Pragnienie zmiany uporządkowanego życia to myśl przyświecająca wielu, ale tylko nieliczni zdobędą się na odwagę jej realizacji. Nie znam nikogo, kto zdecydowałby się na to pod wpływem impulsu, co nie znaczy, iż nie chciałabym poznać, a może jeszcze bardziej chciałabym umieć sama się na to zdobyć. A z drugiej strony może lepiej realizować swoje zamierzenia i żyć w zgodzie z samym sobą, niż czekać na impuls, który zmieni utarty bieg życia i nada mu sens.
Tyle, że nie każdy ma taką możliwość.
Książka Merciera Pascala to książka o duchowej podróży w głąb siebie. Gregorius ponad pięćdziesięcioletni nauczyciel języków klasycznych prowadzący ustabilizowane, nieco nudnawe życie w jednej chwili porzuca wszystko, wychodzi w trakcie lekcji z klasy i wsiada w pociąg do Lizbony. Jedzie, aby poznać człowieka, którego słowa go urzekły.
Błędem jest sądzić, że decydujące chwile życia, w których zmienia się na zawsze utarty bieg, muszą cechować się głośnym jaskrawym dramatyzmem, podmywanym silnymi, wewnętrznymi wzburzeniami. […] W rzeczywistości dramatyzm determinującego życie doświadczenia jest często niewiarygodnie cichy. (str. 43)
Impulsem jest przypadkowe spotkanie kobiety, która wygląda, jakby chciała skoczyć z mostu, chwila rozmowy z nią, podczas której ulega czarowi wymowy portugalskiego słowa oraz lektura książki "Złotnik słów" portugalskiego lekarza Amadeu de Prado. Pełna filozoficznych przemyśleń książka sprawia, że starzejący się mężczyzna odnajduje duchową więź z człowiekiem, którego nigdy w życiu nie spotkał.
Połączyła ich miłość do słów. Fascynacja słowami spowodowała, iż obaj nie potrafią odnaleźć się w realnym świecie i zbudować relacji z otoczeniem. Nauczyciel ucieka w świat literatury, tłumaczeń i nauki języków obcych, lekarz, niespełniony poeta przelewa swe myśli na papier zapisując refleksje o życiu i śmierci, przyjaźni i lojalności, rodzicielstwie, miłości, oczekiwaniach, nadziejach oraz pisze listy, których nigdy nie wyśle.
Książka napisana została po portugalsku, co sprawia, iż uczący się tego języka nauczyciel tłumaczy ją powoli, a lekturę przeplata spotkaniami z ludźmi, którzy znali Prado.
Gregorius zwlekał z otworzeniem książki Prado. […] Jak będzie po ostatnim zdaniu? Zawsze bał się ostatniego zdania, a od połowy każdej książki regularnie dręczyła go myśl, że ostatnie zdanie niechybnie nastąpi. (str. 264)
Wszystko to na tle historii Portugalii; dyktatury Salazara i ruchu oporu a także na tle Lizbony; nostalgicznej, smutnej i pięknej.
Jest w tej książce jakiś nieokreślony smutek, który przywodzi na myśl tęsknie wyśpiewywane fado.
Czy myśl o upływającym czasie i śmierci powodowała, że nagle człowiek nie wiedział już czego chce? Że nie rozpoznawał własnej woli? Że tracił oczywistą znajomość swoich chęci? I w ten sposób stawał się dla samego siebie kimś obcym, problematycznym? (str.74)
Kiedy zyskujemy pewność, że nigdy nie osiągniemy pełni, wtedy nagle nie wiemy, jak powinniśmy przeżyć czas, bo nie możemy już przeżywać go w nadziei na spełnienie. (str. 184)
Wiele z refleksji, jakie snuje Prado, czy Gregorius przemawiało do mnie, bo stanowiło lustrzane odbicie moich myśli, jak choćby ta o postrzeganiu własnej osoby. Kiedy Gregorius obserwuje swoje odbicie w szybie i zastanawia się, co widzą inni.
