Hrabinę Cosel można nazwać; historycznym romansem z obyczajowym tłem, XIX wiecznym czytadłem, jedną z najpoczytniejszych powieści Kraszewskiego, a także bajką o zabawach, turniejach, polowaniach, okrutnym królu i dumnej królowej (nic to, że nie królowej).
Powieści historyczne Kraszewskiego mają tę wadę, iż oceny postaci dokonane w oparciu o dostępne pisarzowi źródła okazują się po latach błędne. Trudno jednak z tego powodu czynić zarzut pisarzowi. Skupmy się więc na literackich bohaterach, które ze swoimi pierwowzorami nie dużo mają wspólnego.
Anna Hoymowa, żona saskiego ministra, żyjąca na uboczu polityki i wielkiego świata, uwięziona w okowach narzuconego jej małżeństwa, pada ofiarą zakładu, w którym na szali postawiono jej dobre imię i urodę. Gdy skutkiem mężowskiej nierozwagi zostaje zmuszona stawić się na dworze Augusta II Mocnego, nikt nie ma wątpliwości, iż znany z upodobania do pięknych kobiet król szybko uczyni z niej kolejną ze swoich metres. Anna decyduje się sprzedać w zamian za pisemną obietnicę małżeństwa. Dlaczego? Czy pokochała, czy chciała władzy, czy obawiała się zemsty? Na każde z tych pytań należy odpowiedzieć przecząco. Choć Anna, późniejsza hrabina Cosel, będzie potem twierdziła, iż króla kochała, to można odnieść wrażenie, iż Anna myli miłość z wiernością. Ona tylko konsekwentnie realizuje swój plan, a brzmi on nie dać się spławić, cierpliwie czekać, aż legalna małżonka wyzionie ducha i w końcu zostać królową. Anna po tylekroć powtarza i powtarzać będzie przez lata, iż jest królewską małżonką, a nie kochanką (w końcu ma papier, pisemną obietnicę małżeństwa), że to zaczyna być nudne. Podobnie jak ciągłe opisywanie wrażenia, jakie wywoływała jej uroda na otoczeniu. Dorównałaby im ilość zapewnień o niespotykanym okrucieństwie króla (nawiasem mówiąc człowieka o niespotykanej "apollińskiej urodzie").
Jest jeszcze jedna cecha, którą Kraszewski przypisuje hrabinie (oprócz beznadziejnego uporu graniczącego z głupotą) jest to duma. Anna była dumna, dumnie spoglądała, dumnie unosiła głowę, z dumą wypowiadała zdania i dumnie odpowiadała królowi i jego posłańcom. Jakkolwiek dumę można uznać za zaletę, zwłaszcza, kiedy towarzyszy jej odwaga i nieugiętość, to z dumą hrabiny Cosel wiąże się też pogarda dla każdego, kto nie jest Anną, pogardliwie spogląda na służbę, strażników, dworaków, ministrów, nawet najwierniejszego sługę, rycerza wiernego, jak pies.
Doprawdy nie potrafię zrozumieć sympatii Kraszewskiego dla Anny, bo sympatię tę pragnie wzbudzić w czytelniku (i jak sądzę po opiniach na temat książki udaje mu się to). Nie potrafię, ponieważ hrabina Cosel wydaje mi się postacią wielce antypatyczną.
Ponadto psychologia postaci, jak to często u Kraszewskiego bywa - mocno kuleje. Zarówno Anna, jak i jej wierny sługa, traktowany gorzej niż pies Zaklika przedstawieni zostali, jako postacie papierowe. Niekonsekwencja zachowań i brak uzasadnienia dla działań bohaterów rażą, bo czyż wszystko może tłumaczyć mieszanka dumy i naiwności (u Anny) oraz ślepe posłuszeństwo u Zakliki. Kraszewski po raz kolejny (jak np. w powieści Dwie królowe) udowadnia, że jak kogoś nie lubi to nie będzie się silił na obiektywizm. A Augusta II zdecydowanie nie lubił, dlatego z królewskiej metresy uczynił bezbronną ofiarę niegodziwości króla. Zaletą powieści jest ciekawe tło obyczajowe (opisy turniejów, bali, manewrów) oraz piękny, staropolski język (z tymi niefunkcjonującymi już wyrażeniami i zwrotami). I znowuż książkę poznałam w postaci audio i znowuż nie mogę podeprzeć się cytatami.
