Niedługo Noc muzeów, impreza w której nigdy nie uczestniczyłam. Nie dlatego, żebym nie lubiła odwiedzać muzeów, ani też nie dlatego, abym uważała, że nocne zwiedzanie niczym nie różni się od tego za dnia. Myślę, że mogłoby ono mieć zupełnie inny klimat, coś z tajemniczości, coś z impresji. Inne światło, inne spojrzenie na eksponaty. Oczywiście pod jednym warunkiem, aby nie towarzyszyły mu tłumy zwiedzających. Niestety obrazki, jakie dotychczas oglądałam z nocnego muzeów zwiedzania nie były zachęcające. Kolejki ludzi do wejścia i tłumy w środku. Czyli coś, czego unikam, nawet kosztem zarwanego snu i pobudki przed świtem. A to przypomina mi otoczkę zwiedzania wystawy Fra Angelico w Paryżu. Tamta przechadzka pogrążonymi w ciemności uliczkami miasta miała swój urok. W pamięci pozostała nie tylko bajecznie kolorowa wystawa, ale także oświetlony budynek Opery (niczym na obrazie Gierymskiego Paryska Opera nocą), rozładunek towarów do sklepików, pachnąca kawa i chrupiący rogalik w znajdującej się po drodze kawiarence i to wrażenie lekkości bytu, o jakim wspomina koleżanka na jednym z zaprzyjaźnionych blogów. Wrażenie, o które trudno w tłumie.
Wróciwszy zziębnięta ze spaceru postanowiłam zrobić sobie Dzień Muzeów przeglądając katalog zdjęć zrobionych podczas wizyt w galeriach sztuki. Zdjęcia są kiepskiej jakości, co nie umniejsza sentymentu, z jakim je oglądam.
Hotel de l`Union |
Jako pierwsza przypomniała mi się wystawa Fleur de Paris. Obrazy z kolekcji Villa La Fleur w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie, jaka miała miejsce bodajże w 2017 roku. Wśród moich malarskich zainteresowań dominował do tej pory impresjonizm i malarstwo renesansowe. Jednak im więcej oglądam, im więcej czytam tym obszar poszukiwań staje się coraz większy. Staram się do każdej wizyty w galerii choć troszkę przygotować. Przynajmniej na tyle, aby wiedzieć, czego mogę się na niej spodziewać. Z reguły każde odwiedziny sprawiają iż do kolekcji malarzy, którymi pragnę się zainteresować, trafia kolejne nazwisko. Tym razem zainspirował mnie Natan Grunsweig urodzony w 1880 roku w Krakowie malarz żydowskiego pochodzenia. Najprawdopodobniej przed wybuchem I wojny światowej przeniósł się do Paryża, gdzie uczestniczył w kolejnych paryskich salonach. Paryż początku XX wieku przyciągał artystów z całego świata. Często byli to obywatele Europy środkowej żydowskiego pochodzenia, którzy tworzyli tam artystyczne kolonie na Montmartre a potem na Montparnassie. Natan przyjaźnił się z innym żydowskim malarzem Chaimem Soutinem. Zauroczeni urodą Paryża, pięknem jego architektury, swobodą życia bohemy przelewali swe wrażenia na płótno. Obrazy, które miałam okazje obejrzeć na sopockiej wystawie (widoki paryskich uliczek) miały charakter postimpresjonistyczny. Spodobały mi się ich kolory i mimo wyrazistych konturów jakiś posmak impresji.
