Napisał Pan tak wiele listów do brata. Przeczytałam wszystkie, które zostały wydane. Przepraszam, bo to nie ja byłam ich adresatką. Wiem, że nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, kierowała mną ciekawość poznania osoby, o której życiu czytałam sporo, a także osoby, która stworzyła wiele pogodnych i pięknych obrazów, choć życie miała niezwykle ciężkie. Pisze Pan prostym i niewyszukanym językiem o rzeczach ważnych i choć czasami Pańskie sądy wydawać się mogą naiwne niczym mądrości popularnego dziś autora bestsellerów to przyjmuję je z rozwagą, bo wiem, że pisane były szczerze i z głębi serca.
A napisał Pan;
Tam, gdzie są konwenanse, jest nieufność,
a z nieufności rodzą się najrozmaitsze intrygi.
Gdybyśmy byli trochę szczersi,
życie dla wszystkich stałoby się łatwiejsze.
(str. 227 Listów do brata Vincenta Van Gogha
Wydawnictwo Czytelnik 1998 rok)
Pozwoli Pan, że będę się zwracała do niego po imieniu. Na tyle, na
ile poznałam Cię Vincencie wolałbyś taki sposób komunikacji, bez konwenansów i zakłamania. Twoje listy zawierają ogromne bogactwo myśli i nie sposób się do nich odnieść w krótkiej formie. Pisałeś je do Brata, ale myślę, że też dla siebie. Zawsze samotny, nie mógłby się obejść bez tej korespondencji, która zastępowała mu rozmowę, w której zwierzał się ze wszystkich spraw, ze wszystkich myśli, z wszystkich uczuć- nie miał bowiem obok siebie nikogo, z kim mógłby się nimi podzielić (str.7) napisała w przedmowie do twej korespondencji tłumaczka.
A zatem korespondencja miała zastępować Ci stosunki międzyludzkie, bo była bezpieczniejszą formą kontaktu. Była zastępstwem i rekompensatą. Pisząc o sobie, utwierdzał się zarazem w swoim istnieniu, które nigdy nie było oparte na pewnych podstawach, a w miarę postępu choroby ulegało coraz większym zachwianiom (str. 7) napisała dalej tłumaczka.
To smutne, ale dzięki twoim listom, Vincent, jakiego nie znali Tobie współcześni zyskał szansę poznania przez potomnych. Czy byłoby to pociechą dla Ciebie, osoby, która jak podkreślasz - nie miała żadnej potrzeby pokazywania się, osoby, która nie lubiła tego, co dziś nazywamy celebrowanie własnej postaci, a przecież pisząc te listy nie mogłeś przewidzieć, że po latach zyskasz tak wielu czytelników/ odbiorców. Ty pisałeś do brata, przyjaciela i marszanda w jednym.
A zatem korespondencja miała zastępować Ci stosunki międzyludzkie, bo była bezpieczniejszą formą kontaktu. Była zastępstwem i rekompensatą. Pisząc o sobie, utwierdzał się zarazem w swoim istnieniu, które nigdy nie było oparte na pewnych podstawach, a w miarę postępu choroby ulegało coraz większym zachwianiom (str. 7) napisała dalej tłumaczka.
To smutne, ale dzięki twoim listom, Vincent, jakiego nie znali Tobie współcześni zyskał szansę poznania przez potomnych. Czy byłoby to pociechą dla Ciebie, osoby, która jak podkreślasz - nie miała żadnej potrzeby pokazywania się, osoby, która nie lubiła tego, co dziś nazywamy celebrowanie własnej postaci, a przecież pisząc te listy nie mogłeś przewidzieć, że po latach zyskasz tak wielu czytelników/ odbiorców. Ty pisałeś do brata, przyjaciela i marszanda w jednym.
Podoba mi się twoja definicja sztuki Vincencie - Sztuka to natura plus człowiek. Natura, rzeczywistość, prawda, z której artysta wydobywa sens, istotę, charakter, która wyraża, oczyszcza, wyzwala, oświetla. (str.80). Czy można by to było ująć lepiej i prościej, moim zdaniem - nie.
