|
Fragment Duomo z Kopułą |
Znana mi osoba pisząc o Florencji napisała, iż jest to miasto-mauzoleum (w rozumieniu cmentarzyska przeszłości), pisała o rozczarowaniu, o całkowitym nie zrozumieniu syndromu Stendhala oraz przytłoczeniu nadmiarem. Był to bardzo ciekawy tekst, taki trochę pod prąd. Przy powszechnym zachwycie, jakie budzi miasto, albo jaki starają się wykrzesać z siebie turyści, bo przecież nie wypada inaczej, ta opinia się wyróżniała na tle innych. Ja oryginalna nie będę. Ja się zachwycam. Od drugiego tam pobytu zachwycam się nieodmiennie. Choć może właściwiej byłoby napisać zachwycam się za każdym razem inaczej, mocniej, silnej, głębiej, z większym zrozumieniem, z jeszcze większym uczuciem, a nagromadzony tu nadmiar sztuki choć wywołuje uczucie szybszego bicia serca i egzaltację niezwykłą dla pań w wieku dojrzałym, nie powoduje konieczności leczenia. Może zbyt mało we mnie wrażliwości, aby uwieńczyć pobyt szpitalem.
Przy kolejnych już odwiedzinach w mieście (o ile dobrze liczę
|
Detal na fasadzie Duomo |
szóstych) mój zachwyt był bardziej stonowany, co sprawiła zarówno powtarzalność wrażeń, jak i wiek podróżniczki i jej stan zdrowia. Choć czasami wydaje mi się, że dwa ostatnie czynniki działają dokładnie odwrotnie, im mniej mamy drogi przed sobą, tym zachłanniej chcemy czerpać z każdej nadarzającej się okazji. Kiedy zamykam oczy i myślę Florencja widzę ogromną bryłę Duomo z kopułą Bruneleshiego - tym fantastycznym odwróconym jajem. Widzę Piazza Signoria ze znajdującymi się tam pomnikami, wśród których wielu dostrzega i zapamiętuje jedynie Dawida, a przecież jest ich tyle, że plac można by nazwać małym muzeum na powietrzu. Zapytana, co we Florencji powinno zobaczyć się w pierwszej kolejności nie potrafiłam dać odpowiedzi. Nie dlatego, że nie mogłam sobie przypomnieć, jakie skarby skrywa kolebka renesansu, ale dlatego, że pominięcie któregokolwiek z nich wydawałoby mi się niepowetowaną stratą. Muzea i świątynie kryją ogromnie bogactwo zbiorów, wybór tylko kilku z nich jest trudny, zwłaszcza dla osoby emocjonalnie związanej z miastem. Bo ja odczuwam je zmysłami; moje oczy mogą godzinami chłonąć trójkolorowy marmur, odbite w wodzie zarysy Ponte Vecchio, pomnik wielbiciela Beatrice na tle Santa Croche, panoramę miasta ze wzgórza Michelangelo, freski Ghirlandaio w Santa Maria Novella, Zwiastowanie Fra Angelico w
|
Dawid z mniej reprezentacyjnej strony |
San Marco, Madonny Lippiego, ledwie trzymającego się na nogach Bachusa w Bargello, czy malutki cmentarzyk przy San Miniato, obrazy Botticellego w Ufizzi, czy wystawy sklepów ze słodyczami, kaplicę nagrobną w Capella di Medici czy Pokłon Trzech króli Benozzo Gozzolego. Mogłabym długo wymieniać. Mając do dyspozycji zaledwie dwie doby (trzecią poświęciłam na wycieczkę do Sieny) zdecydowałam się na wędrowanie uliczkami bez celu (nie mylić z bezcelowym wędrowaniem). Chodzenie, gdzie oczy poniosą jest niezwykle przyjemne. Oczy poniosły po raz kolejny do Galleria Dell`accademia. Pierwsza przed laty wizyta poświęcona została w całości geniuszowi Buonarrotiego (Dawid oglądany ze wszystkich stron świata i uwięzieni w kamieniu Jeńcy nie pozwalali oderwać od siebie wzroku). Tym razem poza okowami z kamienia Jeńcy byli oblężeni również przez hordy turystów. Nawet Dawid miał więcej spokoju, może dlatego, że górował nad wszystkim i wszystkimi. Mierzący ponad pięć metrów symbol Firenze dopiero tutaj robi wrażenie olbrzyma. Kopia na Placu Signorii ginie w otoczeniu innych rzeźb (jak choćby Herakles i Kakus czy Neptun), a w kontraście z budynkiem Pallazzo wydaje się niemal filigranowa. A
|
Maria Krasińska z Radziwiłłów z Zygmuntem |
przecież jest dumą Florentyńczyków, uosobieniem jej siły i odwagi. O Dawidzie pisałam niejednokrotnie, podobnie, jak i o Jeńcach uwięzionych w kamieniu. Tym razem po raz pierwszy miałam okazję obejrzeć Pietę Palestrina (podczas poprzedniej wizyty znajdowała się w renowacji). Dodanie kolejnego eksponatu do osobistej kolekcji danego Twórcy to zawsze ogromna radość. Przy drugiej wizycie można poświęcić więcej uwagi także na inne eksponaty, które w zetknięciu z dziełami Michała Anioła nie mają większych szans. Drugim twórcą, którego dzieło przyciąga największe zainteresowanie jest Giambologna i jego Porwanie Sabinek. Dla odmiany jest to kopia grupy rzeźbiarskiej, której oryginał znajduje się w Loggi dei Lanzi. W Sali rzeźby sepulkralnej dostrzegłam rzeźbę nagrobną przedstawiającą Marię Krasińską z Radziwiłłów i jej syna Zygmunta. Stworzona została przez artystę z przełomu XVIII i XIX wieku Luigi Pampaloniego. Wcześniej miałam okazję oglądać posąg Leonardo da Vinci przed wejściem do Galerii Uffizi tegoż twórcy. To miłe uczucie odnaleźć polski akcent w miejscu, w którym zupełnie się tego nie spodziewamy.
|
Tobiasz z Aniołem |
Wierna swej pierwszej miłości do Sandro Beczułki nie mogłam nie zatrzymać się przy jego Madonnie del Mare, a zauroczona historią Tobiasza, Anioła Rafaela i psa długo przyglądałam się obrazowi ją przedstawiającemu autorstwa nieznanego mi twórcy.
