Wstrząsająca lektura. To jedna z tych, które się czyta niemal na wdechu, która wywołuje tysiące myśli, o której wiedziałam, że muszę napisać, już kiedy zaczęłam ją czytać. Kiedy siadłam przed ekranem komputera ogarnęła mnie panika, bo napisać o niej nie potrafię, a przynajmniej nie tak, jakbym chciała, bo słowa utraciły swe znaczenie pojęciowe, wybladły, zużyły się, bo przecież niepodobna słowami odtworzyć upiornej grozy tamtych dni, jakie były udziałem autorki i milionowej rzeczy zesłanych i skazanych na powolne umieranie.
W domu niewoli to opis gehenny, jaką przeżyły miliony uwięzionych w Rosji Sowieckiej w latach 1939-1942 pisany z punktu widzenia osoby, która doświadczyła niespotykanego upodlenia w sowieckich więzieniach, łagrach i co najgorsze na sowieckiej wolności.
Nałkowska pisała Ludzie ludziom zgotowali ten los, a ja zastanawiam się, czy to na pewno ludzie, czy to były istoty stworzone na obraz i podobieństwo … Czytając często nasuwała mi się myśl o zezwierzęceniu, ale przecież …Użycie słowa „zezwierzęcenie” ubliżałoby zwierzętom. Żadne zwierzę nie potrafi tak zbezcześcić swojej zwierzęcości, jak w tej otchłani plugastwa, ohydy i zbrodni zbeszczeszczone zostało człowieczeństwo….. Jesteśmy zewsząd objęte tym plugastwem, piekłem, zalane, zalepione śluzem chorobliwie wyuzdanych słów, utopione w czymś, co poniża, znieważa, kaleczy twoje - Bóg wie po co aż tu ze sobą przywleczone człowieczeństwa, a czemu bronisz się daremnie bezsilnym, w więzienny tobołek wgniecionym płaczem… (str. 87 książki* fragment ten dotyczył zachowania tzw. małolat w turmie, których niezaspokojony popęd fizyczny próbował zaspokoić żądze w wywrzaskiwanych z samcami z celi obok „dialogach”).
Ale to właśnie słowo przychodziło mi się na myśl, kiedy czytałam opis pobytu w kolejnych więzieniach; zezwierzęcenie, upodlenie, bestialstwo. A potem już zabrakło tych słów, bo żadne nie było w stanie oddać wrażenia, jakie wywoływał opis pobytu w sowieckich tiurmach, gdzie procedura przyjmowania zaczynała się od łamania ludzi długotrwałym oczekiwaniem; godzinami, dniami stanie w upale bez jedzenia i picia w oczekiwaniu nie wiadomo na co, potem rewizje, podczas których odzierano wszystkich z resztek ubrania i resztek godności, badania służące wyłącznie upokorzeniu; na oczach pozostałych współwięźniów przy braku elementarnych zasad higieny, następnie wpychanie ludzi w zatłoczone do granic możliwości sale, gdzie nie było miejsca, aby postawić nogę, a co dopiero usiąść, czy się położyć. Potem następuje opis wegetacji; leżenie na mokrym betonie, w ścisku, głodzie, brudzie, smrodzie, wilgoci, w towarzystwie wszy i fekaliów.
Więzienia we Lwowie, Kijowie, Charkowie, Chersaniu, Starobielsku niewiele się różnią między sobą. Kiedy zastanawiam się, jak można przetrwać takie upodlenie i co daje siły, aby czerpać się rękoma skrawków życia autorka pisze o uporze i nadziei:
Trzeba się głęboko zaciągnąć siłą i uporem i – wytrwać. Z podobnym uczuciem lęku i odrazy, przy gotowości zniesienia wszystkiego, co je czeka wchodzą - wyobrażam sobie- pokutujące dusze do czyśćca. Potępienie i rozpacz zaczyna się dopiero tam, gdzie nie ma nadziei. (str.80 książki)
Najgorszym doświadczeniem nie są upokarzające warunki wegetacji; rewizje, wszy, choroby, zmęczenie, duchota, brud, głód, przerzucanie ludzi z miejsca na miejsce, są nimi ludzie, na których towarzystwo autorka została skazana. Złodziejki, paserki, oszustki, prostytutki, najgorsze szumowiny zamknięte razem z „politycznymi”, „burżujkami” i przypadkowo zgarniętymi ludźmi potrafią tę codzienną egzystencję skutecznie zatruć wrzaskami, awanturami, bijatykami, wyszydzeniem. Tylko dzięki umiejętności wewnętrznej izolacji autorka potrafi przetrwać ten koszmar.