Często wyrzucałeś sobie, iż byłeś nadmiernym obciążeniem dla Theo. Niekiedy zastanawiam się poważnie nad tym, czy nie jestem czasem ciężarem dla ciebie i dla rodziny, czy stałem się już naprawdę niezdatny do czegokolwiek i czy mam się uważać za człowieka niepotrzebnego i za intruza. A może byłoby lepiej, gdyby mnie w ogóle nie było już na tym świecie, skoro i tak muszę stale wszystkim ustępować z drogi. Gdy pomyślę, że tak jest w istocie, ogarnia mnie uczucie smutku i muszę walczyć z całych sił, żeby nie wpaść w melancholię. … Jeśliby tak było w istocie, to nie chciałbym już długo żyć na tym świecie (str. 85)
Jakże mi przykro z tego powodu, że czułeś się niepotrzebnym bytem. Twoje obrazy dają radość tak wielu ludziom, że chcę wierzyć, iż z wyżyn swego jestestwa dostrzegasz to i jest ci choć trochę z tego powodu miło. Dawanie radości jest obdarzaniem drugiego człowieka czymś bezcennym. Ten wewnętrzny ogień, którym chciałeś ogrzać tak wiele istnień rozświetla dziś nasze twarze i dusze. I tylko szkoda, że nie mogłeś tego doświadczyć wtedy, kiedy nie znajdowałeś porozumienia wśród ludzi, a także (czasami/ często?) u brata. Gdybyś tylko mógł uważać mnie za coś innego niż za próżniaka najgorszego rodzaju, byłbym bardzo zobowiązany. (str. 93).
Często wyrzucałeś sobie, iż byłeś nadmiernym obciążeniem dla Theo. Niekiedy zastanawiam się poważnie nad tym, czy nie jestem czasem ciężarem dla ciebie i dla rodziny, czy stałem się już naprawdę niezdatny do czegokolwiek i czy mam się uważać za człowieka niepotrzebnego i za intruza. A może byłoby lepiej, gdyby mnie w ogóle nie było już na tym świecie, skoro i tak muszę stale wszystkim ustępować z drogi. Gdy pomyślę, że tak jest w istocie, ogarnia mnie uczucie smutku i muszę walczyć z całych sił, żeby nie wpaść w melancholię. … Jeśliby tak było w istocie, to nie chciałbym już długo żyć na tym świecie (str. 85)
Jakże mi przykro z tego powodu, że czułeś się niepotrzebnym bytem. Twoje obrazy dają radość tak wielu ludziom, że chcę wierzyć, iż z wyżyn swego jestestwa dostrzegasz to i jest ci choć trochę z tego powodu miło. Dawanie radości jest obdarzaniem drugiego człowieka czymś bezcennym. Ten wewnętrzny ogień, którym chciałeś ogrzać tak wiele istnień rozświetla dziś nasze twarze i dusze. I tylko szkoda, że nie mogłeś tego doświadczyć wtedy, kiedy nie znajdowałeś porozumienia wśród ludzi, a także (czasami/ często?) u brata. Gdybyś tylko mógł uważać mnie za coś innego niż za próżniaka najgorszego rodzaju, byłbym bardzo zobowiązany. (str. 93).
Z ogromną radością przeczytałam, że lubiłeś czytać i czytałeś wiele. Cały czas zastanawiam się, skąd brałeś pieniądze na książki, skoro tak często nie miałaś na chleb czy płotno. Mam nadzieję, że udało Ci się odnaleźć w książkach, to czego nie odnalazłeś w ludziach – piękno, współodczuwanie świata, mądrość. Chciałbym, żeby wszyscy ludzie zdobyli tę umiejętność, którą ja zaczynam powoli zdobywać, umiejętność czytania książki bez wysiłku, w krótkim czasie, z zachowaniem na długo silnego wrażenia. (str.105).
