źródło zdjęcia
Od jakiegoś czasu, tj. od chwili, kiedy po raz pierwszy pojawiły się wpisy o znikających blogach (czyli od około dwóch lat) zaczęłam archiwizować wpisy wraz z komentarzami. Przywiązałam się bowiem nie tylko do swojej grafomanii, ale także do moich czytelników. Ciekawi mnie reakcja, jaką wywołują teksty; bez niej dalsze pisanie stałoby pod znakiem zapytania. Kopiując zauważyłam, że zdarzyło mi się na kilka komentarzy nie odpowiedzieć, za co serdecznie wszystkich przepraszam. Było to działanie z mojej strony niemiłe i nieusprawiedliwione, ale na pewno niezamierzone. Doprawdy nie umiem wytłumaczyć dlaczego tak się stało. Oczywiście nie dotyczy to komentarzy - reklam, czy komentarzy, co do których trudno się wypowiadać. Nie będę nawet próbowała się tłumaczyć, że zmęczenie, że zapomniałam, wyjazd, że takie tam ....wymówki. Nawaliłam i już. Co prawda mogę takowe sytuacje policzyć na palcach jednej - no góra - obu rąk, ale były. Te długie ekspjacje miały na celu wprowadzenie do tematu; czy na komentarze należy/trzeba/powinno się odpowiadać?
Ustosunkowanie się do wypowiedzi gościa uważam za wyraz szacunku do czytelnika i bardzo sobie cenię te blogi, których autorzy starają się skwitować choćby paroma słowy każdy komentarz. Ja zdaję sobie sprawę, iż czasami może powalać kompletne niezrozumienie treści wpisu, bądź komentarz o luźnym związku z tematem, ale.... Z ogromną przyjemnością goszczę na tych blogach, których właściciele wychodzą z założenia, że komentującemu należy się odpowiedź; odczuwam to, jako wyraz szacunku do mojej osoby i dla moich wypowiedzi (albo raczej dla czytelnika i jego wypowiedzi). Jeśli natomiast zaglądam na bloga przez kilka dni i nie widzę żadnej reakcji na moją pisaninę dochodzę do wniosku, iż dalsze zamieszczanie komentarzy mija się z celem. Szczególnie dotkliwe jest to, kiedy człowiek napisze niemal cały elaborat, który zostaje pozostawiony bez słowa reakcji. Nie znaczy to, że przestaję czytać wpisy na takich blogach, ale jakaś niechęć pozostaje, a dalsze pozostawianie komentarzy mija się z celem. Nikt nie lubi być ignorowany.
A może w pisaniu nie chodzi o pewną namiastkę dialogu, o wywołanie reakcji, a jedynie o nieodpartą chęć wypowiedzenia się? W takim przypadku ten rodzaj ignorowania byłby (nie tyle zrozumiały), co zamierzony. Myślę, jednak, że na taki rodzaj nonszalancji w traktowaniu czytelników mogą (a może nawet powinni) pozwalać sobie jedynie ludzie powszechnie znani.
Od jakiegoś czasu, tj. od chwili, kiedy po raz pierwszy pojawiły się wpisy o znikających blogach (czyli od około dwóch lat) zaczęłam archiwizować wpisy wraz z komentarzami. Przywiązałam się bowiem nie tylko do swojej grafomanii, ale także do moich czytelników. Ciekawi mnie reakcja, jaką wywołują teksty; bez niej dalsze pisanie stałoby pod znakiem zapytania. Kopiując zauważyłam, że zdarzyło mi się na kilka komentarzy nie odpowiedzieć, za co serdecznie wszystkich przepraszam. Było to działanie z mojej strony niemiłe i nieusprawiedliwione, ale na pewno niezamierzone. Doprawdy nie umiem wytłumaczyć dlaczego tak się stało. Oczywiście nie dotyczy to komentarzy - reklam, czy komentarzy, co do których trudno się wypowiadać. Nie będę nawet próbowała się tłumaczyć, że zmęczenie, że zapomniałam, wyjazd, że takie tam ....wymówki. Nawaliłam i już. Co prawda mogę takowe sytuacje policzyć na palcach jednej - no góra - obu rąk, ale były. Te długie ekspjacje miały na celu wprowadzenie do tematu; czy na komentarze należy/trzeba/powinno się odpowiadać?