… umiem ów obłędny, niegasnący wrzask, który z początku doprowadzał mnie do desperacji, czy choćby nucenie takich szablonowych kiczów pod bokiem - zamienić sobie w doskonałą ciszę. Niepodobna wytłumaczyć, jaka jest technika takiej przemiany, jak się ją przeprowadza, jak się do niej dochodzi. W przybliżeniu, opowiedziane, wyglądałoby to tak; w grząskiej jak galareta, opornej, rozłopotanej wrzawie celi drąży sobie człowiek- czy wytapia sobie – wnękę, trochę większą od niego samego, i wtedy znajduje się zaptem jakby w hermetycznie zamkniętym jaju. W jaju tym jest już cicho, bezpiecznie i samotnie. Można sobie myśleć, można się modlić, można spać. Człowiek robi się jakiś dośrodkowy, wewnętrzny. (str. 60 książki)
Wyniszczone chorobami, wychudzone, wynędzniałe, w towarzystwie świerzbu, biegunki i wszy stłoczone w bydlęcych wagonach przemierzają ogromne połacie sowieckiego kolosa. W końcu ledwie żywe docierają do punktów przeznaczenia, do mieszczących się w najmroźniejszych obszarach koła podbiegunowego łagrów. Tutaj w zamian za garstkę pożywienia i kubek wrzątku mają odpracować swe niezawinione winy. Kiedy po kilku tygodniach morderczej pracy autorka chora i wygłodzona trafia do „szpitala” dowiaduje się o losie innych zesłańców, którzy nie mieli tyle „szczęścia” co ona.
Człowiek jest tak nieludzko zmęczony, że nie ma siły brnąć ku któremuś z ognisk, by ogrzać skostniałe ręce. Nie. Niepodobna odtworzyć słowami upiornej grozy takiej polarnej nocy w lesie. Bezdenne, mroźne piekło, szarpane od spodu czerwienią dalekiego ognia i to właśnie oślepiające znużenie, i silniejsze od znużenia, tępe, bezmyślne pragnienie śmierci. Palce od mrozu są tak zgrabiałe, tak sztywne i bolące, że kiedy przyjdzie oddać ziemi, co ziemskie, o rozpięciu pasa czy guzików-ani marzyć. Watowe briuki godzą się więc na wszystko, tylko sztywnieją potem lodową skorupą. Na skutek tych zamarzniętych kompresów, w których tkwić muszą pół doby, wszystkie chorują na pęcherz. I robi się błędne koło; mają chore pęcherze, bo pracują po pas zamarznięte, i są po pas zamarznięte, bo mają chore pęcherze. I gdybyż wróciwszy do baraku, mogły się ogrzać i oprać. Gdzie tam. W baraku nie ma światła, a jest w nim tak zimno, że śpiąc przymarzają do ścian…. (str. 231 książki)
W końcu przychodzi zbawcza wiadomość. Na terenach sowieckich tworzone będzie wojsko polskie, które przyjmie w swe szeregi zesłańców i skazanych. Ogłoszona zostaje amnestia. Wczorajsi wrogowie stają się ludźmi wolnymi i sprzymierzeńcami. I wtedy okazuje się, iż być wolnym w Rosji jest o wiele ciężej niż być skazanym. Skazany może wegetować w ciasnym i brudnym zamknięciu, dostaje głodową porcję jedzenia i jeśli ma szczęście nie zachorować to nawet może uda mu się przeżyć, wolny musi sam martwić się o kąt do spania, jedzenie, łach na grzbiet.
Więzienie i łagier nie są w Rosji najgorsze. Daleko gorsza jest „wolność”! Ta jej ustawiczna pogoń za chlebem, ta wieczna niepewność jutra, borykanie się z każdym dniem o kęs bodaj jakiego pożywienia, walka z życiem nie o życie - bo to do życia jest wcale niepodobne- ale o to przytomne, powolne, rozłożone na lata konanie. (str. 302 książki)
I zaczyna się kolejna gehenna. Podróż w poszukiwaniu tworzącego się wojska. Podróż barżami (statkami), pociągami bydlęcymi, na wielbłądach, piechotą, w przerażającym zimnie, po pas w błocie, z przyrastającym do krzyża żołądkiem, w wycieczeniu, z kolejnymi chorobami, w łachach, które nie grzeją (mroźną zimą), w nieodłącznym towarzystwie wszy, z lejącym się na głowę deszczem, siekącym wiatrem, piaskiem, w brudzie i poczuciu beznadziei. Odsyłani z miejsca na miejsce, niepotrzebni, jak zadżumieni, których nikt nie chce przygarnąć „podróżują” wynędzniałe ludzkie strzępy, a wśród nich; dzieci, ciężarne kobiety, starcy, chorzy.
To jedna z najbardziej przejmujących relacji, jakie przeczytałam. Nie jestem w stanie oddać całości grozy, ohydy, przerażenia, żalu, wszystkich uczuć, jakie budzi lektura. Jest to książka, którą powinno się przeczytać, pozwala ona lepiej zrozumieć przeszłość, ale może też być ostrzeżeniem dla przyszłości.
