Francuska kawiarenka literacka

sobota, 24 maja 2025

Abraham van den Blocke, czyli nasz rodzimy Bernini - ciąg dalszy gdańskich spacerów


Wielka Zbrojownia
Na początek mała dygresja. Chyba potrzebuję urlopu od emerytury. Prowadzę tak aktywne życie, że zaczyna mi brakować czasu na to co nazywa się dolce far niente. Kalendarz wypełniony na dwa tygodnie naprzód, sztuką jest się z kimś umówić. Ostatnio musiałam wybierać pomiędzy spotkaniem klubu dyskusyjnego w bibliotece, kuratorskim oprowadzaniem po wystawie w Oliwie, a wykładem z serii Memlingowskiej w Muzeum Narodowym. Wybrałam to ostatnie. I zostałam wynagrodzona nie tylko ciekawą prelekcją na temat tkanin szat anielskich u Memlinga z możliwością obejrzenia kilku XVI wiecznych wyrobów (bez pośrednictwa szklanej gabloty). Aksamit podbity jedwabiem – brzmi tak fantastycznie, że kusi, aby dotknąć. Dodatkowo otrzymałam w prezencie książkę. To tak na marginesie po kolejnym zapytaniu pracującej koleżanki, a co ty właściwie robisz całe dnie. No nudzę się proszę pani, nudzę.
Fontanna Neptuna, zwana niegdyś Studnią Neptuna
Jednym z rodzajów mojej aktywności są spacery. Czasami  połączone ze spotkaniami z przyjaciółkami, czasami odbywane solo. Jedne i drugie równie ciekawe. Nagle po kilkudziesięciu latach człowiek łapie się na tym, iż nie bardzo zna własne miasto. Tylu miejsc, jakie odwiedziłam w przeciągu dwóch ostatnich lat (niektóre po raz pierwszy) nie odwiedziłam w całym wcześniejszym życiu. Być może pracując byłam za bardzo skupiona na robocie i nie potrafiłam prawidłowo gospodarować czasem, ale raczej bywało tak, że praca wysysała wszelkie soki życiowe i wróciwszy do domu czekał ból głowy, zmęczenie i marzenie o weekendzie, który mijał zbyt szybko i nerwowo, bo w perspektywie czekał powrót do stresującej pracy. Kiedyś myślałam, iż to moja zbyt słaba konstrukcja psychofizyczna, dziś słyszę to samo z ust jeszcze pracujących koleżanek. I cóż - uśmiecham się wówczas, bo to by znaczyło, że wszystko ze mną było w porządku, to jedynie system pracy jest nie w porządku.
Część główna ołtarza w kościele Św. Jana Chrzest w Jordanie
Bardzo lubię owe spacery; niespieszne i odkrywcze. Van den Blocków poznałam za sprawą wizyty w kościele Św. Jana. Wróciwszy do domu zaczęłam szukać informacji i ze zdumieniem odkryłam, iż była to bardzo znana na przełomie XVI i XVII wieku niderlandzka rodzina artystów. Jeśli idzie o popularność Abrahama van den Blocke można by nazwać gdańskim odpowiednikiem Berniniego. Większość najbardziej znanych miejskich budowli nosi piętno jego pomysłu (czasami był to projekt, czasami dekoracje, a bywało, że i wykonawstwo). Van den Blockowie pochodzili z Mechelen (dzisiejsza Belgia). Abraham uczył się w