Francuska kawiarenka literacka

piątek, 28 września 2012

Kobiety w życiu Van Gogha Derek Fell


Wydawnictwo Twój styl, rok 2008, ilość stron- 201

Zanim przystąpię do dalszego ciągu opisów francuskich (głównie już paryskich) wakacyjnych wrażeń, aby przełamać monotematyczność wpisów podróżniczych oraz zadośćuczynić zobowiązaniu wynikającemu ze stosikowego losowania podzielę się z Wami garścią refleksji, jakie przyniosła lektura książki.

Książka historyka sztuki, Dereka Fell to próba ukazania prawdziwego portretu Vincenta Van Gogha z jego namiętnościami, poszukiwaniami, marzeniami, rozterkami, szaleństwem i geniuszem. Jest to portret malowany poprzez wpływ, jaki na życie Vincenta wywarły związki z kobietami; tymi które kochał Vincent (albo zdawało mu się, że kochał) oraz tymi, które kochały jego (jako mężczyzną i jako brata, przyjaciela).

Wiem, pierwsze skojarzenie dla tych, którzy troszkę znają jego biografię będzie - zaraz, chwila, moment, jakie kobiety. Przecież całe życie był sam, jedyne, z jakimi się związał były prostytutkami; Sien – nieczuła i ordynarna, pierwsza modelka (to jej postać przedstawia Smutek, którego reprodukcja zdobi okładkę książki) oraz Rachel – młodziutka mieszkanka burdelu w Arles, której Vincent ofiarował obcięte ucho. Okazuje się jednak, iż kobiet, które wywarły wpływ na jego życie było znacznie więcej. Poczynając od tej, która powinna być najważniejszą, w życiu każdego człowieka - matki, a kończąc na tej ostatniej, która choć może nieświadomie, przyczyniała się do tragicznego zakończenia życia malarza (Marguerite Gachet).

Całemu życiu artysty towarzyszyła determinacja w poszukiwaniu tej jednej, jedynej, z którą mógłby założyć rodzinę, która byłaby towarzyszką życia, wspierała i pomagała, tylko, że to poszukiwanie było z góry skazane na niepowodzenie.

W oparciu o bogatą korespondencję malarza do brata Theo, siostry Wilhelminy, matki Anny, szwagierki Jo oraz do znajomych i przyjaciół autor dokonuje pewnego rodzaju psychoanalizy Vincenta, a także zgłębia przyczynę tragicznego zakończenia życia malarza.
Obok portret matki Anny Van Gogh.
Począwszy od pierwszego najtragiczniejszego odrzucenia, które tak zaważyło na jego życiu, każde następne prowadziło do pogłębienia się jego choroby. To matka będąca w żałobie po zmarłym rok wcześniej synu Vincencie, pragnąc widzieć w nim kopię swego nieżyjącego dziecka, była tą, która pierwsza go odrzuciła. Rozczarowana, że nie jest wyidealizowanym pierworodnym, że nie zdołał złagodzić bólu straty wpadła w głęboką depresję i odsunęła się od Vincenta, który odtąd czuł się niepotrzebny i niekochany.

Każdy kolejny „związek”, każde kolejne uczucie, którego doświadczał niszczyło jego poczucie własnej wartości. Najpierw córka jego londyńskiej gospodyni Eugenie Loyer, będąca obiektem żarliwych uczuć, zaręcza się, potem Kee, jego owdowiała kuzynka, odrzuca matrymonialne wyznania, krzycząc mu, że nigdy nie będą razem. Po każdym takim bolesnym doświadczeniu pogłębia się jego depresja.

„Zrozumiałem, że ona stale myśli o przeszłości i że pogrążyła się w niej całkowicie. A potem pomyślałem, że choć szanuję to uczucie i choć ta jej głęboka żałoba mnie porusza, to jednak wydaje mi się, że jest w tym trochę fatalizmu.”

Tak pisał do Theo po odrzuceniu przez Kee, ale jak pisze Derel Fell mogłoby się to równie dobrze odnosić do odrzucenia przez matkę.

