Francuska kawiarenka literacka

niedziela, 17 kwietnia 2016

Immoralista Andre Gide


Immoralista Andre Gide,
Wydawnictwo Zielona Sowa
rok 2006.
Ilość stron 119

Po Lochach Watykanu poszłam za ciosem i sięgnęłam po Immoralistę oraz Dziennik Gide`a. O ile Dziennik czytałam długo, właściwie smakowałam go, o tyle Immoralistę niemal połknęłam od razu. Po czym od razu sięgnęłam po książkę raz jeszcze, czując, iż wiele w niej przeoczyłam. 
Lektura niezwykle wciąga; piękny język, oniryczny nastój i bohater, którego zachowanie fascynuje, ciekawi, zadziwia, może nawet bulwersuje. Jak pisze autor w przedmowie opowiadając historię Michała nie starał się niczego dowieść, a jedynie dobrze namalować. Powstał z tego obraz delikatnej urody, mocno intrygujący. Jeszcze wspomagając się słowami Gide`a Immoralista „To owoc pełen piołunu; jest podobny do pustynnych arbuzów, które wyrosłe w miejscach nasyconych wapnem, pozostawiają spragnionym dotkliwsze niż oparzenia pragnienie, ale oglądane na tle złotego piasku nie są pozbawione urody” (str.7)
Michał swe młode lata poświęcił pracy, ruinom i książkom. Mocno zżyty z ojcem, kiedy ten zachorował poślubił Marcelinę. Małżeństwo miało zadowolić ojca. Nie kochał dziewczyny, przynajmniej nie takim rodzajem miłości, jakiej oczekuje się od nowożeńców. Kiedy po śmierci ojca wyjechali w podróż poślubną Michał zachorował. Leżąc chory, z gorączką, dreszczami nagle uświadomił sobie, że całe dotychczasowe życie było jedynie namiastką, … „do tej chwili tak niewiele czułem, myśląc tak wiele, a teraz ku mojemu zdumieniu czucie stawało się równie silne, jak myśl” (str.32). I ogarnia go apetyt na życie, jakiego dotąd nie znał, niezależne, swobodne, blisko natury, nieskrępowane. 
I nagle ogarnęło mnie pragnienie, chęć, coś potężniejszego, bardziej władczego, aniżeli wszystko, co kiedykolwiek dotychczas czułem; żyć. Chcę żyć, chcę żyć. Zacisnąłem zęby i zwarłem palce, skoncentrowałem się cały w szaleńczym, rozpaczliwym wysiłku-prowadzącym ku istnieniu. (Str. 25)
I nabiera pewności, że potrafi wyzdrowieć siłą woli. I zdrowieje. Nie chce nikomu zawdzięczać sukcesu poza sobą (i może żoną). Kiedy Marcelina modli się o zdrowie dla Michała ten prosi, aby tego nie robiła, bo nie chce, aby Bóg… „miał prawo do jego wdzięczności” (str.27). Nie chce zaciągać zobowiązania. 
Początkowo sam nie bardzo rozumie, co oznacza owo – żyć.
…nie potrafiłbym wyjaśnić, co rozumiałem pod słowem żyć, ani tego, że moje upodobanie do pełniejszego życia na otwartej przestrzeni, wolnego od przymusu i liczenia się z innymi, może było sekretnym powodem tłumaczącym moje skrępowanie; na razie ów sekret wydawał mi się bardzo tajemniczy; to sekret wskrzeszonego- myślałem; bo w stosunkach z ludźmi pozostawałem obcy, jak ktoś kto powraca od umarłych. (str. 68)
Od tej chwili Michał zanurza się w życiu; zachłannie i bez pamięci. Odkrywa jego uroki, piękno natury, czar młodości i witalności. Prowadzi badania historyczne, a podziw dla jednego z bohaterów jego rozpraw (Atalaryka) przekłada się na pogoń za życiem, jakie pragnąłby prowadzić.
Wyobrażałem sobie tego piętnastoletniego chłopca, skrycie podżeganego przez Gotów, jak buntuje się przeciw […] swej matce, wierzga przeciw łacińskiej edukacji, zrzuca kulturę jak koń uwalniający się całym ciałem od krępującej go uprzęży i jak przedkładając towarzystwo niecywilizowanych Gotów nad mądrość starego Kasjodora, wiedzie przez parę lat w gronie nieokrzesanych rówieśników-faworytów życie burzliwe, pełne zmysłowości, nieokiełznania, by wreszcie umrzeć w wieku osiemnastu lat, zepsuty ponad miarę, pijany rozpustą. Odnajdywałem w tym tragicznym pędzie ku dzikiej, nietkniętej kulturą egzystencji coś takiego, co Marcelina nazywała z uśmiechem moim „kryzysem”. Poszukiwałem przyzwolenia, bym mógł stosować się do tego przynajmniej umysłem, skoro moje ciało nie brało już w tym udziału; i usilnie przekonywałem sam siebie, iż ze straszliwej śmierci Atalaryka należy czerpać naukę. (str. 49)
