Francuska kawiarenka literacka

sobota, 8 marca 2014

Londyńskie odkrycia - Opactwo Westminsterskie


Potężna świątynia imponuje zarówno rozmiarem, jak i dostojeństwem, jakie kamieniom nadaje patyna czasów. Masywna bryła z noszącą ślady wieków fasadą, dzięki licznym ozdobnym wieżyczkom i ażurowym dekoracjom mimo całej swej przysadzistości sprawia wrażenie lekkości. Pierwsze wow powoduje rozmiar. Choć widziałam nie jedną katedrę, to zawsze każda kolejna zadziwia tym człowieczym dążeniem sięgnięcia gwiazd. Tą pychą i arogancją połączonymi z nadzieją i ufnością, że tym razem uda się stworzyć rzecz bardziej okazałą, bardziej imponującą, bardziej godną dzieła dziecka bożego. Nieodmiennie wprawiają mnie w rodzaj nabożnego podziwu bryły katedr. Dzisiejszy kształt został nadany świątyni w XIII wieku, w czasach, kiedy o anglikanizmie nikomu się nawet nie śniło. Z chwilą ogłoszenia się Henryka VIII  głową kościoła katolickiego benedyktyńskie opactwo zostało przejęte przez monarchię. Wskrzeszone na krótką chwilę przez Marię I Tudor (zwaną Krwawą Mary) zlikwidowała ostatecznie Elżbieta I Tutor (przyrodnia siostra Mari I). 
W Opactwie Westminsterskim, w grobach lub w relikwiarzach, leżą prochy trzech tysięcy osób. Gigantyczne wnętrza wypełniają doczesne szczątki królów, polityków, naukowców, poetów i muzyków. Ich groby, upchnięte w każdej najmniejszej niszy i w każdym zakamarku, na skali przepychu sytuują się od prawdziwie królewskich mauzoleów — jak mauzoleum królowej Elżbiety I, której sarkofag pod baldachimem mieści się w jej prywatnej kaplicy — do najskromniejszych metalowych płyt, na których wieki i stopy przechodniów zatarły wyrzeźbione napisy i tylko wyobraźnia podpowiada, czyje szczątki mogłyby leżeć w krypcie. Zaprojektowanego w stylu wielkich katedr Amiens, Chartres i Canterbury Opactwa Westminsterskiego nie uważa się ani za katedrę, ani za kościół parafialny. Nosi ono miano royal peculiar, miejsca kultu podległego tylko monarsze. Od dnia koronacji Wilhelma Zdobywcy w Boże Narodzenie 1066 roku mury tego przepięknego sanktuarium były świadkiem niezliczonych ceremonii królewskich i uroczystości państwowych — od kanonizacji Edwarda Wyznawcy do ślubu księcia Andrzeja i Sary Ferguson, pogrzebów Henryka V, królowej Elżbiety I i lady Diany.*
Nawet osoby zupełnie obojętne na spuściznę wieków, mylące dynastię Tudorów z dynastią Stuartów, a Yorków z Lancasterami, chętnie zobaczą, miejsce, w którym koronowano miłościwie panującą Brytyjczykom Elżbietę II i w którym odbyła się ceremonia zaślubin księcia Williama z Lady Kate Middelton. Kolegiata Św. Piotra znana lepiej, jako Opactwo Westminsterskie to jedna z największych anglikańskich świątyń. Tutaj koronowani byli niemal wszyscy monarchowie Anglii, począwszy od Wilhelma Zdobywcy (1066 r.) a na Elżbiecie II (1953 r.) skończywszy. Opactwo jest jednym z kilku narodowych Panteonów. Pochowano tutaj większość monarchów (w tym dwie antagonistki Elżbietę I Tudor – Królową Dziewicę i Marię Stuart). Pochowano także sporo ludzi nauki (Newton, Darwin) i sztuki (Chaucer, Dickens, Kypling, Händel). 