Uliczka w Paryżu |
Kolejnym odkryciem był Witold Wojtkiewicz na wystawie Kraków 1900, jaka miała miejsce na przełomie 2018 i 2019 roku w Kamienicy Szołayskich. Nawiasem mówiąc Kamienica to jedno z tych miejsc, które odwiedzam podczas każdej wizyty w Krakowie, bowiem poza tym, że znajdują się tam bogate zbiory malarstwa i pamiątek po Stanisławie Wyspiańskim odbywają się niezwykle interesujące wystawy czasowe. Nie pamiętam, czy na wystawie Kraków 1900 znalazło się więcej obrazów Wojtkiewicza – mój wzrok przyciągnął obraz zatytułowany Medytacje. Ten urodzony w 1879 roku artysta uważany był za przedstawiciela symbolizmu. Studiował w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, był uczniem Leona Wyczółkowskiego. Wojtkiewicz był nie tylko malarzem, był także ilustratorem w tygodniku Liberum Veto (nawiasem mówiąc, ciekawa jestem, czy dziś zatrudnia się ilustratorów w czasopismach), współpracował z kabaretem Zielony Balonik, dla którego stworzył cykl akwarel i rysunków, które zdobią ściany kawiarni Jama Michalika, projektował zaproszenia, winiety do książek a także kartki pocztowe. Przyjaźnił się z Boyem Żeleńskim i Romanem Jaworskim (pisarzem, do którego opowiadań tworzył ilustracje). Tworzył litografie przedstawiające aktorów Teatru Miejskiego w Krakowie. Ponadto pisał satyryczne teksty pod pseudonimem Witwoj. Jego prace na wystawie w Berlinie zachwyciły Andre Gide na tyle, że ten zorganizował wystawę jego prac w Paryżu oraz napisał wstęp do jej katalogu. Nie wiadomo czego jeszcze dokonałby Wojtkiewicz, gdyby nie ciężka nieuleczalna choroba, która zabrała go w 29 roku życia.
Medytacje.Popielec 1908 |
Medytacje. Popielec 1908 przyciągnęły uwagę melancholią, jaką nasycony jest obraz. Posypywanie głowy popiołem kontrastuje z ceremonialnością strojów uczestników obrzędu znajdujących się po jego prawej stronie. Dysonans pomiędzy radością życia tutaj połączoną z nudą a smutkiem połączonym z powagą, pomiędzy bielą i czernią, celebrą i spokojem. Postacie z prawej strony obrazu mają coś wspólnego z Izabelą Łęcką kwestującą na grobach. Medytację odczytuję, jako rozważanie nad ceremonialnością Wielkiego Postu. Znajdująca się na pierwszym planie postać kobieca jest na pograniczu obu światów, jej spokój, skupienie w modlitwie (albo medytowanie) łączy ją z grupą żałobników, bogactwo stroju zaś z grupą celebrytek.
Kawiarnia paryska w nocy podobnie, jak inne nokturny to połączenie jasnego, punktowego światła nocnych latarni i oświetlonego pawilonu z postaciami eleganckich gości przy stolikach kawiarni. Granat nocy skrywa jej tajemnicę, a zgromadzone wokół światła postacie niczym ćmy garną się do światła. Ilekroć patrzę na ten obraz chciałabym znaleźć się nad Sekwaną w objęciach nocy z lampką wina lub kieliszkiem calvadosu, są to bowiem wspomnienia czasu beztroski, swobody i radości. Jednak patrząc na ten obraz należy uświadomić sobie, iż dla żyjącego w ubóstwie, ciężko chorego malarza nie był to czas radości, raczej jakaś zachłanna chęć utrwalenia chwili, niepokój wiążący się z tym, co nieuchronne i tak bliskie.
Ludwik nie został dobrze przyjęty w Paryżu, mimo francuskiego nazwiska słabo znał język przodków. Jego nocne wędrówki po mieście i szkicowanie budziły politowanie obserwatorów. Był na ulicach Paryża niczym widmo z Wesela, którego Marysia pytała:
Ka ty mieszkasz, kaś ty jest?
Jechałeś do obcych miest,
czekałam cie długo, długo
i nie doczekałam sie.
Kaś ty jest, kajś ty jest,
gdzie ty mieszkasz, gdzie?
Gdańsk w XVII wieku Gerson Wojciech |
Wojciech Gerson pozostałby dla mnie tylko nazwiskiem, którego dzieł nie potrafiłabym wymienić, gdyby nie dostrzeżony w zbiorach Muzeum Narodowego w Poznaniu obraz Gdańsk w XVII wieku. Moje miasto jest tak fotogeniczne, że uwielbiam oglądać je w każdej postaci, a szczególnie interesują mnie obrazy Gdańska sprzed wieków. Widok Żurawia i pobrzeża z perspektywy Wyspy Spichrzów to widok, na jaki mogłabym patrzeć bez końca. Zapewne w XVII wieku mniej było amatorów na takie nad miastem zachwyty. To mam wydaje się, że życie toczyło się wolniej i spokojniej, tymczasem tygiel językowo - kulturowo- religijny jego mieszkańców i przybyszy nie miał czasu na podziwianie pejzaży. Do portu przypływały wciąż nowe statki z towarem. Trzeba było się zająć rozładunkiem, kupcy musieli wynegocjować cenę, urzędnicy naliczyć cło, a marynarze zasięgnąć języka, gdzie najlepiej wydać ciężko zarobiony grosz. Jakaś kobieta sprzedaje ryby, dziewczyna szuka okazji do zarobku.
