Francuska kawiarenka literacka

czwartek, 31 października 2024

Elbląg nadzwyczaj miłe zaskoczenie

Ulica Stary Rynek
Zanim wrócę do flamandzkich odkryć chciałam napisać o tym, co przecież każdy z nas doskonale wie, ale czasem o tym zapominamy. Żeby czerpać radość z podróży wcale nie trzeba jechać daleko. Kiedy wspomniałam, że wybieram się do Elbląga wzbudziłam zaciekawienie znajomych. Pojawiły się pytania - skąd taki pomysł, czy jest tam jakiś koncert, albo spektakl teatralny. Znajomi wiedzą, że bardzo lubię łączyć poznawanie miejsca z kulturą i sztuką. Przyznam, że sama nie do końca byłam przekonana do tego pomysłu. Jednak z powodu długiej przerwy w podróżowaniu (całe wakacje spędziłam w domu) nie mogłam doczekać się kolejnego wyjazdu. Nieco dalszy zaplanowany miał odbyć się dopiero w październiku. A był dopiero początek września, a mnie bardzo korciło, aby gdzieś pojechać. Chciałam, żeby było blisko, podróż miała być krótka, a noclegi niedrogie. I tak padło na Elbląg, za czym przemawiało to, że nigdy tam nie byłam. Zaproponowałam wyjazd koleżance Magdzie, a ona od razu na to przystała.

Właściwie nie miałyśmy skonkretyzowanych planów - chciałyśmy poszwendać się po mieście. Cóż takim światowym damom (żartuję oczywiście) mógł zaproponować mały Elbląg. Tymczasem okazało się, że naprawdę bardzo dużo. Przede wszystkim ciszę, spokój, brak tłumów, dobry klimat, czas na wspólne bycie tu i teraz, rozmowy, delektowanie się otoczeniem, cieszenie drobiazgami, dobrą pogodą i smacznym jedzeniem.

Bryła kościoła Św. Marcina

I choć rzeczywiście w Elblągu nie ma wielkich galerii sztuki, a zbiory muzeum zamkowego nie należą do najbogatszych, starówka jest zadziwiająco nowoczesna, a rejsu kanałem nie udało się odbyć (niestety były one zbyt długie, jak dla nas) - pobyt w Elblągu okazał się bardzo miłym doświadczeniem. Odmianą w zachłannym poznawaniu. Nie było dużo obiektów do zwiedzania miałyśmy zatem dużo czasu i realizowałyśmy Herbertowski plan zwiedzania czyli teraz pójdziemy sobie uliczką prosto, a potem skręcimy w prawo i sprawdzimy, co tam znajdziemy. Przyznam, że nie zawsze mam taki komfort, bo jednak, jak się podróżuje dalej to człowiek z reguły chce zobaczyć jak najwięcej.

A po Elblągu chodziłyśmy niespiesznie realizując carpe diem (używając życia i ciesząc się otoczeniem i własnym towarzystwem).

Odpowiadał nam klimat miasta, dobrze się w nim czułyśmy, jakoś tak swojsko i zrelaksowane.

Ścieżka kościelna
Elbląg mocno ucierpiał podczas II wojny światowej; z pięknego hanzeatyckiego miasta porównywanego z Lubeką pozostały tylko gruzy, dwa tygodnie walk o wyzwolenie zniszczyły niemal całe śródmieście i starówkę. Cegły z rozbiórki miasta wywieziono do odbudowy innych miast. Odbudowa Gdańska czy Warszawy miała priorytet przed małym Elblągiem. Powojenne ruiny długo straszyły mieszkańców i nie zachęcały turystów. Pomysłem na odbudowę okazała się retrowersja czyli odbudowa w oparciu o stare wzorce ale z możliwością ich reinterpretacji. Kamieniczki dziś wyglądają nowocześnie a zarazem nawiązują do przeszłości, są każda inna, niektóre bardziej zdobne, inne tych ozdób pozbawione. Na pewno nie są nudne. Ciekawym pomysłem jest też nowy budynek Elbląskiego Ratusza. Choć nie przepadam za nowoczesną zabudową ta elbląska przypadła mi do gustu. Jest pomysłowa nawiązująca do tradycji, a jednocześnie pozbawiona zbędnej ornamentyki. Wszystko wygląda tak czysto i kolorowo.

