W paryskiej dzielnicy nowoczesnych biurowców La Defense gościłam kilkakrotnie. Nie wywarła on na mnie większego wrażenia. Grande Arche będący celem odwiedzin nie zachwycił, a szklane drapacze chmur niosły skojarzenia z Ameryką. Domy z betonu i szkła sprawiają na mnie wrażenie bezdusznych korporacyjnych boksów, w którym zamknięto człowieka, aby wycisnąć wszystkie jego soki. Właściwie to nic nowego, historia ludzkości jest historią panowania jednego człowieka bądź grupki ludzi nad całą resztą społeczeństwa.
Podczas ostatniego (październikowego) pobytu w Paryżu miałam okazję mieszkać w pobliżu La Defense. Idąc w kierunku metra zastanawiałam się, czy architektura XXI wieku będzie tym dla potomnych, czym dla nas jest architektura zeszłych stuleci. Czy ten brak zdobień, prostota formy i funkcjonalność uzyska uznanie ludzi, którym przyjdzie żyć po nas. Kiedy tak wędrowałam esplanadami, a myśli krążyły wokół nieprzystawalności własnej osoby do dzisiejszego świata (typowej rozterki osoby wchodzącej w wiek dojrzały) zauważałam najpierw Jego a potem Ją. A może odwrotnie.
Ikar i Ikaria Igora Mitoraja. Na tle biurowców, odbijające się w szkle ogromne, masywne postaci ludzkie sprawiające wrażenie niezwykle lekkich. Z jednej strony okaleczone, ułomne, słabe, a z drugiej silne, zwycięskie, wielkie. Współczesne, a jednak klasyczne rzeźby polskiego artysty z jednej strony jakoś tu dziwnie nie pasują, a z drugiej świetnie wpisują się w tę odhumanizowaną rzeczywistość i współczesne formy. Z rzeźbami Mitoraja zetknęłam się wcześniej w Krakowie, Warszawie, Poznaniu i Rzymie. Wszędzie zaskakują, pierwsze wrażenie wywołuje coś w rodzaju konsternacji. Jak dotąd chyba najbardziej nieprzystawalnym miejscem, w którym oglądałam dzieło tego rzeźbiarza był Poznański Stary Browar. Teraz dołączyła do tego La Defence. Stałam zahipnotyzowana i rzeźbami; klasyka wśród architektury przyszłości, i ich umiejscowieniem. Niewiarygodnym wydawało mi się, iż artysta wyraził zgodę na takie ich usytuowanie, a może zresztą to on sam zaproponował takie miejsce ich ekspozycji. Choć z drugiej strony esplanada prowadzi do Uniwersytetu, a to chyba dobre otoczenie dla dzieł sztuki.
Po namyśle doszłam do wniosku, że te rzeźby „uczłowieczają” otoczenie. Zatrzymują przechodnia w biegu, spowalniają jego ruchy, zmuszają do zastanowienia się nad kondycją człowieka. I za chwilę to współistnienie wydaje się jak najbardziej harmonijne. Jego Ikar wraz ze swą partnerką Ikarią to ludzie okaleczeni doświadczeniem wojen i śmierci, a jednak zwycięscy. Nie podejmę się analizy dzieł, bo nie mam ku temu wystarczającej wiedzy. Na rzeźbie nie znam się wcale. Gdyby nie Michał Anioł, Bernini, Canova moja znajomość tej dziedziny sztuki była by bliska zeru.
Zaskakuje mnie natomiast klasyczne piękno ciała w rzeźbach pana
Mitoraja w zderzeniu z ich oszpeceniem (okaleczeniem). Jego posągi są wielkie i ułomne zarazem. Jest w nich i smutek i nadzieja, świadomość przemijania i jednocześnie wiara w przetrwanie. Wzloty i upadki, jak u Ikara. Raz chcemy dorównać Bogom, a za chwilę zostajemy ukarani za swoją pychę.
I to one przyciągają wzrok bardziej niż otaczające je budynki. Mimo, że nieprzystępne i obce, tajemnicze, są fascynująco piękne i melancholijne. Są symbolem waleczności i wielkości człowieka. I za to cenię rzeźby zmarłego niedawno polskiego artysty.
Zdjęcie nr 1 Ikaria w paryskiej La Defense, zdjęcia nr 3 i 4 Ikar w paryskiej La Defense, zdjęcie nr 2 Blask księżyca w Starym Browarze w Poznaniu
Fragment drzwi świątyni Santa Maria degli Angeli w Rzymie (dwa pierwsze zdjęcia) oraz fragment drzwi świątyni Matki Bożej Łaskawej w Warszawie (dwa kolejne zdjęcia)
Moim zdaniem rzeźby tego wielkiego, niedawno zmarłego polskiego artysty mają coś wspólnego z rzeźbami mojego ulubieńca Michała Anioła. Te uwięzione w drzwiach świątyń fragmenty ciał przypominają Niewolników Michała Anioła.