Kolejnego dnia nogi poniosły do Palazzo Medici. Chciałam po raz kolejny przyjrzeć się Pokłonowi Trzech Króli Benozza Gozzolego. Mam sentyment do tego obrazu, o czym pisałam tutaj. Najbardziej efektowną salą w Pałacu jest Sala Luca Giordano z pokrywającymi sklepienie freskami przedstawiającymi apoteozę rodu Medyceuszy. Na wyróżnienie zasługuje też sala z Madonną Lippiego (jedna z jego ostatnich prac nazwana od miejsca powstania Madonną Pałacu Medici-Riccardi W budynku mieści się biblioteka Riccardiana (w której przechowywany jest rękopis Boskiej Komedii Dantego).
Wśród wielu chwil pełnych doznań i wrażeń na zawsze zapadł w pamięć pewien obrazek. Nie wiem, jak to się dzieje, że pewne zdarzenia pozostają w pamięci na bardzo długo, a inne są tak ulotne, że zapominamy o niech jeszcze, zanim zdążą przeminąć.
|
Sala Luci Giordano |
To był jeden z wielu ulicznych muzyków grających na skrzypcach, jeden jakich mija się codziennie, na dworcach, w tunelach, w metrze, w miejscach, gdzie znajdują się główne turystyczne atrakcje. Często nawet jeśli muzyka jest ładna, a wykonanie dobre i tak nie zatrzymujemy się w pędzie, czasami powodowani wyrzutami sumienia nad nieczułością na sztukę rzucamy monetę do futerału. Tym razem było inaczej. Muzyka otoczono szerokim kręgiem, część słuchaczy stała, część siedziała na schodkach Loggi dei Lanzi, Galerii Ufizzi i wejścia do Palazzo Vecchio. Siedzieli zasłuchani, złączeni z otoczeniem, stanowiąc jego element. Być może skrzypek nie miał talentu, a może miał jedynie talent showmana, który potrafiskupić na sobie uwagę otoczenia, on tylko grał i wił się w tanecznych podrygach. Był bardzo ekspresyjny. Mini koncert trwał parę minut, ale to było najwspanialsze parę minut, jakie dała mi tegoroczna wycieczka do Florencji. Takie carpe diem.
|
Koncert skrzypcowy pod Dawidem |
A w komentarzu do wrażeń osoby rozczarowanej Florencją posłużę się Muratowa Obrazami Włoch. Najbliższy Florencji będzie ten, kto kocha. Dla pielgrzymów miłości jest to miejsce święte: tu, w tym świetlistym powietrzu, łatwiej i czyściej płonie serce. Szczęście miłości jest tu wznioślejsze, cierpienie-piękniejsze, rozłąka- słodsza. Na tym starożytnym cmentarzu miłości zbyt wiele spłonęło wielkich dusz i zbyt wiele przelano drogocennych łez, aby nie wierzyć tu w odkupienie. Wszystko co tu powstało stworzyła miłość. Świątynia i obraz, fresk i płaskorzeźba, wszystko to są grobowce, w których spoczywa, zmorzona długim snem, nie śmiercią, lecz właśnie snem. Tu nieustannie ożywa to, co stare, zespala się z nowym i żyje w nim znowu. (str. 78 Obrazy Włoch. Paweł Muratow. Zeszyty Literackie rok 2012). Dla mnie brzmi to Dantem.
Bardzo dziękuję za ten post. Wybieram się do Florencji już któryś rok i zawsze mi nie po drodze. Muszę tam wreszcie dotrzeć!
OdpowiedzUsuńJestem przekonana, że spodoba ci się to miasto tak pełne śladów obecności tak wielu artystów. Głównie malarzy, rzeźbiarzy, architektów, ale i pisarzy. Jeśli nie tam mieszkających to podróżujących do Florencji i te swoje podróże opisujących.
UsuńA ja myślałem, że już coś zobaczyłem w tym mieście. Tylko nędzny wycinek, chociaż nie o gabaryty tutaj chodzi, gdyż największy obiekt oczywiście widziałem. Na szczęście jako osoba kochliwa mam nadzieje na kolejne odwiedziny i kolejne doznania duchowe. Żałuję tylko, że nigdy o nich tak pięknie nie napiszę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Jakże cieszy spotkanie dwóch równie kochliwych osób :) A jeśli o pisanie idzie to bardzo mi miło, ale nie zgadzam się z twoją samooceną- piszesz arcyciekawie, a zdjęć to ja ci zazdroszczę. Są cudowne.
UsuńNas Florencja również zachwyciła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)*
Zawsze mnie to cieszy, jeśli to miasto zapada w serce
UsuńTo prawda, że Florencja jest przepiękna.
OdpowiedzUsuńByłam tam tylko raz i ciągle za nią tęsknię.
Doskonale Cię rozumiem
OdpowiedzUsuń