Ulica Stary Rynek
Elbląg jak przystało na miasto na prawie lubeckim nie posiadał Rynku. Jego funkcję pełniła główna ulica miasta nomen omen zwana Starym Rynkiem. Dziś największą jej atrakcją poza wspomnianą retro wersyjną zabudową jest Brama Targowa u jej wylotu. Brama oczywiście też ucierpiała w trakcie wojny, jednak jej odbudowa jest bliska oryginałowi. Dzisiejsza jest odwzorowaniem średniowiecznej pochodzącej z XIV wieku bramy obronnej. Kiedyś była jedną z wielu bram miejskich, nie miała większego znaczenia. Dopiero w czasie najazdów krzyżackich mieszkańcy zaczęli doceniać jej walory. Najważniejsza legenda Elbląska związana jest z ową Bramą. Z nią i dzielnym piekarczykiem, który miał uratować miasto przed Krzyżakami. Rycerze zakonni widząc bogate dobrze prosperujące miasto postanowili nocą, podczas snu jego mieszkańców zakraść się do miasta i je zdobyć. Tego dnia młody piekarczyk zmęczony wypiekiem chleba postanowił zrobić sobie przechadzkę, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Kiedy wspiął się na bramę zobaczył nadciągających rycerzy. Pobiegł do Bramy Targowej i łopatą do wypieku pieczywa przeciął linę utrzymującą kratę bramy, ta opadła i uniemożliwiła Krzyżakom wejście do miasta. Zaalarmowani mieszkańcy odparli atak wroga, a piekarczyk został jego bohaterem. Na polecenie Zygmunta Starego wykuto wzór łopaty piekarczyka pod Bramą. Przed nią zaś stoi dziś pomnik piekarczyka. Jest to oczywiście legenda, ale są i tacy, którzy udowadniają, że jest w niej ziarnko prawdy, bowiem podczas jednego z najazdów krzyżackich rzeczywiście jakiś mistrz piekarski przecinając linę opuścił kratę przechylając szalę zwycięstwa na rzecz Elblążan. Ze szczytu wieży (po pokonaniu 138 stopni) można spojrzeć na panoramę miasta. Nie jest to może zawrotna wysokość i widoki nie są oszałamiające, ale dobrze widać np. ulicę Stary Rynek. Szkoda tylko, że nie można ich podziwiać z otartego tarasu, a jedynie przez niezbyt czyste szyby na poddaszu wieży.
Jednak już sam fakt, że udało mi się na owe poddasze wejść uważam za swój duży sukces w zmaganiu się z własnymi ograniczeniami.

Widok Ulicy Stary Rynek z Bramy Targowej
Dziś Rynkiem można by nazwać rozległy plac znajdujący się wokół najstarszej elbląskiej świątyni kościoła Św. Mikołaja. Zwłaszcza, że przy otaczającej placyk ulicy Stary Rynek znajduje się wspomniany wyżej Ratusz Elbląski. Istniejący w tym miejscu Ratusz wzniesiony w XIV wieku został strawiony przez pożar z 1777 r. (który zniszczył też katedrę elbląską. Wróć- katedrą kościół św. Marcina stał się dopiero całkiem niedawno pod koniec zeszłego wieku). Ratusz odbudowano w tym miejscu dopiero dwanaście lat temu (2011 r.) Przez ten czas budynek Ratusza znajdował się w innej lokalizacji przy dzisiejszym Placu Słowiańskim. Budynek ten także uległ zniszczeniu podczas II wojny.