warsztacie ojca Willema, nauki pobierał też u gdańskiego budowniczego Van Obberghena. Po dwunastu latach od osiedlenia otrzymał obywatelstwo gdańskie. W wieku dwudziestu pięciu lat został mistrzem cechu murarzy i rzeźbiarzy. Piął się dość szybo po szczeblach kariery, wkrótce otrzymał urząd rzeźbiarza miasta Gdańska, a nieco później głównego budowniczego miejskiego (po śmierci van Obberghena). Uważany był za reprezentanta manieryzmu niderlandzkiego. XVII wieczna architektura Gdańska pozostaje pod jego wpływem. Niemal każda ważniejsza budowla świecka była wznoszona lub zdobiona przy jego udziale (Złota Brama, Wielka Zbrojownia, Dwór Artusa, Studnia Neptuna, Złota Kamieniczka, Ołtarz w kościele Św. Jana, liczne epitafia i nagrobki). Był trzykrotnie żonaty, miał czternaścioro dzieci. Jego warsztat najpierw mieścił się przy ul. Węglarskiej, potem niedaleko Wieży Więziennej (prestiżowa lokalizacji tuż przy drodze królewskiej). Zmarł kilka dni po swoim ojcu i został pochowany w kościele Mariackim w północnej nawie (płyty nagrobnej nie udało mi się odnaleźć). Warsztat przejął jeden z uczniów van den Blocków żeniąc się z wdową po Abrahamie (z domu Kramer). Żadne z jego dzieci nie uzyskało takiej sławy, jak ojciec, stryjek Izaak, czy dziadek Willem.
Przez Złotą Bramę na Długą
Kiedy idzie się uliczkami miasta co chwila można spotkać się z którymś z dzieł Abrahama. Zaczynając od Drogi Królewskiej natrafiamy na Złotą Bramę. Znajdująca się tutaj w I poł. XIV wieku Brama nazywana była Długouliczną (od ulicy Długiej, na którą prowadzi). Można jeszcze tamtą bramę oglądać na obrazie Antona Mollera z 1601 r. Grosz czynszowy (w Ratuszu Miasta Gdańska). Twórcą nowej bramy powstałej na początku XVII wieku był Abraham. Z powodu zdobiących ją złoceń została nazwana Złotą Bramą. Ma dwie kondygnacje i przypomina Tryumfalny. Rzeżby posągi stojące na jej szczycie powstały już po śmieci projektanta, podobnie, jak łacińskie inskrypcje, z których najbardziej podoba mi się znajdująca się od strony ulicy Długiej Zgodą małe państwa wzrastają, niezgodą duże upadają. Po przejściu ulicy Długiej, która o paradoksie mierzy zaledwie około trzystu metrów dochodzimy do
Złota Brama od strony Długiej
Studni Neptuna. Dzisiaj jest to fontanna, wówczas studnia. Takie drewniane studnie znajdowały się niemal na każdej ulicy, bo to one drewnianymi (co dla mnie niepojęte) rurami doprowadzały wodę. 
W I poł. XVII wieku zastąpiono ją nową kamienną studnią udekorowaną posągiem króla mórz Neptuna. Zaprojektował ją Abraham na zlecenie Rady Miejskiej. On też wykonał kamienne elementy czaszy i obudowy. Posąg Neptuna odlał w brązie Piotr Husen. Całość zmontowano dopiero po śmierci architekta. 
Golas zdjęcie nocne