Ustosunkowanie się do wypowiedzi gościa uważam za wyraz szacunku do czytelnika i bardzo sobie cenię te blogi, których autorzy starają się skwitować choćby paroma słowy każdy komentarz. Ja zdaję sobie sprawę, iż czasami może powalać kompletne niezrozumienie treści wpisu, bądź komentarz o luźnym związku z tematem, ale.... Z ogromną przyjemnością goszczę na tych blogach, których właściciele wychodzą z założenia, że komentującemu należy się odpowiedź; odczuwam to, jako wyraz szacunku do mojej osoby i dla moich wypowiedzi (albo raczej dla czytelnika i jego wypowiedzi). Jeśli natomiast zaglądam na bloga przez kilka dni i nie widzę żadnej reakcji na moją pisaninę dochodzę do wniosku, iż dalsze zamieszczanie komentarzy mija się z celem. Szczególnie dotkliwe jest to, kiedy człowiek napisze niemal cały elaborat, który zostaje pozostawiony bez słowa reakcji. Nie znaczy to, że przestaję czytać wpisy na takich blogach, ale jakaś niechęć pozostaje, a dalsze pozostawianie komentarzy mija się z celem. Nikt nie lubi być ignorowany.
A może w pisaniu nie chodzi o pewną namiastkę dialogu, o wywołanie reakcji, a jedynie o nieodpartą chęć wypowiedzenia się? W takim przypadku ten rodzaj ignorowania byłby (nie tyle zrozumiały), co zamierzony. Myślę, jednak, że na taki rodzaj nonszalancji w traktowaniu czytelników mogą (a może nawet powinni) pozwalać sobie jedynie ludzie powszechnie znani.
Nurtuje mnie jeszcze jedna kwestia związana z komentowaniem; mianowicie czytanie odpowiedzi na własne komentarze zostawione u innych. Odnoszę wrażenie, że niektórzy blogerzy "latają" po dziesiątkach (oby tylko) blogów zamieszczając zdanie, czy dwa w nadziei na ... wzajemność (?) i pewnie nie pamiętają nawet, co i gdzie napisali (taka "kryptoreklama"?). Takie pisanie "na odwal" także wydaje mi się brakiem szacunku dla drugiej strony. I takim komentujących odechciewa się odpisywać, kiedy widzi się, że po odpowiedz już nie wracają. A widzi się to wówczas, kiedy odpowiadając równocześnie zadajemy pytanie, które pozostaje w próżni. No i z góry przepraszam, jeśli sama zachowałam się w ten sposób nie udzielając odpowiedzi na zadane u was pytanie.
Zauważyłam, że dużo chętniej odwiedzam blogi, których autorzy odpowiadają na komentarze - bardzo to sobie cenię, bo lubię dyskutować. Czytam wiele blogów, ale nie zawsze komentuję, lubię to robić kiedy mam coś konstruktywnego do napisania. Na kilku ulubionych blogach staram się zostawić komentarz pod każdym postem, ale też nie zawsze się to udaje. Myślę, że może się zdarzyć, że w gąszczu komentarzy zapomnimy na jakiś odpowiedzieć i nie ma się tym co specjalnie przejmować:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
To ja podchodzę do kwestii komentowania podobnie, na kilku ulubionych najbardziej staram się pisać pod każdym wpisem, ale jak sama zauważyłaś nie zawsze się da. Czasami nic konstruktywnego, nic na temat, czy nawet obok nie przychodzi do głowy, a czasami nadmiar zajęć nie pozwala na codzienne odwiedziny na blogach. Pisząc o ignorowaniu miałam na myśli nie sporadyczne przeoczenie w gąszczu, ale dość częste, a zdarza się nagminne unikanie odpowiadania. A przejmować - to na pewno nie- jest tyle innych rzeczy do przejmowania. Pozdrawiam
UsuńTak zauważyłam, że niektórzy w ogóle nie odpowiadają na komentarze innych, a szkoda, bo czasem może się wywiązać fajna dyskusja :)
UsuńPozdrawiam!
Mimo wszystko myślę, że wiele osób stworzyło bloga po to, aby się dzielić myślami, a nie tylko zamieszczać swoją wypowiedz na zadany temat. I dlatego poruszony temat dotyczy jedynie pewnego marginesu zachowań.
UsuńMogę się podpisać pod Twoimi komentarzami dotyczącymi komentowania obiema rękami.:) Nigdy nie komentowałam dużo, a ostatnio jeszcze mniej niż zwykle z uwagi na brak czasu, ale jeśli już to robię, staram się zawrzeć jakiś komunikat odnośnie tekstu, który przeczytałam i miło by było doczekać się jakiejś odpowiedzi. Sama staram się odpowiadać na komentarze, choć zwykle nie od razu, gdyz nie jest to fizycznie możliwe. :)
OdpowiedzUsuńOstatnio i ja mniej komentuję, bo mniej czytam. Nawet nie przepracowanie, co raczej pewien przesyt poczułam do pisania i do czytania. Powoli, ale to bardzo powoli przechodzi. Ja też nie odpowiadam natychmiast np. w pracy nie mam ani czasu, ani dostępu do bloga
UsuńTych, którzy latają z bloga na blog i nawet nie chce się im subskrypcji komentarzy włączyć, szybko można poznać i faktycznie szkoda zachodu, żeby odpowiadać. Ja z powodów technicznych (rzadko działające powiadomienia) mało udzielam się na blogach bloxowych, bo potem muszę pamiętać co i u kogo napisałem.