Swoje relacje przeplata autorka spostrzeżeniami dotyczącymi sowieckiego systemu sprawowania władzy i opisu życia mieszkańców tego „sowieckiego raju”.
I dopiero niebacznie-wierząc zapewne, że żywa noga już stąd nie wyjdzie pozwolono nam, Polakom, zobaczyć z bliska całą miażdżącą maszynerię ich ustroju i my już wiemy. Nie wiemy tylko, co zrobić, aby się dowiedział, aby uwierzył, aby na czas zrozumiał cały cywilizowany świat, że wszystko, co od nich wysyłane jest na zewnątrz, że wszystko, co od nich wie i słyszy się o Rosji, jest wytworem genialnie bezczelnej propagandy, jest bezprzykładnym kłamstwem i blagą, udrapowaną przewrotnie w szlachetne hasła i teorie. Tiurma dopiero - gdzie ma się sposobność usłyszenia szczerych nareszcie wypowiedzi i zeznań tysięcy przedstawicieli tej właśnie warstwy, o której prawa walczy rzekomo rosyjski komunizm - jest odkrywką, która unaocznia prawdziwe złoża i warstwice gigantycznej, przechodzącej ludzkie wyobrażenie tragedii, jaką przeżywa już trzeci dziesiątek lat ten wiecznie przez kogoś ciemiężony, uciskany, wyzyskiwany, czarno roboczy rosyjski naród! Biedny car Iwan Groźny. Jakże pobladł, jakże zmalał, jakże znaiwniał jego krwawy cień w historii tego strasznego kraju (str.122 książki)
Opisując Kotłas - miasteczko przez które przejeżdżali pisze:
… domy robią wrażenie umarłych. Nie widziałam w oknie, ani jednej twarzy, ani jednego wazonika. Czasem krzywo bądź jak zawieszona, pełna rudych zacieków szmata broni wglądu w głąb czyjegoś mieszkania. Nigdzie śladu jakiegokolwiek wysiłku ku ozdobie, zadbaniu, czystości. Nigdzie śladu przekwitłej już choćby grządki. Nędza, opuszczenie i jakby dążenie właśnie do wtopienia się bez reszty w ogólną popielatość, nijakość, żadność- strach przed zwróceniem na siebie czyjejkolwiek uwagi, czyich kol wiek oczu. Cieniste to wszystko, nasiąkłe wilgocią i smutkiem… Za to nad każdym- często blachą z puszek łatanym dachem sterczy na żerdzi antena!... W każdy …z tych martwych domków sączy się nieustannie jad propagandy, wpycha się w nie słowami i muzyką, nie daje odetchnąć, myśli zebrać, do głosu dojść- budzi i usypia… ogłupia i urabia. (str. 268-269 książki)
Książka napisana jest pięknym literackim językiem. Czasami napotykamy na zwroty, które dziś wyszły z użycia, ale których znaczenia z łatwością można się domyślić.
W całym tym opisie plugastwa, brzydoty i brudu autorka nie pozostała obojętna na piękno. Pomiędzy przejmującymi opisami bólu, nędzy i zdziczenia znajdują się niezwykłe opisy otaczającej przyrody, zjawisk natury czy okruchów ludzkiej dobroci. Bo poza ludźmi, którzy zgotowali innym taki los znaleźli się także i tacy, dzięki którym udało się przeżyć i ocalić wiarę w człowieczeństwo. Niezwykle wzruszające są te opisy ludzkiej uczynności, dobroci, miłosierdzia, one pozwalają zachować mimo wszystko nadzieję.
* Cytaty z książki W domu niewoli Beaty Obertyńskiej Wydawnictwo Czytelnik. Warszawa 2005 rok.W domu niewoli to opis gehenny, jaką przeżyły miliony uwięzionych w Rosji Sowieckiej w latach 1939-1942 pisany z punktu widzenia osoby, która doświadczyła niespotykanego upodlenia w sowieckich więzieniach, łagrach i co najgorsze na sowieckiej wolności.
Nałkowska pisała Ludzie ludziom zgotowali ten los, a ja zastanawiam się, czy to na pewno ludzie, czy to były istoty stworzone na obraz i podobieństwo … Czytając często nasuwała mi się myśl o zezwierzęceniu, ale przecież …Użycie słowa „zezwierzęcenie” ubliżałoby zwierzętom. Żadne zwierzę nie potrafi tak zbezcześcić swojej zwierzęcości, jak w tej otchłani plugastwa, ohydy i zbrodni zbeszczeszczone zostało człowieczeństwo….. Jesteśmy zewsząd objęte tym plugastwem, piekłem, zalane, zalepione śluzem chorobliwie wyuzdanych słów, utopione w czymś, co poniża, znieważa, kaleczy twoje - Bóg wie po co aż tu ze sobą przywleczone człowieczeństwa, a czemu bronisz się daremnie bezsilnym, w więzienny tobołek wgniecionym płaczem… (str. 87 książki* fragment ten dotyczył zachowania tzw. małolat w turmie, których niezaspokojony popęd fizyczny próbował zaspokoić żądze w wywrzaskiwanych z samcami z celi obok „dialogach”).