Rzeźby i ozdoby zdobiące mury katedry w pierwszej chwili nie rzucają się w oczy. Dopiero wieczorne światła wydobywają z mroku i pozwalają dostrzec całą różnorodność architektonicznych detali i ozdób fasady. Wejście do środa, w przeciwieństwie do wielu świątyń znajduje się z boku, a nie od frontu. Portal nad drzwiami prowadzącymi do środka nie jest imponujący, prawdę powiedziawszy omal go nie przegapiłam. Wizytę w świątyni odbyłam w pochmurne popołudnie. Odwiedzających nie było wielu, jednak nie poczułam ciszy, którą spodziewałam się tu zastać. Przechodząc przez próg bazyliki, (…) poczuł, jakby świat zewnętrzny ulotnił się i nagle zapadła cisza. Nie docierają tu odgłosy ruchu ulicznego. Nie słychać deszczu. Tylko ogłuszająca cisza, która odbijała się od ścian katedry, jakby stare mury szeptały coś do siebie. (..) wznieśli oczy w górę, gdzie otchłań katedry zdawała się eksplodować ku niebu. Kolumny z szarego kamienia pięły się w górę jak potężne sekwoje, wyginały wdzięcznie nad oszałamiającymi przestrzeniami, po czym spływały z powrotem w dół do kamiennej podłogi. Przed nimi rozpościerała się szeroka aleja północnego ramienia transeptu jak głęboki kanion otoczony z dwóch stron skałami z witrażowych okien.  W słoneczne dni na podłodze katedry można było zobaczyć pryzmatyczną układankę ze światła. Dzisiaj deszcz i ciemność nasycały tę potężną przestrzeń aurą niesamowitości, która i tak, z natury rzeczy, panowała w tej krypcie. (…) .. nie widział ani tłumów, ani pełgających świateł wpadających przez witraże, widział jedynie bezkresne przestrzenie kamiennej podłogi i puste, zanurzone w cieniu boczne ołtarze.**

Dzięki mapce i audio przewodnikowi mogłam  poruszać się w rozległym labiryncie zakamarków, kaplic, komnat, nisz bez przeszkód. Ilość znajdujących się wewnątrz pamiątek, nagrobków, tablic, rzeźb, posągów jest imponująca. Nie będę opisywała ich wszystkich, zatrzymam się na kilku, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Będąc na świeżo po lekturze Marii Stuart Stefana Zweiga z ciekawością obejrzałam miejsce spoczynku obu zwalczających się królowych. Angielska i szkocka w jednym spoczęły domu, choć po przeciwnych stronach kaplicy ołtarzowej. Po lewej w towarzystwie przyrodniej siostry Blooody Mary leży w okazałym grobowcu Elżbieta, po prawej w niemniej okazałym, aczkolwiek nieco skromniejszym pochował Marię Stuart syn Jakub (następca zmarłej bezdzietnie Królowej Dziewicy). I to nie tyle ozdoby, czy rozmiar grobowców zwracają na siebie uwagę (choć, jak to w przypadku monarszych sarkofagów bywa są imponujące), co właśnie refleksja na temat tego, jaki epilog czeka wszystkie ziemskie spory, epilog godzący ze sobą katolików z protestantami, panujących z poddanymi, zwycięzców z przegranymi.
Pomiędzy miejscami spoczynku królowych, które weszły nie tylko na karty historii, ale i literatury znajduje się Lady Chapel, kaplica Marii Panny wybudowana za czasów Henryka VII. Kto raz ją odwiedził ten chyba nigdy nie zapomni jej przepięknego wachlarzowego sklepienia, charakterystycznego dla późnego angielskiego gotyku. Sklepienie wygląda jak zamieszkałe przez gromady koralowców, albo pokryte koronkową serwetą. Wprost nie można od niego wzroku oderwać.
No i wreszcie miejsce pielgrzymek wielbicieli twórczości Dana Browna; Grobowiec Newtona.
Grób składa się z masywnego sarkofagu z czarnego marmuru, na którym sylwetka sir Isaaca Newtona w klasycznym stroju Wspiera się dumnie o stos jego dzieł — Divinity, Chronology, Optics i Philosophiae naturalis principia mathematica. U stóp Newtona stoją dwa uskrzydlone cherubinki, trzymające w rękach zwój pergaminu. Za postacią wspartego o stos książek Newtona wznosi się surowa piramida.***
Zwieńczeniem piramidy jest postać kobieca w zwiewnej szacie (muza, natchnienie, śmierć?), którą nieco przysłania niezwykle dekoracyjny, pełen barw i detali marmurowy baldachim. Jednak tym co przyciąga tutaj wielbicieli "sensownych tworów słownych" (jak zdefiniowała literaturę Stefania Skwarczyńska) jest Zakątek Poetów, czyli miejsce, w którym pochowano lub co najmniej upamiętniono marmurową tablicą największych angielskich poetów i pisarzy (Szekspir, Blake, Keats, Byron)
Nie sposób przeoczyć znajdującego się w nawie głównej Grobu Nieznanego Żołnierza, czyli wielkiej czarnej, marmurowej płyty ku czci poległych za króla i ojczyznę.   Wygląda on bardzo brytyjsko, co oznacza, iż czerwień kwiatów stanowiących jego obramowanie daje ostro po oczach. 
Krzesło koronacyjne z 1301 r., na którym koronowano niemal wszystkich królów Anglii nie sprawia wrażenia zbyt wygodnego, aczkolwiek świadomość tak znacznej ilości koronowanych głów, które je zaszczyciły swoją osobą budzi respekt. 
Opactwo jest pełne królów i królowych, diuków i książąt. Światło pada na złote diademy i złoto nadal kryje się w fałdach uroczystych szat. Czerwienie i żółcie nadal zdobią herby i lwy, i jednorożce. Ale pełno tu także innych potężniejszych królów. Tu są umarli poeci, nadal zamyśleni, nadal rozważający, nadal kwestionujący sens istnienia „Życie to żart-po tamtej stronie podejrzenie/ Miałem, że sąd to mylny. Widzę, po tej, że nie” śmieje się Gay. Chaucer, Spenser, Dryden i reszta wydają się słuchać, wytężając wszystkie zmysły, podczas, gdy gładko wygolony duchowny w czerwono-białych szatach jak spod igły intonuje po raz milionowy nakazy Biblii.****


