Piąte dziecko jest moim pierwszym spotkaniem z noblistką.
Bohaterowie powieści, Harriet i David Lovattowie, są idealną parą. Są inni, niż otaczający ich ludzie, inni niż ich znajomi, a nawet inni niż członkowie ich rodzin. Żyją nieco na uboczu świata, nie interesują ich spotkania towarzyskie, przelotne związki, robienie kariery, gromadzenie dóbr materialnych. Są tradycjonalistami; jak związek to monogamiczny, jak rodzina to wielodzietna, jak siedlisko to duży dom. Pobierają się i realizują swój plan; kupują dom, za który kredyt spłacają rodzice, Harriet w przeciągu kilku lat rodzi czworo dzieci i wcale nie zamierza na tym poprzestać. Co roku organizują święta i wakacje dla coraz większej liczby członków ich rodzin. Ich dom jest wyjątkowym miejscem, w szalonych latach sześćdziesiątych wydaje się on oazą spokoju. I choć kolejne ciąże Harriet nie budzą entuzjazmu najbliższych, to ich rodzinne szczęście wydaje się niczym niezakłócone. Szczęście to jest jednak owocem egoistycznych decyzji Dawida i Harriet, gdyż, nie mając środków na zapewnienie utrzymania tak licznej rodziny żyją kosztem rodziców Dawida i matki Harriet. Idealna rodzina; mama, tata, czworo zdrowych i szczęśliwych dzieci. I rodzi się piąte dziecko.
Niestety, to dziecko jest inne, odmieniec, mały potworek, jak nazywają go najbliżsi. Ben jest niezwykle silny i dziki, zachowuje się jak człowiek pierwotny. Od chwili, kiedy Ben zabija domowe zwierzaki, a życie młodszych dzieci staje się zagrożone w domu narasta atmosfera grozy i koszmaru. Rodzina staje przed trudnymi wyborami. Od tej pory następuje rozkład szczęśliwego związku państwa Lovattów.
Książka porusza do głębi. Zastanawia, jak to możliwe, że w tej „idealnej” rodzinie nikt nie próbuje zrozumieć „inności” dziecka. Jak to możliwe, że rodzina i przyjaciele pozostawiają samym sobie zarówno Bena, jak i jego matkę. Wszyscy traktują dziecko wyłącznie, jako zagrożenie, które należy wyeliminować. Podobnie, jak wszyscy traktują matkę, jako tę, która nie pozwoliła na dalsze „normalne” funkcjonowanie rodziny, gdyż nie pozwoliła pozbyć się problemu.
Przerażająca jest samotność matki, która, jako jedyna próbuje walczyć o życie syna. Pozbawiona oparcia męża, rodziny, lekarzy nie jest w stanie dotrzeć do Bena, mimo podejmowanych prób. A nie jest w stanie, gdyż w jej relacji z dzieckiem zabrakło miłości. Przerażający jest ten brak uczuć w rodzinie. Rodzinie, która do tej pory wydawała się być ostoją normalności w szalonym świecie. Harriet podejmuje próbę ratowania dziecka, a robi to nie z miłości, której nie potrafi z siebie wykrzesać, a powodowana poczuciem obowiązku i wyrzutami sumienia. Nieudolnie, bezskutecznie próbuje pomóc synowi. Podobnie, jak Bena wszyscy traktują, jako zagrożenie, tak samo wszyscy traktują Harriet, jako tę, która odrzuciła czwórkę swoich dzieci, aby poświęcić czas odmieńcowi.
Przerażający jest także brak pomocy ze strony środowiska lekarskiego.
Piąte dziecko to także książka o granicach tolerancji. Tolerujemy odmienność, tak długo, dopóki nie czujemy się zagrożeni.
Książka napisana jest tak "na chłodno", z dystansem. Narratorka, jest tu beznamiętną obserwatorką. Myślę, że jest to zamierzone działanie autorki.
Książka nie daje odpowiedzi, zmusza do przemyśleń. Nie jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna. Podejmuje trudną tematykę. Muszę przyznać, że w pewien sposób mnie wciągnęła. Nie należy może do moich ulubionych książek, ale na pewno na pozostanie w pamięci.
Jakoś nie jestem przekonana,chyba sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńWidziałam tę książkę na ostatni spotkaniu Bnetkowym. Więc chyba stanę po nią w kolejce. Z chęcią bym przeczytała. Szczerze powiem, że do tego spotkania, książka była mi zupełnie obca. Tematyka wychowania dzieci jest mi bliska, a tolerancję dla inności trzeba cięgle ćwiczyć (tym bardziej, że pracuję w szkole)
OdpowiedzUsuńKsiążką byłam zachwycona, to jedna z lepszych powieści psychologicznych, jakie zdarzyło mi się czytać!
OdpowiedzUsuńMusiałabym przeczytać, żeby się wypowiadać, ale gdzies już czytałam, że korzystanie z pomocy dziadków przy utrzymaniu wlasnej rodziny. Wkladając kij w mrowisko- jeśli wszystkim stronom taki układ odpowiada (młodsi rodzą i wychowują dzieci - ostatecznie starsi tego pierwszego zrobić nie mogą, a dziedkowie dokładają się finansowo do utrzymania swoich wnuków) to co w tym w zasadzie nagannego?
OdpowiedzUsuńMoże to takie anglosaskei podejście, że każdy sam sobie sterem i żeglarzem, a jeśli rodzina sobie pomaga, to jest to co najmniej podejrzane?