OdpowiedzUsuńA mnie się czasem zdarza, że zapomnę wcisnąć subskrypcję i wtedy staram się zaglądać na danego bloga "sama z siebie" :) W bloxie też nie włączam powiadomień. Gdy jeszcze to robiłam, zauważyłam, że nie dostaję powiadomień o komentarzach autora bloga, a tylko o komentarzach innych dyskutantów, co jest dość dziwne.
UsuńW ogóle nie wiem, jakie reguły rządzą na bloxie, bo z jednego bloga dostaję powiadomienia wyłącznie o moich własnych komentarzach, z innego wszystko, a z trzeciego nic w ogóle. Okropnie męczące :P
UsuńNiektórym nie tyle się nie chce, co mają dwie lewe ręce do tych spraw (techniki). Nie wiem na jakiej zasadzie działa, nie umiem korzystać z subskrybowania - raz włączyłam i dostawałam jakieś dziwne info, właśnie o komentarzach innych osób. Działam na zasadzie zaufania do pamięci. Zostawiam komentarze na policzalnej liczbie blogów, więc kiedy spoglądam na pasek ulubionych od razu przypominam sobie temat i własną wypowiedź - więc zaglądam co jakiś czas; przez dzień, dwa, tydzień, a potem przestaję (no chyba, że była informacja o wakacjach, lub dłuższej nieobecności). No i dzisiaj nie odpowiem na kolejne komentarze, bo idę spać :(
UsuńTez czesciej odwiedzam te blogi gdzie na komantarz dostane odpowiedz. Nie zawsze komentuje, bo - w przypadku blogow literackich- ile mozna pisac, ze opisywanej ksiazki nie czytalem, ale jak tylko pojawi sie w moich dloniach, to na pewno przeczytam. Uwazam, ze jesli nie ma sie ciekawego, konstruktywnego komentarza, to lepiej nic nie pisac. Moja wada jest to, ze nie zawsze odpisuje na zadane przez Autora/ke bloga pytanie. Ale od dzis mocne postanowienie poprawy w tej kwestii:) Dobrej nocy
OdpowiedzUsuńJa także dochodzę do wniosku, że lepiej nie pisać, jeśli nie ma się nic do powiedzenia, choć jeszcze do niedawna myślałam inaczej.Każdemu z nas zdarza się coś przeoczyć, chodziło mi raczej o nagminne działanie. Dobrego dnia
UsuńSama staram sie odpowiadac na wszystkie komentarze, chociaz nie zawsze dzialaja mi powiadomienia, wiec komentarze do starszych wpisow czasami po prostu przeocze. Staram sie rowniez pamietac o subskrybcji, gdy cos u kogos komentuje. Podobnie jak Ty, gdy widze, ze na 3, 5 moj komentarz ktos nie reaguje, to przestaje tam pisac i nie chodzi mi tutaj o komentarze na ktore nie ma co odpowiedziec.
OdpowiedzUsuńPrzeoczenie ludzka rzecz, mnie pewnie też zdarza się zapomnieć, gdzie zostawiłam komentarz, zwłaszcza, że mogę tu liczyć wyłącznie na swoją pamięć. Ale ignorowanie jest przykre :(
UsuńA ja zawsze zapominam włączyć i potem pamiętam, że mam zajrzeć do Guciamal, bo pozostawiłam parę słów, a tu masz dziecko się odezwie i kiszka. Z góry Cię przepraszam. Potem to już nie pamiętam, albo przypomni mi się za jakieś 2 dni. Zasadniczo wiec odsuwam się od komentowania na innych blogach.
OdpowiedzUsuńI jak zwykle odzywają się osoby, które zawsze odpowiadają na komentarze :). A że się komuś coś tam zapomni to normalna rzecz. Chodzi mi raczej o sytuacje, kiedy komentarz pod aktualnym wpisem autor/ka odpowiada części komentujących, a innych pomija milczeniem i zdarza się to wielokrotnie.