Golas za dnia
Studnia stoi przed Dworem Artusa. Oba (studnia i dwór) należą obok (Żurawia) do najbardziej rozpoznawalnych gdańskich widoków. Dwór Artusa był miejscem spotkań kupców i ośrodkiem życia towarzyskiego. Był siedzibą bractw cechów, które gromadziły elitę miasta. Dwór wzniesiono w połowie XIV wieku. Wielokrotnie był przebudowywany, jednak czasy rozkwitu przypadają na wieki XVI i XVII. To co dziś oglądamy to fasada stworzona przez Abrahama van den Blocke. Budynek ozdobiono posągami starożytnych bohaterów, alegoriami siły, sprawiedliwości, na szczycie posągiem Fortuny. Po obu stronach portalu umieszczono popiersia Zygmunta III Wazy, jego syna Władysława. 
Dwór Artusa (ten biały budynek z flagą Gdańska)

Dwór Artusa w zimowym anturażu
Kilkanaście metrów dalej znajduje się Złota kamienica. I ona jest zaprojektowana i wybudowana przez Abrahama. Nazwana Złotą od złotych dekoracji, które ją bogato zdobiły, albo też Domem Steffensa (jednego z jej kolejnych mieszkańców). Wzniesiona została na zamówienie ówczesnego burmistrza Gdańska Hansa Speymanna, którego nazwisko wiąże się z innym dziełem Van den Blocka (o czym poniżej). Na szczycie dachu znajduje się posąg, który mnie przypominał posąg Chrystusa pasterza, ale jak się okazuje z opisu w wielkiej Księdze miasta Gdańska jest to posąg bogini Fortuny. Na szczycie attyki znajdują się posągi Kleopatry, Edypa, Achilessa i Antygony, a poniżej popiersia znanych postaci, jak Solon, Scypion Afrykański, czy nawet król Zygmunt III Waza. Niżej znajdują się pędy winorośli i militaria wojenne. Nad portalem uosobienie miłosierdzia posąg przedstawiający matkę z dzieckiem na ręku.
Złota kamieniczka Długi Targ 41
Figura miłosierdzia nad portalem oraz wojenne militaria
Wszystkie wyżej wspomniane budowle mają oczywiście swój urok, są rozpoznawalne i niewątpliwie piękne. Mnie jednak najbardziej podoba się Wielka Zbrojownia, czyli Arsenał. Jej projekt pochodzi najprawdopodobniej od budowniczego miasta i mistrza Abrahama samego Van Obberghena. Abraham zatrudniony był przy wznoszeniu Zbrojowni oraz dekoracji (zwłaszcza jej wschodniej części wychodzącej na ulicę Piwną) - tej bardziej dekoracyjnej. Oczywiście biały piaskowiec który był często wykorzystywany przez Abrahama jest niezwykle eleganckim materiałem budowlanym, tym niemniej mnie bardzo podoba się połączenie czerwonej cegły z przeplatającymi ją pasami białego kamienia. Czy był to pomysł mistrza czy ucznia nie mam pojęcia, ale według mnie bardzo dobry. Dekoracje fasady podkreślają militarny charakter budynku; medaliony z głowami wojowników, kule armatnie, posąg bogini Minerwy tudzież Pallas Ateny (bogini słusznej wojny i sztuki. Nawiasem mówiąc jak można być boginią czegoś co niszczy i czegoś co buduje i tworzy jednocześnie. No skoro jest widać można). A swoją drogą bardzo właściwa patronka dla arsenału, jak i dla Akademii Sztuk Pięknych, która dziś jest mieści się na wyższych kondygnacjach budowli. Znajdująca się przed fasadą studzienka także jest autorstwa Abrahama. 
Studzienka przed Zbrojownią z Minerwą powyżej

Minerwa na Zbrojowni

Ozdobne rzygacze na budynku zbrojowni
Herb Gdańska na Zbrojowni

Zbrojownia w pełnej krasie
Skoro już znajdujemy się na ulicy Piwnej należy wejść do Kościoła Mariackiego. Znajduje się tam nagrobek powstały w warsztacie Abrahama. Jest to nagrobek rodziny Bahrów. Jest to niesamowite, iż w kościele Mariackim pozwolono na postawienie tak okazałego nagrobka jednemu z gdańskich rodów. Jak zauważycie w świątyni nie ma innych nagrobków. Ja przynajmniej ich nie znalazłam. Zarówno gdańszczanie, jak i władze duchowne nie chciały wyrazić zgody na stawianie komukolwiek nagrobka w świątyni, a tym samym wyróżnianie go w ten sposób. Kim byli Bahrowie? Otóż byli to teściowie burmistrza Speymanna. Bahr był bankierem, faktorem królów, udzielał im pożyczek, pośredniczył w transakcjach dworu, uzyskał z rąk króla szlachectwo (czyli taki nasz gdański Medyceusz XVII wieczny), pani Bahr urodziła dziewięcioro dzieci i była zacną niewiastą, jak wynika z inskrypcji nagrobnej. Burmistrz Speymann (także kolekcjoner dzieł sztuki, książek i militariów) postawił sobie za punkt honoru upamiętnienie teściów w tak godnym miejscu i to poprzez warsztat najbardziej wówczas rozpoznawalnego mistrza Abrahama van den Blocke. 
Nagrobek Bahrów w Kościele Mariackim