Bohater (duchowe alter ego pisarza?) zrzuca krępujące go więzy mieszczańskiej moralności, odrzuca naukę Chrystusa nie mogąc pogodzić się z ceną (posłuszeństwa, pokory, poddania), jaką należałoby zapłacić za niepewną nagrodę w życiu przyszłym i wybiera życie poza dobrem i złem gotów ponieść za to każdą karę.
Michał podziwia wszystko co piękne, silne i zdrowe. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że brakuje mu empatii dla wszystkiego co słabe, brzydkie i chore. Pozostawia na długie godziny ciężarną żonę, aby samemu oddać się nieskrępowanej przyjemności czerpania z życia pełnymi garściami. A kiedy żona zaczyna słabnąć Michał oddala się od nie coraz bardziej.
Choroba weszła w nią, zamieszkała w niej, napiętnowała ją, splamiła. Była to już rzecz uszkodzona. (str. 84)
Autor nie ocenia, jedynie opisuje. Można poczuć, iż wykazuje zrozumienie dla pragnienia takiego życia, choć jest tu i coś, co przeszkadza w pełnej jego akceptacji. Poczucie winy? Gide sam miał dość „skomplikowane” relacje z bliskimi. W jego Dzienniku choć w zawoalowanej formie pojawiają się różne fascynacje młodymi mężczyznami (może nawet chłopcami) i choć wielokrotnie podkreśla, iż w życiu najważniejsza jest szczerość pozostawia sobie margines tajemnicy odnoście intymnych związków. Czy zatem Immoralista to rozdźwięk pomiędzy pragnieniem a powinnością, czy może chęć zadośćuczynienia powszechnym oczekiwaniom, zgodnie z którymi człowieka, który żyje poza dobrem i złem (poza moralnością) spotyka zasłużona kara. Przychylam się do pierwszej tezy, choć i ta druga nie wydaje mi się pozbawiona racji. 
Rewerencja, jaką darzy autor szczerość wobec siebie przejawia się w słowach rozmówcy Michała – Menalka.
…Większość sądzi, że można uzyskać od siebie coś dobrego, wyłącznie uciekając się do przymusu; ludzie podobają cię sobie tylko zafałszowani. Nikt nie pragnie być sobą. Każdy naśladuje obrany przez siebie wzór; nawet go nie wybiera, po prostu akceptuje gotowy. Tymczasem można, jak sądzę, wyczytać w człowieku inne rzeczy. Nikt nie śmie. Nikt nie śmie odwrócić strony. Prawa naśladownictwa; nazywam je prawami strachu. Każdy boi się znaleźć w osamotnieniu; i właściwie wcale nie potrafi się odnaleźć. Ta agorafobia moralna jest mi wstrętna; najgorszy rodzaj tchórzostwa. A przecież wynalazków dokonujemy zawsze sami. Ale któż tutaj chce coś wynajdować? To, co czujemy w sobie różniącego nas od innych, jest właśnie czymś należącym do rzadkości, tym, co przydaje nam ceny, i to właśnie staramy się zniszczyć. Naśladujemy. I twierdzimy, że kochamy życie. (str.76)
Michał cały zatraca się w tym co zmysłowe (nie koniecznie cielesne, choć między wierszami można wyczytać, iż nie stroni od uciech cielesnych i to nie tylko z płcią przeciwną). Jego żądza posiadania dotyczy raczej sfery duchowej niż materialnej. 
Nawet w opisie natury dostrzega się zachwyt nad witalnością życia.
Wszedłem zachwycony w jego mrok [ogrodu]. Powietrze było świetliste. Kasje, których kwiaty rozwijają się o wiele wcześniej od liści, pachniały- o ile wiatr nie nawiewał owej leciutkiej, nieznanej woni, wdzierającej się we mnie, jak mi się zdawało, wszystkimi zmysłami i wprowadzającej mnie w stan egzaltacji. [...] usiadłem jednak na pierwszej z brzegu ławce, raczej upojony i oszołomiony aniżeli zmęczony. (str. 31)
Ta niewielka objętościowo książeczka (119 stron) zawiera takie bogactwo przeżyć, przemyśleń, zagadnień do rozważenia, że ze wszech miar godna jest polecenia. Oczywiście można nie podzielać postawy bohatera, można się od niej odcinać, ale warto nad nią się zastanowić.