Ale to właśnie słowo przychodziło mi się na myśl, kiedy czytałam opis pobytu w kolejnych więzieniach; zezwierzęcenie, upodlenie, bestialstwo. A potem już zabrakło tych słów, bo żadne nie było w stanie oddać wrażenia, jakie wywoływał opis pobytu w sowieckich tiurmach, gdzie procedura przyjmowania zaczynała się od łamania ludzi długotrwałym oczekiwaniem; godzinami, dniami stanie w upale bez jedzenia i picia w oczekiwaniu nie wiadomo na co, potem rewizje, podczas których odzierano wszystkich z resztek ubrania i resztek godności, badania służące wyłącznie upokorzeniu; na oczach pozostałych współwięźniów przy braku elementarnych zasad higieny, następnie wpychanie ludzi w zatłoczone do granic możliwości sale, gdzie nie było miejsca, aby postawić nogę, a co dopiero usiąść, czy się położyć. Potem następuje opis wegetacji; leżenie na mokrym betonie, w ścisku, głodzie, brudzie, smrodzie, wilgoci, w towarzystwie wszy i fekaliów.
Więzienia we Lwowie, Kijowie, Charkowie, Chersaniu, Starobielsku niewiele się różnią między sobą. Kiedy zastanawiam się, jak można przetrwać takie upodlenie i co daje siły, aby czerpać się rękoma skrawków życia autorka pisze o uporze i nadziei:
Trzeba się głęboko zaciągnąć siłą i uporem i – wytrwać. Z podobnym uczuciem lęku i odrazy, przy gotowości zniesienia wszystkiego, co je czeka wchodzą - wyobrażam sobie- pokutujące dusze do czyśćca. Potępienie i rozpacz zaczyna się dopiero tam, gdzie nie ma nadziei. (str.80 książki)
Najgorszym doświadczeniem nie są upokarzające warunki wegetacji; rewizje, wszy, choroby, zmęczenie, duchota, brud, głód, przerzucanie ludzi z miejsca na miejsce, są nimi ludzie, na których towarzystwo autorka została skazana. Złodziejki, paserki, oszustki, prostytutki, najgorsze szumowiny zamknięte razem z „politycznymi”, „burżujkami” i przypadkowo zgarniętymi ludźmi potrafią tę codzienną egzystencję skutecznie zatruć wrzaskami, awanturami, bijatykami, wyszydzeniem. Tylko dzięki umiejętności wewnętrznej izolacji autorka potrafi przetrwać ten koszmar.
… umiem ów obłędny, niegasnący wrzask, który z początku doprowadzał mnie do desperacji, czy choćby nucenie takich szablonowych kiczów pod bokiem - zamienić sobie w doskonałą ciszę. Niepodobna wytłumaczyć, jaka jest technika takiej przemiany, jak się ją przeprowadza, jak się do niej dochodzi. W przybliżeniu, opowiedziane, wyglądałoby to tak; w grząskiej jak galareta, opornej, rozłopotanej wrzawie celi drąży sobie człowiek- czy wytapia sobie – wnękę, trochę większą od niego samego, i wtedy znajduje się zaptem jakby w hermetycznie zamkniętym jaju. W jaju tym jest już cicho, bezpiecznie i samotnie. Można sobie myśleć, można się modlić, można spać. Człowiek robi się jakiś dośrodkowy, wewnętrzny. (str. 60 książki)
Wyniszczone chorobami, wychudzone, wynędzniałe, w towarzystwie świerzbu, biegunki i wszy stłoczone w bydlęcych wagonach przemierzają ogromne połacie sowieckiego kolosa. W końcu ledwie żywe docierają do punktów przeznaczenia, do mieszczących się w najmroźniejszych obszarach koła podbiegunowego łagrów. Tutaj w zamian za garstkę pożywienia i kubek wrzątku mają odpracować swe niezawinione winy. Kiedy po kilku tygodniach morderczej pracy autorka chora i wygłodzona trafia do „szpitala” dowiaduje się o losie innych zesłańców, którzy nie mieli tyle „szczęścia” co ona.