Początkowe opory przeciwko wyrażeniu zgody zostały usunięte dzięki ówczesnemu zwyczajowi przeganiania bydła poprzez transept kościoła. Miejsce, w którym stanął nagrobek uważano za mało godne i o niewielkiej wartości materialnej stąd odsprzedano je za niewielkie pieniądze. Początkowo też nie wyrażano zgody na tak imponującej wielkości nagrobek, jednak za wstawiennictwem szwagra burmistrza – członka Rady Miejskiej i na to wyrażono zgodę. Informacje te wyczytałam w artykule pani Marii Sadurskiej na stronie gdańskiej strefy prestiżu. Przyznam, iż to, że przez jeden z najstarszych kościołów przeganiano bydło niezmiernie mnie zdumiał. Abraham będący autorem i wykonawcą projektu nadał mu cechy renesansowe nawiązujące do sztuki antyku. Para małżonków klęczy z twarzami zwróconymi ku sobie. Nagrobek nie zawiera szczątków upamiętnionych, oni, jak kilka tysięcy gdańszczan sprzed wieków zostali pochowani pod płytą nagrobną pod posadzką kościoła. Podobno Abraham wzorował się na innym pomniku nagrobnym będącym dziełem jego ojca Willema- nagrobku rodziny Kos znajdującym się w Katedrze Oliwskiej.
Ołtarz główny w kościele Św. Jana


Ostatnim dziełem Abrahama, o którym chciałam wspomnieć jest Ołtarz Główny w kościele Św. Jana. To od niego zaczęło się moje zainteresowanie rodziną van den Blocków. Wspominałam o nim we wpisie poświęconym kościołowi Św. Jana.
Początkowo planowałam napisać tutaj jeszcze o Willemie i Izaaku. Jednak wpis i tak zrobił się bardzo obszerny więc dziś poprzestanę na Abrahamie, gdańskim Berninim.
Nieopodal kościoła Św. Jana znajduje się Eklerownia, jedna z moich ulubionych gdańskich cukierenko-kawiarenek, gdzie jak poziom cukru jest w normie mogę pozwolić sobie na takie szaleństwo.
  A jeśli cukier przekracza normę to chociaż kawusia i widok na gablotkę z eklerami


12 komentarzy:

  1. Jeden człowiek i tyle pięknych projektów od ołtarza poprzez fontannę czy też ciekawe budynki. Gdańsk jako bogate miasto hanzeatyckie mogło sobie pozwolić na zatrudnianie wybitnych architektów, rzeźbiarzy czy malarzy. Do dzisiaj ich prace robią wrażenie, a miasto jest jednym z najpiękniejszych w Polsce. Piszę to trochę z zazdrością z miasta opartym na przemyśle i górnictwie. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tutaj zleceniodawcami byli głównie włodarze miasta, czy to z ramienia Rady Miejskiej czy indywidualne zamówienie burmistrza. Teraz czytając o Katedrze Oliwskiej widzę, iż tam często zamawiającymi byli opaci oliwscy. A zatem cystersi do biedoty nie należeli. Opat Hacki fundował i ołtarz główny i ambonę, a w zamian wymagał "jedynie" umieszczenia swojego herbu :) i jest to całkiem zrozumiałe, jeśli my ufundujemy ławeczkę w parku, czy krzesełko w teatrze też chcemy, aby było tam nasze nazwisko. Gdańsk jest pięknym miastem, co ma tę wadę, że przyciąga wielu gości. Ale oczywiście zapraszamy wszystkich serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też mam ochotę się wprosić do Ciebie, jako ten gość do Gdańska. Byłam tak dawno temu.
    Wspaniale przedstawiłaś nam te cudowne zabytki. Arsenał to zawsze są niezwykłe historyczne perełki wszędzie, gdzie taki Arsenał występuje. A Dwór Artusa z pomnikiem Neptuna to symbole narodowe. Każde dziecko zna jak pałac kultury i Wawel.
    Nadal pewnie najwięcej turystów to z Niemiec? Wcześniej pewnie dominowali Anglicy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A zapraszam serdecznie. Chętnie pokażę kawałek mojego Gdańska. Zawsze tylko powtarzam lepiej poza sezonem, bo latem nie da się przejść ulicami Starego Miasta, a oczywiście można je ominąć i wybrać obrzeża, ale uważam, że jednak warto zobaczyć to Stare, historyczne (odtworzone w sporej mierze) miasto. Niemców sporo, ale słychać tu niemal wszystkie nacje.