sobota, 9 kwietnia 2016

Co czytał Boy?, czyli kolejny odcinek z serii co czytali znani?

Wiadomości nabyte podczas czytania ulatują z pamięci coraz szybciej, ale anegdotkę o pierwszym wrażeniu, jakie na małoletnim jeszcze chłopcu wywołała książka Prusa, myślę, że na długo zapamiętam.
Pewnego dnia wpadła do nas bibliotekarka… z wypiekami na twarzy, podniecona, wzburzona, trzymając w ręku jakieś książki. Zdyszanym głosem rzekła: Pani prezesowo (do matki Boya); my tego w bibliotece trzymać nie możemy; to jest ohyda, ohyda! Cisnęła książki na stół. To była Lalka. Rzecz prosta, rzucił się na trzy tomy i pochłaniał je przez kilka dni. „Byłem nieprzytomny z zachwytu”. 
… Wrócił do Lalki po latach, by opowiedzieć o tym spotkaniu w odczycie radiowym Prus w perspektywie czasu. Mówi: Teraz… przerywając lekturę… wyszedłem z domu, aby przejść się trochę”. Idąc szlakiem Wokulskiego”, skręcił z Krakowskiego Przedmieścia, gdzie mieszkał na Karową i skierował się ku Wiśle. Pomyślał, że asfaltowany bulwar, wysadzany drzewami zachwyciłby Prusa… I w naddatku niepodległa Polska, która też Prusowi-o parę lat, nie było dane doczekać. (str.43-44).
Kiedy mówi się o Boyu natychmiast pojawia się skojarzenie z literaturą francuską, której był gorącym admiratorem; Balzak, Maupasant, Sthendal, Gide, Proust, Molier, Baudelaire i wielu innych.
Miał lat kilkanaście, kiedy poznał Baudelaire`a. Egzemplarz znalazł na biurku Kazimierza Tetmayera, swojego kuzyna… Uderzył mnie tytuł Les Fleurs dum al (Kwiaty zła), tajemniczo odpowiadający mojemu stanowi ducha. Baudelaire – poeta krakowski – określił to w późniejszym szkicu. „Chłonąłem w zachwycie (…) wszystkie upajające trucizny. Znajomość była zawarta. Sztama. Na kilka lat B. stał mi się nieodłączny, stał się wcieleniem poezji. (str. 46)
Czytał France`a, jak całe jego pokolenie, „aż do opilstwa”. I chociaż po dwudziestu kilku latach „nie zawsze odnajduję dawne entuzjazmy, mam wrażenie- broni swojej lektury-że mimo swego nihilizmu ksiądz Hieronim Coignard był dobrym mistrzem”. A oto dlaczego: Życie aż nadto uczy codziennie człowieka niezłomnie wierzyć, w to co mu wygodnie, ku czemu prą go jego interesy lub namiętności, filozofia tedy, która uczy go wątpić, jest zbawienną i ludzką nauką. (str. 48)
Kiedy mu jednak zarzucano, iż poza klasykami francuskimi nie widzi innej literatury odpowiadał, że …całego Dostojewskiego ma za sobą. („Boże Ty mój- wzdycha w ruskim zaśpiewie-nie zawsze było się zgniłym zapadnikiem”). Biesy czytał z osiem razy, wciąż wracał do Idioty (‘najpiękniejsza powieść świata”), wspomina Wieś Stefańczykowo i jej mieszkańców, odkrywając w tym opowiadaniu pokrewieństwo ze Świętoszkiem Moliera. Kochał się w demonicznych kobietach Dostojewskiego: Nastazji Filipownie, Gruszeńce, nieszczęsnej Sońce Marmieladównie. Czytał te książki po francusku, ale kiedy rozczula się nad Łagodną, odezwie się tytułem rosyjskim (str. 45)
O Przybyszewskim (pod którego pozostawał we wczesnych latch znajomości wrażeniem i w którego żonie się kochał) pisze po latach;
Nie da się czytać Przybyszewskiego, tak drażni. Weźmy książkę Szlakiem polskiej duszy”. Całe stronice superlatywów. W końcu wszystko mu za słabe: mamy więc wyrażenia takie, jak „rozmonarszy się w przeolbrzymim majestacie”, jak „tytaniczna Niagara potęgi”… „oczywiście wszystko dusza polska”. […] Na wyżyny, na jakie Mickiewicz raz wzbił się w Improwizacji, Przybyszewski chciał chodzić codziennie spacerem. Nie wolno ględzić na górze Synaj” (str. 78)
W literaturze zadziwia mnie aktualność spostrzeżeń, jak znajomo brzmi wykorzystywanie idei / tematu dla własnych potrzeb (choć w zacytowanym fragmencie dotyczy wieszcza). 
W recenzji ze Snu srebrnego Salomei Słowackiego pisze, iż idea Boga w poemacie „zrodziła się z Polski i do polskiej sprawy jest wciągnięta; Bóg jest zdecydowanym polskim nacjonalistą, że zaś ówczesny nacjonalizm siłą rzeczy sprzęgnięty bywa ze szlachetczyzną, Bóg poety jest tu niejako nadwornym kapelanem pana Regimentarza. […] Niebezpiecznie jest mieszać Boga do rzeczy, od których Bóg, jeśli je dostrzega, odwraca ze smutkiem głowę i w których włada jedynie okrutne prawo miecza i racja zwycięzcy’ (str. 235)