Plac z bryłą Kościoła Św. Marcina
Ale wróćmy do Kościoła Św. Mikołaja. Pochodzi z 1246 r. i jest poświęcony patronowi między innymi żeglarzy. Dla wielbicieli punktów widokowych gratką będzie wspięcie się na 97 metrową wieżę (jedną z najwyższych w Polsce), aby z góry popatrzeć na miasto. Sam kościół który mocno ucierpiał najpierw w pożarze miasta w 1777 r. a potem w trakcie wojny został odbudowany pod koniec zeszłego wieku. Z dawnej świątyni pozostało dziś niewiele, ale ładnie ją odrestaurowano. Nie będę udawała, że kościół jakoś szczególnie mnie ujął, ale bardzo podobały mi się witraże (od zawsze mam słabość do tych kolorowych szkiełek tworzących obrazy) oraz ołtarze, a najbardziej neogotycki ołtarz kadyński powstały na zlecenie cesarza Wilhelma II w 1916 r. z przeznaczeniem do kościoła w nieodległych Kadynach (letniej rezydencji cesarza). Mimo, iż to najmłodszy z ołtarzy to właśnie on zwrócił moją i Magdy uwagę. A może właśnie dlatego. Jednak to nie świątynia jest atrakcją turystyczną miasta, a znajdująca się nieopodal ścieżka kościelna.

Widok z Zamkowej na Św. Ducha ze ścieżką kościelną w głębi
Jest to wąskie przejście między kamieniczkami prowadzące do kościołów Św. Ducha, Św. Mikołaja i Najświętszej Marii Panny. Ocalały po wojnie odcinek łączący ulice św. Ducha i Mostową stanowi jeden z nielicznych ocalałych średniowiecznych elementów architektonicznych a zarazem jest ciekawym miejscem na pamiątkowe zdjęcie. Ścieżka jest udostępniona do zwiedzania (korzystania) dopiero od 2006 r.

Muszę się przyznać do niewybaczalnej ignorancji z mojej strony. Otóż przez wyjazdem do Elbląga przeczytałam o pokrzyżackim zamku w Elblągu i już planowałam sobie, jak to będzie ciekawie go obejrzeć.

Przed domkiem wikingów na dziedzińcu muzealnym (i budząca nasz zachwyt półka biblioteczna)
Na szczęście zanim postanowiłam zaprowadzić tam Magdę doczytałam, iż po zamku niewiele zostało. Wzniesiony w 1251 r. istniał do 1454 roku, kiedy nakazano jego rozbiórkę, a lokatorów wygnano. Po zwycięstwie nad Krzyżakami nie byli już oni mile widzianymi gośćmi. Z dawnego Zamku Krzyżackiego pozostało Podzamcze, fragmenty dawnych murów miejskich, piwnic i dawnej słodowni. Właśnie tu mieści się siedziba Muzeum Historyczno-Archeologicznego; w budynku dawnej słodowni, gdzie w XVI wieku znajdowało się pierwsze polskie gimnazjum humanistyczne (a wcześniej znajdował się klasztor Brygidek do 1458 r.).
Na dziedzińcu Muzeum znajduje się zrekonstruowany Dom Wikingów z Truso. Tak nazywała się pierwsza osada, jaka znajdowała się tutaj od X wieku. Nas - bibliofilki - zachwyciła oczywiście znajdująca się w domku biblioteczka.

Instrumenty muzyczne z XV wieku
Muzea archeologiczne nie należą do moich ulubionych i rzadko je odwiedzam, ale tym razem zrobiłam wyjątek. Po pierwsze wiedziałam, że Magda bardzo je lubi (choć nie miałaby nic przeciwko temu, aby wybrać się tam sama), po drugie zaintrygowała mnie informacja o znajdujących się tam XV wiecznych okularach oraz także XV wiecznym instrumencie muzycznym podobnym do mandoliny o nazwie gitera. Byłam bardzo ich ciekawa. Zarówno okulary, jak i owa gitera miały wygląd zabawek dziecięcych, ale może nasi przodkowie byli mikrusami. Natomiast chyba największe wrażenie zrobiło na mnie ostatnie piętro na którym znajdowała się wystawa, którą nazwałam sama dla siebie wojna i pokój, gdzie wśród gruzów, kamieni, pyłu, zniszczonych fragmentów murów znajdowały się wyjątkowo dobrze zachowane przedmioty (odkopane, czy uratowane z czasów pożogi)