UsuńBardzo fajnie, że poruszyłaś tę kwestię, sama zastanawiam się nad nią od dłuższego czasu. Ja również uważam, że odpowiadanie na komentarze jest wyrazem szacunku do czytelnika. Wiadomo przecież, że nikt nie pisze bloga dla siebie, od tego są prywatne notatki. Co do nie odpowiadania na pytania autora bloga, to zdaje się, że sama wiele mam tu na sumieniu. Czytam bardzo dużo blogów i nkemal wszystkie je komentuję. Taki komentarz jest dla mnie wyrazem uznania dla autora za jego pracę, za to, że naprawdę porusza kwestie interesujące. Zawsze staram się potem zaglądać na tę notkę i sprawdzać, czy przypadkiem on też nie zadał mi pytania, albo czy w ogóle dostałam jakąś odpowiedź. Ale wiaddomo, pamięć ludzka jest ulomna, czasu niewiele... Oj, chyba muszę się trochę poprawić! Pozdrawiam Cię serdecznie!
OdpowiedzUsuńAch, i dzięki Twojej notce dowiedziałam się o możliwości subskrypcji. Dziękuję! :-)
UsuńJa teoretycznie o tej opcji wiedziałam, ale z nie korzystałam tylko raz. Nie chciałam w nikim wywoływać "poczucia winy" (choć wina to nieadekwatne i zbyt silne wyrażenie), po prostu myślałam, że może pewne osoby nie uświadamiają sobie, że inne osoby mogą poczuć się zignorowane czyimś milczeniem. Z tymi odpowiedziami na zadawane pytania jest tak, że można przegapić. Ja miałam na myśli jedną osobę, którą zagadywałam kilka razy o coś i z powodu braku odpowiedzi, wiem, że już więcej nie zajrzała :), a nie chcę tu nikomu nic wytykać, bo kto jest bez winy.... itd..
UsuńOczywiście, nie chodzi tu o poczucie winy. Ale zawsze warto chyba zastanowić się, co zrobić, żeby umilić blogowanie sobie i innym :)
UsuńTeż tak myślę i stąd ten wpis. Zamierzałam się pisać o tym kilka razy i się wycofywałam uważając, że może przemawia przeze mnie jednostkowy przypadek, że zbyt uogólniam, że to w końcu żaden problem, ale skoro widzę zainteresowanie to znaczy, że jest coś na rzeczy. :)
UsuńJa sobie odhaczam w "saved for later" i zaglądam przez tydzień. Nic nie ma (w sensie odpowiedzi), spadam. Trochę w tym hipokryzji, bo sam nieraz odpowiadam na komentarze po jakimś chorym okresie, ale przy sklerozie i ogólnym zaganianiu tak jest. Uprasza się o zrozumienie. A, też wchodzę chętniej tam, gdzie można "pogadać". :D
OdpowiedzUsuńNo proszę i pisząc o braku odpowiedzi nie udzieliłabym odpowiedzi mojemu ulubionemu blogowemu koledze, który zawsze w potrzebie poratuje odpowiednim trunkiem. Ostatnio stara kurwica robiła furorę w robocie, bo każdy chciał spróbować. Skleroza cię rozgrzesza, bo to zjawisko doskonale mi znane i niestety sama często padam jej ofiarą. Chodziło mi bardziej o zamierzone działanie, kiedy widzę pod aktualnym wpisem odpowiedzi na inne komentarze poza własnym, albo na wybrane komentarze poza własnym, widzę datę i godzinę ich napisania to czuję się persona non grata :( ale nigdy się tak nie czułam u ciebie i mam nadzieję, że wzajemnie.
UsuńA propos trunek, to nastawiłem właśnie agrestówkę, więc jakbyś zawitała w Świętokrzyskie jakie cudne, to czuj się zaproszona :-) Nigdy nie czułem się u Ciebie non gratem, bo choć komentuję rzadko (jakoś tak klasyka działa na mnie onieśmielająco), to zawsze jestem raczony odpowiedzią :-D
UsuńCzuję się zaproszona, a że agrest jest kwaśny, a ja przepadam za tym co kwaśne już pracują mi ślinianki. Ach te cudne manowce świętokrzyskie. Wpadnę więc jak agrestówka będzie gotowa do spożycia; wpadnę na pewno...wirtualnie :)
UsuńOgórki na zdjęciu apetyczne, temat do rozważenia. Mam kilka blogów, w których komentuję i do których wracam, więc i odpowiedź czytam. Czasami jednak odkrywam nowy interesujący blog i jeżeli komentuję, to sprawdzam, czy autor odpowiada, jeżeli nie... to trudno,już nie skomentuję wpisu. Czuję się tam jak intruz. Na swoim blogu staram się odpowiadać na bieżąco, niekoniecznie codziennie, ale bywa, że odkrywam archiwalne komentarze z nowymi wpisami, których nie dostrzegłam po dwóch latach od czasu zamieszczenia postu.
