Francuska kawiarenka literacka

poniedziałek, 10 stycznia 2022

Mała hurtownia książek na początek roku (Konopnicka, Gische, Llosa)

Wrażenia z podróży Maria Konopnicka Ta książka utwierdza mnie w przekonaniu, że nie zawsze rekomendacja osoby spod znaku Józefa (jak mawiała Ania z Zielonego Wzgórza) będzie gwarancją satysfakcjonującej lektury. Moja przyjaciółka Madzia poleciła mi wrażenia z podróży Marii Konopnickiej. Była tą książką oczarowana. Ponieważ temat podróży jest mi niezwykle bliski i czytam wszystko co wpadnie w ręce ze szczególnym uwzględnieniem wspomnień literatów (czytałam przepiękne opisy podróżniczych wrażeń Brodskiego, Maraia, Goethego, Iwaszkiewicza, Muratowa, Herberta, Kuncewiczowej, o czym pisałam na blogu) byłam przekonana, że lektura będzie miłym sposobem spędzenia czasu. Niestety, nie zagrało, ja i Konopnicka nie znalazłyśmy wspólnej płaszczyzny. I zupełnie nie wiem dlaczego. Może nie bez znaczenia był kierunek podróży (sporą część owej podróży stanowią góry) co by wyjaśniało moje z Marysią niedopasowanie. Otóż ja góry lubię, ogromnie przyjemnie jest stanąć na wierzchołku i spojrzeć dół, objąć wzrokiem panoramę okolicy, a nawet poszusować na nartach, ale nie koniecznie lubię czytać o górach. A może to styl trochę poetycki, trochę metaforyczny tym razem mnie pokonał. Bardzo lubię taki styl, ale wymaga on, przynajmniej z mojej strony skupienia i wysiłku, którego tym razem zabrakło. Zdecydowanie najprzyjemniej czytało mi się o wrażeniach z
Wenecji, o starciu wyobrażeń z rzeczywistością Jest coś dziwnego w tym uczuciu, jakim przenikniony jest wędrowiec, stając wśród miasta, o którym słuchał kiedyś rzeczy niezwykłe- i wyobrażał je sobie miastem w błękit rzuconym i niedosiężnym. A teraz przyszedł i jest tu. […] więc dziś zadumałam się bardzo widząc, że w tej Wenecji białej ludzie w sklepach stoją, towar przedają, sery gryzą, wodę noszą; a miasto- nie jest miastem umarłym, i w uciszeniu stojącym- i nietkniętym od pamiętnych czasów. (str 79-80), o pięknie zaklętym w kamieniach Lwy jeszcze po marmurach ryczą, i pawie z piór strząsają gwiazdy sine, i miecz Morosiniego leży. [….]. Wschód tchnie tutaj na wędrowca z porfirów swoich mozaik starych, a każda kolumna ma swoje, sny o palmach i niewolnicą jest, na służbie zwycięzców stojącą. (str. 80) o powierzchowności wiernych na nabożeństwie (gdzie jedyną prawdziwą wenecjanką jest ta, co zstąpiła z obrazu Tycjana lub Veronese), o wieczorze na Piazza San Marco (gwarnym okraszonym wojskową muzyką). Tak, te opisy Wenecji podobały mi się najbardziej, może z uwagi na moją znajomość z miastem nie wymagały w tym zakresie większego skupienia, bowiem obrazy same przesuwały się przed oczami, wystarczy mi przeczytać o lwach ryczących na marmurach i już widzę te na posągach przed Grande Canal czy te na wieży zegarowej na Placu Świętego Marka czy dziesiątki innych i widzę i czuję promienie słońca, szum wody, odgłosy skrzydeł gołębi. Aj zatęskniłam za Brodskim czy Herbertem i za Wenecją. Książka przeczytana w ramach wyzwania stosikowego u Anny. A przy okazji, kto lubi czytać o górach zapraszam na blog mojej przyjaciółki Madzi.