Pomyślałem, że nigdy, ani przez chwilę w życiu, nie byłem taki, na jakiego wyglądałem i jakie sprawiałem wrażenie. Ani w szkole, ani na studiach, ani w pracy. Czy inni ludzie także nie rozpoznają się w swoim zewnętrznym obrazie? Czy ten obraz wydaje im się maską pełną niezgrabnych grymasów? Czy z przerażeniem zauważą przepaść między sposobem, w jaki postrzegają ich inni, a sposobem, w jaki odbierają samych siebie? (str. 77)
Czy wówczas, kiedy dochodzi do wniosku, że rozmowa jest tylko wypowiadaniem słów, a nie wymianą myśli.
Książka jest kopalnią refleksji i filozoficznych rozważań. Z wieloma z nich się zgadzam, wiele jest odkrywczych, nad wieloma długo się zastanawiałam.
Niektóre jednak sięgają tak głęboko, że stają się trochę nieczytelne, inne są niepotrzebnie powtórzone, choć to chyba celowy zamysł autora (dla mnie nieprzekonywujący).
Nie umniejsza to jednak mojej wysokiej oceny książki.
Nie umniejsza to jednak mojej wysokiej oceny książki.
Poza pobudzającą do zastanowienia warstwą filozoficzną dałam się wciągnąć także w fabułę, która choć ma drugorzędne znaczenie jest interesująca i zaskakująca. Ciekawym zabiegiem była możliwość poznawania historii bohatera z różnych punktów widzenia, składanie jej niczym puzzli w całość.
Polecam tym, którzy są gotowi na podróż w głąb siebie.
Jeśli nie zgadzacie się z myślą, iż „Życie nie jest tym, co przeżywamy, jest tym, co wyobrażamy sobie, że przeżywamy” (str. 376) to chyba nie jesteście jeszcze gotowi na odbycie tej podróży.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję paren. Jest to dla mnie tym cenniejsze doświadczenie, gdyż Lizbona jest celem tegorocznej podróży nie tylko w głąb siebie, ale także na ten skrawek Europy, który kiedyś nazywano końcem świata.
W sieci odnalazłam filmową ekranizację z Jeremy Ironsem w roli profesora Gregoriusa. Jak to często bywa film nie jest wierną adaptacją, gubią się tutaj niuanse i filozoficzne rozważania, pominięto pewne postacie, wprowadzono inne zakończenie, ale mimo to wart jest obejrzenia. Jednak gdybym oglądała go nie znając książki moje wrażenia byłyby zupełnie inne.
Zaliczyłam do literatury portugalskiej, choć napisał Szwajcar studiujący w Londynie i Heidelbergu i mieszkający w Niemczech. Przypisując etykiety mam problem z kwalifikacją książki- wg pochodzenia, narodowości, miejsca zamieszkania, czy tematyki książki. W tym przypadku uznałam, iż określenie jej mianem literatury portugalskiej jest jak najbardziej uzasadnione.
Tak, życie jest naszym subiektywnym filmem. Na to samo możemy spojrzeć w różny sposób, w zależności od naszych uwarunkowań...
OdpowiedzUsuńZależy kto, kiedy i w jakich okolicznościach patrzy :)
UsuńTo ja dziękuję Tobie! Z ogromną ciekawością przeczytałam Twoje refleksje po lekturze "Nocnego pociągu..." Wierzę, że podróż do Lizbony będzie dla Ciebie wspaniałym przeżyciem. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńA ja żałuję, że nie potrafiłam napisać o tej książce tak pięknie, jak na to zasługiwała. Być może to efekt dzisiejszego upału, albo...