Twoje słowa o sławie, o której nie marzyłeś …jestem przeświadczony o moim powodzeniu w przyszłości. Nie stanę się od razu jakąś wielką sławą, ale będę chyba takim przeciętnym, uczciwym malarzem. Jeżeli używam słowa „przeciętny”, to dlatego, że chcę by moje malarstwo było uznane za rzetelną i rozumną pracę, żeby miało jakąś rację bytu, żeby wreszcie mogło się gdzieś na coś przydać (str.111) brzmią teraz i proroczo i paradoksalnie. Różne są opinie na temat twego malarstwa, ale chyba tylko głupiec nazwie Van Gogha malarzem przeciętnym. A co do tego, że Twoja praca stanie się przydatna - jeśli interesowałoby cię zdanie amatorki, która się nie zna na sztuce, ale która bez niej nie wyobraża sobie życia to napiszę tylko, że poranek Bożego Narodzenia, który spędziłam wśród obrazów (w Muzeum twego imienia w Amsterdamie) należał do najcudowniejszych świątecznych poranków. Przywoływał w pamięci święta z lat dziecięcych, kiedy człowiek potrafi czerpać
radość z prostoty. Możliwość ogarnięcia wzrokiem tylu przepięknych odbić natury wywołała ekstazę wzruszenia i tego, coraz rzadszego z wiekiem przywołania faustowskiego okrzyku o trwaniu chwili. I choć najmilsze doznania towarzyszą osobistym kontaktom z twoimi obrazami (które mam szczęście podziwiać w różnych europejskich muzeach), to także oglądanie albumów, czy ich reprodukcji we wszelakiej postaci powoduje błogostan. A wiem, że takich osób głodnych Twojej Vincencie sztuki są tysiące, bo nie wszystkim wystarcza do życia egzystowanie i wspinanie się po szczebelkach tzw. kariery.
Piszesz …Jestem artystą … słowo to oznacza: zawsze szukać i nigdy nie móc osiągnąć doskonałości (str. 167) – myślę, że żyć także oznacza ciągle poszukiwać odpowiedzi na odwieczne pytania i nigdy ich nie znajdować. Ale może właśnie nie o to chodzi, żeby je znaleźć, a o to, aby je sobie zadawać. A co do doskonałości wybacz, że się z Tobą nie zgodzę. Ale jak wcześniej wspomniałam, ja jestem tylko amatorką, co kocha sztukę. Dla mnie Twoje prace są kompletne, harmonijne i nie wyobrażam sobie, aby mogły wyglądać inaczej, bo powstały z miłości do piękna natury i miłości do drugiego człowieka.
W pracy staram się, jak mogę najlepiej, .. rysunek, a myślę i malarstwo, mam we krwi i to się z czasem okaże (str. 179). To prawda, okazało się kilkanaście lat po twoim odejściu. I trudno pojąć, dlaczego pod koniec XIX wieku ludzie uważali je za złe i dziwaczne.
Wielu ludzi twierdzi, że mam nieprzyjemny charakter. Często bywam nieznośny, melancholijny i rozdrażniony; pożądam sympatii, tak jakbym był głodny i spragniony, a gdy mnie nią nie darzą, staję się obojętny na wszystko i impertynencki; przez co dolewam jeszcze oliwy do ognia. Nie lubię przebywać w towarzystwie, stosunki z ludźmi, rozmowy z nimi są dla mnie najczęściej i przykre i kłopotliwe (str. 198).
Rozumiem te stany aż nadto dobrze, czym może pochlebiam sobie, bowiem to cecha ludzi nadwrażliwych, tych, którzy żyją (chcą żyć) w przeświadczeniu, że ludzie są dobrzy, szczerzy i mądrzy, a kiedy ich wyobrażenia rozbijają się o brutalną rzeczywistość wpadają w irytację. Nie umiemy udawać, brakuje nam dyplomacji, boimy się braku akceptacji.
