Będąc na wakacjach często zastanawiam się dlaczego niektóre osoby wybierają, jako miejsce spędzenia swojego urlopu takie, a nie inne miejsce.
Co skłania ludzi do wydania całkiem niemałej ilości ciężko zarobionej mamony, aby za miejsce swoich wakacji wybrać Rzym, Paryż, Barcelonę, czy którąś ze stolic europejskich, tudzież jedno z miast egipskich.
To, co dla mnie jest „oczywistą oczywistością” poznawanie miejsc, kultury, ludzi nie jest już taką oczywistością dla wielu rodaków.
Trudno bowiem założyć, aby ktoś kto, ani nie zabiera ze sobą przewodnika, ani nie przestudiował go przed wyjazdem do kraju, który planuje odwiedzić miał jakiekolwiek ambicje poznawcze. Nie mówiąc już o bardziej dogłębnym poznawaniu nowych ziem i nowych kultur. W końcu nie każdy jest historykiem sztuki, nie każdy jest erudytą, nie każdy musi się znać na tych wszystkich niuansach, nikt nie wymaga od nas, abyśmy wiedzieli, czy oglądana świątynia pochodzi z XIII czy XVIII wieku, jakie dzieła zawierają największe muzea, czy też kto zamieszkiwał dany pałac czy rezydencję.
Ale wydawało mi się, że jedziemy, aby dowiedzieć się czegoś nowego, zobaczyć coś, co znamy jedynie z książek, telewizji, Internetu, czy z opowieści. Chcemy obejrzeć dzieła architektury i sztuki, dotknąć miejsc, w których toczyła się historia, pooddychać powietrzem, którym oddychali nasi praojcowie, poczuć wzruszenia, jakie towarzyszyły budowniczym wielkich świątyń i innych budowli. Tyle, że aby je poznać należałoby wiedzieć chociażby jak one wyglądają i jak się nazywają, a także z czym lub z kim się kojarzą.
Tymczasem …parę historyjek (być może już opisanych we wpisach wcześniejszych)
Rzym. Stoję na Piazza Navona jednym z piękniejszych placów Rzymu, nie napiszę, że najpiękniejszym, bo obruszą się wielbiciele Piazza San Pietro, Piazza del Popolo, Piazza Spagna, czy któregoś z licznych, acz pięknych placów stolicy świata. Stoję przed – moim zdaniem - najpiękniejszą fontanną Berniniego - Fontanną Czterech Rzek. Przepiękna baśniowa kompozycja składa się z personifikacji czterech rzek (Nil, Ganges, Dunaj, La Plata), z tych części świata, które w okresie baroku symbolizowały te cztery części świata, do których sięgała władza papieska. Posągi otacza fauna i flora właściwa tym regionom; wąż, lew, palma, koń i smok. Pośrodku fontanny stoi obelisk, który w odróżnieniu od innych rzymskich obelisków nie został sprowadzony z Egiptu, ale zrobiony w Rzymie. Na jego szczycie znajduje się gołąb z gałązką oliwną w dziobie.
Stoję i próbuję zespolić się z otoczeniem, chłonę atmosferę placu, wypowiadam za Faustem po tysiąckroć zaklęcia o zatrzymaniu chwili w czasie, oddycham lekko, a twarz moja rozjaśnia się uczuciem zadowolenia i niemal szczęścia. W tym właśnie stanie słyszę rodaczkę, która mówi do swej koleżanki; poczekaj stań tutaj - to zrobię ci zdjęcie na tym ryneczku z tą wieżyczką. W pierwszej chwili wydaje mi się, że to mi się śni, nie mam pojęcia, co też ta pani ma na myśli; skąd jej się tutaj pojawił ryneczek i o jaką wieżyczkę jej chodzi. Wtedy wiodąc wzrokiem za ręką fotografki widzę obelisk znajdujący się pośród fontanny stojącej Piazza Navona.
Castel Sant`Angelo. Pierwotne Mauzoleum cesarza Hadriana, w średniowieczu budowla obronna, w końcu rezydencja papieska połączona zadaszonym przejściem (Passetto) z Pałacem Watykańskim. Tutaj podczas sacco di Roma (zdewastowania Rzymu przez wojska cesarza Karola V) schronił się papież Klemens VII (z Medyceuszy). Zamek Św. Anioła był zresztą niejednokrotnie wykorzystywany, jako azyl papieży i innych dostojników kościelnych w czasach licznych historycznych zawieruch. Nazwę swą wziął od stojącego na szczycie posągu Archanioła Michała. Legenda mówi, iż w VI wieku w wyniszczonym zarazą mieście prowadzącemu procesję błagalną papieżowi ukazała się postać Anioła chowającego miecz do pochwy, co miało oznaczać przebłaganie gniewu bożego i rychłe zakończenie epidemii.
Wewnątrz znajduje się spiralny korytarz, po którym wjeżdżało się konno po wyższy poziom. Swoją drogą nie jedyny to przykład dostosowania budowli do możliwości konnego transportu. Zamek Św. Anioła można zwiedzać, znajdują się tam sale muzealne z kolekcją rzeźby, malarstwa i broni, a z górnego tarasu rozciąga się wspaniały widok na Plac Św. Piotra, Bazylikę i kolumnadę Berniniego. Ponadto dla wielbicieli Dana Browna jest to kolejne miejsce poszukiwań tajnej siedziby Iluminatów.