      Usuń
  4. Gdańsk nie bez kozery jet uważany za jedno z najpiękniejszych Polskich miast. Bardzo lubię jego architekturę, jest taka bogata a jednocześnie elegancka, pełna ciekawych alegorii i symboli. Bardzo ciekawy post o gdańskim Berninim, który z racji ilości dzieł jakie pozostawił i wpływu na panujący styl chyba faktycznie zasłużył na takie porównanie. Ciasteczko nadzwyczaj apetyczne, kawa też, więc życzę smacznego!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie znam tak dobrze historii architektury mojego miasta (to zapewne wstyd, ale się uczę, jak pewien pan, mam nadzieję, że z lepszym efektem), ale jak czytam te sztandarowe dziś, rozpoznawalne budowle i budynki to w dużej mierze dzieła właśnie pana A.B. Może jego mistrz był lepszym architektem, ale to właśnie Abraham pozostawił to, co dziś napawa nas dumą, bo nawet jak nie znamy nazwiska twórcy to wszyscy gdańszczanie znają swoje reprezentacyjne miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  6. Spacer jak zwykle ciekawy i pouczający (szkoda, że w Gdańsku byłem przed lekturą), a słowa o pracy jako żywo opisują mój obecny stan :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem, czy to pocieszające, ale większość moich znajomych jeszcze pracujących twierdzi to samo. To raczej smutne, iż takie mamy realia, że nawet jeśli swoją pracę lubimy, to czujemy się tak wymiętoszeni, że to odbiera wszelką radość z jej wykonywania.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz co? Nudzisz się w naprawdę fantastyczny sposób, chyba najfajniejszy jaki sobie ludzkość wymyśliła. Najbardziej ujmuje mnie to, że tyle radości daje Ci odkrywanie Gdańska, Twojego miasta. To miasto ma taką historię i tyle detali i ciekawych zakamarków, że zawsze jest coś do odkrycia. Czasem wystarczy, że się na coś spojrzy z innej perspektywy albo w innym świetle, żeby dostrzec coś czego się wcześniej nie widziało. Życzę Ci nadal tak "nudnej" codzienności, no i oczywiście zdrowego poziomu cukru. Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja myślę, że i w mniejszym miasteczku można znaleźć wiele ciekawych miejsc i historii. I tak jak piszesz czasami wystarczy inaczej spojrzeć. Coś, na co kiedyś nie zwracało się żadnej uwagi, bo po prostu było, dziś ciekawi i wzbudza chęć poznania swoich początków (skąd, kto, dlaczego).
    Uwielbiam słodkości, niestety mój organizm się z tego powodu buntuje, ale mam nadzieję, że pozwoli mi od czasu do czasu zgrzeszyć.

    OdpowiedzUsuń
  10. Małgosiu!
    Kilka razy czytałam Twój post o Gdańsku. Jestem tym miastem zachwycona, oczarowana. Uważam, że jest jednym z najpiękniejszych jakie mi dane było zobaczyć. Niestety, zawsze odwiedzałam je latem kiedy było dosłownie zadeptywane przez tłumy (przeze mnie też). Kiedy następnym razem odwiedzę Twoje miasto z pewnością wstąpię na eklerka bo to jedno z moich ulubionych ciasteczek.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeśli wpadniesz kolejnym razem daj znać, nawet, jeśli nie będzie czasu się spotkać, bo to rozumiem, że chcemy, jak najwięcej zobaczyć, to może będę mogła coś podpowiedzieć (nie koniecznie w kwestii noclegów, bo akurat tu nie mam żadnych doświadczeń, ale innych może będę mogła pomóc. Maila znasz). Eklerownia ma swój drugi punkt jeszcze ładniej położony, bo na ulicy Mariackiej od strony Bazyliki, z widokiem na przepiękne kamienne płyty, jak się wejdzie na pięterko. I tu jest więcej stoliczków, też na dworze.

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).