Koniec XIX wieku. Paryż jest w trakcie wielkich przemian. Baron Haussmann - prefekt Paryża wyburza średniowieczną zabudowę i dokonuje przebudowy paru dzielnic miasta. Wąskie uliczki ustępują miejsca szerokim alejom, powstają nowe parki, place, bulwary, trwa budowa Opery Garnier. Powstają pierwsze wielkie magazyny handlowe takie, jak „Le Bon Marche” i „Le Louvre”. Magazyny zajmują olbrzymią powierzchnię, mieszczą się na kilku piętrach obszernych kamienic, posiadają bogato udekorowane witryny i ogromne ilości towarów. Różnorodność i bogactwo asortymentu kusi klientki zaskoczone nowatorstwem, oszołomione reklamą, zbałamucone wyprzedażami i obniżkami cen oraz systemem zwrotów. To jedno oblicze Paryża.
Jest i drugie. Obok przestrzennej zabudowy, obok wielkich bulwarów spacerowych, obok nowoczesnych magazynów handlowych istnieją wąskie, ciemne uliczki, gdzie w wilgotnych, zapleśniałych, nadgryzionych zębem czasu małych klitkach walczą o przetrwanie drobni kupcy. Istnieje spora liczba małych przedsiębiorców, którzy nie chcąc poddać się nurtowi przemian podejmują nierówną walką z „nowym”. Ulegają złudnemu przeświadczeniu, iż wystarczy zachować godność, aby zwyciężyć panoszącego się kolosa.
W takim momencie do Paryża przyjeżdża z prowincji osierocona Denise Baudu mająca pod opieką dwójkę młodszych braci. Denise miała nadzieję znaleźć zatrudnienie panny sklepowej u prowadzącego mały sklepik z materiałami wuja, jednak w wyniku trudności, z jakimi boryka się kupiec dziewczyna zatrudnia się w nowo tworzonym magazynie „Wszystko dla pań”. Piękny dom towarowy, który oglądany zza szyb sklepowych wydawał się dziewczynie wymarzonym miejscem zatrudnienia okazuje się ciężką szkołą życia. Zatrudnieni w sklepie pracownicy nie mając żadnych gwarancji zatrudnienia i musząc liczyć się z ewentualnością utraty pracy z dnia na dzień stale ze sobą rywalizują. Wprowadzony przez właściciela system prowizji od sprzedaży powoduje jeszcze większe konflikty, podkradanie sobie klientek, donosy na kolegów.
„Wszyscy zresztą w dziale jedwabi, od praktykanta, który marzył, aby zostać subiektem, aż do kierownika działu, którego ambicją było zostać udziałowcem magazynu, myśleli tylko o tym, aby wysadzić z miejsca kolegę zajmującego wyższe stanowisko, aby posunąć się o szczebel na drabinie hierarchii kupieckiej i zniszczyć zawadzającego współpracownika, jeśli zajdzie potrzeba”.
Denise zostaje przyjęta przez współpracowników z nieufnością. Skłócone panny sklepowe robię sobie z niej pośmiewisko i ofiarę. W wyniku pomówienia, intryg i plotek traci pracę i dach nad głową. Jednak dzięki samozaparciu, uczciwości, wierności swoim przekonaniom i pracowitości unika losu wielu swoich koleżanek, a w efekcie zyskuje szacunek i poważanie.
Właścicielem magazynu „Wszystko dla pań” jest Oktaw Mouret, przedsiębiorczy, odważny w realizacji nowatorskich, a nawet ryzykownych rozwiązań młody człowiek, który majątek zdobył dzięki ożenkowi z bogatą wdową. Po śmierci żony majątek zainwestował w stworzenie magazynu handlowego, który w niedługim czasie stał się jednym z największych paryskich domów towarowych. Oktawiusz otacza się kobietami, dzięki jednej z nich zdobył majątek, dzięki innej kredyt w banku. Kokietuje je, ale traktuje je jak przeciwnika, którego musi pokonać.
