Ewę poznałam tydzień przed rozpoczęciem roku akademickiego na UG w Sopocie. Polubiłam ją od pierwszej chwili. Za bezpośredniość i łatwość w nawiązywaniu kontaktów. Jako zamknięta w sobie introwertyczka czułam się nieco onieśmielona i zagubiona w tłumie nieznanych, przebojowych niedoszłych przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości.
Pierwszego dnia podzieliła się ze mną kanapkami i poznała ze swoim chłopakiem. Od razu poczułam się częścią grupy. Ewa stała się moją pokrewną duszą na uczelni. Korzystałyśmy ze swoich notatek, wymieniałyśmy się w chodzeniu na wykłady, wspólnie spędzałyśmy „okienka” pomiędzy zajęciami. Razem z Ewą i Magdą stanowiłyśmy trójkę papużek nierozłączek. Z Magdą jeździłam na Mazury, z Ewą do Torunia, Kruszwicy, Poznania, Krakowa i Częstochowy.
Ewa zawsze uśmiechnięta, impulsywna, radosna. Nie było sytuacji bez wyjścia. Ilość energii, jaką kipiała ta niewielka, drobna dziewczyna zadziwiała otoczenie.
Zaraziła mnie miłością do muzyki Chrisa de Burgha i Mike Olfielda. Wspólnie chodziłyśmy na koncerty i studenckie imprezy.
Koniec studiów, mój powrót z wakacji i zaproszenie na ślub, w charakterze świadka. Odwiedziny w domu u rodziców Ewy, gdzie zamieszkali po ślubie, potem w kolejnych wynajmowanych mieszkaniach i w końcu upragniony własny dom. W międzyczasie urodziły się dzieci. Nasze kontakty stawały się coraz bardziej sporadyczne. Praca, obowiązki, codzienna bieganina. Jednak ilekroć się spotkałyśmy Ewa zawsze promieniowała radością życia i ta radość udzielała się jej znajomym i przyjaciołom.
Kiedy myślę o Ewie przypominają mi się fragmenty zdarzeń, niepozorne i błahe.
Ewa oprowadzająca mnie po liceum, w którym dyrektorem jeszcze przed wojną był jej dziadek.
Ewa układająca pociągową balladę o ludziach, którzy nie dają nam spokojnie spać na korytarzu kręcąc się tam i z powrotem.
Ewa, z którą wraz ze studentami w krakowskim hotelu pijemy wino z metalowych kubków zagryzając je chlebem ze smalcem, a ona śmieje się tak żywiołowo, że aż uderza głową o ścianę.
Ewa, z którą siedzimy w wieży schroniska młodzieżowego w Toruniu i udajemy księżniczki oczekujące rycerza, który je uratuje.
Ewa, która ciąga mnie po wszystkich możliwych kościołach, a ja twierdzę, że jeszcze jeden i wracam do domu.
Ewa, która mówi mi podczas Sylwestra, że on nie był wart mojej jednej łzy.
Zadzwoniła dwa lata temu i jednym tchem poinformowała mnie o śmiertelnej chorobie, z którą się zmaga od pół roku i kocie, który jej wszystko niszczy.
Wczoraj dowiedziałam się, że o Ewie mogę mówić już tylko w czasie przeszłym.
Czemu o tym napisałam? Nie wiem. Może i wy przez chwilę zobaczycie Ewę, taką, jaka na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
Gosiu, szczerze Ci współczuję. Wiersz księdza Twardowskiego : Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą... w Twoim przypadku, raczej nie ma miejsca.
OdpowiedzUsuńTy kochałaś Ewę i to co napisałaś o Niej jest pięknym epitafium.
Nigdy Jej nie zapomnisz, bo Twojego epitafium wynika, że była wspaniałym człowiekiem.
Smutek, żal będzie długo trwał, ale czas zagoi krwawą ranę.
Pozdrawiam
Sara-Maria
Boże, jak smutno...Przytulam.
OdpowiedzUsuńPrzeżyłam również śmierć dwójki bardzo bliskich przyjaciół i rozumiem co czujesz.
OdpowiedzUsuńW pewnym momencie, żyję się już między teraźniejszością, a przeszłością.
Mocno tule i oby Ewa doświadczyła, gdziekolwiek jest tej miłości, którą jej wysyłasz.
Przepiękne epitafium !
Gosiu - bardzo mi przykro...
OdpowiedzUsuńLudzie nie odchodzą, zostają w naszej pamięci,
tak pięknie napisałaś o Ewie...
Przyjaciele zawsze odchodzą zbyt wcześnie...
OdpowiedzUsuńA ja właśnie dziś czytałem młodemu "Bracia Lwie Serce" Astrid Lindgren i wiem, że Twoja przyjaciółka już jest w Nangijali...
OdpowiedzUsuńTeż miałam w szkole, taką przyjaciółkę, za którą teraz bardzo tęsknię, chciałabym do niej zadzwonić, choć wiem, że tam gdzie jest teraz nie odbierze mojego telefonu. Cudownie napisałaś o swojej przyjaciółce Ewie. Tylko Gosiu mam jedną prośbę pozbądź się weryfikacji obrazkowej, w tej wersji jaka jest jest niemożliwa do odczytania.
OdpowiedzUsuńDziękuję wszystkim za chwilkę zatrzymania się w biegu i pomyślenie o Ewie.
OdpowiedzUsuńMoniko- nie wiem, jak to się robi, sama mam kłopot z odczytywaniem tej weryfikacji u innych. Nic nie zmieniałam. Może jak trochę zelży ból głowy pokombinuję
Chyba udało mi się usunąć weryfikację obrazkową.
OdpowiedzUsuńllll
OdpowiedzUsuńWczoraj przeczytałam Twoją notkę i nie mogę o niej zapomnieć. Napisałaś piękne wspomnienie o Ewie. Trzymaj się, przesyłam uściski.
OdpowiedzUsuńŁadnie napisałaś. Szczerze współczuję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Przesyłam ciepłe myśli i mocno przytulam. Oddałaś swojej przyjaciółce bardzo piękny i wzruszający hołd.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz wszystkim, którzy zatrzymali się na chwilę myślą przy Ewie - dziękuję. To o NIĄ tu chodzi, nie o mnie. Dziękuję też za wasze ciepłe słowa.
OdpowiedzUsuńOby o Ewie pamiętano jeszcze długo. Pięknie o niej napisałaś.
OdpowiedzUsuńTeż bym chciała zachować ją w pamięci.
OdpowiedzUsuń