Po przeczytaniu "Folwarku zwierzęcego", który zapadł mi głęboko w pamięć sięgnęłam po "Rok 1984". Do tej pory byłam przekonana, że czytałam książkę jeszcze wówczas, kiedy znajdowała się ona na indeksie książek zakazanych. Teraz wydaje mi się, że musiałam wówczas (w latach osiemdziesiątych) czytać jakieś jej fragmenty, ponieważ to, co znajduje się w mej pamięci ma się nijak do niedawnej lektury.
Książka zrobiła na mnie piorunujące wrażenie.
Określana jako antyutopia o podtekstach politycznych. Zainspirowana kontaktem autora z praktyczną stroną ideologii komunistycznej.
Rok 1984 przedstawia czasy absolutnego totalitaryzmu, totalitaryzmu, dla którego "nazizm jest niemal sielankowym wspomnieniem".
Akcja dzieje się w fikcyjnym mocarstwie Oceanii, w której rządzi nieliczna grupa ludzi, zwana Partią Wewnętrzną przy pomocy podrzędnych urzędników (Partii Zewnętrznej) wykorzystując pozbawionych jakichkolwiek praw proli. Na czele Partii stoi mityczny Wielki Brat (raczej wytwór wyobraźni, niż rzeczywista postać). Obywatele podlegają permanentnej inwigilacji przez 24 godziny na dobę; w pracy, w domu i poza nim. Mieszkania i miejsca pracy wyposażone są w ekrany, które nie tylko non-stop nadają propagandowe treści, ale i „obserwują” ludzi. Obserwacja trwa zarówno w dzień, jak i w nocy, obserwacja dotyczy nie tylko zachowań, ale też gestów, mimiki twarzy a nawet myśli, które specjaliści potrafią odczytywać z najdrobniejszych, pozornie nic nie znaczących ruchów, min. Obywatel, aby uniknąć ewaporacji (unicestwienia zarówno fizycznego, jak i duchowego) musi non stop kontrolować swoje myśli, a na twarz przybierać maskę obojętności, musi nauczyć się także umiejętności błyskawicznej zmiany poglądów i nie wyrażania absolutnie żadnego zdziwienia postępowaniem partii. Bowiem, jeśli Partia (Wielki Brat) twierdzą, że dwa plus dwa jest pięć to znaczy, że jest pięć.
W Oceanii przeszłość istnieje tylko w dokumentach, a raczej iluzja przeszłości. Jest ona bowiem poddawana ciągłej zmianie, poprzez zmianę treści gazet i informacji. W końcu nie sposób dotrzeć do tego, co jest, co było prawdą, a co jej zaprzeczeniem. Każdy dokument natychmiast po otrzymaniu ulega zniszczeniu w tzw. ”luce pamięci”. A kształtowana przez nieustanną propagandę pamięć staje się z czasem niepamięcią, albo używając nowomowy „bezpamięcią”. "Kto rządzi przeszłością w tego rękach jest przyszłość; kto rządzi teraźniejszością, w jego rękach jest przeszłość" mówi jeden ze sloganów Partii.
W świecie strachu nie ma miejsca na ludzkie uczucia, dzieci obserwują rodziców, małżonkowie małżonków, sąsiedzi sąsiadów, każdy na każdego składa donosy.
Najtragiczniejszym nie jest to, że adwersarzy, politycznych oponentów się niszczy (unicestwia), ale to, że wymazuje się ich z pamięci ludzkiej.
Książka nie jest odwzorowaniem rzeczywistości, jest jej karykaturą. Ale nie jest też czystą fikcją. Jest projekcją tendencji, jakie Orwell zaobserwował w otaczającej go komunistycznej rzeczywistości. Jest tam więc opis; szarej i brudnej, nijakiej jakości życia w „komunie”, propagandowych metod, jakimi posługiwały się władze nie zważając na inteligencję swoich słuchaczy, przywilejów partyjnej „wierchuszki”, wyszukanych tortur stosowanych wobec politycznych przeciwników, a także metod prowokacji tajnych służb. Przedstawiony przez Orwella obraz świata jest przerażający. Lektura momentami powoduje odrazę (ach te wyszukane tortury), momentami powoduje wściekłość na bezczynność ludzi, na ich bezwolność, na paraliżujący ich strach. Momentami zaskakuje. I na pewno zmusza do refleksji i zastanowienia.