W życiu Vincenta pojawiają się jednak także kobiety, które darzą go uczuciem, ale ponieważ są zbyt uległe, ponieważ nie wymagają jego pomocy i opieki nie budzą jego zainteresowania. Dla tej właśnie przyczyny pozostawia zbyt uległą Margot Begemann. Vincent bowiem chce być niczym rycerz w lśniącej zbroi, który ratuje z opresji, wybawia z kłopotów. Jak każda osoba o niskim poczuciu własnej wartości potrzebuje wystąpienia w roli zbawcy, aby udowodnić, iż zasługuje na miłość.

Obok Sien na Obrazie Kobieta  w białym czepku.                                         „Kobieta, bez względu na to jak dobra i szlachetna może być z natury, jeśli nie ma środków i nie jest chroniona przez własną rodzinę, we współczesnym społeczeństwie naraża się na wielkie i natychmiastowe niebezpieczeństwo zatonięcia z rozlewisku prostytucji. Cóż jest bardziej naturalne niż chronienie takiej kobiety? (z listu do Theo 11.04.1883 r.)

Pewnie dlatego właśnie pisał do Emile Bernarda (list z 4.08.1882 r.) usprawiedliwiając swój związek z Sien;

„Dziwka… ma u mnie więcej współczucia niż litości. Będąc istotą wygnaną, wyrzutkiem społeczeństwa, jak ty i ja, którzy jesteśmy artystami, z pewnością jest naszą przyjaciółką i siostrą. I w tym położeniu wyrzutka znajduje- tak samo jak my- niezależność, która wszak nie jest pozbawiona zalet…”

Pod koniec swej życiowej drogi spotyka wreszcie kobietę, która staje się dla niego przyjaciółką. Jest to Joanna Bonger, żona jego brata Theo. To ona wydaje się rozumie go, jak mało kto i to ona zmuszona okolicznościami zadaje Vincentowi ciężki cios. Cios, który w połączeniu z kolejnym odrzuceniem doprowadza go na cmentarz w Auvers.

Książka poza ukazaniem wpływu kobiet na życie Vincenta przedstawia także życie malarza na Montrmartre w otoczeniu paryskiej bohemy oraz jego trudny związek z Gauguinem.

„Nadwrażliwy Vincent nie za bardzo potrafił bronić się przed bolesnymi krytycznymi uwagami Paula, które większość osób ignorowała, jako przejaw bezmyślnej arogancji, czy zawodowej zazdrości. Zawsze bezbronny we władczej obecności Gauguina, Vincent po ich słownych konfrontacjach dotyczących sztuki często czuł, że jego ego zostało sponiewierane, a uczucia zranione. Jest prawdopodobne, że Paul upajał się każdą chwilą ożywionej dyskusji ze swoim żarliwym przeciwnikiem, postrzegał Van Gogha jako rywala i wręcz celowo występował w roli adwokata diabła, żeby sprawdzić, do czego może go sprowokować” (str. 111 książki).

Chyba nie bez powodu nigdy nie lubiłam Gaugina, w moim przekonaniu winiąc go za pogłębienie choroby Vincenta.

Największą zaletą książki jest wykorzystanie bogatej korespondencji Vincenta, a także stawianie śmiałych hipotez. Jedną z nich jest obarczenie winą za samobójczą śmierć artysty całego ciągu zdarzeń, na którego początku stoi opuszczenie malarza przez jego "przyjaciela" Gauguina (przynajmniej Vincent traktował ten związek, jako przyjaźń, Fell dementuje, jakoby miał on podłoże seksualne), następnie zapowiedź zaprzestania finansowania go przez bratową i w końcu przeważająca szalę kłótnia z doktorem Gachetem. Dzięki listom Vincenta poznajemy jego wnętrze, jego poglądy na życie, sztukę, jego autorytety, zdanie na temat przyjaciół, miast, ulubione lektury.

Zawiera ona również szereg fotografii członków rodziny Vincenta i przyjaciół oraz kilka kolorowych reprodukcji obrazów.

Dla mnie ciekawostką, w kontekście ostatniej podróży, było dowiedzieć się, iż Vincent miał nadzieję wybrać się z Gauguinem na pielgrzymkę do Marsylii, w której mieszkał jeden z jego artystycznych autorytetów Monticelli. Obok Krajobraz nadmorski pod Marsylią Monticellego.

