Książkę kupiłam dawno temu, na fali zauroczenia twórczością Whartona. Tak, miałam i taki etap w życiu, dziś zauroczenie minęło, choć pozostał sentyment. Nadal też uważam jego książkę Tato za kawał dobrej literatury, choć mogę nie być obiektywna; książka dotyka bliskich mi zagadnień.
Otóż w jednym w wywiadów Wharton wskazał Wilka Stepowego, jako książkę do której często powraca. Kupiłam, zajrzałam i odłożyłam na półkę. Od twego czasu, a było to kilkanaście lat temu zaglądałam jeszcze kilka razy i jakoś nie dałam się uwieść. Kilka miesięcy temu przeczytałam recenzję u Marlowa (raczej krytyczną, aczkolwiek nie odwodzącą od lektury). Sięgnęłam ponownie i udało mi się zanurzyć w świat wilka stepowego; z jednej strony samotnika, nonkonformisty, buntownika, indywidualisty, z drugiej człowieka, który nie potrafił znaleźć sobie miejsca w życiu. Harry Haller kontestował zastaną rzeczywistość; konwenanse, mieszczański tryb życia, zakłamanie, obłudę, sprzeciwiał się wojnie, a jednocześnie korzystał z dobrodziejstw tego zakłamanego świata. Szukał czegoś niezwykłego, sensu, magii, ulotności, wzruszeń, a żył zwyczajnie, wygodnie, po mieszczańsku.
Wilk stepowy tkwi w wielu z nas, nie godzimy się na otaczający nas świat, wydaje nam się, że jesteśmy inni, chcemy być indywidualistami, a tak naprawdę nasz bunt tkwi gdzieś w środku i z zewnątrz może wyglądać śmiesznie, albo pozostaje w ogóle niezauważony.
Harry jest interesującym bohaterem o złożonej naturze człowieka (wtłoczonego w pewne ramy życia społecznego) i dzikiego zwierzęcia (wolnego). Pokazanie bohatera z trzech punktów widzenia (trzech narratorów) daje możliwość pełniejszego obrazu. Bijący się z myślami Hary (nawet, jeśli w swym rozumowaniu błądzi, nawet, jeśli są to pseudofilozoficzne rozważania) budził moją ciekawość do chwili, kiedy spotkał Herminę, wówczas zamiast rozważań zanurza się w świat, którym do tej pory pogardzał; świat pospolitej rozrywki; nocne życie, knajpy, kobiety, alkohol, a w końcu magiczny teatr dla obłąkanych. Teatr pełen metafizyki, nie do końca dla mnie zrozumiałej. Może ten Harry, któremu wydawało się, iż jest inny, lepszy, wrażliwszy niż otoczenie, tak naprawdę niewiele się od tego otoczenia różnił, jego odmienność polegała na unikaniu ludzi i zamykaniu się w świecie myśli i literatury, ale jego rozważania pobudzały do refleksji (dialogu z bohaterem). Rozdarty pomiędzy tęsknotą za czymś wzniosłym (byciem wolnym, pacyfistą, człowiekiem żyjącym w harmonii z otoczeniem) a realnym światem (koniecznością podporządkowania, mieszczańskim życiem, chaosem świata, nadciągającą wojną) nie potrafi pojąć, iż nie można być jednocześnie wilkiem i człowiekiem. Kiedy daje się wciągnąć w świat dekadencji przestaje być wilkiem stepowym.
Okazuje się, iż odmienna rzeczywistość, za którą tęsknił tkwiła tylko w jego wnętrzu.
A tak naprawdę zamiast tych poszukiwań, które prowadzą Harego donikąd, wystarczy żyć i nauczyć się śmiechu, czyli doceniać piękno tkwiące w prostocie, drobiazgach, normalności.
Podkreśliłam całą masę cytatów, które podczas pierwszego czytania wydawały mi się interesujące, a które, kiedy chciałam zacytować straciły urok odkrywczości.
Książka nie oczarowała mnie, ale uważam, że warto przeczytać, choćby po to, aby zamyślić się nad dwoistością natury, a może też potraktować, jako przestrogę przed poczuciem wyższości, z jakim stepowym wilkom zdarza się patrzeć na świat.
