Lala była moim pierwszym spotkaniem z autorem. Potem przeczytałam jeszcze "Balzakianę", "Rynek w Smyrnie", a ostatnio "Saturna". I chociaż wszystkie mi się podobały, a Saturna uważam za najlepszą książkę pana Jacka, to szczególnym sentymentem darzę właśnie "Lalę".
Jest to pełna ciepła opowieść o babci autora. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to mało zachęcająco. W czasach zachwytu, wręcz kultu młodości, kto by dziś chciał czytać o babci. A jednak jest to książka, którą warto przeczytać. Są to spisane przez autora opowieści jego babci o czasach jej rodziców i dziadków, czasach dzieciństwa, młodości, małżeństwa, czasach rewolucji, wojen, losach powojennych; czasach zwykłych i czasach niezwykłych. Jest to opowieść o świecie, którego już nie ma. Życie Lali było niezwykle barwne, pełne blasków, ale niepozbawione cieni.
Jest to nostalgiczna i wzruszająca opowieść, pełna miłości do bliskich i tak mądrych przemyśleń, że wydaje się niewiarygodne, że jej autorem jest tak młody człowiek. Dehnel zaczął pisać tę książkę mając lat dwadzieścia.
I to co jeszcze uderza mnie w prozie tego autora to jego niebywała erudycja. Książka pełna jest odniesień do literatury i do historii sztuki.
Autor opisując babcie, dziadków, ciotki, opisując przeszłość, próbuje ocalić od zapomnienia osoby, przedmioty, uczucia. I ten cel książki zostaje osiągnięty. W pamięci czytelników pozostanie na długo obraz babci Lali, która była osobą nietuzinkową; wykształconą, wrażliwą, mądrą, choć upartą i bywało kapryśną. Osobą pełną zalet, ale i nie pozbawioną wad. Ja zapamiętam babcię Lalę, jak chodziła z małym koszyczkiem po niedojrzałe śliwki, aby odwrócić uwagę Niemców i odzyskać fałszywe kenkarty. Zapamiętam też babcię Wandę (matkę jego prababci, "która rozumem nie grzeszyła, ale była mądra i uratowała życie swemu mężowi wydzierając go śmierci sprzed plutonu egzekucyjnego").
Zwrócił moją uwagę taki opis kilkakrotnie powtórzony o nieuchronności pewnych zdarzeń, o losie zapisanym, przed którym nie możemy uciec. Ktoś próbował ratować przed wojenną, a może rewolucyjną zawieruchą jakieś przedmioty przenosząc je z jednego miejsca w inne, bezpieczniejsze. Okazało się, że ocalało właśnie to miejsce opróżnione, a to które miało być tym bezpieczniejszym zostało unicestwione. Dziadek "człowiek bardzo oszczędny" nie pozwala babci na zakup kapelusza, a następnego dnia z powodu dewaluacji pieniądza traci wszystkie oszczędności.
Tak to czasami, a może częściej niż czasami kombinujemy za bardzo, bo życie i tak przyniesie nam to, co dla nas zaplanowało. Te nasze ubezpieczenia, oszczędności, szczepienia ..., a potem los i tak odbiera nam wszystko, co kochamy. Giną przedmioty, odchodzą ludzie. Pozostają wspomnienia.
W mojej pamięci pozostaną też rzeczy; gipsowe odlewy gargulców z Notre Dame z Paryża, ciepły, kolorowy, wełniany sweter młodego Żyda czy japońskie inkrustowane biureczko.
Książka mówi też o przemijaniu i odchodzeniu, o trudnym doświadczeniu, jakim jest opieka nad chorą, zniedołężniałą fizycznie i psychicznie, bliską osobą. Kiedy nie możemy pogodzić się z tym, jak niegdyś mądra i kochana osoba (babcia, mama, tata...) staje się nieporadna i zdziecinniała, jak nas rani, choć tego nie chce i jak ona czuje się zranioną, kiedy przez krótkie chwile jasności umysłu uświadamia to sobie.
Książka jest też pożegnaniem dzieciństwa (okresu beztroski i radości) i wejściem w świat dorosłości (odpowiedzialności i obowiązków).
Książka nostalgiczna, wzruszająca, ale nie pozbawiona zabawnych historyjek, nawet, jeśli czasami jest to śmiech przez łzy.
Moja ocena książki 6/6
Czytając „Lalę” przypomina mi się wiersz Szymborskiej Muzeum.
Są talerze, ale nie ma apetytu.
Są obrączki, ale nie m wzajemności
od co najmniej trzystu lat.
Jest wachlarz - gdzie rumieńce?
Są miecze - gdzie gniew?
I lutnia ani brzęknie o szarej godzinie.
Z braku wieczności zgromadzono
dziesięć tysięcy starych rzeczy.
Omszały woźny drzemie słodko
zwiesiwszy wąsy nad gablotką.
Metale, glina, piórko ptasie
cichutko tryumfują w czasie.
Chichocze tylko szpilka po śmieszce z Egiptu.
Korona przeczekała głowę.
Przegrała dłoń do rękawicy.
Zwyciężył prawy but nad nogą.
Co do mnie, żyję, proszę wierzyć.
Mój wyścig z suknią nadal trwa.
A jaki ona upór ma!
A jak by ona chciała przeżyć
Ja również z książek J. Dehnela największym sentymentem darzę "Lalę" - właśnie za to, że jest taka cudownie niedzisiejsza, melancholijna. Świat zatrzymany na starej fotografii w kolorze sepii... Wiersz Szymborskiej idealnie wpisuje się w tematykę, bardzo trafnie go dobrałaś.
OdpowiedzUsuńMiło mi, że doceniasz mój wybór wiersza - poczułam się troszkę, jakby miała coś wspólnego z jego napisaniem. :)
OdpowiedzUsuńMnie jest straszliwie szkoda, że takich ludzi jak Dehnel jest za mało, bo ludzi starszych, którzy naprawdę mają co opowiadać, jest mnóstwo, tylko słuchać nie ma komu, prawda?...
OdpowiedzUsuńTo prawda. Gdybym miała choć część tego talentu, jakim dysponuje pan Jacek pokusiłabym się sama o spisanie opowieści mojej babci, które też było burzliwe i ciekawe
OdpowiedzUsuń