Francuska kawiarenka literacka

niedziela, 21 października 2018

Rzymskie wakacje


Piazza Navona

Pięć lat oczekiwania, pięć lat tęsknoty za murami skąpanymi w słońcu, za szmerem wody w fontannach, za miejscami, w których przeżyło się coś po raz pierwszy. Spotkanie z Watykanem, wejście na Kopułę Bazyliki Św. Piotra, oglądanie Kaplicy Sykstyńskiej, wizyta w Panteonie, fontanny, lody i frutti di mare. Tęsknota za tamtym zachłannym, nienasyconym uczuciem pochłaniania owego tu i teraz.
A potem wracam i czuję żal, bo mam świadomość, że to tylko kilka chwil, że teraz tęsknota będzie jeszcze większa. Z biegiem lat coraz dosadniej uświadamiam sobie, ile straciłam przez nieobecność. I rzucam się z jeszcze większą zachłannością, aby zaspokoić głód wrażeń, aby nagromadzić je na zapas, jakby to w ogóle było możliwe. Aby potem siedząc nad kolejnym nudnym zadaniem przez chwilkę wrócić tam, gdzie było mi tak dobrze.
W Bazylice w. Piotra
Brzydka współczesność w pierwszej chwili niemiło razi każdego przybysza. Wkrótce jednak podróżny przestaje prawie zwracać na nią uwagę, a potem wszystkie te obrazy w ogóle nikną z jego wspomnień. Ci, co od dawna tu mieszkają i dobrze znają Rzym, zawsze dziwią się, słysząc, jak przelotni podróżni narzekają na rzucającą się w oczy brzydotę, współczesnych domów i ulic. Wierzą bowiem w tajemniczą zdolność tego miasta, które wszystko pochłania, wszystko przyswaja, zaciera ostre i wyraziste granice różnorodnych kultur, łączy na przestrzeni nie większej niż kilka sążni wytwory odległych od siebie epok i przeciwstawnych wrażeń. (Obrazy Włoch. Rzym. Paweł Muratow).  Snuję się ulicami, od Piazza San Pietro do Piazza Navona, od Fontana di Trevi do Fontana dei Quattro Fiumi, od Łuku Septymiusza do Łuku Konstantyna, od Świątyni do Świątyni. Czy mi się to kiedyś znudzi? Czy może znudzić się oglądanie harmonii, ładu, piękna – to pytanie retoryczne. Idę chłonąc widoki miasta - wiecznie skąpanego w słońcu. Może miałam szczęście, a może pecha, ale ilekroć jestem we Włoszech - świeci słońce. A przynajmniej tak zanotowała to moja coraz bardziej niedoskonała pamięć. We wspomnieniach wciąż mrużę oczy, które aż bolą aż odbitych w białym kamieniu promieni, aż śmieją się od migocących w nieckach fontann kolorowych odblasków. Oczy rejestrują kolejne cuda i tak bardzo chciałbym zamknąć je we wspomnieniach, utrwalić dożywotnio. A może jednak dłużej. Może zabrać ze sobą na drugą stronę. Mój zachwyt jest tak banalny, tak pospolity, tak nieumiejętnie wyrażany, że aż mi wstyd, że nie potrafię wyrazić tego, co czuję. To jest jak oddech – wciąganie do płuc świeżego powietrza, czynność tak prosta, a przecież nieodzowna do życia. Ilekroć myślę o czymś tak dla mnie ważnym, tak napawającym radością, czymś nadającym sens mojej egzystencji muszę zaczerpnąć powietrza. I znowu te metafory, te porównania - zapewne śmieszne i naiwne. Ale jak można to wytłumaczyć inaczej komuś, kto tego nie doznał ani razu. A tym, którzy znają to uczucie tłumaczyć tego nie trzeba.
W drodze na Piazza Navona
Mam ogromne szczęście, bo Rzym tego września wyjątkowo mało  zatłoczony. Trafiam na niemal pusty Plac Świętego Piotra, wchodzę do Bazyliki z pierwszymi odwiedzającymi, stoję pod Pietą z nosem przyklejonym do szyby. Po raz pierwszy widzę tak odgrodzoną od ludzi Matkę Boską. Nie umiem ocenić, czy to dobrze, czy źle. Jeśli dzieje się, to ze względów bezpieczeństwa to jestem za. Znak czasów- przy każdej świątyni opancerzony samochód i uzbrojona ochrona. Pewnie w razie nieszczęścia niewiele by to dało, ale jakoś tak dziwnie podtrzymuje mnie to na duchu, iż ktoś myśli o ochronie dziedzictwa kulturowego. Choć może intencje są inne, ale ja tak to sobie tłumaczę.
Kiedy już nasyciłam oczy wystrojem wnętrza Bazyliki, zrobiłam kilkanaście selfie na tle Placu i Świątyni powędrowałam moją tradycyjną trasą - ulicą Zgody (Porozumienia) pod Zamek Św. Anioła aby tam przywitać się z każdym z dziesięciu Aniołów na Ponte Sant Angelo (oczywiście to mi nie wystarczy, świadomość, że dwa oryginalne Anioły autorstwa Berniniego znajdują się gdzie indziej pchnie mnie po raz kolejny Świątyni Sant Andrea delle Fratte).
