Agnesto poprosiła mnie o dołączenie do akcji wskazania dziesięciu moim zdaniem najlepszych czytadeł. Odpisałam uprzejmie, że owszem, że pomyślę, że ja to raczej klasyka, biografie i pewnie na tym by się skończyło. Ale wróciwszy zmęczona z pracy pomyślałam, a właściwie dlaczego nie.
Trudność polega na tym, że w zasadzie nie przepadam za czytadłami, albo też na tym, że nie nazywam w ten sposób książek, które czytałam z ogromną przyjemnością, bo uważam, że nazwanie ich czytadłami nieco je deprecjonuje. Tak, może to wina mojej definicji czytadeł za które uważałam lekkie, łatwe i przyjemne, ale ulatujące z pamięci zaraz po przeczytaniu książki. Zatem skoncentrują się na książkach, które czytało mi się lekko, łatwo i przyjemnie, a które pozostawiły w mojej pamięci trwały ślad, do których wracałam wielokrotnie lub zamierzam do nich powrócić.
W kolejności całkiem przypadkowej:
1. Wszystko dla pań Zoli. Od niej zaczęłam swoją znajomość z Zolą i jestem z niej ogromnie zadowolona. Obok Galeria Lafayette, której pierwowzór został opisany we Wszystko dla pań.
Obok ruiny Zamku If, w którym więziono Edmunda Dantesa.
2. Hrabia Monte Christo Aleksandra Dumasa
3. Powtórka z morderstwa Moniki Szwaii- czytałam prawie wszystkie książki pani Moniki z wielką przyjemnością i to niejednokrotnie, jednak kiedy dziś miałabym powrócić do którejś z nich wybrałabym
Powtórkę z morderstwa. Przypomina mi dobre powieści Chmielewskiej.
4. Wszystko czerwone Joanny Chmielewskiej - bardzo lubię Chmielewską (no może poza kilkoma najnowszymi pozycjami), a na myśl o tej pozycji aż mi się buzia uśmiecha, a nóżki wyrywają do pudełka z napisem Chmielewska
5. Nagrody Ericha Segala, kolejne nazwisko przy którym miałam problem, bo podobało mi się wiele jego książek.
6. Wieści Wiliama Whortona, choć wcale nie uważam tej książki za najlepszą Whortona to darzę ją dużym sentymentem i czytam rok rocznie przed Wigilią, a dlaczego piszę tutaj
Obok będąca miejscem akcji Aniołów Wenecja
7. Anioły panny Garnet Saley Vickers. Zupełnie przypadkowe odkrycie i miłość od pierwszego przeczytania.
Obok będące symbolem papiestwa tiara i skrzyżowane klucze wszechobecne w Watykanie.
8. Rodzina Borgiów Mario Puzo Po raz pierwszy wysłuchałam niecałe dwa lata temu, od tego czasu przeczytałam i wysłuchałam jeszcze dwukrotnie
9. Ania z zielonego Wzgórza L.M.Montgomery - a właściwie cała seria o Ani. Nie wiem, czy Anię można nazwać czytadłem, ale spełnia ona wszystkie kryteria, jakie dla potrzeb tej zabawy sobie założyłam, z wielokrotnym jej czytaniem na miejscu pierwszym.
Za czwartym pobytem w Luwrze doszukałam się owej unikalnej podłogi w Wielkiej Galerii
10. Kod Da Vinci Dana Browna. Tak wiem, Danem Brownem narażę swoją wiarygodność osoby piszącej o książkach jeszcze bardziej niż Whortonem, ale nie zamierzam ukrywać (zresztą trąbię o tym wszem i wobec), że mam słabość do książek tego pana i wcale nie będę pisać że to wielka literatura, że wybitna, czy coś w tym stylu, mnie się świetnie czyta, rozbudza moją ciekawość na sztukę (dzięki niemu poznałam Berniniego, zainteresowałam się Rafaelem, szlakiem jego literackich bohaterów wędrowałam po Paryżu i Rzymie). O Kodzie pisałam tu, a o Aniołach zapewne jeszcze napiszę na anielskim blogu.