Brzydka królowa Victoria Gische Poprzedni rok zamknęłam lekturą Matki Jagiellonów, ten rozpoczęłam Brzydką królową, czyli Elżbieta Rakuszanka zagościła u mnie na nieco dłużej. Opowieść snuta przez Victorię Gische zdecydowanie bardziej mi odpowiadała. Powieść historyczna nie ma zbyt wielu zwolenników; osobom posiadającym wiedzę historyczną przeszkadza w niej fikcja, która siłą rzeczy w powieści musi się pojawić, osobom oczekującym wyłącznie ciekawej historii przeszkadzają pojawiające się w historyczne fakty; zbyt wiele dat i nazwisk. Ktoś napisał na blogu po co te wszystkie postacie niemające żadnego znaczenia dla akcji. :)
W zasadzie Brzydka królowa opowiada o tym samym o czym opowiadała Matka Jagiellonów, ale inaczej rozkłada akcenty. Przyjęte przez autorkę Matki królów założenie determinowało ją do przedstawienia Elżbiety jako matki, ale w ten sposób osoba monarchini została nieco jednowymiarowa - jestem kobietą i monarchinią, więc rodzę dzieci, wychowuję dzieci, osadzam dzieci na tronach Europy, chowam dzieci i rozpaczam z powodu ich przedwczesnego odejścia. W Brzydkiej królowej mamy nie tylko matkę, mamy kobietę, człowieka i monarchinię. Osobę przedstawioną w ciepłym świetle, ale i nie pozbawioną wad. Bardziej wiarygodnie został też przedstawiony związek z Kazimierzem Jagiellończykiem. O ile w Matce królów nie bardzo rozumiałam, w jaki sposób młody król który jeszcze przed chwilą chciał zerwać umowę małżeńską i nie mógł nawet spojrzeć na żonę nagle zapałał doń uczuciem, o tyle w Brzydkiej królowej przekonało mnie to, iż ujęła go mądrość Elżbiety. Nie bez znaczenia mógł być też fakt, iż szybko nauczyła się trudnego dla niej języka, dzięki czemu mogli rozmawiać bez pośredników. Elżbieta z Brzydkiej królowej to też matka, ale przede wszystkim mądra władczyni, osoba światła, oczytana, doceniająca sztukę, doradzająca małżonkowi, choć potrafi pogodzić się z jego decyzjami, nawet, jeśli się z nimi nie zgadza i wreszcie osoba o wysokim poczuciu własnej wartości wynikającej z urodzenia w królewskiej rodzinie, a przez to wyniosła i nadto dumna.
I co bardzo mi się podobało opowieść osadzona jest w epoce; mamy i obyczaje dworskie (turnieje, polowania, koronacje, uczty) i plączącego się po dworze monarchy królewskiego błazna i spiskującego biskupa Oleśnickiego. Jest opis stosowanych kar, na dwór docierają nowiny dotyczące wynalezienia druku, czy odkryć geograficznych, a zlecenie na ołtarz Mariacki otrzymuje Wit Stwosz. Ciekawostką jest wplecenie w powieść scen w pomocnikiem mistrza Stwosza z Historii żółtej ciżemki. Może nie jest to literatura wybitna, ale lekka, sympatyczna lektura, która naświetla postać królowej nie przeinaczając faktów.

Pantaelon i wizytantki - Mario Vargas Llosa. Muszę przyznać, iż pomysł na powieść miał autor ciekawy. Kapitan Pantaleon Pantoia człowiek idealne nadający się do wojska, bowiem ślepo wykonuje każdy nawet najbardziej absurdalny rozkaz, w dodatku wykonuje go perfekcyjnie otrzymuje nietypowe zadanie. Zadanie utworzenia wojskowego burdelu. Tak perfekcyjnie wykona to zadanie, iż doprowadzi to do groteskowej sytuacji, bowiem Służba Wizytantek, którą stworzy przerośnie oczekiwania zleceniodawców. Uśmiech wywołują obliczenia kapitana poprzedzone przeprowadzeniem drobiazgowej ankiety na temat zapotrzebowania na usługę, czy przeciętnego czasu trwania usługi. Pantoia wylicza koszty, wydajność wizytantek, zapotrzebowanie na zaplecze techniczne, w postaci transportu, ludzi, sprzętu włącznie z zapewnieniem quasi intymnej atmosfery świadczenia usługi, czy udostępnieniem literatury mającej doprowadzić zainteresowanych do szybszej gotowości skorzystania z usługi. Niestety znużyły mnie nieco pisane biurokratycznym wojskowym językiem raporty z działalności przebiegu służby wizytantek. Było to zabiegiem celowym, choć mnie nie rozbawiły, a zmęczyły (może za dużo tego urzędniczego języka w pracy mam na co dzień). Pantaleon i wizytantki to nie tylko zabawna historyjka tworzenia wojskowego burdelu, to głównie pokazanie prawideł rządzących zarówno wojskiem, jak i mediami, czy psychologii tłumu, który łatwo ulega manipulacji przywódcy sekty (zjawisko brata Francesco). W przeciwieństwie do większości czytelników nie uśmiałam się przy lekturze, chyba mam odmienne poczucie humoru, wywołała ona smutną refleksję, na temat bezduszności biurokratycznej machiny oraz braku granic absurdu w dążeniu do osiągnięcia celów i braku jakiejkolwiek refleksji u rządzących (w tym przypadku dowództwa wojskowego). Ciekawa fabuła i pomysł przedstawienia historii, nawet, jeśli mnie nie do końca przekonał.