Lubie książki, które zmuszają do przemyśleń. A Doris Lessing jest w moich planach czytelniczych. Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńZnowu pójdę pod prąd, ale książka - choć zrobiła na mnie duże wrażenie - to tak negatywne, że przeczytałam tylko kontynuację, by zamknąć losy Bena i więcej nie wrócę. Nie będę tu się rozwodzić, ale chyba na swoim blogu rozpiszę się. Może wprowadzę etykietę "raptularz" i tam będę umieszczać recenzje wcześniej przeczytanych książek, a zapisanych "na papierze". Mam przykre doświadczenia, że piszę u kogoś, a cytaty są przenoszone na inne blogi i szyderczo potraktowane. Ktoś anonimowo wyszydza wartości, które są mi bliskie. Unikałam negatywnych recenzji, ale chyba czas zacząć. W każdym razie masz rację, że dziwnym się wydaje, że w cywilizowanym świecie matka niepełnosprawnego dziecka została tak potraktowana. Postaram się napisać cokolwiek w weekend. Chociaż byłam wczoraj na spotkaniu z S.Cenckiewiczem i wciąż mam w głowie "Długie ramię Moskwy". Było wspaniale! Jak tu znaleźć czas na opisanie tego świata?
OdpowiedzUsuń@Miravelle - rozumiem doskonale.
OdpowiedzUsuń@Sardegna- będę wypatrywała recenzji, ciekawa jestem czy ci się spodoba, czy wręcz przeciwnie
@Isadora - ja może zachwycona nie byłam, ale zaciekawiona tak.
@Iza - w korzystaniu z pomocy dziadków nie ma nic nagannego, ale w wykorzystywaniu i owszem (przynajmniej moim zdaniem).
@Bibliofilko- ja także chciałabym jeszcze coś przeczytać, bo [po jednej książce trudno wyrobić sobie zdanie.
@książkowiec - wiedziałam, że książka ci się nie spodobała (czy jak piszesz wywarła negatywne wrażenia). Osobiście nie jestem pewna, czy chciałabym przeczytać kontynuację dziejów Bena. Do książki też raczej wracać nie będę (wracam do tych ocenionych przeze mnie na 5,5-6).
Czytałam, jak również drugą część, która w trochę innym świetle stawia Bena i pozwala zrozumieć więcej - polecam więc bardzo, bez niej cały obraz jest niepełny i można odnieść mylne wrażenia.
OdpowiedzUsuńChyba nie będę się rozpisywać tu o swoich wrażeniach (są u mnie recenzje), napiszę tylko, że odczucia miałam dość podobne do Twoich, jeśli chodzi o resztę rodziny, ale ja jestem dużo bardziej surowa wobec matki i ojca Bena.
Temat budzi u mnie duże emocje, swego czasu wdałam się w dość "zażartą" dyskusję na forum Książki, można ją prześledzić tutaj:
http://forum.gazeta.pl/forum/w,151,126255851,,_Piate_dziecko_.html?v=2
Ale uwaga - są tam spojlery drugiej części oraz wyjaśnienie prawdziwe intencji Lessing - wcale nie chodziło o upośledzenie!
Hmm, miałam się nie rozpisywać ;)
OdpowiedzUsuńA, i jeszcze chciałam napisać, że druga część jest bardzo inna, taka bardziej "przygodowa" i Ben jest, no, dużo bardziej sympatyczny i jeszcze bardziej mi go było szkoda i jeszcze bardziej byłam zła na jego matkę ...
OdpowiedzUsuńRany, nie skończę ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytajcie koniecznie drugą część, kto czytał pierwszą!!!
Ja też polecam kontynuację - rzuca nowe światło na opisywane problemy.
OdpowiedzUsuńTen dystans i chłód odbieram jako całkowicie zamierzony. Myślę, że gdyby go nie było, książka nie byłaby tak poruszająca.
@Mania czytania -w takim razie przeczytam kontynuację. Mnie także denerwowało zachowanie ojca. Matki też, choć niby coś próbowała robić. Trudno powiedzieć, czy gdyby otrzymała wsparcie jej działania byłyby bardziej adekwatne. Recenzje u ciebie czytałam (i na wyzwaniu) do dyskusji na razie nie zajrzę z wiadomych względów. Nie odebrałam inności Bena - jako upośledzenie, więc teraz tym bardziej zajrzę do drugiej części.
OdpowiedzUsuń@Karolina- mnie ten dystans także wydawał się działaniem przemyślanym i zamierzonym. Ok- przeczytam ciąg dalszy :)
Guciamal,
OdpowiedzUsuńpodejrzewam, że byśmy sie pewnei zgodziły na temat, gdzie kończy się pomoc, a zaczyna żerowanie, dlatego już nie będę drążyć (przed przeczytaniem książki).
W samej książce zaś (po lekturze iluś recenzji) wyczuwam manipulację. Dlatego jestem ciekawa przemyśleń Bogusi.
@Iza- jestem o tym przekonana, co do zgodności poglądów w kwestii wyzysku dziadków (finansowego i fizycznego). Też jestem ciekawa recenzji Bogusi. Ponadto teraz jestem też ciekawa kontynuacji losów Bena
OdpowiedzUsuńOj, dziewczyny, teraz dopiero czytam! (położona grypą - nie wchodziłam też na bloga!). Widzę, że stanę się wyrocznią od teorii spiskowych, bo... właśnie zamieściłam post. Wow! Boję się! I zdradziłam zakończenie, bo myślałam, że już wszyscy przeczytali...:( Ale to był wypis z raptularza, czyli dla mnie i potomności)
OdpowiedzUsuń@książkowiec- ano troszkę się pospieszyłaś z tym podaniem zakończenia, ale to tylko sam koniec, a jest jeszcze coś co do niego doprowadziło, czyli cała fabuła, która ciebie nie zachwyciła, a ja zobaczę.
OdpowiedzUsuń