Wczoraj i dziś- wojna i pokój 
Mnie najbardziej spodobała się galeria na piętrze, którą nazwałabym wojna i pokój, gdzie gruzy, kamienie, zniszczone fragmenty murów konweniowały z przedmiotami nadspodziewanie dobrze zachowanymi (dla kontrastu) oraz z tymi odkopanymi, czy uratowanymi z pożogi czasów. W ogóle to muzeum sprawiało wrażenie takiego nieco chaotycznego; tu średniowiecze, tam wojna, tu PRL, tam wiek XIX, ale muszę przyznać, że to wszystko miało ręce i nogi.

Kościół NMP dziś Galeria EL (owa czarna instalacja to forma przestrzenna Abakanowicz)
Bardzo ciekawym pomysłem na wykorzystanie nieużytkowanego na cele sakralne budynku jest Galeria Sztuki. W dawnym budynku kościoła NMP mieści się galeria sztuki współczesnej EL. Chociaż do zachwytów nad sztuką współczesną jest mi daleko to takie zastosowanie uważam za niezwykle trafny pomysł. Sztuka rezonuje ze swym otoczeniem, dlatego też inaczej odbiera się ją w muzealnej sali (często na białej pustej ścianie), inaczej w przestrzeni miejskiej, inaczej w parku, a jeszcze inaczej w starej świątyni. Łączy się tu przeszłość z przyszłością i okazuje się, że choć tak różne wcale nie są tak odległe, jakby się mogło wydawać. Nie będąc znawcą sztuki współczesnej nie potrafię jej ocenić, ale doceniam chęci, pomysł. I podoba mi się owo połączenie przeszłości z teraźniejszością, a może nawet przyszłością. Bardzo podobała nam się instalacja neonowa przedstawiająca formy przestrzenne przygotowana przez pana Zbigniewa Gostomskiego.

Forma przestrzenna Abakanowicz 


W Galerii EL na wystawie pana Gostomskiego Forma Przestrzenna

W Galerii EL

A najmilsze były spacery, kawki i przepyszne naleśniki z pieczarkami (no poezja smaku w Kulinarnym Bulwarze). 

I jeszcze kilka zdjęć:

Piekarczyk przed Bramą Targową


Elbląski Ratusz

Ulica Świętego Ducha


Pomnik Odrodzenia (relikt PRL-owskiej przeszłości) po odnowieniu lśni w słońcu, jak nie powiem co. 


Ołtarz Ukrzyżowania kadyński w Kościele Św. Marcina


Ścieżka kościelna

W sumie, jak przeglądam te zdjęcia to wydaje się, że nie ma się czym zachwycać, a jednak to była bardzo (kolokwialnie napiszę) fajna wycieczka. Czy to dlatego, że po dłuższej (jak dla mnie) dwumiesięcznej przerwie w podróżowaniu, czy też dlatego, że dopisała nam pogoda, a może dlatego, że było tak spokojnie i mało gości. No bo że z Magdą? Odbyłyśmy już kilka wspólnych podróży i zawsze było miło i bezproblemowo.
Jeśli macie zwyczaj przyglądać się dokładniej zdjęciom -robić zbliżenia to uprzedzam, że odkryłam opcję usuwania ludzi ze zdjęć więc na kilku mogą być widoczne ślady tej operacji. Musiałam pousuwać moją koleżankę z pierwszych planów, bo nagle okazało się, że mam niewiele zdjęć miejsc, o których piszę.