OdpowiedzUsuńOgórki wyglądają tak świeżo, że aż się chce schrupać, niestety nie moje :( Bieżące odpowiadanie nie oznacza codzienne, wszak nie jesteśmy niewolnikami internetu (tzn. ja niestety jestem uzależniona od sieci, jak wielu z nas), ale z drugiej strony, życie wirtualne nie zastąpi realnego i choć może je wzbogacać, to z drugiej strony zamknięcie się na realny świat uciekając w świat fikcji literackiej i wirtualnych (jak niektórzy je szumnie nazywają przyjaźni) może zubażać. Te przeoczone przeze mnie braki odpowiedzi też raczej dotyczą archiwalnych wpisów, choć zdarzyło się kilka bieżących.
UsuńOdpowiadam na komentarze, jeżeli da się udzielić sensownej odpowiedzi - tak jak napisałaś: dla reklamy czy zdawkowego "przeczytam" nie ma co nabijać licznika. I strasznie mi miło, gdy w komentarzach nawiąże się dłuższy dialog. Starma się więc pilnować odpowiadania u siebie i innych ale czasami przez tyle blogów przeskakuję, że nie pamiętam na którym zostawiłam ten dłuższy komentarz (ostatnio strasznie mało komentuję, więcej czytam i przewijam) i jest mi głupio, jeżeli ktoś czekał na kolejną odpowiedź...
OdpowiedzUsuńKiedyś - jakieś dwa lata temu, kiedy zaczynałam swą blogową przygodę uważałam, że takie zdawkowe przeczytam, interesująca recenzja itp. jest wyrazem życzliwości dla piszącego i zaznaczeniem swojej obecności (w stylu - byłam, przeczytałam wpis, książki nie znam, ale podobała mi się notka). Dzisiaj wolę napisać komentarz dotykający nie treści książki, której nie czytałam, a zagadnień opisanych w poście bądź nie pisać wcale - niż pisać to zdawkowego piękna recenzja-muszę przeczytać (choć jeszcze mi się zdarza), co niejako wymusza odpowiedź- naprawdę polecam, naprawdę warto, spodoba ci się.. :) Myślę, że poznałam już na tyle swoich wirtualnych znajomych (mniej i bardziej bliskich), aby wiedzieć, że nie poczytają mi za złe brak komentarza pod każdym wpisem, skoro czasami mimo najszczerszych chęci nie mam nic do napisania.
OdpowiedzUsuńGuciamal - nikt Tobie niczego za złe mieć nie może, bo Twoje komentarze zawsze się czyta z wielką przyjemnością i chciałoby się, żeby i inni komentujący takie obszerne komentarze pisali :) Bo to właśnie najfajniejsze w blogowaniu, gdy jest reakcja na wpis, a czasem i dłuższa wymiana zdań się trafi.
UsuńJa odpowiadam chyba na wszystkie komentarze (nawet najbardziej lakoniczne i nawet na te 'seryjne'), tylko czasem po czasie. Ostatnio za to prawie wcale nie komentuję u innych, bo żyję w jakimś kociokwiku i nawet recenzji żadnych u mnie dawno nie było i na razie przez najbliższe ok. dwa tygodnie jeszcze nie będzie, bo ... Wreszcie wyjeżdżam na wymarzony urlop - bardzo, ale to bardzo czuję potrzebę wypoczynku, i fizycznego, i umysłowego.
Jakbyś czytała w moich myślach - odnośnie ostatnio nieczytania i niekomentowania. Też ostatnio rzadziej zaglądam na blogi, mało piszę. Zmęczenie totalne i całkowite, a frustracja tym większa, że na urlop trzeba jeszcze poczekać do października, a mnie się w pracy zastępstwo jeszcze przydarzyło :((( brrr nie lubię, nie lubię. Tak więc nawet chciałam czasowo zawiesić bloga, bo czuję potrzebę wypoczynku od myślenia, od pisania, od internetu. Ale na razie jeszcze tu zaglądam, choć rzadziej niż kiedyś. To potrzeba wakacji i żal, że jeszcze 64 dni robocze mnie czekają ... Urlopu w którym naładujesz baterie i wrócisz z chęcią do życia--także blogowego. :)
OdpowiedzUsuńTo ja już może nie będę pisała o nieczytaniu, niepisaniu i niezaglądaniu, co? Dodam tylko, że podobno jestem na urlopie, a spałam cztery godziny, za chwilę jadę do roboty, ale wszyscy wokół mówią, że jutro wyjeżdżam, więc pewnie tak jest.