Chciałabym napisać tu także o moim ukochanym Wiktorze Hugo, ale choć mnie czyta się lekko i z przyjemnością zdaję sobie sprawę, że opisy pewnych miejsc, zjawisk, bitew, grup społecznych mogą nie pałającego do Hugo miłością czytelnika odstraszyć.
Do wielu z moich ulubionych czytadeł są linki, a to dlatego, że ja do nich wracam bardzo często.
Jak widzę bardzo wiele osób wzięło udział w zabawie. Jeśli ktoś został pominięty, a miałby ochotę się przyłączyć szczegóły poniżej, a gdyby mnie udało się namówić na udział (o ile jeszcze nie został namówiony) Marlowa ciekawa byłabym jego typów, oczywiście jeśli nie masz ochoty to zrozumiem i uszanuję. Szczegóły zabawy tutaj (i proszę się nie zrażać tym, że pisze o babskich czytadłach, kto powiedział, że czytadła nie mogą być męskie).
Wszystko dla Pań, oczywiście! A Whartona i ja lubię, nie wiedziałam, że to dyskwalifikuje w jakikolwiek sposób, ale mam to w nosie :-) Kilka innych też znam i popieram
OdpowiedzUsuńCzasami wydaje mi się, że bardzo często wyznajemy filozofię Kalego, jeśli podoba nam się coś uważane powszechnie za mało wybitne dzieło mówimy i cóż z tego, nie każda książka musi być arcydziełem, ale jeśli nie podoba się nam coś powszechnie uważanie za mało wybitne mówimy, nie rozumiem, jak taki gniot może się komuś podobać. :) To taka nasza tolerancyjność :) Rzadko, ale czasami też się na tym łapię:)
Usuńw gustach nie ma czegoś takiego jak tolerancja, albo nam się coś podoba, albo nie, bezwzględnie. A zdanie innych może nas obchodzić lub nie.
UsuńA tolerancja wobec cudzych gustów?
Usuńbądźmy szczerzy - to utopia. Tolerujemy, że ludzie są różni, ale jeśli ktoś lubi rzecz, która nam się wydaje kompletnym paszteciarstwem, to w duchu się dziwimy temu albo wręcz nas to odstrasza.
UsuńAle czy tolerancja nie jest niedyskryminowaniem odmiennych poglądów, a nie przejawem wewnętrznych odczuć?
Usuńim jestem starsza, coraz częsciej mam wrażenie, że mówienie o tolerancji do demagogia. Jeśli sami nie jesteśmy do czegoś przekonani, nie jesteśmy tolerancyjni. Homofob nie będzie tolerancyjny wobec homoseksualistów, tylko ten, który nie ma nic przeciwko, ale nie działa to w odwrotną stronę, homofob nie przestaje być przeciwko, bo chce być tolerancyjny. To samo tyczy się ludzi, którzy nie czytają książek poniżej pewnej półki, nie będą się zachwycać tym, że ktoś zaliczył kolejnego Harlequina. Nie mam złudzeń. Oczywiście sama mówię często, że potrzeba nam tolerancji wobec innych, że nie trzeba się zaperzać, ale łatwo mi mówić, bo sama jestem przeciwko szalenie niewielu rzeczom. Rażąca głupota i chamstwo nie znajdą za wiele poczucia tolerancji, a jeśli z tej głupoty wyniknie zły gust, czy wielu będzie takich, którzy temu przyklasną. Tolerancja jest łatwa tylko tam, gdzie pewne odchylenia od tego, co sami lubimy i uznajemy za słuszne, są umiarkowane. Lubię myśleć o sobie jako osobie tolerancyjnej, ale nie mam złudzeń, że to są tylko pobożne życzenia, bo dzieje się tak tylko do czasu, aż nie nastąpi przegięcie. Taka smutna prawda
