowisk odpraw i tyleż bramek). Nowoczesnośc i rozmach nie wykluczyły jednak dezinformacji i musiałam szukać sobie właściwego wyjscia przemierzając kilometrowe korytarze, gdyż informacje świtlne wskazywały dwa zupełnie odległe stanowiska, a panie obsługujące nie bardzo wiedziały skąd samolot bedzie odlatywał. Z powodu korka naa pasie startowym (godzina w oczekiwaniu na miejsce w kolejce do startu) na miejsce przybyłam około północy. Jeśli dodać do tego rozładowującą się komórkę mamy pełny obraz mojej przygody na lotnisku Fiumicino w Rzymie. Ponieważ, w momencie kiedy dzieją się takie rzeczy człowiek koncentruje się na szukaniu rozwiązań nawet nie zdążyłam się specjalnie zdenerwować.
A dlaczego o tym piszę? Otóż wczoraj (rok 2012) po wylądowaniu na Okęciu (45 minut lotu zamiast 6 godzin jazdy pociągiem, a cena taka sama, jak się wcześniej zarezerwuje. Piszę o tym, tylko dlatego, ze wielu osobom wydaje się, ze latanie jest duzo droższe od podróóży koleją) przez niemal godzine czasu usiłowałam się skontaktować telefonicznie z panem, od którego miałam odebrac klucze do wynajętego mieszkania.O godzinie 23 po bezskutecznej próbie nawiązania kontaktu zameldowałam się w hotelu i zasiadłam do internetu w poszukiwaniu noclegów. Po kilku minutach odezwał się Pan przepraszając i obiecując przyjechac po mnie, gdziekolwiek jestem. Okazało się jednak, iż nie mozna się wymeldować z hotelu po piętnastu minutach od zameldowania nie uisciwszy opłaty. Tym sposobem miałam okazję odbyć nocny spacer po pięknie oświetlonym Nowym Swiecie. A teraz w oczekiwaniu na mojego pechowego właściciela mieszkania (któremu padła komórka i nie mógł się wcześniej skontaktować) napisałam ten wpis.
Takie przygody, które teraz wspominam z usmiechem uczą mnie, iż w każdej sytuacji mozna znaleźć jakieś pozytywne strony.
2008-2010-2012 - może kolejna tego typu przygoda poczeka do 2014 roku.
Też kiedyś miałam taką przygodę, że o mało z moim mężem nie spędziliśmy nocy na dworcu we Wrocławiu.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie udało mi się odwiedzić tego miasta. Żałuję, bo słyszę że obecnie to jedno z piekniejszych miast w Polsce.To zresztą przypomniało mi inną przygodę z szukaniem noclegu w Krakowie, kiedy koleżanka która miała dokonać rezerwacji twierdziła, że nie ma co rezerwować, bo schronisko młodzieżowe musi nas przyjąć, nawet jeśli nie będzie miejsc to położą na podłodze w łazience. Byłyśmy wówczas studentkami o bardzo skromnych zasobach finansowych. No i okazało się,że wcale nie musieli i nie przyjęli. Udało nam się znaleźć studentów z Poznania, z krórymi wspólnie wynajęlismy dwa pokoje w hotelu. Nie pamiętam dlaczego, ale to wpólne wynajmowanie okazało się tańsze, a pokój miałysmy i tak tylko dla siebie.
UsuńKoniecznie musisz odwiedzić Wrocław :-) Ja trzy lata temu pojechałam tam na kilkudniowy urlop i bardzo mi to miasto przypadło do gustu.
UsuńSłyszałam taką opinie od paru znajomyych, więc Wrocław mam w pamieci. Przeszkoda- długi dojazd (nie ma lotów z Gdańska, choć muszę sprawdzic, czy coś się nie zmieniło).
UsuńTak jak napisałaś, nawet najgorsza sytuacja miewa czasem dobre zakończenie. W 1974 r przemierzałem nasz kraj autostopem. Któregoś dnia chciałem z Gdańska dostać się w Bieszczady. Od godziny 13.00 stoję na wylotówce na Warszawę. Stoję tak chyba do 20.00 w jednym miejscu. Najgorszy dzień w czasie podrózy. Wreszcie zatrzymuje się duży Stayer z cysterną. Jedzie do Warszawy, więc jest dobrze. Po drodze skręca na znane mu jezioro. Tam u znajomych jemy sutą kolację, potem kąpiel w jeziorze i dalej w drodze. W Warszawie mam już wysiadać, gdy dowiaduję się, że facet jedzie do Lublina. No więc jadę dalej. W Lublinie jestem dość wcześnie rano. Tylko dotarłem na wyjazdówkę, a pierwszym samochód zatrzymuje się i jadę do Rzeszowa. Tam sytuacja się powtarza, kolejnym autem jadę do Sanoka. Tam, gdy idę obwodnicą, obok mnie zatrzymuje się samochód, a facet mówi, że jedzie nad Solinę. I tak ok 17.00 byłem nad Jeziorem Solińskim. Najgorszy dzień zamienił się w najszybciej pokonany odcinek w czasie podróży.
OdpowiedzUsuńNigdy nie wiadomo, jak skończy się czasem beznadziejna sytuacja.
Pozdrawiam
Zapewne tak jak większość moich znajomych podziwia moją odwagę samodzielnego podróżowania- ja twierdzę, że nie ma czego podziwiać,m bo podróżuję po EUropie, a to prawie jakbym podróżowała po Polsce, tylko język troszkę inny- tak ja podziwiam odwagę autostopowiczów, a jeszcze bardziej autostopowiczek. W całym moim, niekrótkim zyciu jedynie raz zatrzymałam obcy samochód, kiedy miałam zwichnietą nogę i musiałam szybko podjechać do przychodni. Pozdrawiam
Usuń