UsuńNie mam więc siły, ale Twój wpis wywołał u mnie wyrzuty sumienia, że ostatnio rzadko do Ciebie zaglądam:) Jeśli zaś o komentarze idzie, zgadzam się z szeroko wyrażoną opinią komentującego tu ogółu:)))
Skoro mówią, że wyjeżdżasz, to może coś w tym jest. A jak już wyjedziesz na prawdę postaraj się jeszcze wyjść z roboty. Nie miej wyrzutów, ja także ostatnio mniej krążę po blogosferze z tej samej przyczyny i choć death line przekroczony, ja nadal nie pogrzebana, to jednak czas dochodzenia do siebie i do życia żywych z roku na rok coraz dłuższy. Wypoczywaj, regeneruj siły i pomyśl czasem o koleżance, która jeszcze trzy miesiące będzie roboczym wołem, albo przyjmując określenie "kochanej" dyrekcji "naszą mróweczką".
UsuńWłaśnie gorączkowo poszukuję krótkich spodenek i tysiąca innych rzeczy, bo naprawdę wyjeżdżam! Teraz nawet ja w to uwierzyłam:)
UsuńMyśleć o koleżance będę, oczywiście, zwłaszcza że jedna z rzeczy, która najbardziej mnie ostatnimi dniami styrała dotyczyła właśnie z Twojego ogródka, tj. analogicznego miejsca pracy jak Twoje, analogicznego wydziału, tyle że u nas. "Kochana dyrekcja", powiadasz? "Nasza mróweczka"?? Jedno jest pewne: Wasze piekło jest innego rodzaju, ale równie w nim gorąco jak w naszym:(
Przykro mi, że sprawa nadana przez moje koleżanki (i kolegów:)) tak cię styrała. O naszej kochanej, wołąch roboczych, mróweczkach i ścieżkach kariery dużo by pisać, ale to temat nie na forum i wałkowany po tylekroć może lepiej aby został na czas wakacji odłożony ad acta. Staram się (czasami mi to staranie nie wychodzi) zamykać "te sprawy" na kluczyć w momencie wyjścia z pracy - jak mawiała moja koleżanka z słupskiej prokuratury - zamykam szufladkę z napisem praca i otwieram tę z napisem rodzina-dom-życie. Koleżance nie do końca się udało, ale próbować warto. Pewnie już jesteś w podróży - więc słońca i pogody - przede wszystkim pogody ducha
UsuńW miare moich mozliwosci staram sie komentowac innych pisanie, bo wiem ze cieszymy sie z komentarzy innych...i w jakims wymiarze jest to kontakt z tymi z drugiej strony ekranu...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Judyto, są takie okoliczności, że nie dajemy rady, choć bardzo byśmy chcieli i ja to doskonale rozumiem. Pozdrawiam gorąco i mocno trzymam kciuki za Ciebie.
UsuńRóżne są blogi i style blogowania, ale trudno zaprzeczyć, że kiedy autor odpowiada na pozostawione u niego komentarze, to odwiedzający czują się na blogu milej widziani. Mnie też czasami zniechęcaja blogi, na których autor kilkukrotnie "zlekceważy" mój komentarz. A odwiedzanie blogów, na których zawsze odpowiedź dostanę jest jak nałóg - zaglądam nieraz parę razy w ciekawości co mi ktoś odpisze :-) zdarza się, że czytanie komentarzy i dyskusji autora z innymi użytkownikami jest dla mnie nawet ciekawsze niż sam pierwotny wpis, bo wymiana zdań otwiera niekiedy oczy na nowe kwestie :-)
OdpowiedzUsuńTakże lubię śledzić dyskusje na blogach i nawet, jeśli sama poprzestanę na jednym komentarzu, wracam z ciekawością nie raz, nie dwa, ale po kilka lub kilkanaście razy - śledzić przebieg dyskusji, zwłaszcza, jeśli merytoryczna. Bardzo mi miło, iż tu zajrzałaś. Twoje maluszki już chyba raczkują i trzeba mieć oczy dookoła głowy :)
UsuńOdwiedzam Twojego bloga regularnie, ale "bez pozostawiania śladów", bo często właśnie nie chcę jakiegoś nic nieznaczącego komentarza pozostawiać, a na głębsze przemyślenia czasu brakuje. Maluchy jeszcze nie raczkują, ale już powoli się zaczynają przemieszczać i jak jedno karmie to drugie w tym czasie znudzone leżeniem na macie potrafi się zbliżyć do jakiegoś mebla, więc mój plan na najbliższe dni to zabezpieczenie tego, co się da...
OdpowiedzUsuńDobrze pamiętam ten ciężki (choć z drugiej strony jakże sympatyczny) okres, kiedy bliźniaki mojej siostry zaczynały się rozłazić po mieszkaniu. Te próby ogarnięcia dwójeczki ... łatwo nie było. W pamięci utkwiło mi jedno karmienie butelką obojga, kiedy klęczałam pod kanapą trzymając ręce skrzyżowane, bo mi się gębusie pomyliły i szczęśliwa, że się nie "drą" przez parę minut siedziałam ze ścierpniętymi nogami i drętwiejącymi rękoma :) - zdarzyło się to raz, a wspominania na lata. Teraz ośmiolatki absorbują może nie więcej, ale dogłębniej.
