Wydawnictwo Albatros, rok wydania 2004, stron -142.
Ostatnia marcowa książka w ramach wyzwania Trójka e-pik u Sardegny. Jednym z gatunków, które mieliśmy przeczytać w marcu był romans. Muszę przyznać, że miałam sporo problemów z wyborem powieści. Od pewnego czasu niemal organicznie nie znoszę romansów (takich typowych romansideł). Odpadały więc wszelkie harlequiny i serie na obcasach, literatura kobieca. Alternatywą był romans klasyczny, ale nie zdążyłam wypożyczyć. Poszperałam, więc w biblioteczce i znalazłam coś, co można od biedy uznać za romans. Współcześnie romans (jak wyczytałam w Internecie) jest to utwór prozatorski, głównie o tematyce miłosnej i przygodowej. Opowieść miłosna w połowie spełnia tę definicję. Tu muszę się przyznać do jeszcze czegos, mianowicie mam w swojej biblioteczce chyba wszystkie książki Segala. Przeczytałam je dość dawno temu, a pisarza zaliczyłam do ulubionych. W związku z upływem czasu od ostatniego czytania postanowiłam sobie przypomnieć książeczkę połączywszy przyjemne z pożytecznym i sprawdzić, czy nadal jestem w stanie czytać bez znużenia.
Myślę, że wiele osób pamięta fabułę książki z filmowej ekranizacji „Love story” z Ali MacGrow i Ryanem O`Nealem w rolach głównych. On- Oliver Barret IV, przystojny, inteligentny, trochę zarozumiały student prawa na Harwardzie, wysportowany chłopak z bogatego domu. Ona Jennifer - ładna, mądra, utalentowana studentka konserwatorium muzycznego, półsierota, córka włosko-amerykańskiego cukiernika. Dzieli ich wszystko – status społeczny i materialny, wychowanie, stosunki rodzinne, zainteresowania. Łączy- miłość. On do ojca mówi sir, ona do swojego – Phil. Kiedy decydują się na małżeństwo jego rodzina odcina kranik z kasą i Oliver musi prosić uczelnię o stypendium i pogodzić się z przejściem na utrzymanie żony. Jennifer i jej tata robią wszystko, aby pogodzić Olivera z ojcem, bez skutku. Po trzech latach wspólnego życia, pełnego miłości, ale też skazanego na ciągłe biedowanie i odmawianie sobie wszystkiego, co nie jest niezbędne do życia (choć właśnie to, co w opinii powszechnej uważane za zbędne dla młodych takim nie jest; książki, teatr, koncert, mecz) Oliver kończy uczelnię z wysoką notą, co czyni go łakomym kąskiem na rynku pracy. Oliver wybiera pracę ciekawą i dobrze płatną. Wydaje się, że po latach chudych nastały dla państwa Barretów lata tłuste. Niestety, zdarza się coś, co stawia wszystkie plany pod znakiem zapytania. Oboje zostają wystawieni na ciężką próbę.
Powieść przeczytałam w około dwie godziny. Żaden to wyczyn, gdyż liczy 140 stron, a czyta się niemal jednym tchem. Pamiętam, że tę książkę przed laty przeczytałam, jako ostatnią ze wszystkich powieści Segala i stwierdziłam, że jest ona moim zdaniem z nich wszystkich najsłabsza. Dziwiłam się nawet, iż powstały na jej bazie film zrobił taką furorę, nagrodzony został 21 nagrodami, w tym Oskarem za najlepszy film, muzykę i role pierwszoplanowe, a także złotym globem za scenariusz (Erich Segal). Film mi się nawiasem mówiąc podobał, a wzruszyłam się nań okrutnie. Książka bez achów i ochów. Ot ciekawa historia, ciekawie opowiedziana. Zabrakło mi jednak wyrazistości postaci pierwszoplanowych bohaterów i zabrakło uzasadnienia dla zachowań w rodzinie Barretów. Niby wiemy, że w tej rodzinie temperatura uczuć bliska jest zerowej, ale zabrakło mi rozwinięcia tematu stosunków rodzinnych bohatera.
Muszę chyba przypomnieć sobie inne książki Segala. Bardzo mi się podobały Akty wiary i Nagrody.
Przeczytałam na wuefie w drugiej klasie. No, proste to było okrutnie. Chyba wtedy właśnie postanowiłam nie czytać melodramatów;)
OdpowiedzUsuńTak, melodramaty wolę zdecydowanie oglądać niż czytać. Proste - to moim zdaniem bardzo trafna opinia.
UsuńO love story w tej chwili to tylko mój kot pamięta. Martwię się o niego okrutnie, bo się zatraca. Zatem trzymam się z daleka.
OdpowiedzUsuńA nad filmem wylewałam krokodyle łzy.:(
A cóż twój kot ma wspólnego z Love story? Czyżby nazywał się Oliver Barret IV? I w czym się tak zwierzątko zatraca? Ach, chyba dotarło wreszcie do mnie o co biega... :) wszach marzec :)
UsuńJa również oglądając film " Love Story " wylewam hektolitry łez. Książki niestety nie czytałam.
OdpowiedzUsuńChyba z chęcią bym obejrzała jeszcze raz film :)
UsuńJa także nie znoszę romansów, no chyba że za romans uznamy dzieło w rodzaju "Anny Kareniny". A "Love story" czytałam będąc w podstawówce i wtedy wydawało mi się, że to nadzwyczaj dobra, wzruszająca książka.
OdpowiedzUsuńA którą książkę Segala byś poleciła?
Zdaję sobie sprawę, że Love story trudno zaliczyć do romansu, ale z powodów j.w. zaliczyłam :) Segala poleciałam na początek Akty wiary. Choc przyznam, że sama muszę sobie odświeżyc i sprawdzic czy nadal mi się tak podoba, chociaż jestem dośc stała w uczuciach, a poza tym dochodzi czynnik sentymentu
UsuńFilm widziałam wiele razy i bardzo mi się podobał, za każdym razem mnie wciąż wzrusza... Książkę też czytałam ale - podobnie jak Ty - bardziej cenię sobie ekranizację. To ciekawe, bo z reguły mam odwrotnie ;-)
OdpowiedzUsuńJa z reguły też tak mam, ale są wyjątki, kiedy to film przedkładam nad książkę.
UsuńTa książka to chyba jedyna, jaką przeczytałam w oryginale ;) Właśnie ze względu na objętość. Nie powaliła mnie na kolana, chociaż film bardzo przeżywałam. A "Nagrody" bardzo mi się podobały.
OdpowiedzUsuńA jakie jeszcze filmy wolisz od pierwowzorów książkowych? Bo jestem ciekawa. Ja tak miałam z "Władcą pierścieni", ale czytałam w gimnazjum i chyba mnie to trochę przerosło (zwłaszcza fragmenty z entami), nie wiem, co by było teraz.