Ukochana książka mojego syna, kiedy miał lat naście, obok innych tytułów Hessego;
OdpowiedzUsuńja, mimo że swego czasu to była nawet moja lektura obowiązkowa, do tej pory nie przeczytałam, nie wiem czemu, nie moge sie dać jej wciagnąć;( Ale zostało mi coś w rodzaju kompleksu 'nieprzeczytanej obowiązkowej pozycji', więc może sie jednak zmobilizuję, kanon jest kanon..
Pozdrawiam:)
Też miałam przez długi czas kompleks nie przeczytanej lektury, zresztą nie tylko tej, zebrałoby się tego całkiem sporo. Na wszystko przychodzi czas, miejmy nadzieję, a jeśli nie, to pewnie tak miało być.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że "Wilk stepowy" to książka dla czytelników w okresie "burzy i naporu". Ja niestety mam go już dawno za sobą i pewnie dlatego czytałem go patrząc przez "szkiełko i oko" :-). W szkole, pamiętam byłem zachwycony "Ptaśkiem" Whartona i to był chyba najlepszy okres na czytanie "Wilka stepowego". W każdym razie dam jeszcze szansę Hessemu bo "Gra szklanych paciorków" od lat stoi i tylko kurz zbiera na półce :-)
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale momentami czytając miałam wrażenie podobieństwa do Coelho, czyli twórczości która zachwyca raczej młodszych czytelników, z wiekiem wydaje się troszkę "przereklamowana". U mnie nic Hessego się nie kurzy na półce, więc mniejsza szansa na powrót, choć ... wszystko się może zdarzyć
UsuńCoś w tym jest bo przecież obaj święcili u nas triumfy, jak nigdzie indziej. Coelho kojarzy mi się z banalnymi mądrościami, Whartona w szczegółach już nie pamiętam ale wydaje mi się, że to mogą być podobne klimaty a tego typu literatura ma przecież i tradycje i szerokie grono zwolenników :-).
UsuńWstyd się przyznać, ale nie czytałam...
OdpowiedzUsuńOdpowiem ci tak, jak mnie odpowiedział marlow, kiedy krygowałam się z powodu przekręcenia nazwiska pisarza- ja tam nie widzę powodów do wstydu :) każdy z nas ma całkiem sporą półkę, lub nawet bibliotekę nieprzeczytanych książek, które wypadałoby znać...
UsuńInteresująca recenzja.
OdpowiedzUsuńNie znam tego Noblisty, ale tak w ogóle nie przepadam za egzystencjalną literaturą.
Ludzie, którzy żyli dla innych nie zastanawiali się nad sensem swego życia...i dzisiaj też tak jest.
Kiedyś czytałam o tym jak żyją dzisiaj Ci co kontestowali w latach 60-tych...dzisiaj być może nawet już by nie dali wiary, że można by było inaczej żyć....
Czy Harry żył dla innych? on przede wszystkim był za bardzo zapatrzony w siebie, ja i cały świat dookoła, egocentryk, pogardzał zwykłą filisterską egzystencją, a sam zamykał się w czterech ścianach własnego mieszkania i zanurzał w myślach i książkach. Nie ma w tym nic złego, ale już wynoszenie się ponad innych ..
OdpowiedzUsuńNo właśnie ... o to mi chodziło, że gość był typowym egocentrykiem ... wydawało mu się, że jest lepszy tyko dlatego, że pogardzał życiem jakie prowadzą.....
UsuńTak, jest taka cienka linia, która rozgranicza poczucie wyobcowania (pewien rodzaj poczucia niezależności, może nawet trochę tęsknoty za tymi innymi, tak jak miał np. Michał Anioł- jeśli prawdą byłoby to co pisał Stone w Udręce i ekstazie, kiedy z jednej strony czuje się ponad innymi, a z drugiej wolałby się tak nie czuć) od pogardy nad innymi.
UsuńDroga M., przyznaję niniejszym, że piszę ten komentarz nie przeczytawszy nic poza tytułem z Twojej recenzji/ Twoich wrażeń. To jest książka z listy moich "Wielkich Nieprzeczytanych", jakoś mnie to uwiera i właściwie wstyd, ale dlaczego jeszcze jej nie czytałam? Czy jeszcze nie nadszedł dobry moment, czy może już dawno minął? Tak czy inaczej zanim nadejdzie, chcę mieć moje własne spojrzenie, a mam skłonność do zapamiętywania tego, co ktoś powiedział, jak ktoś ocenił... Mam nadzieję, że nie będziesz mi miała za złe tego zupełnie nic nie wnoszącego do dyskusji komentarza :-)
OdpowiedzUsuńDobrej nocy!