Kraszewskiego lubię i nie lubię zarazem. Lubię, bo pokazuje odległe czasy jakby malował ogromne freski, no i za tytaniczny wkład pracy w stworzenie tylu powieści, studiowanie epoki, ustalanie faktów i td. Natomiast denerwuje mnie to samo co Ciebie, jego stronniczość i budowanie postaci historycznych w sposób czasem niezbyt zgodny z prawdą. Hrabiny bardzo nie lubię, według mnie autor pokazał ją jako kobietę sztywną i zimną, zapiekła w swoim uporze i dziwię się Augusowi że w niej zagustował...Natomiast lubię "Starą baśń". Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWzięłam udział w wyzwaniu Kraszewski i przeczytałam jego książek trochę, choć oczywiście w całej masie jaką stworzył jest to niewiele. Sama nie umiem powiedzieć, czy Kraszewskiego lubię, czy nie, ale skoro nie poległam po pierwszych dziesięciu lekturach to chyba nie jest źle. Niektóre pozycje czytało mi się nieźle, inne nieco irytowały, ale choć jak mówią szału nie było, to jednak wolę przeczytać Kraszewskiego niż którąś z współczesnych autorek tzw. literatury na obcasach, z nich przynajmniej można się czegoś dowiedzieć o przeszłości. Starej baśni nie czytałam, to wyzwanie wciąż przede mną.
OdpowiedzUsuńKraszewski napisał ponad 200 powieści a Ty wymagasz od niego wiarygodnych, psychologicznych portretów i konsekwencji w prowadzeniu fabuły. Bez przesady albo pisze się dużo albo dobrze :-). W tych warunkach myślę, że to i tak jest duże osiągnięcie, że daje się czytać jego najlepszą książkę - "Starą baśń".
OdpowiedzUsuńNie da się dużo i dobrze? :) muszę przekazać to przełożonym, bo im się wydaje, że się da.
OdpowiedzUsuńCzy mogę wątpić w apollińską urodę Augusta? :-)
OdpowiedzUsuńDo Kraszewskiego żywię uczucie podobne do przerażenia zmieszanego z podziwem - jak jeden człowiek zdołał napisać więcej, niż mnie się uda kiedykolwiek przeczytać?! Podziwiam tytaniczną pracę, ale po kilku podejściach - muszę ogłosić, że jednak nam nie po drodze. "Półdiablę weneckie" przepełniło czarę. Ale nie mówię tego z jakimś tam tanim cynizmem, po prostu raczej nie wytrzymał próby czasu - choć przecież, jeśli i dziś znajduje zwolenników, to mogę jedynie powiedzieć, że nie są to po prostu powieści w moim guście. Natomiast na pewno doceniam wartości poznawcze, język, warsztat. Byłoby dobrze, gdyby był czytany przez amatorki tzw. literatury kobiecej, czymkolwiek to coś jest (te dziwne książkopodobne twory, o których z humorem pisze Marlow w ostatnich recenzjach, "książki" wydawane - o zgrozo - przez Wyd. Literackie np. Ale to już dygresja.
Oczywiście, że możesz. Kanony piękna na przestrzeni wieków ulegają zmianom, ja ani w Auguście nie widzę Apolla, ani też na widok Anny nie doznaję oszołomienia. Ja przeczytawszy kilkanaście książek (właśnie w ramach wyzwania do którego przystąpiłam jakiś czas temu) popadłam w stan, w którym twierdziłam, iż ani jednej więcej książki nie zdzierżę. Upłynęło trochę wody, postanowiłam wrócić do pisarza sięgając po książkę, która wydawała się dawać gwarancje ciekawej lektury (przekonanie oparte na niejasnych wspomnieniach filmowej adaptacji oraz blogowych recenzjach). Niestety książka nie spełniła oczekiwań.
UsuńChcesz powiedzieć przełożonym prawdę?! Cóż za brak instynktu samozachowawczego! :-) Zresztą oni to doskonale wiedzą, tyle że wygodniej jest im utrzymywać fikcję :-)
OdpowiedzUsuńTak podejrzewałam, że mają tego świadomość... A ja - no cóż instynkt mi się gdzieś zapodział :(
UsuńKurczę, a mi Cosel wydawała się wyjątkowo mało papierowa, jak na bohaterki JIK-a.
OdpowiedzUsuńI wyjątkow mało było tutaj tych fikcyjnych watków, mających oswajać epokę (chyba tylko Zaklika jest wyssany z palca). Ale i tak podziwiam, że wracasz do JIK-a, ja od wakacji niczego nei przeczytałam.