Twoje słowa o sławie, o której nie marzyłeś …jestem przeświadczony o moim powodzeniu w przyszłości. Nie stanę się od razu jakąś wielką sławą, ale będę chyba takim przeciętnym, uczciwym malarzem. Jeżeli używam słowa „przeciętny”, to dlatego, że chcę by moje malarstwo było uznane za rzetelną i rozumną pracę, żeby miało jakąś rację bytu, żeby wreszcie mogło się gdzieś na coś przydać (str.111) brzmią teraz i proroczo i paradoksalnie. Różne są opinie na temat twego malarstwa, ale chyba tylko głupiec nazwie Van Gogha malarzem przeciętnym. A co do tego, że Twoja praca stanie się przydatna - jeśli interesowałoby cię zdanie amatorki, która się nie zna na sztuce, ale która bez niej nie wyobraża sobie życia to napiszę tylko, że poranek Bożego Narodzenia, który spędziłam wśród obrazów (w Muzeum twego imienia w Amsterdamie) należał do najcudowniejszych świątecznych poranków. Przywoływał w pamięci święta z lat dziecięcych, kiedy człowiek potrafi czerpać
radość z prostoty. Możliwość ogarnięcia wzrokiem tylu przepięknych odbić natury wywołała ekstazę wzruszenia i tego, coraz rzadszego z wiekiem przywołania faustowskiego okrzyku o trwaniu chwili. I choć najmilsze doznania towarzyszą osobistym kontaktom z twoimi obrazami (które mam szczęście podziwiać w różnych europejskich muzeach), to także oglądanie albumów, czy ich reprodukcji we wszelakiej postaci powoduje błogostan. A wiem, że takich osób głodnych Twojej Vincencie sztuki są tysiące, bo nie wszystkim wystarcza do życia egzystowanie i wspinanie się po szczebelkach tzw. kariery.
Piszesz …Jestem artystą … słowo to oznacza: zawsze szukać i nigdy nie móc osiągnąć doskonałości (str. 167) – myślę, że żyć także oznacza ciągle poszukiwać odpowiedzi na odwieczne pytania i nigdy ich nie znajdować. Ale może właśnie nie o to chodzi, żeby je znaleźć, a o to, aby je sobie zadawać. A co do doskonałości wybacz, że się z Tobą nie zgodzę. Ale jak wcześniej wspomniałam, ja jestem tylko amatorką, co kocha sztukę. Dla mnie Twoje prace są kompletne, harmonijne i nie wyobrażam sobie, aby mogły wyglądać inaczej, bo powstały z miłości do piękna natury i miłości do drugiego człowieka.
W pracy staram się, jak mogę najlepiej, .. rysunek, a myślę i malarstwo, mam we krwi i to się z czasem okaże (str. 179). To prawda, okazało się kilkanaście lat po twoim odejściu. I trudno pojąć, dlaczego pod koniec XIX wieku ludzie uważali je za złe i dziwaczne.
Wielu ludzi twierdzi, że mam nieprzyjemny charakter. Często bywam nieznośny, melancholijny i rozdrażniony; pożądam sympatii, tak jakbym był głodny i spragniony, a gdy mnie nią nie darzą, staję się obojętny na wszystko i impertynencki; przez co dolewam jeszcze oliwy do ognia. Nie lubię przebywać w towarzystwie, stosunki z ludźmi, rozmowy z nimi są dla mnie najczęściej i przykre i kłopotliwe (str. 198).
Rozumiem te stany aż nadto dobrze, czym może pochlebiam sobie, bowiem to cecha ludzi nadwrażliwych, tych, którzy żyją (chcą żyć) w przeświadczeniu, że ludzie są dobrzy, szczerzy i mądrzy, a kiedy ich wyobrażenia rozbijają się o brutalną rzeczywistość wpadają w irytację. Nie umiemy udawać, brakuje nam dyplomacji, boimy się braku akceptacji.
To jeden z listów, jaki powstał po lekturze Listów do brata Vincenta Van Gogha. Chciałam do książki wrócić ponownie, ponieważ odnajduję w niej poza olbrzymim smutkiem autora, także pokrewieństwo dusz odrzuconych nadwrażliwców, którzy tak bardzo chcieliby odnaleźć człowieka w człowieku.
Zdjęcia obrazów, rysunków, szkiców i listów Vincenta z Muzeum Vincenta Van Gogha w Amsterdamie.
Kilkutygodniowa przerwa w pisaniu została wymuszona kłopotami z laptopem.
Van Gogh był niezwykłym człowiekiem. Bardzo podobał mi się film pt. "Twój Vincent", który w obrazowy sposób przedstawił osobowość człowieka - z jednej strony chorego, ale z drugiej ogromnie wrażliwego.
OdpowiedzUsuńI zastanawiam się czasem nad ludźmi chorymi psychicznie. Dochodzę do wniosku, że często zbyt duża wrażliwość prowadzi do zachwiania równowagi emocjonalnej.