Fragment dekoracji w Wilii Farnesina
Niemal pustym piazza Navona zmierzam w kierunku Campo dei Fiori; ucieszyć oczy bogactwem kolorów płodów ziemi i napić się kawy w przydrożnej kafeterii. Dla tej chwili odmówiłam nawet mojej gospodyni porannej kawy z rogalikiem. Wybacz Edyto, ale twój pokoik choć bardzo gościnny nie oferował mi takich widoków w bonusie do śniadania. Jak fantastycznie jest siedzieć przy stoliczku i po prostu trwać delektując się smakiem i widokami; obserwując przechodniów, turystów, kelnerów, toczące się wokoło życie. I marząc o tym, że przyjdzie kiedyś taka chwila, że człowiek nie będzie się musiał donikąd spieszyć, niczego robić na wczoraj, niczego wbrew sobie, nie będzie musiał rezygnować z niczego z powodu ograniczeń czasowych. I drodzy seniorzy nie pozbawiajcie mnie tych złudzeń.
Poranna przechadzka po Campo de Fiori sprawia, że odczuwamy niemal fizyczną świeżość i czystość. Surowe piękno murów Cancellerii, ich mieniąca się błękitem srebrzysta barwa i delikatnie wyrzeźbione róże nad oknami wywierają takie wrażenie jak widok lśniącego w słońcu kryształowego, lodowatego źródła. Wszystko tu tchnie ową młodzieńczą siłą, która przepełniała epokę odrodzenia. A zarazem tuż obok, na targu, gdzie sprzedają kwiaty i warzywa, raz jeszcze ogarnia nas wzruszenie wobec miłej włoskiej prostoty, ogorzałych kwiaciarzy i kwiaciarek, ich osiołków objuczonych liliami i goździkami, zapachu warzyw, kwiatów, wilgoci i kurzu. (Muratow. Obrazy Włoch. Rzym. Poza tym, że dziś na Camp de` Fiori nie ma osiołków wszystko wygląda jak dawniej.Dodałabym tylko obraz górującego nad Campo Giordano Bruno w zsuniętym na twarz kapturze). 
Campo de`Fiori
Tych utrwalonych fotografii wiecznego miasta jest dużo więcej. Te które najbardziej zapadły w pamięć to uczestniczenie w spektaklu Stworzenie Kaplicy Sykstyńskiej. Po raz pierwszy miałam okazję być obserwatorem wydarzenia tego rodzaju. Połączenie gry aktorskiej, ruchu scenicznego, tańca, efektów wizualnych i dźwiękowych z komputerową animacją oraz muzyką Stinga. Bez trudu można zrozumieć treść przekazu, jeśli zna się biografię Michała Anioła, tym bardziej, iż równorzędną obok słowa rolę pełni dźwięk, wizja, animacja. Jestem dość konserwatywnym odbiorcą sztuki, opornym na techniczne nowinki, ale w tym przypadku byłam mile (pozytywnie) zaskoczona sposobem połączenia techniki ze sztuką, który sprawił, iż widz czuł się tak, jakby współuczestniczył w tworzeniu dzieła, albo przynajmniej był tego naocznym
Dawid we florenckiej Galleria dell Accademia
świadkiem. Jak miło było posłuchać spierającego się z papieżem (kolejnymi papieżami) Michała Anioła. Przekonującego Jego Świątobliwość, iż on nie jest malarzem. Byliśmy w środku kaplicy, a na naszych oczach powstawały kolejne freski. A kiedy całe sklepienie Sykstyny pokryło się malowidłami nagle znaleźliśmy się na Placu Świętego Piotra otoczeni kolumnadą Berniniego. Najbardziej przemówiło do mnie (poruszyło mnie) stworzenie Dawida, którego mięśnie, żyły, włókna, ścięgna pulsowały niczym lawa wulkaniczna. Dawid ożył i to było fantastyczne doznanie. Muzyka Stinga współgrała z całością, była majestatyczna, dostojna, powiedziałabym anielska. Wyszłam pod dużym wrażeniem, dla ochłonięcia fundując sobie spacer przez wieczorne miasto. Rzym jest piękny, majestatyczny, monumentalny za dnia, ale po zapadnięciu zmierzchu rozbłyskający lampkami kawiarenek, restauracji, tawern, podświetlonymi wodami fontann i podświetlonymi fasadami Świątyń wygląda zjawiskowo i niepowtarzalnie. 
Zdjęcie ze spektaklu Stworzenie Kaplicy Sykstyńskiej ze strony
 Trailer z przedstawienia

Rzym był pierwszym przystankiem na trasie moich włoskich wakacji. Wpis powstał dzięki Edycie (mojej włoskiej gospodyni, która mnie do tego mobilizowała).