24 komentarze:

  1. W Elblągu byłam kilka dobrych lat temu podczas objazdu po Warmii i Mazurach i mnie również to miasto bardzo mile zaskoczyło. Nie spodziewałam się po nim niczego nadzwyczajnego, a potem się okazało, że starówka jest naprawdę przepiękna, spokojna i zadbana.
    Galeria sztuki w murach kościoła jest świetnym pomysłem. W Portugalii kiedyś weszłam do kościoła, w którym działała księgarnia, też bardzo fajny pomysł na zagospodarowanie nieużywanej świątyni.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja byłam tam w marcu 2019 i tak jak to napisałam u siebie na blogu był to mój podróżniczy kaprys a u Ciebie powodem wypadu do Elbląga długa przerwa w podróżowaniu. Warto było poszwendać się po Starym Mieście i bliżej poznać historię Elbląga. Od czasu do czasu wchodzę na stronę aktualności miasta Elbląg, ażeby dowiedzieć się co nowego w kulturze i turystyce.

    Dzisiaj obejrzałam Obrońców skarbów - nie mam pojęcia jak umknął mi ten bardzo dobry film z 2014 roku ogólnie dostępny na cda.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znowu się pomieszały komentarze:) Juli odpowiadam poniżej. A tu do Ewy. Wróciłam do twojego wpisu o Elblągu i poczytałam i pooglądałam zdjęcia. Masz ich niezwykle dużo, jak na na jedno popołudnie. Fajny taki kaprys u Ciebie, a u mnie tęsknota. Jedno i druga wygania nas z domu. Mam nadzieję, że to nie ucieczka przed sobą czy kłopotami a właśnie tęsknota za czymś nowym, za poszerzaniem horyzontów, poznawaniem.
      Mnie film też umknął, ale kiedy pisałam o książce jeden z kolegów podrzucił mi link i od razu obejrzałam. W sumie obejrzałam go ze trzy razy :) Pozdrawiam

      Usuń
  3. Może właśnie ten brak oczekiwań w stosunku do miejsca spowodował, że tak się nam tam spodobało :) Takie duże miasta, metropolie, do których podróżujemy, o których znajomi opowiadają, jakie są piękne rozbudzają nasze nadzieje.
    Galeria sztuki, księgarnia- świetne pomysły. Coś co nie razi niczyich uczuć (choć swoją drogą niektórych wiele rzeczy razi) i pozwala godnie to miejsce wykorzystać. Świątynie to przecież nie tylko miejsca kultu, ale i dziedzictwo kulturowe. Ja zresztą, jako osoba małej wiary od dawna traktowałam je jako galerie sztuki (te wspaniałe epitafia, obrazy, rzeźby, ambony, kolumny- no jest się czym zachwycać i na czym zawieszać oko. Choć oczywiście świątynia świątyni nie równa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Musiałaś dużo się naczytać, żeby przygotować tak staranny wpis. I choć była to krótka wycieczka okazała się strzałem w dziesiątkę. Duże miasta wchłaniają nas niekończącym się tłumem, ale też mnogością zabytków muzeów galerii malarstwa- zawsze trzeba z czegoś zrezygnować bo wszystkiego zobaczyć się nie da. I wciąż brakuje czasu na takie spokojne szwendanie się w bez celu, gdzie każdy zakręt to niespodzianka a wszystko cieszy. Nie przyjechałyśmy też w sezonie, więc luz był większy. Uwielbiam takie wycieczki, taki był mój Cieszyn z Elą. A o genialny program który usuwa osoby ze zdjęć zapytam 7.11.- ja na razie umiem tylko usunąć tło, żeby ludzie zostali. I czekam na następny Twój wpis, może oliwski choć wiem, że już o tym parku pisałaś. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. To wszystko prawda, z tym poza sezonem, tym ogromem rozpraszaczy w dużym mieście :) O Elblągu akurat dużo nie musiałam czytać, wystarczyło zajrzeć do Internetu, bo niestety nie posiadam żadnej literatury na ten temat, poza książką o kościele NMP, ale ona jest zbyt szczegółowa na taki lajtowy wpis. A wpis miał być tak lajtowy jak lajtowe było szwendanie się po Elblągu. O parku Oliwski pisałam całkiem niedawno, więc małe szanse na wpis w najbliższym czasie, kiedy stoją w kolejce inne nie ruszone. Ale może za jakiś czas wrócę do tematu parku, tylko musiałabym więcej poczytać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kilka lat temu też spacerowałam po Elblągu. Chociaż bardzo lubię ciepełko, to jednak upał tego dnia był niemiłosierny. Nowe-Stare Miasto jest miejscem wielce intrygującym i wartym zobaczenia. W czasie pobytu w tym mieście miałaś świetną pogodę, tym samym widać niepowtarzalny klimat na Twoich zdjęciach. Bardzo mi się podobają.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak miałam szczęście do pogody. Nie było co prawda słonecznie, ale pogoda taka w sam raz na zwiedzanie. Upał rzeczywiście nie sprzyja wędrowaniu po mieście. Zdjęcia wydawały mi się kiepskie, ale teraz jak patrzę to jednak trochę oddają urok Elbląskiej starówki