A ja z przyjemnością oglądam tę chwilę sprzed wieków tak inną od dzisiejszej codzienności umieszczoną na doskonale znanym tle portowego dźwigu i kamieniczek przy nabrzeżu. I pojawia się inna tęsknota – tęsknota wycieczki tym razem nie w przestrzeni, ale w czasie.
Na zakończenie jeszcze jedno odkrycie z Galerii Narodowej w Warszawie Claude Joseph Vernet i jego widok portu o poranku. Niewiele wiem o tym urodzonym w 1714 roku w Awinionie maryniście, pejzażyście, ale ten obraz przykuwa uwagę za każdą wizytą w Muzeum.
Oczywiście takich odkryć mam całą kolekcję. Może kiedyś do niej jeszcze wrócę.
Mam podobne odczucia co do Nocy Muzeów - zwiedzanie w tłumie to nie to. Co innego, kiedy jest to jedyna okazja, żeby zajrzeć do miejsc na ogół nie udostępnianych publiczności (co prawda też niczego takiego nie zwiedzałam;))).
OdpowiedzUsuńWojtkiewicz jest fascynujący. Chyba każdy jego obraz wzbudza u mnie pewien niepokój, dyskomfort, a lubię, kiedy sztuka tak działa. Chętnie przeczytałabym jakąś biografię WW, ale nie wiem, czy jakakolwiek powstała.
To otwieranie się na gości raz w roku chyba raczej ma miejsce w Dniach Dziedzictwa Kulturowego. Tak mi się wydaje, ale może i nocne zwiedzanie dotyczy takich rzadkich okazji. W takie dni udało mi się dwukrotnie być za granicą i mimo dość sporego zainteresowania, bo zwiedzanie w takie dnie jest znacznie tańsze tłumy nie były zniechęcające. W dodatku tego dnia podróże były o połową tańsze. :) Jak tylko trafię na jakąś biografię Wojkiewicza dam znać. w tak krótkim życiu dokonał tak wiele. I zgadzam się z tym niepokojem w jego obrazach.
UsuńNie lubię tłumów, zawsze przeszkadzają w kontemplowaniu nad pięknem danego obrazu oraz zrobieniu zdjęcia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Mam podobne odczucia. Pozdrawiam
UsuńMalarze (post)impresjoniści umierają młodo :(
OdpowiedzUsuń- akademicy żyją dłużej ;)
Ciekawa gawęda o obrazach i ich twórcach. Bardzo lubię Wojtkiewicza, Grunsweigh'a nie znałem, Gersona można obejrzeć (ale Matejko według mnie ma większy "ciężar gatunkowy" jednak.)
Nocą do muzeum może bym się i wybrał, ale też pod takim warunkiem, żeby nie było tłumów.
Jednakże każda popularyzacja sztuki jest dobra - bo kto wie, może po takiej nocnej wizycie nabierze ktoś ochoty do odwiedzania muzeów w dzień, i to nie tylko tak od okazji i sporadycznie? ;)
Bardzo podobny obraz Verneta widziałem niedawno w (amerykańskim ;)) Toledo Musem of Fine Arts.
Nie miałbym nic przeciwko temu, byś tematy malarskie - lub w ogóle muzealno-architektoniczne - poruszała na swoim blogu częściej.
Ale literatura reż jest OK :)
Pozdrawiam
PS. A nawiązując do naszej konwersacji o znikaniu mojego bloga na Twojej liście, to dzisiaj też go nie widziałem, ale - jak się okazało - spadł on na samo dno ;) Być może tak się dzieje, kiedy zmieniam coś w nowym wpisie?