To sama nie wiem, czy pozazdrościć pamięci, czy wręcz przeciwnie. Chyba jednak pozazdrościć. Ja być może czytam zbyt wiele blogowych wrażeń, bowiem niewiele z przeczytanych recenzji pamiętam, poza ogólną tendencją pochwalną, czy rzadziej krytyczną. I w zasadzie chyba jeszcze nie udało mi się zasugerować opinią innych blogerów. Są książki uważane za literackie hamburgery, które czytam z przyjemnością, są takie którymi zachwyca się wielu, a ja się nudzę. Tak więc czytam recenzje z ciekawości, bo i tak wiem, że nie wpłyną one na mój odbiór lektury, ale rozumiem, że nie każdy tak ma. :) Dobrej nocy- Nocny Marku.
UsuńMoim zdaniem "Tato" to jedna z nielicznych (obok "Ptaśka") sensowna książka Whartona.;) Kiedy pojawiła się na naszym rynku była ważna, bo literatury mówiącej o chorobie rodzica nie było dużo. Pamiętam, że zrobiła na mnie duże wrażenie. Podobnie zresztą jak "Wilk stepowy", którego przypłaciłam małym dołkiem.;) Jego osamotnienie jakoś bardzo na mnie podziałało, choć nie przez identyfikację z postacią. Może niedługo sprawdzę, czy po 20 latach odbiorę go podobnie - pewnie nie.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twoje stwierdzenie, że wilk stepowy jest w każdym z nas - może nie w każdym przez całe życie, ale jest.;)
A wiesz, że przy naprawdę niezłej znajomości Whartona (przeczytałam prawie wszystkie jego książki) Ptaśka nie czytała, natomiast czytałam Al - kontynuację Ptaśka. A Tatę czytam od czasu do czasu w ramach- sama nie wiem, jak to nazwać psychoterapii, czy w cyklu przeżyjmy to raz jeszcze, czy ... nie wiem. W każdym razie jest to książka do której wracam co jakiś czas. Do innych też czasami, ale te inne jakoś nie przetrwały próby czasu, choć lubię też Wieści czy opowieści z młyna (Moulin Bruit- jeśli nie przekręciłam tytułu- jestem w tym specjalistka). Rzadko kiedy nasz odbiór po latach jest podobny do tego pierwszego czytania, choć zdarzają się książki które przemawiają do nas zawsze tak samo.
UsuńMnie też się wydaje, że książki rzadko przemawiają tak samo, zwłaszcza czytane np. po 20 latach.;0
UsuńTen Moulin Brut zawsze mnie kusił przyjemną okładką, ale nie pamiętam, czy go w końcu przeczytałam. Ale taki Hesse - czytany mniej więcej w tym samym okresie - b. mnie pociągał. Mile wspominam Narcyza i Złotoustego, choć z dzisiejszej perspektywy wydaje mi się zaledwie nieskomplikowaną przypowiastką. Ale musiałabym przeczytać go jeszcze raz, żeby ocenić.
To opowieści o budowaniu siedliska w młynie, taka sympatyczna opowiastka, taka zwyczajna, nic wzniosłego, czy ważnego. Dzisiaj u kaye w kanonie pana Tomkowskiego wspomniana jest Gra szklanych paciorków, więc może sięgnę.
Usuń"Gra szklanych paciorków" to dla wielu czytelników książka legendarna, opus magnum Hessego.;) Pamiętam czasy, kiedy była bardzo poszukiwana i właściwie nie do zdobycia (co być może wpłynęło na jej legendę;)).
UsuńMoże i ja dam jeszcze szansę Grze szklanych paciorków, która wymieniona została niedawno w czyimś kanonie lektur wszechczasów
UsuńNareszcie wiem, dzięki Tobie, na czym polega urok tej książki i rozumiem, dlaczego tak często budzi zachwyty. Przedtem sadziłam po tytule, że to opowieść o dzikim zwierzu wśród szumiących na wietrze traw ;). Nic dziwnego ze wcale nie miałam ochoty po nią sięgać. Ale teraz zmieniłam zdanie.
OdpowiedzUsuńRozbawiłaś mnie, a dziś o to nie było łatwo. Rzeczywiście czasami oceniamy po tytule, który nas nie zachęca, albo okładce, która odstrasza.
Usuń