UsuńTak... no staram sobie tłumaczyć, że inni sobie jakoś poradzili, to ja też dam radę :-)
UsuńKiedy było ciężko zająć się dwójeczką (a jakie tam mogło być ciężko ciotce, która opiekowała się jedynie po kilka godzin w tygodniu), myślałam o matkach trojaczków, pięcioraczków i wieloraczków. Więc na pewno :)
UsuńMnie też się zdarzyło raz czy dwa że napisałam komuś jakąś osobistą refleksję i z przykrością skonstatowałam, że zostałam pominięta w odpowiedzi. Abstrahuję od starych wpisów bo tu może coś umknąć ale do świeżego posta wypada zajrzeć...Zauważyłam również, iż jest grono osób, które nigdy nie odpowiadają na komentarze i zastanawiam się czy je czytają?
OdpowiedzUsuńJa też się zastanawiam, czy takie osoby, które z założenia nie odpisują na komentarze, w ogóle je czytają. I właśnie o takie potraktowanie czytelników mi chodziło w tym poście, nie sporadyczne przeoczenie, zapomnienie, które zdarza się każdemu, ale działanie zamierzone. Ciekawią mnie motywy takiego działania; czy jest to: - nie obchodzi mnie co macie do powiedzenia, - twój komentarz nic nie wnosi, więc nie odpowiem, - no i co z tego, -nie mam czasu na odpisywanie na te wszystkie komentarze... Ale tego zapewne się nie dowiemy, bo odzywają się osoby, które mają w zwyczaju odpowiadanie :) Pozdrawiam
UsuńOd chwili, gdy ogarnęłam się organizacyjnie, to znaczy zaczęłam tak planować dzień, żeby mieć choć troszkę czasu nie tylko dla rodziny i domu, ale także na codzienne czytanie i pisanie, staram się odpowiadać na każdy komentarz. Czasem jednak ręce opadają, gdy pojawiają się wpisy od kogoś, kto, tak jak piszesz, wpada zapewne tylko po to, by zostawić link do swojej strony. Komentarze typu: "Fajnie się zapowiada" czy "Ciekawa recenzja" zostawiam bez odpowiedzi, bo po pierwsze nie są one warte mojego cennego czasu, po drugie - co można odpisać? "Masz rację"? "Dziękuję"? Mija się to z celem.
OdpowiedzUsuńJa na innych blogach komentuję tylko wtedy, gdy mam coś do powiedzenia. Zwykle na wszystko brakuje mi czasu, ale czasem poświęcam sobie wieczór na to, by poprzeglądać blogi i coś tam skrobnąć. Z tego samego powodu nie zawsze udaje mi się od razu odpowiedzieć na komentarze zamieszczone u mnie, czasami trwa to kilka dni, ale raczej nie pozostawiam niczego bez odpowiedzi, a przynajmniej się staram.
Nie dyskredytujcie ze szczętem każdego blogera, który nie odpowiada. Zdarza się, że komentarzy jest tak dużo, że zajęłoby cały dzień odpisywanie na nie, a nie każdy ma na to czas. Wyobrażacie sobie matkę z dzieckiem (albo z dwójką), która siedzi przez cały dzień i komentuje komentarze? Czasami jest to niewykonalne. Komentarze nie służą tylko do tego, żeby wywiązywała się dyskusja, autor postu chce po prostu poznać opinię innych o tekście. Jeśli nie odpisze, nie skreślam go, bo zakładam, że ma powód, którym najczęściej jest brak czasu. Rozumiem to doskonale.
W jaki sposób archiwizujesz komentarze zostawiane u Ciebie? Posty wiadomo - przychodzą mi na maila i mam je wszystkie, więc ich nie stracę, ale do tego, żeby subskrybować wszystkie komentarze musiałabym chyba osobnego maila założyć:)
Po pierwsze bardzo dziękuję, że poświęciłaś tyle czasu na wypowiedź. Oczywiście komentarze, które nazywam kryptoreklamą - świetny wpis (w podtekście - teraz odwiedź mnie i zostaw podobny komentarz)nie są warte odpowiedzi, choć zaczynając mą przygodę z pisaniem myślałam inaczej i starałam się pisać coś w rodzaju dziękuję, lub miło mi, albo :) dziś, kiedy doświadczenie większe odpowiadam na takie komentarze jedynie stałym bywalcom. Także nie dyskredytuję blogera, któremu się zdarza nie odpowiedzieć, nie dyskredytuję też takiego, który notorycznie nie odpowiada, jednak przestaję na jakiś czas komentować, bo odnoszę wrażenie, że piszę w próżnię. Chyba nikt nie lubi być ignorowany (osobiście wolę być nielubiana, niż ignorowana). Czasami piszemy-brak komentarza to też komentarz i to taki dość niemiły komentarz.