Zdjęcia mojego autorstwa, te z wewnątrz zrobione z pamiątkowych kartek (w środku obowiązywał zakaz fotografowania)
Cytaty od 1 do 3 pochodzą z książki Dana Browna Kod da Vinci 
Cytat 4 - str. 47 Widoki Londynu Wirginia Woolf  Wydawnictwo Prószyński i Spółka rok wydania 2009

12 komentarzy:

  1. Królestwo miało to szczęście, że nikt im tradycji nie niszczył, nie przetapiał, nie zawłaszczał, nie wprowadzał wrogów.
    Dziękuję za relację. Nie byłam w Wielkiej Brytanii, miejsca znam z książek i filmów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Historia nie tylko dla Wielkiej Brytanii okazała się łaskawsza :) Dobrze, że choć dla kogoś, mamy przynajmniej gdzieś możliwość dotknięcia przeszłości. Cieszę się, że mogłam podzielić się skromną cząstką doświadczeń i wiedzy.

      Usuń
  2. Byłam w sezonie i wystraszyła mnie kolejka. Szkoda, że nie wolno robić zdjęć. Czuję się oszukana w takich momentach. Wymarzone miejsce, jazda, kolejka, płatny wstęp i ... ulotne wrażenia. Widzę nagminnie ludzi łamiących ten zakaz i nawet ich nie potępiam. Można zabronić błysku lampy, ale w ogóle? I jeszcze podziwiam, kiedy znalazłaś czas, by zwiedzać tak dokładnie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam w październiku, były tłumy, więc kiedy ich nie ma- nie wiem. Miałam natomiast to szczęście, iż ani kolejki do wejścia, ani tłumów przed wejściem, nawet, jak pisałam z powodu braku ludzi przed przegapiłabym wejście. Ja także nie rozumiem zakazu zdjęć w świątyniach (oczywiście poza nabożeństwem), ale może, gdyby każdy napstrykał tych zdjęć tysiące, gdyby połowa zamieściła swoje zdjęcia w sieci to mniej ludzi kupowałoby pamiątki w sklepiku -nie wiem, czy tak myślą decydujący. Generalnie przestrzegam zakazów, ale jeśli widzę, że inni łamią je nagminnie to i ja zaczynam łamać. W opactwie nie widziałam fotografujących. Zresztą skupiłam się na słuchaniu przewodnika (w języku polskim- wreszcie, jaka radość, coś co rozumiem w całości) i oglądaniu. Co do dokładności- to mnie się wydaje, że niewiele zwiedziłam, a już na pewno nie dokładnie. Może gdybym nie latała codziennie do National Galery to udałoby się więcej zobaczyć. Pocieszam się, że jeszcze tu wrócę, ze względu na teatr, to wtedy zobaczę więcej i dokładniej.