UsuńKasiu – bardzo dziękuję za twoją szczerą wypowiedz. Toleruję twoje poglądy na temat nietolerancji, choć nie do końca się z nimi identyfikuję. Oczywiście często mówienie o tolerancji bywa demagogią, mam nadzieję (może zresztą nieuzasadnioną), iż nie dotyczy to mojej osoby. To, że nie jestem przekonana do czegoś nie musi oznaczać, iż tego nie toleruję. Tolerancja oznacza dla mnie niedyskryminowanie ludzi, ich poglądów, zachowań oraz szacunek dla odmienności, z którą się wewnętrznie nie zgadzam – tam gdzie się zgadzam z czyimiś poglądami- nie ma mowy o tolerancji. Wiążę się to oczywiście z granicami tolerancji. Toleruję tak długo, dopóki zachowanie czy postawa innych nie zagrażają bezpieczeństwu, czy godności innych osób. A zatem dlaczego miałabym nie tolerować tego, że ktoś czyta „głupotki” , kocha się inaczej, wyznaje inny system wartości, dlatego tylko, że ja nie jestem do tego przekonana. Homofob – z samej swej definicji oznacza osobę nietolerancyjną (przejawiającą wrogi, często agresywny stosunek do homoseksualizmu), nie sztuka tolerować homoseksualizm, kiedy samemu się ma ciągotki w stronę odmienności, albo kiedy jest ona nam obojętna. O tolerancji można mówić dopiero wtedy, kiedy taka postawa budzi w nas wewnętrzny opór, sprzeciw, a nawet wstręt, a mimo to nie wyszydzamy, nie drwimy, nie protestujemy przeciwko takim osobom. No tak, ale tu znowu pojawia się pytanie o granice tej tolerancji. Ja oczywiście także chcę wierzyć, że jestem tolerancja, a czy jestem najlepiej oceniłyby osoby, której poglądów nie podzielam, postaw nie akceptuję, zachowań nie lubię.
UsuńPrzyznaję, że z wieloma argumentami przez ciebie prezentowanymi zgadzam się -rażącej głupocie i chamstwu mówię zdecydowane - nie. A złym gustom? Wydaje mi się, że nie można mówić o złych książkach dopóty, dopóki nie będą one szerzyły nietolerancji, nienawiści, nawoływały do zła, agresji, przestępstwa. Powiedziałabym raczej, że są słabe książki, tylko nie mnie to oceniać- ja jestem tylko amatorem-czytelnikiem.
Zawsze twierdziłam, że jestem osobą tolerancyjną, ale nie toleruję osób palących papierosy w moim otoczeniu.
No i popatrz, jaka tu się nam dyskusja wywiązała z powodu tak banalnej zabawy, jak polecanie ulubionych czytadeł. Pozdrawiam serdecznie
Ależ to jest właśnie piękne, że takie dyskusje mają miejsce. Moje słowa w tej sprawie wynikają trochę ze zgorzknienia. Bo ja taka harcerka co kocha świat byłam, naiwna to postawa, bo widzę, że świat jest inny niż jak go w oczach stworzyłam. Przeczytałam książkę o tolerancji (niestety pożyczona i nie mam tytułu), naukowe opracowanie raczej, dowiodło, że ludzie, którzy najgłośniej mówili o tolerancji (badani) okazali się w rezultacie nietolerancyjni wobec pewnych zjawisk. Oczywiście nie da się tej dyskusji prowadzić online, bo nie ma natychmiastowej interakcji i ciężko tak. Uogólniałam, pewnie, że wielu czytających Prousta i Joyce'a nie wzruszy w żaden sposób fakt, ze ktoś zalicza tylko romanse wątpliwej jakości, ale równie wielu spojrzy na takich ludzi z góry. Tolerancja to nie tylko nie mówienie, co się myśli, ale nawet nie myślenie źle. A może ja za dużo wymagam? Może nie manifestowanie zniesmaczenia wystarczy?
UsuńNie zagłębiając się dalej myślę, że gdybyśmy tak sobioe podyskutowały dłużej doszłybyśmy do bardzo podobnych, jeśli nie tożsamych wniosków. I to prawda, że o wiele łatwiej jest mówić, niż czynić, że nie słowa, a postawy, i że dopóki nie jest się postawionym w konkretnej sytuacji to tak do końca człek nie wie, jak się zachowa. i czy wystarczającym będzie bierność, czy należałoby jednak zdobyć się na czyn. Ano właśnie, też nie wiem. Miłego dnia życzę
UsuńWszystko bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńA zatem mamy podobny gust co do czytadeł :)
UsuńGosiu, też się podpisuję pod Twoją listą.