Człowiek jest tak nieludzko zmęczony, że nie ma siły brnąć ku któremuś z ognisk, by ogrzać skostniałe ręce. Nie. Niepodobna odtworzyć słowami upiornej grozy takiej polarnej nocy w lesie. Bezdenne, mroźne piekło, szarpane od spodu czerwienią dalekiego ognia i to właśnie oślepiające znużenie, i silniejsze od znużenia, tępe, bezmyślne pragnienie śmierci. Palce od mrozu są tak zgrabiałe, tak sztywne i bolące, że kiedy przyjdzie oddać ziemi, co ziemskie, o rozpięciu pasa czy guzików-ani marzyć. Watowe briuki godzą się więc na wszystko, tylko sztywnieją potem lodową skorupą. Na skutek tych zamarzniętych kompresów, w których tkwić muszą pół doby, wszystkie chorują na pęcherz. I robi się błędne koło; mają chore pęcherze, bo pracują po pas zamarznięte, i są po pas zamarznięte, bo mają chore pęcherze. I gdybyż wróciwszy do baraku, mogły się ogrzać i oprać. Gdzie tam. W baraku nie ma światła, a jest w nim tak zimno, że śpiąc przymarzają do ścian…. (str. 231 książki)
W końcu przychodzi zbawcza wiadomość. Na terenach sowieckich tworzone będzie wojsko polskie, które przyjmie w swe szeregi zesłańców i skazanych. Ogłoszona zostaje amnestia. Wczorajsi wrogowie stają się ludźmi wolnymi i sprzymierzeńcami. I wtedy okazuje się, iż być wolnym w Rosji jest o wiele ciężej niż być skazanym. Skazany może wegetować w ciasnym i brudnym zamknięciu, dostaje głodową porcję jedzenia i jeśli ma szczęście nie zachorować to nawet może uda mu się przeżyć, wolny musi sam martwić się o kąt do spania, jedzenie, łach na grzbiet.
Więzienie i łagier nie są w Rosji najgorsze. Daleko gorsza jest „wolność”! Ta jej ustawiczna pogoń za chlebem, ta wieczna niepewność jutra, borykanie się z każdym dniem o kęs bodaj jakiego pożywienia, walka z życiem nie o życie - bo to do życia jest wcale niepodobne- ale o to przytomne, powolne, rozłożone na lata konanie. (str. 302 książki)
I zaczyna się kolejna gehenna. Podróż w poszukiwaniu tworzącego się wojska. Podróż barżami (statkami), pociągami bydlęcymi, na wielbłądach, piechotą, w przerażającym zimnie, po pas w błocie, z przyrastającym do krzyża żołądkiem, w wycieczeniu, z kolejnymi chorobami, w łachach, które nie grzeją (mroźną zimą), w nieodłącznym towarzystwie wszy, z lejącym się na głowę deszczem, siekącym wiatrem, piaskiem, w brudzie i poczuciu beznadziei. Odsyłani z miejsca na miejsce, niepotrzebni, jak zadżumieni, których nikt nie chce przygarnąć „podróżują” wynędzniałe ludzkie strzępy, a wśród nich; dzieci, ciężarne kobiety, starcy, chorzy.
To jedna z najbardziej przejmujących relacji, jakie przeczytałam. Nie jestem w stanie oddać całości grozy, ohydy, przerażenia, żalu, wszystkich uczuć, jakie budzi lektura. Jest to książka, którą powinno się przeczytać, pozwala ona lepiej zrozumieć przeszłość, ale może też być ostrzeżeniem dla przyszłości.
Swoje relacje przeplata autorka spostrzeżeniami dotyczącymi sowieckiego systemu sprawowania władzy i opisu życia mieszkańców tego „sowieckiego raju”.
I dopiero niebacznie-wierząc zapewne, że żywa noga już stąd nie wyjdzie pozwolono nam, Polakom, zobaczyć z bliska całą miażdżącą maszynerię ich ustroju i my już wiemy. Nie wiemy tylko, co zrobić, aby się dowiedział, aby uwierzył, aby na czas zrozumiał cały cywilizowany świat, że wszystko, co od nich wysyłane jest na zewnątrz, że wszystko, co od nich wie i słyszy się o Rosji, jest wytworem genialnie bezczelnej propagandy, jest bezprzykładnym kłamstwem i blagą, udrapowaną przewrotnie w szlachetne hasła i teorie. Tiurma dopiero - gdzie ma się sposobność usłyszenia szczerych nareszcie wypowiedzi i zeznań tysięcy przedstawicieli tej właśnie warstwy, o której prawa walczy rzekomo rosyjski komunizm - jest odkrywką, która unaocznia prawdziwe złoża i warstwice gigantycznej, przechodzącej ludzkie wyobrażenie tragedii, jaką przeżywa już trzeci dziesiątek lat ten wiecznie przez kogoś ciemiężony, uciskany, wyzyskiwany, czarno roboczy rosyjski naród! Biedny car Iwan Groźny. Jakże pobladł, jakże zmalał, jakże znaiwniał jego krwawy cień w historii tego strasznego kraju (str.122 książki)
Opisując Kotłas - miasteczko przez które przejeżdżali pisze:
… domy robią wrażenie umarłych. Nie widziałam w oknie, ani jednej twarzy, ani jednego wazonika. Czasem krzywo bądź jak zawieszona, pełna rudych zacieków szmata broni wglądu w głąb czyjegoś mieszkania. Nigdzie śladu jakiegokolwiek wysiłku ku ozdobie, zadbaniu, czystości. Nigdzie śladu przekwitłej już choćby grządki. Nędza, opuszczenie i jakby dążenie właśnie do wtopienia się bez reszty w ogólną popielatość, nijakość, żadność- strach przed zwróceniem na siebie czyjejkolwiek uwagi, czyich kol wiek oczu. Cieniste to wszystko, nasiąkłe wilgocią i smutkiem… Za to nad każdym- często blachą z puszek łatanym dachem sterczy na żerdzi antena!... W każdy …z tych martwych domków sączy się nieustannie jad propagandy, wpycha się w nie słowami i muzyką, nie daje odetchnąć, myśli zebrać, do głosu dojść- budzi i usypia… ogłupia i urabia. (str. 268-269 książki)
Książka napisana jest pięknym literackim językiem. Czasami napotykamy na zwroty, które dziś wyszły z użycia, ale których znaczenia z łatwością można się domyślić.