To może inaczej rozumiemy papierowość postaci :) dla mnie mało w niej było życia, w dodatku działała jak zaprogramowany robot, nakręcona na kluczyk zabawka. Wróciłam, ale po jak długim czasie i chyba tylko dlatego, że liczyłam na pewniaka. Kiedyś oglądałam serial, czy film na jej podstawie i pamiętam, iż hrabina i jej wierny rycerz budzili moją sympatię i zainteresowanie.
UsuńLubię Kraszewskiego...właśnie za ten kwiecisty język...Moją ulubioną książką Kraszewskiego są " Krzyżacy "...Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobrze. Każdy ma swoich ulubieńców :) Krzyżaków nie czytałam, ani Kraszewskiego, ani Sienkiewicza. Moją ulubioną historyczną powiastką było O królu w Nieświeżu. Ale bardziej cenię pisarza za język i tło obyczajowe.
UsuńCzytywałam pasjami książki Kraszew3skiego we wczesnej młodości a raczej dzieciństwie, bo w szkole podstawowej, ale to były książki te o Piastach chyba. Zdarzyły się też jakieś obyczajowe...ale to wszystko prawie pół wieku temu więc nic w pamięci nie pozostało.
OdpowiedzUsuń"Hrabinę..." mam i może czytałam, ale bardziej pamiętam ją z filmu. Zastanawiam się jak czytało by mi się Kraszewskiego dzisiaj...myślę spróbować na książce "Poczet królów i książąt polskich"
Lektury czytane w dzieciństwie odbierałyśmy inaczej niż czytane dziś. W dużej mierze działa sentyment. Ale co by nie mówić myślę, że jego powieści są i tak o niebo lepsze od wielu dzisiaj wydawanych tworów, mimo, iż w sporej mierze nie przetrwały próby czasu. Ja zastanawiam się jeszcze nad Starą baśnią, którą poleca kilka osób :)
Usuń"Stara baśń" to była jedna z moich ulubionych książek...kiedyś...
UsuńByć może i dzisiaj by mi się podobała...
Dzięki! Po pierwsze, dowiedziałam się wreszcie kim była owa słynna hrabina Cosel ( i już nie muszę czytać książki) a po drugie-wiem już gdzie szukać słownictwa z epoki, gdyby przyszło mi do głowy przetłumaczyć jakąś powieść francuską dziejącą się mniej więcej w tym samy czasie. Czyli przeczytawszy Twoją recenzję, upiekłam dwie pieczenie na jednym ogniu:) Uwielbiam te Twoje lektury-takie kompletnie poza czasem, niemodne, nie bestsellery stojące na pierwszej półce przy wejściu do MPIK-u, ale cofnięcie się do polskich autorów, może troszkę zakurzonych. Miłosz napisał, że polska literatura stoi poezją i dramatem, z powieścią słabo. Może myślał np. o Kraszewskim?
OdpowiedzUsuń:) Myślisz, że nasze aścki, asanki, pieściwie, szydersko, czy inne wyrażenia znalazły by francuskie odpowiedniki :) Czytam sporo książek, jak to dziś nazywają koleżanki blogerki nieoczywistych, ale zdarza się od czasu do czasu przeczytać coś z epoki :) np. Perełkę, czy klejnocik Modiano przeczytałam i nawet nie zgrzytałam zębami i nawet było nieźle, tylko jakoś tak ulotnie.
UsuńWidzę pewne podobieństwo do postaci sułtanki Roksolany (Hürrem). Kurcze, nawet nie wiedziałem, że mnie tak wciągnie ten serial. Najpierw oglądałem dla pięknych widoków i barwnych strojów, potem akcja goni akcję. He, he, ciekawe czy ktoś to jeszcze ogląda. Pewnie wstyd się przyznać :)
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia o czym mówisz, ale znam to uczucie kiedy serial wciąga tak, aż wstyd się przyznać. Miałam tak z Rodziną Borgiów, ani serial wysokich lotów, ani historyczna prawda, a ja skończywszy oglądać już szukałam możliwości zakupu kolejnej serii :)
OdpowiedzUsuńJest taki serial przed Teleexpresem "Wspaniałe stulecie". Powoli zbliża się do 100 odcinka.
OdpowiedzUsuńRzadko oglądam telewizję, stąd nie orientuję się w różnych serialach:)
UsuńHrabina Cosel wzbudza mieszane uczucia to fakt. Jeśli ktoś sięgnie nie po książkę tylko po film, zobaczy kreację aktorską Jadwigi Barańskiej, która próbowała hrabinę uczłowieczyć, pozbawić ją dumy, dodać emocje. I chyba to się udało.