OdpowiedzUsuńDoskonale ją wybrałaś.
Pozdrawiam
Kiedyś - raz czy dwa miałyśmy inny pogląd na jakąś książkę, ale generalnie mamy bardzo zbliżony gust :) i nie tylko literacki
UsuńPrzyjemny zestawik, czterech nie znam, o piątej już dyskutowaliśmy:D Zola rządzi:DD
OdpowiedzUsuńBezkonkurencyjnie :)
UsuńNo może by jednak się jakaś konkurencja znalazła:D
Usuń:)
UsuńPiękny zestaw! Właśnie o to chodziło. O dobre, zostające w pamięci, czy zostawiające miły ślad, książki.
OdpowiedzUsuńSłowo "czytadło" jest w tym przypadku umowne, to coś jak np. kocisko, czy psisko: może być 'wstrętne kocisko' albo 'kochane kocisko' ;-)
Z Twoich propozycji czytałam tylko 9 i 10, Szwaję też (lubię) - tej powieści nie znam, Chmielewska jakoś mnie nie fascynuje, dwie czytałam (Klin, Zapalniczka).
Zaś te "Anioły..." mnie intrygują...
;-)
No to cieszę się, że dobrze zrozumiałam intencję pomysłodawczyni. Zapalniczka Chmielewskiej dotyczy już późniejszych wydań, ale Klin mnie się podobał i to bardzo, no ale przecież nie każdemu musi odpowiadać to samo :) pozdrawiam
UsuńDzięki za zaproszenie i przyjmijmy, że łapię się na tą jawną prowokacją z babskimi czytadłami :-)
OdpowiedzUsuńDo usług imć Pana- sługa uniżona :)
UsuńNa zasadzie kontrastu mogłyby być męskie czytadła, ale chyba tylko w męskim rozumieniu, np. "Łamigłówki logiczne", "Sam naprawiam samochód" itp. :D
OdpowiedzUsuńDzięki za tę wersję kobiecą. :)
Kiedyś już zastanawialiśmy się nad adekwatnością podziału na literaturę babską i męską i wydaje mi się, że doszliśmy do wniosku, iż to bardzo umowny podział, są panowie którzy czytają Anię z ZW i panie zaczytujące się Tomkami.
UsuńZasakujący zestaw - te "Anioły..." też mnie zaintregowały. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZapewne chodzi ci o anioły panny garnet, a nie brownowe _bo wiem, że nie lubisz tego pisarza :) Recenzja tych pierwszych na blogu anielskim
UsuńZola na szczycie "czytadeł"! Słowo dobrane chyba niefortunnie, ale taki rezultat Twojego rankingu bardzo mi się podoba. Warto promować Zolę, bo wydaje mi się, że to trochę zapomniany pisarz. Wczoraj w metrze widziałam Francuzkę zatopioną w "Zdobyczy" i aż się do niej uśmiechnęłam :)
OdpowiedzUsuńDyskutując/komentując na różnych blogach doszliśmy do wniosku, że czytadła to książki, które nam się dobrze czytało, nie sprawiały kłopotów czytelniczych i do których chętnie się wraca. Sama trochę się wzdrygałam przed nazwaniem w/w czytadłami, co jakby z założenia umiejszało ich wartość,ale przyjmując wspomniane kryteria zaliczenia do czytadeł=ulubionych powieści lekkostrawnych, co nie zawsze oznacza mniej ważkich, zdecydowałam się na taki, a nie inny wybór.
UsuńDzień dobry. Przepraszam za opóźnienie, byłam na urlopie. Już wklejam listę :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNic nie szkodzi, zabawa jest bezterminowa i przyłączy można się w każdej chwili.
Usuń;P Wklejam listę do topu ;) to mówiłam ja, autorka zabawy ;))))))))
UsuńDobre, zabawa krąży po blogach i w końcu zapominamy, kto był pomysłodawcą. :) Dzięki
Usuń