W całym tym opisie plugastwa, brzydoty i brudu autorka nie pozostała obojętna na piękno. Pomiędzy przejmującymi opisami bólu, nędzy i zdziczenia znajdują się niezwykłe opisy otaczającej przyrody, zjawisk natury czy okruchów ludzkiej dobroci. Bo poza ludźmi, którzy zgotowali innym taki los znaleźli się także i tacy, dzięki którym udało się przeżyć i ocalić wiarę w człowieczeństwo. Niezwykle wzruszające są te opisy ludzkiej uczynności, dobroci, miłosierdzia, one pozwalają zachować mimo wszystko nadzieję.
Zdaję sobie sprawę, jak ryzykownym jest publikacja wpisu o tak ciężkiej tematyce w piękny, słoneczny, gorący letni dzień, ale myślę, że osoby, które nie czytają tego typu książek (z takich, czy innych względów, sama wybieram je rzadko, ale nigdy takich wyborów nie żałuję) nie będą nim zainteresowane niezależnie od pogody. I ja przyznaję, iż na wakacyjną lekturę nie był to może najlepszy wybór, ale skoro książkę przeczytałam chciałam się podzielić wrażeniami.
Wspaniała recenzja wspaniałej książki Aż wróciłam do swojej, żeby przypomnieć sobie fakty i odczucia. Front walki o pamięć rozszerza się;) No i ja też należę do osób, których lato nie odstrasza od trudnych lektur. Właśnie skończyłam Zofii Kossak "Z otchłani", czyli też siedzę myślami w lagrze.
OdpowiedzUsuńPo raz pierwszy o książce czytałam u Ciebie, potem u Kaye. Gdyby nie wasze wpisy i wspomnienie u Marlowa pewnie nie sięgnęłabym po tę książkę. Co prawda przyznaję, iż nie planowałam jej czytać właśnie latem, ale tak wyszło. Na wzmiankę o książce Kossak też się niedawno natchnęłam. Chociaż miałam wiedzę na temat ogromu zbrodni sowieckich, to jednak taka reporterska relacja robi ogromne wrażenie. W pamięci pozostają i te bezimienne rzesze rodaków, których się nie udało wyprowadzić z domu niewoli, jak i te pojedyncze istnienia, którym zabrakło tak niewiele, a jednak tak dużo. Kiedy pomyślę o tym chłopczyku, który zniknął w rzece... i rzeszy tych dzieciaczków, które tam pozostały...
UsuńOstatnio po albańskiej wycieczce czytałam o prześladowaniach i egzekucjach. Przed śmiercią ofiary błagały oprawców, by mogły wziąć do ręki cokolwiek, co potem umożliwiłoby ich identyfikację (medalik, chusteczkę...). Tak myślałam o tych rzeszach na syberyjskich obszarach, że pewnie też o pamięć im chodziło najbardziej. Dlatego te książki są ważne. Dobrze, że została ponownie wydana przed paru laty, to i pamięć łatwiej będzie zachować.
UsuńNie uda się nam ocalić w pamięci pojedynczych ofiar, to niech chociaż pozostanie świadomość o tej zbiorowości pomordowanych, bo przecież takiego skazania na powolną śmierć nie można inaczej nazwać. Na szczęście dzięki takim osobom jak Obertyńska pamięć przetrwa, przynajmniej w nas, a kiedy czytałam u Izy osoby o wiele młodszej wpis na temat książki to jest nadzieje, że nie tylko w nas.