      Usuń
  7. Ciekawy wpis o Elblągu, choc jak sama piszesz miasto nie zalicza się do perełek turystycznych. Ja je dobrze pamiętam z czasów kiedy kościół św. Mikołaja stał pośrodku niczego wokoło było pustkowie porośnięte rzadką trawą a gdzieś po bokach były nędzne chałupki, które przetrwały wojnę. To pustkowie to był odgruzowany plac po dawnym centrum miasta, które jak napisałaś powyżej zostało kompletnie zniszczone. Ponownie byłam tam chyba 10 lat temu i zobaczyłam zabudowane ulice wokół kościoła. Dobrze że tę odbudowę zrobiono jakby w cudzysłowie, dało to fajny efekt. Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To masz świetne porównanie pamiętając czasy, kiedy miasto jeszcze nie podniosło się z wojennych zniszczeń. Dlatego tak podkreślałam te daty, że w zasadzie dopiero od niedawna Elbląg może przyciągać turystów, bo odbudowa miała miejsce, albo pod koniec lat 90-tych albo na początku XXI wieku. Tak sobie czasami rozmawiamy, że my urodzeni w latach 60 tych nie pamiętamy już wojennych zniszczeń (tzn. pamiętamy ale jakieś fragmenty miasta a nie większą całość), a przecież w tych latach dwadzieścia lat po wojnie musiała to być naturalna sceneria miasta. To w zasadzie nie wiem, czy szkoda, że tego nie pamiętam, czy dobrze. To trochę, jak z tą historyjką którą opowiadam, jak byłam mała to zazdrościłam koleżankom i kolegom, że mają gdzie chodzić na groby na 1 listopada, bo my przeniesieni na wybrzeże (rodzice) nie zapuściliśmy jeszcze na tyle korzeni, aby mieć tu swoje groby. Brzmi trochę makabrycznie- zazdrościć grobów, ale dziecko tego nie rozumiało.

      Usuń
  8. Jako że urodziłam się wcześniej więcej pamiętam z powojennych czasów a co do zazdrości o groby to może nie jest to takie dziwne. Wszyscy chyba nawet dzieci podświadomie mamy potrzebę posiadania swojej rodzinnej tradycji i jakiegoś zakorzenienia w danym miejscu a braki w tym zakresie są dla dziecka niezrozumiałe. Jeszcze raz pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To brzmi rozsądnie i uspakajająco. Ta potrzeba zakorzenienia. Pozdrawiam

      Usuń
  9. A mnie Elbląg nie przypadł do gustu. Nudziłam się w nim, ale cieszę się, że Tobie Elbląg się spodobał.
    Pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to świetnie. Tzn. Nie to, że się nudziłaś, ale że nie wszystkim podoba się to samo. Prawdę mówiąc wolałabym, aby Paryż, czy Rzym nie podobał się zbyt dużej ilości osób, bo wówczas dla mnie byłoby go więcej. (ich więcej)