26 komentarzy:

  1. Och Gosiku Kochana!
    Jesteś nareszcie i to takim cudownym postem. Byłaś w rzymie, moja tęsknota za tym najpiękniejszym miastem jest ogromna. Doskonale pamiętam Twój pierwszy indywidualny wyjazd do Rzymu i pobyt u Edyty.
    I świetnie, że i tym razem zmobilizowała Cię do napisania tego postu.
    Pytasz czy Ci się to kiedyś znudzi? Jestem na 100 % pewna, że nigdy. Korzystaj i czerp całymi garściami. Czas tak szybko biegnie, szkoda każdej chwili.
    Mam maleńka nadzieję, że posty pojawią się częściej!!!
    Gosiu, wielu, wielu wrażeń i wszystkiego najlepszego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łucjo to mnie jest miło, że jeszcze ktoś o mnie pamięta. Mam świadomość tego, że okrutnie zaniedbałam mojego bloga. I nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Bardzo chciałabym wierzyć, iż będę tutaj gościła częściej, ale pisałam po tym już tyle razy, że aż mi głupio po raz kolejny wyrażać tę nadzieję, że teraz to się zmieni. Ale oczywiście bardzo bym chciała.

      Usuń
  2. (...) A tym, którzy znają to uczucie tłumaczyć tego nie trzeba (...)

    Mimo iż znam to uczucie to rada byłam się dowiedzieć jak Twoje "oczy rejestrują kolejne cuda i jak bardzo chciałbyś zamknąć je we wspomnieniach, utrwalić dożywotnio". Wyraziłaś je perfekcyjnie!

    Ale jestem też nieco zawiedziona, bo niewiele napisałaś o swojej włoskiej gospodyni Edycie. Może w kolejnym poście?
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ proszę bardzo. Postaram się napisać trochę więcej o Edycie. Planującym podróż do Rzymu polecam gościnę w jej pensjonacie. Podałam linka w poście, ale na specjalne życzenie obiecuję więcej napisać o mojej cudownej gospodyni.

      Usuń
    2. Zajrzałam do Pensjonatu Edyta. Kto wie... może po raz kolejny wybiorę się do Rzymu...
      Dzięki za info :)

      Usuń
    3. Zgodnie z obietnicą zamieściłam osobny post o Edycie.:)

      Usuń
  3. Dawno nie miałam przyjemności czytania Twoich postów. A w Rzymie byłam dwa razy i mam wrażenie, że muszę tam jeszcze wrócić, bo tyłu rzeczy nie widziałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę teraz znaleźć pewnego cytatu, który przeczytałam bodajże u Muratowa, ale był on chyba zaczerpnięty z innego źródła, a brzmiał mniej więcej tak- nie zdążyłem poznać dobrze Rzymu, mieszkam w nim dopiero od dwudziestu lat. To prawda, którą można odnieść do wielu miast/miejsc, ale co do Rzymu jest wyjątkowo trafna. Byłam tam kilka a może już kilkanaście razy, ale wciąż mam wrażenie, że nawet nie zdołałam go dotknąć. Wystarczyłoby stanąć na jednej uliczce i na przestrzeni kilkuset metrów znalazłoby się tyle ciekawych i pięknych obiektów, że można by tam spędzić cały dzień. A zatem życzę powrotu Tobie i sobie i każdemu, kto to miasto potrafi pokochać.