"Mam stanowczy zamiar przechadzać się po tamtejszej ulicy Cannebiere, ubrany dokładnie jak on, Monticelli, tak jak go zobaczyłem na portrecie- w olbrzymim żółtym kapeluszu i czarnym aksamitnym żakiecie, białych spodniach, żółtych rękawiczkach, z bambusową laseczką i wspaniałym południowym stylem bycia. I znajdę tam Marsylczyka, który go kiedyś znał… Monticelli to malarz, który zrobił całe południe na żółto, na pomarańczowo, na kolor siarki"  (z listu do Will 27.08.1888 r).

Panie Van Gogh czy pocieszyłoby Pana, że dzisiaj tysiące osób udaje się do Arles, Paryża, Amsterdamu, aby to pana szlakiem kroczyć; oglądać miejsca, w których Pan malował, bywał, patrzeć na efekt dzieła pańskich rąk.

Książka stanowiła dobre dopełnienie lektury Pasja życia I. Stone oraz doskonałe tło dla wycieczki do Arles.

Wszystkie cytaty listów Vincenta pochodzą z książki Kobiety w życiu Van Gogha

21 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Biografia Van Gogha jeszcze przede mną, ale nie wiedziałm, że tak dużą rolę w jego życiu odegrały prostytutki.

    A Pan Vincent z pewnością się cieszy, że jego szlakiem wyrusza tak wielu i wiele :) przede wszystkim :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam gorąco właśnie wspomnianego I.Stone na początek. A co do radości- chcę w to wierzyć, że widzi i wie, jak dzisiaj docenia się jego pracę.

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy wpis tym bardziej, że książki nie czytałam. Temat smutny, jak tragiczne życie Vincenta. "Pasja życia" też przygnębiła mnie ogromnie, to takie smutne, życie w poszukiwaniu miłości i przyjaźni, które człowieka omijają, tym bardziej kogoś tak wrażliwego jak on. A może to właśnie ta wrażliwość powoduje, że człowiek za dużo oczekuje od siebie, życia i innych ludzi? A kiedy tego nie dostaje, traci grunt pod nogami?
    (usunęłam pierwszy komentarz bo niechcący wyszła mi jakaś bzdura)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wrażliwość - nadwrażliwość na pewno utrudnia życie, ale z drugiej strony jej brak mógłby spowodować, że nasze życie byłoby takie "mechaniczne" pozbawione człowieczeństwa. Kolejny dylemat - czy zadowolić się letniością uczuć, partnerem, którego się nie kocha, zdecydować się na związek, bo inny może się nie trafić, czy narazić się na samotność nie zdradzając swych ideałów. No tak, ale Vincent to zupełnie inna historia, tam poza wrażliwością dochodzi choroba, którą jak piszesz niżej dzisiaj umiemy już troszkę niwelować, hamować. A może kiedyś będziemy umieli wyleczyć?

      Usuń
  4. Gosiu, z wielkim zainteresowanie przeczytałam Twoją recenzję. Nie czytałam książki " Kobiety w życiu van Gogha". Muszę to, czym prędzej nadrobić, bo ten nieszczęśliwy i bardzo wrażliwy malarz jest mi szczególnie bliski. Lubię jego malarstwo.
    serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy nie frustruje cię to, że wciąż "musimy" coś jeszcze przeczytać? Mnie bardzo, ilekroć czytam ciekawą recenzję na temat książki, która myślę, że powinna mnie zainteresować czuję ukłucie - znowu coś mnie ominęło, kiedy ja to nadrobię, kiedy znajdę tyle czasu, aby przeczytać choć niewielką część tego, co przeczytać bym chciała :)

      Usuń
  5. Krótko.
    Zbyt utalentowany, zbyt nieszczęśliwy, zbyt odrzucany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tyle, że to wiemy dziś z perspektywy czasu. Gdybyśmy żyły wtedy...? nie wiem..