      Usuń
  3. Jestem tak do tyłu z Twoimi opowieściami, że mi wstyd! A są one zawsze pełne pasji jak ta powyżej! A ja też się zawsze trzymam zakazu fotografowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie żyjemy li tylko wirtualnie, więc to zrozumiałe, że mamy przerwy w czytaniu blogów. Nie mniej bardzo mi miło, że wpadłaś i jeszcze ci się spodobało.

      Usuń
  4. Podziwiam Twój styl. Tak pięknie opisałaś to miejsce. A miejsce jest wyjątkowe i warte zobaczenia. Katedry zawsze budziły mój podziw, a kolekcjonowanie zdjęć z ich wnętrza to już prawie mania. Mogę później wiele razy je przeglądać by przypomnieć sobie tę szczególną atmosferę w nich panującą. Szkoda, że tutaj jest zakaz fotografowania. Z uwagi na wszystkie podane przez Ciebie fakty ta katedra zasługuję na miano najwspanialszej. Może kiedyś i tam zawitam.
    Pozdrawiam i dziękuję za tę urzekająca wycieczkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja także lubię fotografować wewnątrz i z zewnątrz, kiedy się jest na miejscu, człowiek czasami doznaje oczopląsu i nie jest w stanie dostrzec tak wielu rzeczy, które absorbują jego uwagę, czasami dopiero wróciwszy do hotelu przeglądając zdjęcia dostrzegam coś, co sprawia, iż przy kolejnej wizycie przyjrzę się temu jeszcze raz. Dobrze, że chociaż można kupić pamiątkowe karteczki, choć jak podliczę cenę zakupionych pamiątek ... to lepiej byłoby nie podliczać :) Ja przed Londynem długo się wzbraniałam, nie ciągnęło mnie tam, nigdy nie byłam rozkochana w klimatach wyspy, historii, kulturze, leciałam niemal wyłącznie z powodu musicali, a wróciłam z myślą, że chcę jeszcze odwiedzić parę miejsc, a w parę wrócić. No bo przecież nie ma brzydkich miejsc, my podróżnicy wiemy to najlepiej, czasami tylko zdarzają się wyjątki potwierdzające regułę.

      Usuń
  5. Podziwiałam ją niestety tylko z zewnątrz, podobnie jak i katedrę św Pawła, którą o ile dobrze pamiętam zamykano na popołudniową przerwę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Katedrę Św. Pawła odwiedziłam także, nawet wdrapałam się na wieżę pokonując około 400 stopni. Nie wywarła ona jednak na mnie większego wrażenia, przypomina mi paryski Panteon, wiele monumentalnych pomników żołnierzy, admirałów, polityków, herosów. Lepsze wrażenie sprawiła na mnie właśnie z zewnątrz.

      Usuń
  6. Opactwo Westminster to wyjątkowe miejsce...Warte mojego czasu...( kolejka)W jednym miejscu mogłam zobaczyć historię Anglii i ogromną ilość dzieł sztuki... Nie sądziłam, że zobaczę aż tyle nagrobków, pomników...One są przecież wszędzie. Byłam pod wrażeniem pomnika Izaaka Newtona. Przypuszczam, że stałam z 5 minut i nie potrafiłam oderwać od niego wzroku...
    Nie przypuszczałam, że zakaz fotografowania jest aż tak rygorystyczny. Jakiś turysta nie zauważył zakazu fotografowania i zrobił zdjęcie...Podszedł do niego ochroniarz i zmusił do opuszczenia Opactwa. Turysta prosił, niestety ochroniarz był nieugięty...
    Małgosiu, jak zwykle przecudowny post.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie nie żałuję ani jednej kolejki, w której stałam do świątyń, czy muzeów, łącznie z trzema godzinami na paryską stalową damę. Tyle, że staram się tych kolejek unikać wstając wcześniej rano, albo chodząc pod wieczór. Z takim rygorystycznym zakazem spotkałam się tylko raz w Sacre Coeur, kiedy zabrano aparat i skasowano zdjęcie. Natomiast pamiętam, jak podczas ostatniej wizyty w Sykstynie głośno powtarzano zakaz fotografowania we wszystkich językach, a nikt tego nie przestrzegał, no to i ja wyciągnęłam aparat. Niestety zdjęcia wyszły marnej jakości :( Dziękuję za miłe słowa

      Usuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).