UsuńBardzo się cieszę, że Ci się podobała. :-)
Usuń:)
UsuńMoim zdaniem napisałaś o tej książce bardzo ładnie i na pewno zachęcająco. Nieraz marzę sobie, by porzucić uporządkowane życie i wyjechać gdzieś daleko, coś zmienić, ale muszę z tym poczekać, aż dzieci staną się pełnoletnie. Najpierw obowiązki, potem przyjemności :-)
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o etykiety, ja też nieraz mam wątpliwości, jak zakwalifikować pisarza. Na ogół decyduje język, w jakim pisarz tworzył. Na przykład Conrad, pisarz o polskich korzeniach, pisał po angielsku, więc zaliczam go do pisarzy angielskich. Ale Simenona, który pisał po francusku, a był Belgiem, zaliczam do pisarzy belgijskich.
Tak na taką podróż mogą pozwolić sobie jedynie osoby nie mające rodziny:), choć podróż w głąb siebie nie wymaga porzucenia dotychczasowego życia. Tylko, czy jesteśmy na to gotowi:)
UsuńNiesamowite! I ja pisałam wczoraj notkę o Lizbonie, do której jechałam mając w myślach Amadeu i Gregoriusa podążającego jego sladami. Wiele cennych myśli,właściwie w każdym wpisie w jego dzienniku. To podróż głęboka, gdzie odwaga polega na zaglądaniu do wnętrza. Jedna z tych, o ktorych często mówi prof. Sławek.
OdpowiedzUsuńZe strony 298 - „Nie marnuj swojego czasu, zrób z nim cos wartościowego”. Jednak co to może znaczyć wartościowego ? Wreszcie zacząć urzeczywistniać dawno żywione pragnienia. Dostrzec pomyłkę w założeniu, że potem będzie jeszcze na to czas. Memento jako narzędzie w walce przeciw wygodzie, samooszukiwaniu się i lękowi, który wiąże się z konieczną przemianą. Wybrać się w wymarzoną podróż, nauczyć się jeszcze jednego języka, przeczytać te książki, kupić sobie taką biżuterię, spędzić noc w tym słynnym hotelu. Nie minąć sie z samym sobą. " Pozdrawiam z Londynu.
Dziękuję ci za tę informację, zajrzałam i zajrzę ponownie przed wylotem, sporo tam ciekawych informacji, spostrzeżeń i wrażeń, może podkradnę jakiś pomysł. Ja generalnie nie jestem wielbicielką półwyspu iberyjskiego, ale coś mnie zaczęło do Portugalii ciągnąć, może to właśnie to nostalgiczne fado, to oczekiwanie przemiany, zwolnienia tempa. Po podróżach po Włoch i Francji, czy nawet Londynu jestem trochę zmęczona tłumami turystów, liczę, iż w Portugalii będzie ich nieco mniej, no i liczę, iż odnajdę tam siebie :), tak jak odnajdywałam w poprzednich podróżach. Pozdrawiam z Gdańska
UsuńZaglądanie w głąb siebie może czasem przynieść niespodziewane efekty, nie zawsze dobrze o nas świadczące. Być może dlatego opóźniamy ten moment. Niemniej przychodzi taki czas, gdy ono samo się narzuca choćby w postaci podsumowania swojego życia. A jak znam to z autopsji zaczyna się już to po czterdziestce. Byś może już wtedy nie możemy uciec, gdzie nas oczy poniosą, przynajmniej nie wszyscy, ale możemy się jednak starać coś w życiu zmienić, przemeblować swoje wnętrze.....a nie tylko zmieniać otoczenie....
OdpowiedzUsuńKsiążki pewno nie przeczytam..jak dla mnie zbyt filozoficzna, ale film choćby dla Ironsa poszukam....
Oj zrobiło się tak poważnie i ostatecznie. A film podlinkowałam we wpisie. Wczoraj widziałam, że na innych portalach trzeba płacić za oglądanie, a na tym jest (a przynajmniej był jeszcze wczoraj) bezpłatnie.
UsuńA bo ja mam takie skłonności.....starzeję się .....ha,ha...
UsuńA link zobaczyłam później ...ja czasem korzystam z tej strony.....