UsuńKsiążka jest wstrząsająca i pierwsze zdanie Twojej recenzji trafia w sedno. Temat jest tu najważniejszy, gdyż pozwala na jednostkowym przykładzie zobaczyć ogrom popełnionych zbrodni na narodzie polskim, gdzie właśnie kryterium narodowości było jedyną winą prześladowanych ludzi. Oprócz tematu ważny jest również język tej opowieści, piękna, staranna polszczyzna i niewątpliwy talent literacki autorki, co czyni tę lekturę jeszcze bardziej wzruszającą. Pięknie przedstawiłaś tę książkę...
OdpowiedzUsuńTemat wyniszczania polskiego narodu jest dla nas oczywiście najważniejszy, ale myślę, że nie bez znaczenia jest także to na drugim planie pokazane niszczenie własnego narodu przez sowietów, bo jak inaczej nazwać to zastraszanie, tę propagandową papkę, to trzymanie ludzi w ciągłym lęku. Te opisy szaro-burej rzeczywistości, tego świata bez twarzy, tego upodlenia, świata, w którym najlepiej być nikim, aby móc wegetować. Te opisy ludzi, którzy są tak zmęczeni bezsensowną pracą, że nie mają siły myśleć, pragnąć, czuć, żyją jedynie dzięki instynktowi, który każe im przetrwać kolejny dzień. Język jest piękny, wynotowałam parę fragmentów, które zapewne kiedyś jeszcze wykorzystam. Napisałam dużo, a chciałabym jeszcze więcej, ale może zamiast czytać moje wrażenia lepiej przeczytać samemu. Dziękuję za miłe słowa
UsuńJa już przeczytałam. :) Mam nadzieję, że po przeczytaniu Twojej opinii chętnych do lektury tej książki będzie więcej, bo jest tego warta.
UsuńJeśli przeczyta dzięki temu wpisowi, choć jedna osoba będę uważać to za swój mały sukces w dziele ocalania pamięci (że tak się górnolotnie wyrażę), a gdyby jeszcze udało się jej zarazić chęcią przeczytania kolejnej ... Wam już się udało, bo zaraziłyście nią mnie:)
UsuńMnie w opisach rzeczywistości rosyjskiej uderza pytanie skąd u licha wziął się mit duszy, człowieka rosyjskiego takiego jakim chcieli go widzieć Dostojewski i Tołstoj, przecież literatura łagrowa jest tego zaprzeczeniem. Rosjanie w niej to albo nazwijmy to umownie funkcjonariusze państwa na różnych szczeblach, margines społeczny, który ma się wrażenie wcale marginalny nie jest i większość (?) która pokornie schyla plecy i głowy, bez słowa buntu przyjmując niezasłużone cierpienia.
OdpowiedzUsuńMarlow,
Usuńmyślę, że zeżarł ich system oparty na donosicielstwie. Tak w skrócie.
W takim razie "dusza rosyjska" byłaby mizernej próby skoro człowiek rosyjski z jednej strony to donosiciel z drugiej zaś to człowiek spętany strachem. Ale myślę, że byłoby to zbyt proste - raczej zaryzykowałbym tezę, że człowiek rosyjski w typie stworzonym przez Dostojewskiego i Tołstoja to owszem piękna ale nierealna figura stylistyczna, bo przecież gdyby było inaczej jak ten "naród bogonosiec" mógłby dopuścić się czegoś takiego jak rewolucja październikowa z wszystkimi jej późniejszymi konsekwencjami skoro stanowiły one zaprzeczenie wiary w Boga i widzenia w człowieku jego emanacji.
UsuńA mnie się wydaje, że takim chciał widzieć rosyjskiego człowieka Dostojewski. A może nawet i uwierzył w to, że on jest taki. Taki lokalny "patriotyzm", aby widzieć człowieka lepszym niż jest. Ale i ja w ten mit człowieka prostodusznego przez długie lata wierzyłam.
UsuńMarlow,
Usuńpolecam Drogę donikąd (ale z tego, co pamiętam, to chyba czytałeś). System mielenia ludzi i przerabiania ich na plewy jest tak dopracowany, że żaden naród mu się nie oprze. polacy, chociaż zadzierali nosa, ze tacy odporni, też się nie oparli.
Co do panów D&T - pewnie tworzyli narodową mitologię i ostro przesadzili.
Guciamal,
OdpowiedzUsuńNo to się zgrałyśmy. mam nadzieję, że u mnie przełamie Obertyńska dystans do literatury łagrowej, bo chodzę wokół niej jak pies wokół jeża.
Ja także przez długi czas obchodziłam tego typu literaturę. A to co czytałam - czytałam dawno temu.
UsuńTwoją recenzję czytałam w trzech ratach, tak straszne jest to, co opisałaś. Kupię tę książkę, muszę ją przeczytać, muszę mieć. Książek o gehennie, jaką sprawili nam wschodni sąsiedzi, czytałam znacznie mniej niż tych o gehennie zadanej przez Niemców. Z przytoczonych fragmentów widać, że autorka książki była osobą bardzo spostrzegawczą i posługiwała się pięknym językiem. I jakie wstrząsające są te słowa, że najgorsze było nie więzienie, lecz wolność w Rosji...