13 komentarzy:

  1. Dziękuję za notkę o "Brzydkiej królowej", nie słyszałam o tej książce, a po "Matce Jagiellonów" ja także chętnie poznam inną "odsłonę" Rakuszanki.
    Po lekturze "Pantaleona i wizytantek" miałam identyczne odczucia jak Ty :). Czytałam to wieki całe temu, pamiętam że wiele osób się zachwycało (a może tylko ekscytowało tematem), ale mnie ta książka mocno zmęczyła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak i dla mnie te raporty wojskowe, czy relacje radiowe były nużące, doczytałam do końca, nie żałuję, aczkolwiek, byłam zawiedziona, iż mnie ta książka nie rozbawiła, bo to raczej smutne było niż zabawne

      Usuń
  2. A więc tym razem Mario Vargas Llosa nie do końca Cię przekonał. Ten autor w każdej książce jest inny. Czyli te tytułowe wizytantki to w rzeczywistości prostytutki? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Llosę czytuję (w sumie to dopiero trzecie spotkanie z noblistą), ale nie trafiłam jeszcze na taką jego książkę, która by mnie oczarowała. Ale skoro w każdej z nich jest inny to może kiedyś trafię, choć jak na razie nie czuję imperatywu sięgnięcia po kolejną, może za jakiś czas.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Ci za przypomnienie tej książki Konopnickiej. Muszę do niej sięgnąć, bo piszę i jej podróżach:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się na coś przydałam. Sama nie wpadłabym na ten trop, gdyby nie przyjaciółka.

      Usuń
  5. Pantaleon swego czasu mnie ubawił, choć rzeczywiście to historia raczej gorzka. Llosa napisał tyle ponurych książek, że lżejsza też się przyda.;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tyle, że dla mnie Pantaleon jest lżejszy to jedynie przez pomysł, bo już jego realizacja jak dla mnie nużąca. A i sam wydźwięk też raczej ciężki. Chyba sięgnę po starą Chmielewską, w sensie wczesną, aby się pośmiać i poczuć lekko z lekturą.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja bardzo lubię twórczość Mario Vargas Llosa, nawet niektóre książki czytałam w oryginale. Vargas Llosa ma swoj oryginalny styl i klimat książek, który bardzo lubię aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że nie każdemu się podoba. Udanego weekendu.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zazdroszczę osobom, które znają języki obce w stopniu umożliwiającym lekturę. Dla mnie, osoby czytającej jedynie w języku ojczystym zawsze pozostaje niedopowiedzeniem, czy to co czytam jest odzwierciedleniem myśli autora, czy też pomysłem tłumacza (czasami świetnym- jak w przypadku Boya i Prousta) a czasami nie do końca oddającym intencję czy wręcz nie najszczęśliwszym. Weekend był dobry, ale jak to weekend minął zdecydowanie za szybko.

    OdpowiedzUsuń
  9. Cieszę się, że stałam się dla Ciebie rekomendacją:)Nie szkodzi, że Wrażenia z podróży nie zachwyciły Cię tak jak mnie - masz w tym większe doświadczenie, a ja po prostu uwielbiam takie klimaty: niedopowiedziane, mgliste, drobne historyjki ze spotkań ze zwykłymi ludźmi. Konopnicka operuje w tych tomach nowel, gdzie znalazły się Wrażenia, także humorystycznym językiem, a od tej strony jej nie znałam. Przyznam jednak, że po drugim tomie traumy nędzy polskiej czasów zaborów jestem już nieco tym zmęczona. I w ramach przerwy chętnie zabiorę się za Brzydką królową - Rakuszanka jest nietuzinkową postacią w naszej historii pod każdym względem. A także zaryzykuję i zrobię podejście do Sklepów cynamonowych. I bardzo dziękuję za odesłanie do moich Tajemnic - ja jeszcze technicznie nie umiem czegoś takiego zrobić.
    Czytaj dalej i pisz - nowy rok dopiero się zaczyna, czekamy na Twoje recenzje:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Owszem, teraz za twoją sugestią czytam Komediantkę. :) Ja też lubię takie niedopowiedzenia, poetycki opis, mglisty klimat- ale czasami coś nie zagra w lekturze, nie ten czas na nasze spotkanie widać. Ciekawa jestem, jak odbierzesz Brzydką królową (nie jest to może rzecz która zaspokoi twoje oczekiwania, masz większą wiedzę historyczną, niż ja, ale mam nadzieję, że przeczytasz z przyjemnością, a jeśli cię znudzi po paru stronach to ... trudno. A Sklepy cynamonowe - sama chcę do nich wrodzić, bo wydaje mi się, że nasze pierwsze nieudane spotkanie było takim właśnie spotkaniem w niewłaściwym momencie. Jak się spotkamy pokażę ci, jak zamieszczać linki, jest to szalenie proste.

    OdpowiedzUsuń
  11. To super, byłoby to bardzo pomocne, bo wielu ludziom mówiłam już o Twoich podróżach, żeby zarekomendować, a mogłabym zrobić odesłanie u siebie.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).