„Rzekomą galanterią w stosunku do kobiet maskował Mouret wrodzoną brutalność: wznosił dla kobiety świątynię, otaczał ją dymem kadzideł, które snuli wierni mu subiekci, stwarzał cały, zupełnie nowy rytuał kultu. Myśl jego pracowała nad wynalezieniem nowych pokus, ale gdy udało mu się opróżnić kieszenie kobiety i zrujnować jej nerwy, pełen był wówczas tajonej pogardy, jaką odczuwa mężczyzna do ukochanej kobiety, która nieopatrznie uległa jego gorącym zaklęciom”…
Historia znajomości Oktawiusza z Denise stanowi jedynie tło do przedstawienia walki starego z nowym, tradycji z nowoczesnością, indywidualizmu z masowością. Drobni kupcy chcąc walczyć z powstającymi domami towarowymi są niczym mrówka, która chce powstrzymać lokomotywę dziejów. Miotają się, podejmują działania z góry skazane na przegraną. Postęp wymaga ofiar. A jednak budzą oni sympatię, są godni szacunku za wierność tradycji i przekonaniom. Ta ich walka, to buntowanie wydaje się śmieszne i tragiczne zarazem.
Jedynie Denise rozumie potrzebę zmian, a jednocześnie szanuje godność przegranych.
"Wszystko dla kobiet" to także znakomite studium kobiety-klientki, które można potraktować jako studium społeczeństwa konsumpcyjnego.
Oszałamiająca ilość towarów wszelkiego rodzaju, różnych kształtów, barw, odcieni, fasonów, faktur wyzwala w kobietach żądzę posiadania, posiadania za wszelką cenę (od zrujnowania domowego budżetu po kradzież towarów) i posiadania dla samego faktu posiadania.
„Kobiety … gotowały się do obrabowania magazynów, pałały żądzą zbytku opisując wymarzone, ale zazdrośnie w szczegółach tajone toalety, pławiły się w szczęściu mówienia o fatałaszkach. Stroje, w których tonęły po uszy, były im w równej mierze niezbędne do życia jak ogrzane powietrze salonów, gdzie spędzały całe dni”.
Zola w sposób bardzo piękny kreuje zwłaszcza postacie drugiego planu; płonącej żądzą zakupów pani Marty, pełnego godności i współczucia zarazem parasolnika Bourrasa, czy zazdrosnej, podstępnej, zawiedzionej kochanki hrabiny Desforges.
Pewną wadą utworu jest jego zakończenie. Zola, który niemal przez cały utwór przedstawia bardzo realistycznie warunki życia pracowników wielkich domów towarowych na zakończenie nawiązuje do utopijnych wizji przedsiębiorstwa opartego na zasadzie falansteru, w którym pracownicy posiadają udział w zyskach, a wypracowane kwoty idą na podniesienie warunków pracy.
Jednak jest to wada, którą jestem w stanie wybaczyć pisarzowi ze względu na pozostałe zalety dzieła.
Przede wszystkim autor umożliwił mi odbycie podróży do XIX wiecznego Paryża. Czytało mi się bardzo dobrze. Od pierwszej strony zostałam wciągnięta w klimat powieści. Czułam pewne pokrewieństwo lektury z dziełami Wiktora Hugo, które uwielbiam. Może to dlatego, że Zola także był zafascynowany twórczością Hugo.
Książkę czyta się lekko. Bogactwo opisów wystaw sklepowych z różnorodnością asortymentu nie pozostawia obojętnym. Zwłaszcza panie będą pod wrażeniem. Okazuje się bowiem, iż można o samych tylko koronkach, jedwabiach, aksamitach, welurach, batystach, płócienku, wełenkach pisać na wiele sposobów, w sposób, który nie dość, że nie nuży, to jeszcze fascynuje. Nieraz czytelniczka da się uwieść tym cudownym opisom i zapragnie nabyć rękawiczki, chusteczki, wachlarz….
„Wszystko dla pań” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Emila Zoli. Książkę, a właściwie książki Zoli polecono mi w ramach konkursu literackiego z Paryżem w tle. Spotkanie pierwsze, ale na pewno nie ostatnie.