Czytając poniższe słowa uśmiecham się na własną reakcję dokładnie odwrotną od Boyowskiej na literaturę romantyczną.
Kiedy byłem w szkole […] budzili we mnie szczerą antypatię owi filareci, filomaci i promieniści, którzy wypisywali sobie, jako godło „naukę i cnotę”. To są rzeczy, które starsi zalecają młodym, a przeciw którym młodzi się buntują lub sobie z nich kpią; ale żeby młody sam sobie stawiał za ideał naukę i cnotę, to mi się wydawało potworne. (str. 41).
Ja natomiast pamiętam, że w czasach licealnych uwielbiałam romantyków a jednym z najmilszych wspomnień szkolnych była lekcja poezji romantycznej przy zasłoniętych oknach i zapalonych świecach. To było takie piękne i podniosłe i takie dla mnie ożywcze. 
Ale i Tadeuszek dostrzegł zalety Mickiewiczowskiej poezji.
W gimnazjum poza wkuwaniem na pamięć rozmaitych koncertów z Pana Tadeusza –Wojskiego na rogu, Jankiela na cymbałach- należało zapamiętać, że w ostatniej księdze Tadeusz zamienił chłopom pańszczyznę na czynsz, uczynił ich ludźmi wolnymi, no i że wszystko to kończy się hasłem „Kochajmy się”. […] Dajcie wy się wypchać moi drodzy, obywatelstwem Tadeusza i niewinnością Zosi, ale są w tym Panu Tadeuszu cuda języka, symfonie dźwięków takie, że gdziekolwiek je posłyszeć, bodaj na głupim popisie szkoły dramatycznej, coś ściska w gardle. Trzeba być fizycznie wrażliwym na poezję, aby to odczuć, a to jest może jedyny prawdziwy do niej stosunek” (str. 257).