Myślę, że nie tylko post (impresjoniści), ale to porównanie nowatorów do akademików bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńJa odkryłam Wojtkiewicza i bardzo się z tego odkrycia ucieszyłam. Tzn. widziałam wcześniej serię obrazów Krucjata dziecięca, ale choć nie da się wobec nich przejść obojętnie, wówczas nie przemówiły do mnie, takie były smutne i pełne niepokoju, a wówczas nie byłam gotowa na ten niepokój. Ten dyskomfort, o którym pisze Ania wówczas nie przypadł mi do gustu. A teraz i owszem. Może dojrzałam do Wojtkiewicza, w przeciwieństwie do Matejki. Owszem wiem, że Matejko wielkim malarzem był, znam jego obrazy i z reprodukcji i z oryginałów, ale jest dla mnie taki Sienkiewiczowski, taki ku pokrzepieniu serc i dusz, w czym zresztą nie ma nic złego, ale jakoś te monumentalne historyczne pełne ludzi wielkie dzieła nie przemówiły jeszcze do mnie. Najbardziej podobają mi się Stańczyk i Autoportret. Nocą to wybrałabym się do Luwru bez ludzi i nawet kiedyś o mały włos nie zamknięto mnie na stacji metra Muzeum Luwr i poczułam taki dreszczyk podniecenia, że oto spełni się moje dawne marzenie- noc w muzeum sam na sam z obrazami. Vernet- czy to był ten sam Vernet, bo obraz jaki zamieściłeś na f-b był Horacego, ale może ten, o którym wspominasz jest Cloude`a. Artyści często przedstawiali ten sam motyw w różnych ujęciach. Czasami oglądam jakiś obraz i myślę sobie, gdzie ja go widziałam, bo często podobne widuję w różnych miejscach.
Staram się pisać o różnych odkryciach, zaczynałam lata temu od wyłącznie podróżniczych, potem doszła literatura, potem pojawiły się musicale (moje opętanie numer jeden, absolutne szaleństwo, którego prawie nikt nie podziela z prowadzących blogi, ale to mi nie przeszkadza zatracać się w nim od czasu do czasu i odlatywać. A potem okazało się, że interesuje mnie malarstwo, troszkę rzeźba, trochę architektura, teatr, film... i chciałoby się pisać o tylu rzeczach, a doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny. Staram się przeplatać te moje wpisy i zapewniać ich różnorodność.
Co do listy blogów - nic nie robię, a dzieje się co się dzieje. Gdybyś nie wspomniał, że blog "spadł" na dół listy nie zwróciłabym uwagi. Ale na to to ja już nic nie zaradzę. Czasami wchodzę na zaprzyjaźnionego bloga nie poprzez linka z listy, a poprzez nicka blogera bo czegoś np szukam, bo pamiętam, że czytałam o czymś i ze zdumieniem widzę, że pojawił się np nowy wpis, a na mojej liście nie ma takiej informacji. Tak więc może nie ma co sprawdzać, tej listy. A teraz, kiedyśmy znajomymi na f-b nie ma obawy, że nie trafię do ciebie. Twoja częstotliwość zamieszczania tam nowych zdjęć mnie zawstydza. Ledwie znajduję trochę czasu na wpis na blogu co parę dni.
Pozdrawiam
Lubię odwiedzać muzea ale nigdy nie uczestniczyłam w Nocy Muzeów. Nie lubię tłumów i czuć oddechu na swoich plecach. I chociaż nie potrafię pięknie pisać o wizycie w muzeum, to każde odwiedziny w takim miejscu, są zawsze dla mnie wielką dawką wiedzy.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Ja też, ja też, ja też. Ale też patrz kolejny wpis, poszłam do muzeum podczas weekendu muzeów, kiedy można by spodziewać się wzmożonego ruchu (magnesem była cena biletu złotówka). Ruch był może nieco większy, ale pandemiczne ograniczenia chyba stanowiły pewnego rodzaju sito, które spowodowało, że tłumów nie było i mimo niedogodności chwilowego oczekiwania z wejściem na trzy czy cztery sale zwiedzanie przebiegało spokojnie i mile. :)
OdpowiedzUsuń