Kupiłam ostatnio świetną książkę o Van Goghu, a moim marzeniem jest odwiedzenie miejsc związanych z życiem i twórczością tego niezwykłego artysty. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem w przyszłym roku planuję odwiedzić Prowansję.
Pozdrawiam:)
I na mnie zrobił duże i dobre wrażenie film, o którym wspominasz. Jeśli chodzi o Vincenta to jednak największe wrażenie zrobił na mnie Vincent i Theo Altmana. Przedstawia artystę bardziej wielowymiarowo, momentami nawet odpychająco, a jednak coś przyciąga do niego i ten początek filmu, kiedy licytuje się jego obraz dzisiaj w zderzeniu z nędznym życiem Vincenta jako kaznodziei. Myślę, że kupiłyśmy tę samą książkę, która wyszła niemal równocześnie z ekranizacją filmu. Zaczęłam czytać, ale to niezwykle nieporęczna cegła i na razie czeka na lepszy moment. Zazdroszczę przyszłorocznych planów. Bardzo ciepło wspominam Arles. Pozdrów je ode mnie.
OdpowiedzUsuńBardzo piękny list. Gratuluję. Uwielbiam tego malarza. Kiedyś dużo rysowałam, robiłam swoje reprodukcje van Gogha z albumów. Mam też książkę o nim, muszę ją wreszcie przeczytać.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa i obfitość komentarzy do starszych wpisów. Bardzo to przyjemna świadomość, kiedy ktoś zadaje sobie tyle trudu i czas poświęca na przeczytanie kilku starszych wpisów. Do Vincenta mam słabość, podobnie, jak do paru innych malarzy.
OdpowiedzUsuńGosiu, jak pewnie pamiętasz, ja też mam do Vincenta mam ogromną słabość. Czytałam "Listy", kupiłam "Van Gogh. Życie". I oczywiście widziałam też oba filmy. A w muzeach nie mogę przejść obojętnie obok jego obrazów:)
OdpowiedzUsuńWiem, wiem. I to mnie jakoś osobiście cieszy, bo słyszę to często i od wielu osób. To jakby takie zadośćuczynienie potomnych dla niedocenionego malarza i bardzo osamotnionego człowieka.
OdpowiedzUsuńAleż się Ciebie czyta Gosiu....no wspaniale się czyta.
OdpowiedzUsuńPost w formie listu ....przedni pomysł. Kiedyś taka forma postu w Papierowym domu się ukazała...
Chwilę temu słuchałam jego biografii napisanej przez Irvinga Stone. Być może kiedyś ją czytałam, ale teraz słuchałam z niezwykłymi odczuciami. Cóż to był za wrażliwiec, już wtedy, gdy pracował jako pastor...takim ludziom trudno żyć na tym naszym świecie bez względu na epokę. Dusza artysty w człowieku niezwykle wrażliwym na cudzą nędzę.
W pewnym stopniu zazdroszczę, że mogłaś oglądać jego obrazy.
Stone`a uwielbiam. Czytałam tę biografię chyba trzy razy, ale posłuchałabym jeszcze raz. Był nadwrażliwym i dobrym człowiekiem, ale też był niezwykle ciężkim towarzyszem życia, jak sam o sobie pisał potrafił być irytujący i impertynencki. Co nie zmienia faktu, iż mam do niego słabość i podziwiam jego obrazy i lubię o nim czytać.
OdpowiedzUsuńPo prostu artysta....
UsuńOryginalny wpis.;)
OdpowiedzUsuńZażyłość obu braci zawsze mnie zastanawiała, w sumie nawet im zazdroszczę tej bliskości.
Czy wiesz już o tym wydarzeniu: https://multikino.pl/wydarzenia/wystawy/wystawa-na-ekranie-van-gogh-i-japonia ?
Nie słyszałam o Van Goghu w kinie. Chciałabym się wybrać, jak nie zapomnę. Miałam zamiar wybrać się na spektakle o malarzach/ malarstwie w kinie, a udało mi się obejrzeć jedynie Rafaela Santi. Dzięki za cynk
OdpowiedzUsuńProszę bardzo! Na van Gogha sama chętnie się wybiorę.;)
UsuńPiękny post. A film złożony z obrazów van Gogha bardzo mi się podobał. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Mnie też
Usuń