      Usuń
  6. Udało mi się kiedyś zdobyć tę pozycję gdzieś w taniej książce, oczywiście temat ale też obrazek na okładce odegrał dużą rolę ;) Dlatego szalenie się cieszę, że o niej piszesz. Bardzo ciekawa recenzja, cieszę się, że o niej napisałaś. Niesamowite, jak bardzo fascynują nas życiorysy ludzi, którzy byli tak neurotyczni i tak zagmatwani. Co ciekawe, nie jestem pewna, czy tacy ludzie w życiu codziennym pociągają nas tak samo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwól, że coś dodam do Twojej wypowiedzi a raczej ostatniej myśli, którą tu wyraziłaś. Otóż kilkakrotnie spotkałam się tego typu osobowościami w życiu zawodowym (co więcej mam taką osobę w rodzinie)i mogę powiedzieć, że na dłuższą metę jest to obcowanie destrukcyjne, gdyż mimo pozornej słabości jaką zwykle kojarzy się z wrażliwością, są to osoby, które bardzo szybko potrafią wciągnąć innych w swoją orbitę i a nawet nimi (często bezwiednie) manipulować. Jest to tragiczne, gdyż większość ludzi nie potrafi sprostać ich oczekiwaniom a inni odsuwają się dla własnej higieny psychicznej. To jeszcze bardziej pogłębia zły stan psychczny takiej osoby a nawet prowadzi do prób samobójczych. Odkąd jest Prozac i jemu podobne leki można tę przepaść nieco wyrównać ale tam wciąż są "ruchome piaski".

      Usuń
    2. Czaro - reprodukcja Smutku na twoim blogu podpowiadała mi, że znasz książkę (choć, przecież nie było to równoznaczne), a co do Vincenta, tak jak rozmawiałyśmy, gdybyśmy spotkały dziś współczesnego Van Gogha istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że w ogóle byśmy się na nim nie poznały; obszarpany, brudny, śmierdzący, opryskliwy, awanturujący się, nierzadko wydzielający woń wczorajszego alkoholu, z jakimiś popaćkanymi farbą płótnami. A nawet, gdybyśmy miały takiego w rodzinie życie z nim byłoby destrukcyjne. Tak jak pisze sukienka w kropki (a ona się na tym zna) byłoby to błędne koło, sytuacja bez wyjścia, choć dziś z pewnym wspomagaczem w postaci pigułek. Tyle, że i tak lekko by nie było.

      Usuń
  7. Twoja recenzja dotycząca biografii van Gogha, bardzo mnie poruszyła. Jednym słowem van Gogh był nieszczęśliwym samotnym człowiekiem. Dziś pewnie zrobiłoby się nam go żal.

    OdpowiedzUsuń
  8. Był nieszczęśliwym, niezrozumianym, chorym, samotnym człowiekiem, ale chcę wierzyć, że bywał też chwilami szczęśliwy, kiedy malował to, co mu w duszy grało czy kiedy spotykał się z kolegami "po fachu".

    OdpowiedzUsuń
  9. Napiszę to co wszyscy. Bardzo smutny los geniusza. Niby wiem, czytałam, ale odświeżasz wrażenia. Nadwrażliwość boli okrutnie. Jednak tylko w cierpieniu powstają najbardziej ekspresyjne dzieła:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze w życiu jest coś za coś :( wysoką cenę płaci się za geniusz i wrażliwość.

      Usuń
  10. "Odświeżasz wrażenia" - jakie to cudne! :))

    A nadwrażliwośc boli bardzo, coś o tym wiem.

    OdpowiedzUsuń
  11. O, tego nie czytałam i nie widziałam:) Dzięki

    OdpowiedzUsuń
  12. Przeczytałam kobiety w życiu Van Gogha i na początku bardzo mnie irytowała jego osobowość, potem było mi go już tylko żal... A moje podejście do impresjonizmu całkowicie się zmieniło i teraz kojarzy mi się z syfilisem i kiłą ;) Muszę ochłonąć ;)
    Ale mam pytanie do wszystkich - i autora blogu i komentujących, czy ktoś zna jakąś biografię o Monticellim? Nic nie mogę znaleźć,a WIKI mi nie wystarczy...

    OdpowiedzUsuń
  13. Autorka bloga nie zna biografii Monticellego, obawiam się, że w języku polskim może nie być takowej, ale mogę się mylić. Dziękuję za odwiedziny

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).