Zgadzając się z Boyem czytam mój ulubiony fragment Pana Tadeusza, jak najmilszą muzykę mając przed oczami obraz tej scenki:
Tu roznoszono tace z całą służbą kawy,
Tace ogromne, w kwiaty ślicznie malowane,
Na nich kurzące wonnie imbryki blaszane
I z porcelany saskiej złote filiżanki;
Przy każdej garnuszeczek mały do śmietanki.
Takiej kawy, jak w Polszcze, nie ma w żadnym kraju:
W Polszcze, w domu porządnym, z dawnego zwyczaju,
Jest do robienia kawy osobna niewiasta,
Nazywa się kawiarka; ta sprowadza z miasta,
Lub z wicin bierze ziarna w najlepszym gatunku
I zna tajne sposoby gotowania trunku,
Który ma czarność węgla, przejrzystość bursztynu,
Zapach moki i gęstość miodowego płynu.
Wiadomo, czym dla kawy jest dobra śmietana;
Na wsi nietrudno o nią: bo kawiarka z rana,
Przystawiwszy imbryki, odwiedza mleczarnie.
I sama lekko świeży nabiału kwiat garnie
Do każdej filiżanki w osobny garnuszek,
Aby każdą z nich ubrać w osobny kożuszek.

Cytaty z książki Boy-Żeleński błazen- wielki mąż Józefa Hena Wydawnictwo PWN , rok 2011 oraz fragment Drugiej księgi Pana Tadeusza Adama Mickiewicza.