      Usuń
  4. Pięknie opisałaś spacer po Rzymie :) Szkoda, że mnie podczas pobytu w Wiecznym Mieście nie udało się w spokoju usiąść przy kawie i chłonąć widoków...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może uda się kolejnym razem. Moje pierwsze oglądanie Rzymu wyglądało zupełnie inaczej. :)

      Usuń
  5. Wydaje mi się, że Rzym powinien odwiedzić każdy człowiek:)
    No ładnie, czyli ja nie należę do gatunku homo sapiens, bo jeszcze do Rzymu nie dotarłam:)
    Oj muszę to nadrobić.
    Fajnie, że wróciłaś i znowu piszesz. Bardzo lubię Twoje posty, chociaż nie zawsze komentuję.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tam, oj tam. Każdy ma takie białe plamy na mapie, które czekają na oswojenie. Wracam i znikam. I nawet nie potrafię obiecać, że będzie inaczej. Ale chcę wierzyć, że będzie. :)

      Usuń
  6. Przyjemnie odbyć spacer po Rzymie w sposób, który opisałaś. Dziękuję i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedziny. Twój nick jakże mi bliski jest moim oczekiwaniem. Oczekiwaniem na to, że już za kilka lat będę mogła oddać się mojej pasji podróżowania bez żadnych ograniczeń czasowych, a jeśli będą ograniczenia finansowe, to zawsze można poznawać okolice własnego miasta.

      Usuń
  7. Mnie udało się być w Wiecznym Mieście tylko raz i z pewnością tam już nie powrócę. Wizyta była krótka, zbyt krótka...na to miasto. Więc poznałam go tylko powierzchownie toteż z tym większą przyjemnością czytałam o Twoich odczuciach związanych z ponownym w nim pobycie.


    Pozdrawiam Cię Gosiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I mnie czasami towarzyszy przekonanie, że jakiś pobyt jest moim ostatnim pobytem w danym miejscu. Ale.. życie bywa nieprzewidywalne. Więc może jeszcze się przydarzy.

      Usuń
  8. Pięknie opisałaś Rzym widziany Twoimi oczyma. Lubię Twoje posty, ale ostatnio rzadko je wystawiasz. Mm nadzieję, że wracasz na dłużej.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Chciałabym zapewnić, że wracam, ale nie wiem, jak to będzie. Przynajmniej do czasu, kiedy nie nadejdą najdłuższe wakacje życia, a do tego czasu może być różnie.

      Usuń
  9. Pisz, pisz, bo jako człowiek z genetyczną skazą w postaci niechęci do zbyt dalekich wycieczek od domu raczej Wiecznego Miasta i jego cudów na własne oczy nie zobaczę. A tak, to sobie zdjęcia pooglądam i ładny tekst poczytam :D Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj człowieku - współczuję człowiekowi tej skazy. Miło mi czytać, że rekompensuję człowiekowi jakieś braki.

    OdpowiedzUsuń
  11. Rzym to najpiekniejsze miasto swiata.

    OdpowiedzUsuń
  12. Tym razem w Rzymie nastawilam sie glownie na szopki. Sa cudowne. Spektakl tez widzialam, tak jak i wystawe multimedialna Impresionisti Francesi.

    OdpowiedzUsuń
  13. Czy dobrze rozumiem, że byłaś niedawno? Koleżanka Edyta przysłała mi zdjęcie szopki. Pamiętam też bardzo ładną wewnątrz Bazyliki Św. Piotra. Nie wiem, czemu jeszcze tam stała, bowiem byłam pod koniec stycznia, ale stała. Natomiast ciotka przysłała mi niedawno naszą krakowską szopkę z Włoch. Ciotka mieszka w okolicy Aosty i widać tam była gdzieś wystawa.

    OdpowiedzUsuń
  14. Bylam niedawno. W kazdym kosciele piekne szopki, neapolitanskie i nie tylko. W tym roku na plazy Sw. Piotra szopka z piasku z plazy Weneckiej. Na Watykanie wystawa 100 Presepi - szopki wloskie i z roznych stron (wloskie bezkonkurencyjne). Tak samo wystawy w Neapolu. Bylam tez w Greccio gdzie sw. Franciszek zorganizowal pierwsza w swiecie szopke. W Grocie mozna ogladac stary fresk Bozonarodzeniowy. Zresza cale miasteczko okresla sie jako Bozonarodzeniowe, przez to wlasnie. Tam tez w kosciele byla wystawa szopek i tam bardzo ladnie sie prezentuje krakowska szopka. Te szopki sa tam caly rok. W kosciele Kosma i Damiana, w Rzymie przy forach jest piekna duza neapolitanska szopka i tez jest przez caly rok. Przy okazji, odkrylam maly, urokliwy kosciolek na Trastevere - San Benedetto in Piscinula, jest z 10 wieku.

    OdpowiedzUsuń
  15. Edyta przysłała mi zdjęcie szopki z Placu Św. Piotra. Bardzo ładna. Neapolitańskie oglądałam tylko w Neapolu, miałaś więcej szczęścia. Cudowne są takie niespotykane odkrycia.Ja w tym roku na Kazimierzu przez przypadek weszłam w inną uliczkę i doszłam do starej zajezdni tramwajowej. Czasem warto zabłądzić.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).