UsuńDziękuję, za twój głos w "dyskusji" - wypowiedź na temat - tym cenniejszą, iż nieco odmienną od dotychczas zamieszczanych i zawierającą wyjaśnienie przyczyn - ja powiem może zbyt mocno- ignorowania - Ty powiesz - nieodpisywania z braku czasu. Zgadzam się z tym, że różne są sytuacje życiowe i różne powody i najczęściej znamy te powody; sami też albo mamy dzieci, albo osobę ciężko chorą pod opieką, albo pracę na dwie lub trzy zmiany, często wracamy do domu tak wypompowani, że nie ma siły nawet na przeczytanie kilku zdań tekstu, rzadko kiedy piszemy z nadmiaru wolnego czasu :). Jest jednak tak, że mimo wszystko czujemy się czasami powiem delikatnie - zlekceważeni i naprawdę nie dotyczy to sytuacji sporadycznych. Ale oczywiście nie jest to żaden problem, nie jest to kwestia do dłuższych rozważań, nie jest to powód do frustracji, to tylko pomysł na wpis w sezonie ogórkowym, kiedy nasze organizmy przemęczone nadmiarem pracy i myślenia chętnie odrywają się na chwilkę od poważnych dyskusji i wpis umożliwiający wypowiedzenie się każdemu, bo każdy ma w tej kwestii swoje zdanie; na tak, na nie, lub jest mu to całkowicie obojętne.
W jaki sposób archiwizuję - ponieważ jestem noga kompletna, o ile chodzi o informatykę, po prostu kopiuję zarówno posta, jak i komentarze do folderu BLOG. Ponieważ jest to żywy organizm to robię to tak z reguły po dwóch trzech tygodniach, kiedy szanse na dalsze komentarze są minimalne. No tak, ale to wymaga znowu chwili wolnego czasu, którego tak nam wszystkim brak :(, ale szkoda byłoby mi stracić tę moją pisaninę. I tak sobie myślę, że może gdyby na moim blogu była większa ilość komentarzy to byłoby inaczej, może mędrkuję, bo najczęściej oscyluje ona w okolicy kilku-kilkunastu (rzadko kilkudziesięciu). Jeśli kiedyś ulegnie to zmianie, to może i ja zmienię zdanie :)
Masz ci los - jakby na zawołanie przeglądałam dziś mój blog w poszukiwaniu komentarzy, na które odpowiedź mi umknęła i znalazłam ich sporo pod Królową Śniegu - w tym Twój:( Już się poprawiłam;)
UsuńTak właśnie myślałam - że archiwizowanie komentarzy musi, siłą rzeczy, wyglądać tylko w ten sposób. W przypadku utraty bloga pozostaje nam jednak tylko pociecha, że mamy je zachomikowane, bo przywrócić ich w podstawowej formie nie ma jak... Miejmy tylko nadzieję, że nasze blogi się ostaną:) Brrr, aż mi się myśleć nie chce, co może się stać:(
Pewnie, gdybym nie archiwizowała swojego (czytaj kopiowała) to nawet nie zauważyłabym, że i mnie umyka czasami odpowiadanie na komentarze :(
UsuńCo do odtworzenia bloga - Koleżanka przenosiła bloga na inną platformę; jest to możliwe, że tym, że wszystkie komentarze zamieszcza się zbiorczo, jako jeden, ale jest z tym cała masa roboty, więc miejmy nadzieję, że nam nie poznikają.
Pora zroić rachunek sumienia, na ile komentarzy ja w końcu zapomniałam odpowiedzieć:(.
OdpowiedzUsuńAwansem przepraszam, jeśli przydarzyło się to u mnie Tobie.
Uśmiecham się, bo już po opublikowaniu posta uświadomiłam sobie, że nie zawsze pamiętam, co u kogo skomentowałam, więc nie zawsze pamiętam, aby zajrzeć na odpowiedz. Tzn. pamiętam dzień-dwa, ale nie wszyscy są przyklejeni do komputera i czasami odpowiedź pada później, a ja nie mam powiadomienia (nie umiem ustawić, więc zdarza się każdemu). Natomiast nie lubię, jak osoby piszące nie mają zwyczaju odpowiadać na komentarze. One mają do tego prawo a ja mam prawo tego nie lubić "_
Usuń