niedziela, 3 kwietnia 2016

Boy Żeleński Błazen-wielki mąż Józefa Hena


Boya znałam przede wszystkim, jako świetnego tłumacza literatury francuskiej. I choć czytałam w jego tłumaczeniu i Balzaka i Maupassanta to pokochałam go dopiero czytając W poszukiwaniu straconego czasu Prousta. Choć sama nie byłam w stanie docenić tłumaczenia, mam świadomość, iż to jego przekładowi autor zawdzięcza, iż jest nie tylko strawny dla polskiego czytelnika, ale też u wielu budzi niekłamany zachwyt. Z napisanych przez Boya książek czytałam jedynie mało reprezentatywną dla jego twórczości Marysieńkę Sobieską. 
Józefa Hena miałam okazję poznać jako autora wspaniałej książki Nie boję się bezsennych nocy i nieco nudnawych Królewskich snów.
Błazen - wielki mąż przybliża Tadeusza Żeleńskiego - tłumacza, krytyka, lekarza, społecznika, satyryka, estetę, twórcę, przybliża też rys historyczny i obyczajowy przełomu wieków. 
Nazwanie się błaznem to dla Boya nie kokieteria, a wyraz dużego dystansu do własnej osoby. Uczyłem się dobrze. Ale miałem jedną właściwość, która mi została; byłem błaznem. Muszę powiedzieć, że cieszyłem się u profesorów dużą bezkarnością, podobną do tej, jakiej zażywają błazny na dworach królów str. 48.
Jestem niepoprawnym błaznem i marzycielem pisał oceniając jedną ze sztuk teatralnych (str. 177). 
Podoba mi się humor Boya, który niemal każdą poważną kwestię potrafi okrasić uśmiechem. 
Podnoszenie godności człowieka, godności wszelkiej pracy, a nie poniżanie jej sztucznymi różnicami… Jeden będzie specem od bakteriologii, drugi od malarstwa pokojowego, inny od zakładania dzwonków elektrycznych, inny od filozofii… to kwestia ich talentów, ochoty i wyboru. Ale nie ma miejsca na żadne przepaści społeczne. Światła, szacunku, chleba i mydła dla wszystkich. A z reszty można się uśmiać. (str.51)
Od najmłodszych lat pochłaniał książki, czytał Fredrę, Słowackiego, Dumasa, w oryginale Heinego, był zapalonym szekspirologiem, czytał Dostojewskiego i literaturę skandynawską. 
Po lekturze powieści francuskich –trzynastoletni smarkacz-umazane ręce i podarte spodenki- w wyobraźni mieszkałem w wykwintnych garsonierach „światowców” i w marzeniach okrywałem pocałunkami gorące i smukłe ciała czarodziejskich mężatek, które po godzinie rozkoszy wymykały się dyskretnie, zostawiając za sobą smugę perfum… odkładałem książkę z wypiekami, z daremną czułością w duszy (str.44). Jakże to odmienne od Sienkiewiczowskich marzeń o polach bitewnych i bohaterskich czynach. 
W wieku młodzieńczym zaczytywał się w skrajnie pesymistycznych dziełach Dostojewskiego i Schopenhauera oraz w mrocznej literaturze skandynawskiej, co skomentował później Od tego czasu… poznałem kilka miłych kobiet i kilkanaście ładnych książek, nie łudzę się jednak, abym szczególnie zmądrzał, ale nauczyłem się bodaj rozumieć, że prawdziwą mądrością życia może być uśmiech, a zgrzyt może być tylko jego pół i ćwierć-mądrością. Str. 45 Może to niezbyt mądre porównanie, ale przypomina mi wypisz wymaluj słowa Ani z Zielonego Wzgórza, która po skończeniu uniwersytetu mówiła, nauczono nas tej prawdy… że humor jest najwspanialszym bogactwem życia. Śmiać się ze swoich omyłek, czerpiąc z nich jednocześnie naukę. Trudności życiowe obracać w żart, ale starać się przezwyciężać je. 
Uwielbiał teatr. Chodzenie do teatru było wówczas nagrodą za dobre sprawowanie, a karą za złe jego zakaz. 
Ta miłość do teatru zaowocuje po latach, kiedy Żeleński zostanie krytykiem teatralnym. 
Przez dom rodzinny i domy znajomych przewinęło się wiele znanych postaci ówczesnej sceny kulturalnej; od Kazimierza Tetmajera, Oskara Kolberga, Władysława Mickiewicza, Aleksandra Gierymskiego, Jacka Malczewskiego, Leona Wyczółkowskiego, Jana Stanisławskiego, Feliksa Jasieńskiego po Stanisława Wyspiańskiego. 
Tadeusz Żeleński pojął za żonę Zofię Pareńską, którą Wyspiański uwiecznił najpierw w Weselu potem w przepięknym obrazie Macierzyństwo. I mimo rozlicznych miłostek i romansów (najbardziej brzemienne w skutkach zakończone podpisaniem cyrografu lekarza wojskowego na lat sześć było uczucie do żony Przybyszewskiego-Dagny) stanowili z żoną dobraną parę aż do śmierci.
Satyryczny talent Boya objawił się w pełnej krasie podczas współpracy z kabaretem Zielony Balonik. Pisał o tym, co go śmieszyło. Składałem piosenki i wiersze w wesołości ducha, bez myśli o druku… Ani mu w głowie było „chłostać biczem satyry”. Błaznował. A co go śmieszyło? Otóż to, co było karykaturą normalnego życia. Co nad tym życiem ciążyło i gniotło je. (str. 104) Tutaj po raz pierwszy występuje w obronie kobiet, ich prawa do miłości i godności, tu wyśmiewa stawianą na piedestał krakowską matronę. 