OdpowiedzUsuńTeż myślę, że pani Barańska wielce się przyczyniła do uczłowieczenia postaci i to dzięki filmowi miałam zupełnie inne wyobrażenia o postaci.
UsuńNieodmiennie Cię podziwiam za słuchanie audiobooków. Ja jakoś nie mogę się do nich przekonać.
OdpowiedzUsuń"Hrabinę Cosel" czytałam dawno temu. Nie zrobiła na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, ale pamiętam tę zapiekłą dumę i pogardę. Lepiej wspominam "Bruhla" również osadzonego w czasach saskich. :)
Muszę przyznać, że miałam okres gorszej przyswajalności, ale ostatnio znowu udaje się skupiać na słuchaniu, co mnie cieszy, bo udaje mi się dzięki temu poznać więcej książek. Zdarza mi się, że po wysłuchaniu audio czytam wersję papierową.
UsuńCzytałam wieki temu i miałam wtedy to samo odczucie, antypatii do hrabiny Cosel. Chyba tak to działa na wszelkie postacie, które tak reagują na resztę świata - że maja pogardę. Obrazowanie autora poprzez gloryfikację i wyniosłość danej osoby ( bohatera), u czytelnika wzbudza niechęć - niestety. Tak jak Oleńka u Sienkiewicza - że dumna i dumna ( o co chodzi z tą dumą?), a z Baśką od razu się sympatyzuje.
OdpowiedzUsuńcoś w tym jest, że antypatyczny bohater uwiera czytelnika, choć jeśli książka jest dobrze napisana to owe pejoratywne określenia wcale nie przeszkadzają, jak wkurzająca Róża z Cudzoziemki Kuncewiczowej, która niszczyła rodzinę szantażem emocjonalnym. Tyle, że tam autorka raczej nie sympatyzowała z bohaterką, może to także ma jakieś znaczenie:)
OdpowiedzUsuńCzytając książkę i oglądając film czułam sympatię do hrabiny Cosel. Nawet jej współczułam, że została odtrącona i trafiła do zamku Stolpen. Będąc dwa lata temu i w tamtym roku w Dreźnie wielokrotnie przechodziłam koło Taschenbergpalais, wspaniałego pałacu Cosel. Obecnie mieści się tutaj jeden z najdroższych hoteli. Przygotowując się do wyjazdu, sporo czytałam o hrabinie. Mając dokument w którym August obiecuje jej małżeństwo, nie tylko uważała się za królową ale chciała decydować w wielu ważnych sprawach państwowych. A jej wyjątkowa rozrzutność nie podobała się poddanym. To fakt, że przez wiele lat była rozpieszczana i faworyzowana przez zakochanego Augusta ale ona się panoszyła ponad stan.
OdpowiedzUsuńMam sporo książek Kraszewskiego bo moja fascynacja tym pisarzem trwała przez kilka lat.
Pozdrawiam serdecznie:)
Tak, jak Caffe1 uważam, że sporo zasługi pani Barańskiej w uczłowieczeniu hrabiny Cosel, oglądając film, czułam do niej sympatię, a nawet współczułam, że została oszukana. A sama hrabina musiała być niezwykle naiwną osóbką, skoro uważała, że papierowe przyrzeczenie zobowiąże do czegokolwiek króla :) Swoją drogą z ciekawością obejrzałabym okolice, w których działy się wydarzenia opisane w książce i te rzeczywiste.
UsuńZapraszam do mnie do Gajówki, a potem ruszymy śladem Hrabiny Cosel do Drezdna i do Stolpen. Nie czytałam Kraszewskiego w młodości, prócz obowiązkowych czytanek w ksiązce do j.polskiego, ale dokonał tytanicznej pracy. Podobno jest w Księdze Guinessa.
UsuńDziękuję za zaproszenie, zaraz zaglądnę, choć książka może nie zachwyciła, to myślę, że okolica warta odwiedzenia.
UsuńOj, myślałam, że pisałaś coś u siebie na temat Stolpen, a widzę, że źle zrozumiałam twój komentarz :) bo stosownego wpisu nie widzę.
UsuńPisałam w poscie Moja enerdówkowa nostalgia w sierpniu. Dobrze zrozumialas, w przenosni i dosłownie.
UsuńA teraz zamiescilam gratke dla ciebie, bylas juz na jakiejś marionetkowej operze?