Czy dzisiaj, kiedy żyjemy w rzeczywistości, która „w przeważającej mierze jawi się nam jako demokratyczna” ostrzeżenie Orwella traci na aktualności? Czy dzisiaj możemy zaprzeczyć tezie, że jedynym celem władzy jest utrzymanie władzy (i to władzy wszelakiej, nie tylko politycznej)? Czy problem dotyczy jedynie dziedziny polityki?
Moja ocena 6/6
Mnie powieści Orwella nieodmiennie kojarzą się ze znacznie mniejszym środowiskiem, które jest doskonałym poletkiem doświadczalnym, gdzie władza testuje, jak daleko może się posunąć w swojej niegodziwości i braku poszanowania dla człowieka, a w słowniku pojęć na dziś przymiotnik bardzo dobry staje się równoznaczny z przymiotnikiem przeciętny.
Opinię książki po raz pierwszy zamieściłam na blogu Z dziennika grafomanki w średnim wieku.
To jesteśmy w kręgu antyutopii. Nieuchronnie rzeczywistość zbliża się do tych wizji, inaczej nie byłybyśmy przerażone. Straszne, ale wewnętrzna potrzeba pcha do lektury. Wysoko oceniłaś. Muszę powtórzyć sobie Orwella:)
OdpowiedzUsuńChyba to prawda, że tkwi w nas jakaś obawa przed tym, aby nie stać się pionkiem na tej szachownicy zdarzeń, niezależnie, czy w skali makro, czy też mikro. Co do oceny- to jest moje oceny są zawsze odbiciem wrażenia, jakie na mnie książki wywołały, a nie jej wartości literackiej, bo na tej to ja się nie znam :(
UsuńTo chyba jedna z tych książek, które czytane po raz kolejny nic nie tracą, a tylko zyskują. Muszę wrócić, bo wiele zapomniałam.
OdpowiedzUsuńChciałoby się powiedzieć - niestety - nic nie tracą, bo przesłanie nie jest optymistyczne.
UsuńTo do kompletu brakuje Ci już tylko "My" Zamiatina i "Nowego wspaniałego światu" Huxleya :-)
OdpowiedzUsuńSkrzętnie notuję tytuły. Huxleya kojarzę, natomiast o Zamiatinie nie słyszałam.
UsuńHuxley - bardzo dobra książka też polecam. A Zamiatina też nie znam, jeszcze, bo mam w planach, niekoniecznie najbliższych, ale mam.
UsuńCzytając miałam nadzieję, że uciekną, że miłość zwycięży wszystko, a tu jedna wielka realistyczna du*a... Książka naprawdę doskonała.
OdpowiedzUsuńZ Orwella polecam Ci Vivat, Aspidistra i Na dnie w Paryżu i w Londynie. Robią wrażenie.
Gdyby uciekli to byłaby zupełnie inna opowieść, ale ja też miałam nadzieję, że coś zrobię, że się uda, ale okazuje się że nie zawsze można znaleźć wyjście z sytuacji bez wyjścia. Na dnie w Paryżu i Londynie poleciła mi czara w konkursie z Londynie w tle, a książeczka właśnie wczoraj przywędrowała do mnie z biblioteki :)
UsuńTeż oceniam wysoko "Rok 1984" i też popieram wcześniejsze komentarze, że ta powieść nic nie traci przy drugim, trzecim.. czytaniu. Jest genialna. Podpisuję się też pod wypowiedzią Marlowa odnośnie Huxleya, zaś drugie nazwisko też muszę zanotować :)
OdpowiedzUsuńKolejny głos w sprawie Huxleya, którego znam jedynie z nazwiska i paru recenzji. Pocieszam mnie, iż też nie znasz drugiego nazwiska.
UsuńNawet w naszych czasach jesteśmy świadkami manipulowania przy historii, by odpowiednią wersję przekazać potomności. Gdy będą zmienione dokumenty, pamięć świadków nie przetrwa.