Ty, co z głębin swej kanapy
Wychylając kibić tłustą
Brzydkie swe nadstawiasz łapy
Przerażonym naszym ustom…
...
Za co stwór podeszły wiekiem
Co kobietą być już przestał,
A nigdy nie był człowiekiem
Windujemy na piedestał?
Str.106-107
Tłumacząc zaprzeczał tezie, iż przekłady są jak kobiety, albo wierne i brzydkie, albo piękne i niewierne. Chyba najlepiej (na ile znam jego prace) oddaje to tłumaczenie Prousta, nie do końca wierne, a jakże piękne. Lubił prowokować. Tłumacząc Żywoty pań swowolnych Bramtome`a w bogobojnym (dulszczyźnianym) Krakowie wiedział, iż wywoła zgorszenie. Gorszenie matrony krakowskiej zawsze należało… do jego ulubionych zajęć. Pielęgnowałem mit – zepsutego człowieka. (str. 131)                     W przedmowie do Rabelais napisze;
I nic nie pragnę, jeno byście zdrowo
Chcieli swym kuprem uczcić co najraniej
Me wdzięczne chuci
Jako recenzent teatralny nieraz naraża się autorom dzieł, nie oszczędzając nawet przyjaciół. Piętnuje patos, megalomanię, sztuczność, obłudę. Najbardziej ceni sobie szczerość, zastrzegając jednocześnie, iż nie ma monopolu na rację. Pisanie o teatrze jest dla mnie jedynie miłym wytchnieniem po innej pracy, której oddałem się cały. Na wiedzy teatralnej, w ścisłym tego słowa znaczeniu się nie znam… (str.189) W teatrze czuje się bardziej widzem, niż krytykiem. Wychodzi z niego zawsze bardziej zamyślony nad życiem, niż nad teatrem. (str.190). 
Nie przysporzyły mu sympatii liberalne poglądy, pisanie o antykoncepcji, aborcji, edukacji seksualnej (Boy sygnalizował odkrycie kalendarzyka [..] wbrew potwarcom nigdy nie propagował przerywania ciąży, które uważał za własną, dramatyczną właściwie decyzję kobiety (str. 263)), krytyka kościoła (kiedy rozważa przyczyny „błędów i wypaczeń” kleru wobec zwykłego życia, widzi je w celibacie. Przecież większość księży- to mężczyźni, jak inni” I taki mężczyzna „skazany jest przez całe życie na sytuacje nieprawidłowe” i ktoś taki, chce gwałtem być dyktatorem w sferze, która absolutnie przekracza jego kompetencję!. (str. 266), a także szarganie narodowych świętości (odbrązawianie Mickiewicza i Fredry, czy krytyka Sienkiewicza). Mierziła go obłuda i zakłamanie. 
To wszystko spowodowało, iż mimo sławy, jaką się cieszył, zyskał także liczne grono oponentów; atakują go wszyscy, którzy czują się dotknięci, prawica, kościół, konserwatyści, pisarze, którym nie podobały się recenzje sztuk, a najbardziej Karol Irzykowski w Beniaminku
A jednak wiele jego myśli pozostaje aktualne i dziasiaj, jak choćby ta poniższa (cytat z Piekła kobiet)
Uczynić biedną dziewczynę matką, pozbawić ją pracy dlatego, bo się spodziewa macierzyństwa, kopnąć ją z pogardą, zrzucić na nią cały ciężar błędu i jego skutków, i zagrozić jej latami więzienia, jeżeli, oszalała rozpaczą, chce się od tego zbyt ciężkiego na jej siły brzemienia uwolnić — oto filozofia praw, które, aż nadto znać, były przez mężczyzn pisane! Głosić wzniosłe teorie o „prawie płodu do życia”, znów grozić matce więzieniem w imię praw tego płodu, ale równocześnie nie troszczyć się o to, aby nosicielka tego płodu miała co do ust włożyć… I rzecz szczególna, ten sam płód, nad którym trzęsą się ustawodawcy, póki jest w łonie matki, w godzinę po urodzeniu traci wszelkie prawa do opieki prawnej, może zginąć pod mostem z zimna, gdy matka — którą jej „święte” macierzyństwo czyni nieraz wyrzutkiem społeczeństwa — nie ma dachu nad głową. 
Co do samej biografii to poza licznymi zaletami w postaci przybliżenia czytelnikom postaci wielkiego człowieka, sporą ilością cytatów z Boya, pomimo widocznej sympatii do bohatera, co nie przeszkadzało autorowi pisać zarówno o wielkości, jak i o małostkach człowieka (zamiłowanie do hazardu, skłonność do romansów) - raził mnie w niej pewien chaos. Biografia nie musi być pisana w układzie chronologicznym, ale w tym przypadku jej brak przeszkadzał w czytaniu. 
Poza tym Hen sporo uwagi poświęca recenzjom sztuk teatralnych, których tytuły nic mi nie mówiły. Jak pisze autor, mimo, iż dotyczyły one osób, których po latach nikt nie pamięta to miały wymiar uniwersalny, jako komentarz do rzeczywistości, w której żył i tworzył Boy. Muszę jednak przyznać, iż było to nieco nużące. 

Mimo tych drobnych uwag postać Boya jest na tyle ciekawa, że warto się z nią zapoznać, jeśli nie poprzez biografię, to choćby poprzez jego dzieła.
Książkę przeczytałam w ramach stosikowego losowania u Anny.

Znalazłam tu wiele interesujących cytatów i informacji i posłużą one do sporządzenie kilku wpisów.