OdpowiedzUsuńGdyby to była moja książka to chętnie bym ci pożyczyła :) ale wypożyczyłam z biblioteki. Ja także zdecydowanie więcej czytałam na temat holokaustu niż literatury tzw. łagrowej. Cieszę się, że cię do przeczytania zachęciłam i jestem przekonana, że nie będziesz zawiedziona. Autorka była przed wojną poetką i aktorką, stąd talent literacki. Zaskakujące są w opisie tego plugastwa pojawiające się od czasu do czasu piękna, którym chcę poświęcić osobny wpis.
UsuńTa książka powinna być stale obecna na półkach księgarskich, gdyż mówi nie tylko o odległych czasach, ale i o człowieku w okolicznościach, w których niektórzy wyzuwają się z moralności, bo wszystko wolno (prawda uniwersalna).
OdpowiedzUsuńOna mówi o tym, co było, ale też pokazuje co może się zdarzyć, a chcę wierzyć, że jedynie przestrzega, przed tym, co oby się nie zdarzyło. Jakoś tak inaczej spojrzałam na naszych sąsiadów po tej lekturze.
UsuńTwoja recenzja sprawiła, że ją przeczytam...Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMiło mi i witam nowego gościa.
UsuńDopiero dziś mogłam na spokojnie przeczytać Twój cenny post. Niesamowicie zbiegło się opublikowanie Twojej recenzji z moją lekturą obecną. Parę dni temu dzięki lekturze "Czerwonej mszy" Urbankowskiego mogłam poznać jej trzy wiersze, które napisała w tym samym czasie, co wspomnienia "W domu niewoli". Urbankowski zacytował jej trzy wiersze: "Cela", "Tajga" i "Ural" i podkreślił, że "dopiero jej poezja uświadomiła Polakom, że wieczne śniegi Workuty, łagry Sybiru, stepy Kazachstanu to także krajobrazy Polski". Wstrząsające są te wiersze.
OdpowiedzUsuńW wydaniu, które miałam okazję przeczytać (niestety nie moim, a bibliotecznym) zamieszczonych zostało kilka wierszy, między innymi te, o których wspominasz. Te wiersze są takie jak proza autorki; połączeniem porażającej okrutnej grozy pobytu tam z zachwytami nad krótkimi chwilami piękna natury. Szczególnie spodobały mi się suplikacje zaczynające się od słów:
OdpowiedzUsuńOd głodu,
od pochodów,
od deszczu,
od wszy,
od powietrza na wietrze wskroś prutego twarzą,
od ognia-kiedy nocą odejść ci karzą,
od tajgi, co do kolan moczarem namaka,
od urwanej podeszwy,
od skradzionego chleba
-wybaw nas Panie!
Takie to proste, a tak wiele mówiące.
Mam jakąś skazę w odbiorze poezji, nie dane mi jest tego rodzaju uwrażliwienie, ale te wiersze przemawiają do mnie.
Wstrząsający jest Twój znakomity post, bo też wstrząsające są wspomnienia Obertyńskiej.
OdpowiedzUsuńTo jest obraz totalitaryzmu, systemu niby stworzonego dla dobra człowieka, a w którym człowiek, jako jednostka, nie tylko nic nie znaczył, ale był poddany represjom na skalę niewyobrażalną. Ta prawda jest nadal skrywana.
Podchodziłam do tego postu kilka razy i9 pewno jeszcze wrócę, by dokładniej się wczytać w to co napisałaś.
To samo stwierdziła w swych Dziennikach Dąbrowska, jak to możliwe, że system z założenia powstały dla człowieka, tak tego człowieka niszczył, i co dziwne, że oni niszczyli nie tylko tych tzw. "wrogów ludu" ale wszystkich, łącznie z własnymi, najwierniejszymi wyznawcami, wręcz niepojęte. Choć wiele prawdy jest w tym, że rewolucja pożera swe własne dzieci. Już chyba o tym wspomniałam, zamierzam jeszcze parę fragmentów z książki zamieścić niedługo na blogu
UsuńA mnie może się uda ją nabyć w jakimś antykwariacie.
UsuńWczoraj za 15 zł + przesyłka 13 kupiłam na allegro Dziedzictwo, o którym ostatnio pisałyście u Bogusi. Jestem z tego zakupu bardzo zadowolona. Wszystkie trzy tomy w wydaniu PAX-takim jak lubię.
Musiałam się pochwalić.
Allegro to świetna sprawa, może trochę czasami zbyt kusząca dla naszych portfeli, ale co byśmy bez niego zrobiły.
Usuń