      Usuń
  10. W Elblągu nie byłam ale nie wiedzieć czemu jestem przekonana o fajności tego miasta, czego potwierdzeniem są Twoje zdjęcia. Widzę, że miałabym co robić. Niespieszne spacerowanie bez żadnego planu, z możliwością zaglądania to tu, to tam, skręcania gdzie najdzie nas ochota, to świetny plan na odkrywanie nowych miejsc. Często bywa tak, że nasza ciekawość jest najlepszym przewodnikiem.
    Widzę w Elblągu dużo czerwonej cegły, którą bardzo lubię a budynek Ratusza to świetny przykład tego, że nowoczesność może występować w ładnym i miłym dla oka stylu.
    Pięknego października.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Elblągu uaktywniła się u mnie taka naturalna ciekawość miejsca i zachwyt czymś wcześniej zupełnie nieznanym. Z reguły przygotowuję się do odwiedzin miasta - taki już mam charakter, że lubię wcześniej coś niecoś na dany temat wiedzieć, a co za tym idzie oglądam zdjęcia i wyrabiam sobie jakąś opinię, miewam jakieś tam oczekiwania. A tym razem, choć też troszkę poczytałam w internecie to w dużej mierze zdałam się na intuicję, a wiedzę uzupełniałam po powrocie. Tym samy pozwoliłam sobie na ten świeży pierwszy osąd. A to wrażenie pierwsze spodobało mi się bardzo. Twoje życzenie października dzisiaj się spełnia jest bowiem sucho i kolorowo i nawet przebija się przez chmury słoneczko.

      Usuń
  11. Kilka lat temu byliśmy w Elblągu (relacji jeszcze nie ma na blogu jak to u mnie) ale byłem pozytywnie zaskoczony jak pięknie Elbląg odbudowano. Pamiętam jak wspinaliśmy się na wieżę kościoła. Na dole była informacja, że wejście na wieżę jest darmowe, po czym w połowie wieży pojawia się pani i twierdzi, że należy zakupić bilet. Jako, że na dole była inna informacja byłem lekko zdziwiony o czym powiedziałem. Wówczas kobieta rzekła, że to prawda ale darmowe wejście jest wtedy gdy trwa to 15 minut. Tak się spięliśmy z żoną, że faktycznie zrobiliśmy to w kwadrans, ale spociliśmy się nieźle. Podobał nam się legenda o piekarczyku i sam klimat miasta. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. A to zaskoczenie. Nie wiem, co ja bym zrobiła, podejrzewam, że obraziłabym się na panią i zeszła:) Jestem dość impulsywna w swoich reakcjach i zdarza się, że na złość mamie odmrożę sobie uszy. Ale tak na serio to zadziwiająca informacja i postępowanie promujące nierówność wobec osób o słabszej kondycji i zdrowiu. Ciekawa jestem, czy taka informacja o owych 15 minutach znajdowała się rzeczywiście na kartce, czy też pani wymyśliła to na miejscu. Tak czy inaczej to bardzo źle świadczy o zarządcy miejsca. Podziwiam was za zdobycie wieży i pewnie utarciu nosa owej pani. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Niestety w Elblągu nie byłem, ale mam nadzieję, że w następnym roku odwiedzę. Widziałem stare zdjęcia i Elbląg przedwojenny mnie zauroczył. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Trzymam kciuki, aby się udało, choć od Ciebie (po nicku sądząc) nie jest to tak blisko, jak dla mnie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Piękny precyzyjny opis. Ja lubię zdjęcia z ludźmi , jeśli im to nie przeszkadza. Miasto wtedy żyje dla mnie. Ileż historii przypomniałaś i tej reinterpretacji architektonicznej. Słupsk chyba postępował podobnie.
    A wiesz, byłam w Elblągu pierwszy raz pod koniec lat 70. I z tamtych czasów zapamiętałam tylko tramwaje. Bardzo się dziwiłam, że takie w końcu nieduże miasto ma ten środek lokomocji. W tamtych czasach jeździłam na obozy harcerskie nad Zalew Wiślany. Do miejscowości Kadyny, znana wtedy ze stadniny koni.
    A ostatnio byłam w 2016 roku. Córka mieszkała i studiowała wtedy w Olsztynie. Pomagałam jej przy małym dziecku i raz wybrałam się na wycieczkę w tamte rejony. Jechałam przez Elbląg i gdzieś zatrzymałam się przy trasie. Bardzo byłam zadziwiona urokiem miasta, bo z tamtych lat 70. pamiętałam takie ubogie zaniedbane ulice i bloki. Potem miałam nocleg w Tolkmicku i bardzo podobał mi się spokój w miasteczku w porównaniu z nadmorskimi miejscami. Pojechałam oczywiście do kadyn i tam niedaleko morza w małym barze oglądałam mecz piłkarski, bo wtedy były mistrzostwa i osiągaliśmy jakieś sukcesy.
    Napisałam taki post o bucket list. Bardzo jestem ciekawa twojej opinii ❤️