OdpowiedzUsuńI niestety dziś już nie mam złudzeń, że kiedyś ulegnie to zmianie. Tak, jak nie mam złudzeń, że żądza władzy jest dla polityków i rządzących silniejsza niż nakazy etyki, moralności czy dekalogu. Polityków wszelkiej maści oraz sprawujących władzę na każdym szczeblu. A wyjątki jedynie potwierdzają regułę.
OdpowiedzUsuńJa też czytałam tę książkę dwa razy, obydwa dość dawno ale z pewnością jest to jedna z najbardziej wstrząsających, po jej przeczytaniu nic już nie było dla mnie takie samo...Zgadzam się ze wszystkim co napisałaś, chociaż dla mnie osobiście jest to rzecz którą nie tyle przemyślałam co po prostu odczułam, tak jak mi się zdarzyło z kilkoma innymi, gdzie brak mi było słów aby wyrazić to co mi się w głowie kłębiło, jak bym zobaczyła cały kosmos w kropelce wody...
OdpowiedzUsuńChyba łatwiej było mi napisać tym razem o treści niż o odczuciach. Z reguły mniej miejsca poświęcam fabule, a więcej emocjom, tutaj -masz rację- ciężko oddać emocje, a zrozumieć do końca bez wczucia się - nie da rady. A lepiej się nie wczuwać, bo przerażenie, obawa, strach paraliżuje i obezwładnia. A poczuć możemy jedynie na takim malutkim poletku - mikrokosmosie - własnego środowiska, a jak Ci pisałam i te odczucia mogą mocno zaboleć. :(
OdpowiedzUsuńPo Folwarku zwierzęcym nie sięgnęłabym dalej po Orwella, gdyby nie to, że nauczycielka mojego Pawła poleciła mu to przeczytać w gimnazjum. A ja zawsze takie polecane książki czytałam razem z dziećmi. Widziałam przedtem wstrząsający fragment tego filmu, gdy torturowany człowiek na pytanie: ile widzi wskazanych palców oprawcy, myśli tylko o tym, co ten zbir chce usłyszeć, a nie to ile ich widzi. Wiedziałam, więc, że książka będzie straszna. Chcę powiedzieć, odnośnie Twojej wypowiedz, że bohaterowie nie próbowali się bronić, uciekać, iż przeczytałam gdzieś bardzo mądre zdanie: totalitarny skrajnie system nigdy nie padnie wtedy, gdy terror jest najstraszliwszy, a dopiero wtedy, gdy trochę poluzuje. Od siebie dodam, iż jest to logiczne: gdy ludzie giną mordowani na potęgę przez reżim, po prostu usiłują przeżyć i to właśnie autor oddał z największą wirtuozerią: niech zrobią to jej, nie mnie! A dziś najbardziej mnie boli, że napisałaś recenzję w 2013 roku i wszystkie komentarze internautów i Twoje obracały się wokół tego, że władza dla rządzących jest najważniejsza: nie liczą się ludzie, mogą umierać ile wola, godność, ojczyzna...Nic się nie zmienia, co za ból.
OdpowiedzUsuńNiestety dziś rok 1984 jest jeszcze bliższy rzeczywistości, niż był w roku 2013. I dziś też zrozumiałam, że człowiek staje się bezsilny w tym systemie. Ty zwróciłaś uwagę na straszne sceny tortur, a mnie najbardziej chyba przeraziła ta permanentna inwigilacja, która zabija wszystko. Ten wymóg ciągłej zmiany poglądów, to unicestwianie pamięci, ta lobotomia mózgu która prowadzi do zmian nieodwracalnych. Fizyczne unicestwienie człowieka nie zabija pamięci o nim i o czynie, a unicestwienie pamięci o zdarzeniu i o ofierze odbiera sens istnienia wszystkiemu. To przypomina zbrodnie popełnione przez sowietów na kresach, kiedy nie tylko mordowano ludzi, ale niszczono wszelkie ślady ich istnienia. Nic się nie zmienia, jesteśmy coraz bliżej tego zwyrodnienia. Chciałam napisać coś optymistycznego, ale nie mam już dziś nawet tej wiary, że wiatr historii powieje w drugą stronę, choć bardzo chcę ją mieć.
OdpowiedzUsuń