Moja ocena (pomimo tego trochę baśniowo-utopijnego zakończenia) – 6/6
Zdjęcia 1. Avenue de la Opera Camille Pissarro (akcja powieści rozgrywa się niedaleko ulicy Opery, łączącej Luwr z Operą Garnier), 2. Emil Zola, 3. Plakat Bon Marche - jednego z pierwszych domów towarowych
Nabieram ostatnio coraz większej ochoty na to, by sięgać po "klasykę" - wcześniej takie lektury mnie w ogóle nie interesowały. Nie czytałam jeszcze nic Zoli, ale bardzo mi się spodobało Twoje wprowadzenie w paryski XIX-wieczny klimat i naprawdę z chęcią by po tę książkę sięgnęła.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą ciekawa jestem bardzo jak wyglądałby dziś Paryż, gdyby nie wizjonerski plan przebudowy miasta Haussmanna - z jednej strony strasznie dużo musiał zniszczyć, z drugiej jednak jego plan, by ulice były na tyle szerokie, żeby mogły zmieścić się na nich dwie dorożki podążające w tym samym kierunku sprawił, że miasto mogło się później dynamicznie rozwijać. No a patrząc na listę rzeczy godnych odwiedzenia we francuskiej stolicy trudno aż sobie wyobrazić, że tych zabytków mogłoby być jeszcze więcej ;-)
Bardzo się cieszę, że Ci się podobało:)
OdpowiedzUsuń@Karolino- to chyba odwieczny dylemat; aby budować nowe trzeba niszczyć stare. Wikto Hugo strasznie ubolewał nad tą dewastacją pięknych zabytków bądź to przez ich niszczenie, bądź przebudowywanie - pisze o tym dużo w Katedrze Najświętszej Marii Panny. Twoje zastanowienie nad tych, ile więcej byłoby do obejrzenia w Paryżu, gdyby nie postęp dziejów przywiodło mi na myśl moje zastanowienie, ile dzieł więcej stworzyłby Michał Anioł, gdyby nie polityka zachłannych papieży.:) Ale, że mamy to co mamy, to cieszmy się tym. I tak nie wystarczy nawet kilku wycieczek, aby poznać tę część, jaka pozostała.
OdpowiedzUsuńCo do klasyki, to bardzo lubiłam czytać jeszcze będąc w szkole. Po studiach na długi czas odeszłam, bo nie wiedzieć czemu wydawała mi się nudna, a teraz (pewnie na starość mi się gust zmienia, ewoluuje) znowu bardziej cięgnie mnie w tym kierunku. Wiele książek jest naprawdę interesujących. Hugo odkryłam dopiero w tym roku i nie wyobrażam sobie, jak mogłam żyć nie znając Nędzników (książki) czy Katedry. Uff, ale się rozpisałam (wychodzi ze mnie ta grafomania...)
@Zacofany w lekturze - w podziękowaniu dzisiaj żadne ZwL :), ale gwoli sprawiedliwości to Zolę i Wszystko dla pań polecała jeszcze jedna osoba, zaraz sprawdzę, kto to był.
Kocham te książkę. Za to wszystko co o niej napisałaś. Lepiej bym tego nie zrobiła. Czytałam ją już kilka razy i zawsze robię to z ogromną przyjemnością. Czytając Twój post miałam ochotę pobiec na górę do swojej biblioteczki i wyciągnąć sczytany egzemplarz, by znów zanurzyć się w cudownej atmosferze powieści.
OdpowiedzUsuńOj, oj! Kusisz Małgosiu! Kusisz!
Świetnie piszesz:).
OdpowiedzUsuńA Zolę faktycznie czyta się lekko, co sprawdzałam jakiś czas temu na przykładzie "Kartki miłości" (która jak widzę traktowała o kuzynce Oktawa, a może i siostrze, Helenie Mouret).
@Balbina Wcale się nie dziwię, że pałasz takim doń uczuciem. Ja chciałam ją sobie zakupić, ale w Merlinie nie mieli. Mają natomiast Katedrę ... Hugo więc koniecznie i bezapelacyjnie zaraz po powrocie z wakacji (mają długi okres oczekiwania).
OdpowiedzUsuń@Iza - Dzięki, jak ty piszesz, że ja piszę świetnie to ach...i och- ale nie wiem co napisać, bo mnie zawstydzasz. Z ciekawości sięgnę też po kartki miłości i inne jego dzieła i dziełka
@Guciamal: wszystkie te Mourety u Zoli skuzynowane są:) Zachęcam do przeczytania całości cyklu:)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy dam radę całości (choć jak mawiała Honoratka z Czterech pancernych do Gustlika - Pon Gustlik do rade)to może i jo dom rade. Na pewno będę próbowała.
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie tą książką. Naprawdę. Generalnie podobają mi się książki z XIX w., w których opisywane są ówczesne miasta (np. nasza rodzima "Ziemia Obiecana") będące tłem wydarzeń, a często jakby ich uczestnikiem. Zatem chyba nadszedł czas utworzenia listy książek do odszukania i przeczytania - książek polecanych przez innych blogerów ;)
OdpowiedzUsuńMuszę ostrzec, że bywa to czasami frustrujące, listy książek do przeczytania się wydłużają, a czas kurczy. Oczywiście książkę polecam jak najbardziej. Ja czytałam ją w bibliotece internetowej.
OdpowiedzUsuń