Właśnie oglądnęłam film i jestem pod wrażeniem historii w nim opowiedzianej i tego klimatu nostalgii jakim jest przepojony. A teraz nabrałam mimo tego co napisałam chęci na przeczytanie książki.
UsuńCieszę się,że film ci się spodobał i zachęcił do lektury. Mozeudaci się kiedyś ją przeczytać.
UsuńCzytałam te książkę wieki temu, pamiętam głownie to, że trochę się zawiodłam. Z jednej strony czegoś mi było w niej brak z drugiej drażnił nadmiar polityki. Miałam wrażenie, że pretenduje do miana arcydzieła a tymczasem jest taką sobie książeczka do czytania w pociągach nocną porą ;)
OdpowiedzUsuńArcydziełem bym jej nie nazwała, ale czytałam z przyjemnością i jak dotychczas to jedna z niewielu pozycji z tego kręgu kulturowego, którą będę mile wspominać. Mnie nie przeszkadzała polityka (nie wydawało mi się, że jest jej za dużo, nawet z ciekawością czytałam o tym okresie historii, którego (przyznam) prawie nie znałam. Natomiast nie przekonywały mnie niektóre filozoficzne rozważania, choć jak wspomniałam inne były mi bliskie, lub zmuszające do refleksji.
UsuńTak sie zlozylo, ze najpierw obejrzalam film, zaraz potem przeczytalam ksiazke i moze i dobrze, bo ogladalam calkiem nieznana mi historie i nie musialam sie zloscic? Podobaly mi sie i ksiazka i film, choc ja glownie wyluskiwalam z obydwu Lizbone i lizbonska codziennosc, te wspolczesna i te miniona. Nocny pociag do Lizbony to dla mnie kolejny powrot do Lizbony, tej ktora znam i ktora bardzo lubie, tej z nieuchwytnym czyms.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że oglądanie filmu bez znajomości lektury daje nam zupełnie inną wizję imię mamy żadnych oczekiwań względem ekranizacji. Ma to swój urok. I ją s,ukalam w nich miasta i choć tyczy miejsc zupełnie mi nie,znanych to otrzymała, a może wyobrazilam sobie, że otrzymalam przeczucie jego klimatu, tego czegoś, czego nie potrafimy nazwać, a co przeczuwamy, wyobrażany sobie, za czym potem tesknimy. I jeśli wylatują z Lizbony zatesknie za nią, to będzie to największą wartość tej wycieczki
UsuńMiłego zwiedzania Lizbony, Guciamal!
OdpowiedzUsuńKsiążka jest piękna, głęboka, refleksyjna. Czytając ją myślałam sobie, że bardziej pasuje czytelnikowi dojrzałemu, który zaczyna już podsumowywać swoje życie, niż młodemu, który w życie dopiero wkracza. Myślę, że każdy z tych czytelników odnajdzie w niej coś innego, poza uniwersalnym przesłaniem, zawartym przez autora.
A polityka, no cóż, to część naszego życia. Wpływa na nie, kształtuje lub niszczy.
Film, według mnie, ratuje jedynie Irons.
Dziękuję. Czytając miałam momentami wrażenie podobieństwa do Cieniu wiatru Zafona, którego nie oceniłam zbyt wysoko, ale kończąc lekturę doszłam do wniosku, że to jednak zupełnie inna klasa literatury. Refleksje głębokie, choć może czasami nie do końca dla wszystkich czytelne. A film? no cóż w stosunku do książki moim zdaniem wypada dużo słabiej, ale jednak wart obejrzenia, a jak przeczytałam u Ani może być zachętą do lektury, co działa na jego plus, poza tym dla kochających Lizbonę ma dodatkowy bonus w postaci bohatera drugiego planu (miasta). A Irons może uratować każdy film (moim skromnym zdaniem).
UsuńO tak! "Nocny pociąg do Lizbony" to dużo wyższa półka niż "Cień wiatru"!
UsuńFilm jako zachęta do przeczytania książki? Dlaczego nie? :)
Pozdrawiam!
Też tak uważam. :)
Usuń