    OdpowiedzUsuń
  16. Mnie generalnie też ludzie na zdjęciach nie przeszkadzają, ale nie chcę publikować takich, na których można człowieka zidentyfikować, który niejako wszedł mi w kadr, a już na pewno nie chcę publikować rodziny, czy przyjaciół na zdjęciach, bo wiem, że sobie tego nie życzą. Sama nie chcę publikować swoich zdjęć, choć ostatnio zrobiłam to ze dwa, może trzy razy (na f-b).
    Skoro byłaś w Elblągu 50 lat temu i niecałe 10 lat temu to masz skalę porównawczą.
    W Kadynach byłam ze znajomymi w drodze do Fromborka - jest tam teraz hotel ze spa, albo przynajmniej basenem (bo moja znajoma uwielbia pływanie i pluskanie w wodzie i zawsze takie wybiera), do którego moi znajomi się potem wybrali, ceniąc to miejsce za ciszę i spokój (jeździli na rowerowe wycieczki i pluskali się w wodzie). Właśnie ten spokój też mi się w Elblągu spodobał. To trochę tak jak podczas wycieczki do Belgii - może nie do końca cicha, ale bardzo spokojna Brugia najpierw, a potem zderzenie z wielkomiejską Brukselą, gdzie ludzie wszędzie się tłoczyli, hałasowali, i choć to piękne miasto ja czułam się zmęczona przepychaniem pomiędzy tłumami ludzkimi. Kiedyś mi to nie przeszkadzało. Choć może to też zależy od miejsca, bo w Rzymie, czy Paryżu nadal mi nie przeszkadzało (tzn. przeszkadzało, ale bilans zysków nad niedogodnościami mi to rekompensował). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. 50 lat temu🤣ale to brzmi poważnie. Właściwie 47. Tak, czas leci nieubłaganie. A ja dokładnie pamiętam, wtedy jeszcze się mówiło we Fromborku o akcji z okazji rocznicy Kopernika. A w Krynicy Morskiej już wtedy były tłumy.

    OdpowiedzUsuń
  18. No nie dopisałam prawie 50 lat. Sama się czasami dziwię, jak to możliwe. Mój wiek stanął na magicznej 60 tce które wyczekiwałam przez ostatnie lata z niecierpliwością, a gdy nadeszła ta upragniona wolność, której smakuję każdy dzień (i nie rozumiem, jak niektóre starsze ciotki czy koleżanki narzekały, że nie mają co robić, że już tylko patrzeć w stronę cmentarza) to przestałam liczyć lata. Jest co jest i cieszę się każdym dniem i mam nadzieję, że trochę tych dni jeszcze będzie. Żyję dniem dzisiejszym, wspominając wczorajszy i robiąc plany na jutro :) Cieszmy się dziś, bo jutro może być gorzej, a jak będzie lepiej to tylko powód do radości. Może to trochę naiwne ale dobrze mi z tą naiwnością. Martwić się będę potem albo wcale.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).