Uwielbiam stać na Moście Św. Anioła i podziwiać tę okrągła twierdzę. Otóż stojąc tam usłyszałam rodaka - cicerone, który tłumaczył swej towarzyszce głosem pełnym znajomości tematu, iż to tutaj „spierdzielali papieże", kiedy się coś działo w Watykanie, ale w środku nie ma nic ciekawego i nie warto tam wchodzić. Trzeba przyznać, że Pan wykazał się dużą znajomością tematu, aczkolwiek nie zgodziłabym się, iż nie ma tam nic ciekawego. Zamek Anioła właśnie z powodu swojego nietypowego kształtu, historii i aury, uważam za wart obejrzenia także „od środka”.
Pantheon – Świątynia Wszystkich Bogów wzniesiona za Marka Agrypę - zięcia cesarza Augusta w 27 r. n.e. i przekształcona za cesarza Hadriana w chrześcijańską świątynię. Jest to najstarszy chrześcijański kościół w Rzymie. Kopuła nad Panteonem jest największą w Rzymie. Świątynia jest idealnie symetryczna, ma 43,5 metra wysokości, szerokości i długości. Jedynym źródłem światła jest dziewięciometrowy occulus w dachu Kopuły. Nie wyobrażam sobie wizyty w Rzymie bez zajścia pod Panteon i wejścia do jego wnętrza, aby po raz kolejny pokłonić się Rafaelowi. Jego to grób z przepiękną rzeźbą Madonny i epitafium napisanym ręką przyjaciela „Tu spoczywa Rafael; za życia Wielka matka Natura obawiała się, że mu ulegnie, a wraz z jego śmiercią, że umrze” ściąga tu tłumy turystów.
Stojąc pod Panteonem i podziwiając lekkość tej monumentalnej budowli słyszę, jak jeden pan informuje drugiego, iż zrobi mu zdjęcie „pod tym czymś”. To coś to właśnie Pantheon proszę pana.
Egipt. Dwutygodniowa wycieczka do Hurgardy z bogatymi planami obejrzenia wszystkiego, co tylko będzie możliwe do zwiedzenia. Przede wszystkim Kair z jego Muzeum i skarbami Tutenhamona, piramidy w Gizie i Sfinks, Dolinę Królów w Luksorze z tamtejszymi grobowcami, Świątynię Ramzesa II w Karnaku oraz Świątynię Hatszepsut.
Pierwszy wieczór w hotelu. Po kolacji idziemy z grupka znajomych na spacer. Znajomy zaczepia parę rodaków, którzy mieszkają w hotelu już od tygodnia z pytaniem, jak im się podoba i co mogą doradzić nowicjuszom; co zobaczyć, z jakich atrakcji skorzystać, co zejść, pić, a czego się wystrzegać. On - młody, opalony i umięśniony, ona bywalczyni dyskotek, solarium i studio paznokcia z kolorowymi tipsami patrzą na nas ze znudzeniem. Maccho mówi ze znawstwem „no, więc tak- drinki są beznadziejne, gin z tonikiem nie zawiera ani ginu ani toniku, beznadzieja rozcieńczona wodą, inne nie lepsze, ruskie się panoszą i wszędzie ich pełno, nie ma leżaków przy basenach, jedzenie podłe, animacje bezsensu- jesteśmy już 4 raz w Egipcie, ale tu jest beznadziejnie”. Pytamy - a reszta, a poza jedzeniem i piciem? „Pokoi nie sprzątają jak nie dasz bakszyszu, jak nie dasz w łapę nie podadzą wina do posiłku”. No, ale czy jest coś fajnego, coś co polecacie; jakieś wycieczki? „Hurgada nieciekawa, jest jedna fajna knajpa, ale nic poza tym, a w sklepie wolnocłowym, kilka godzin po przylocie można kupić Finlandię, aha no i wino czerwone jest niezłe. A wycieczki nie wiem, nie jeździłem - do Kairu to aż 8 godzin i nic tam nie ma, te piramidy to można na zdjęciu zobaczyć. Luksor - też daleko i drogo i nie wiem po co tam jechać; jakieś kamienie, czy ruiny. Tak że ogólnie beznadzieja”.
Luksor - Dolina Królów. To tutaj chowano faraonów wraz z całym ich ziemskim dobytkiem, a ściany grobowców przyozdabiano pięknymi reliefami, które mimo tych tysięcy lat, jakie minęły od chwili ich powstania są świetnie zachowane.
Wychodzimy z jednego z grobowców, a moi współtowarzysze narzekają „To po tłukliśmy się tyle czasu w autokarze, żeby wejść do jakiejś dziury, a tam nic nie ma ciekawego. Jakieś rysunki na ścianach - wyblakłe i pościerane. Zupełnie inaczej to sobie wyobrażaliśmy. Nie ma nic ciekawego do oglądania. Jeszcze gdzieś jedziemy? To może lepiej już wracajmy do hoteli”. Nie wiem, czego spodziewali się ci ludzie w grobowcach; skarbów, mumii a może czegoś na kształt Disneyladu, gdzie przebrany za faraona człowiek będzie machał do nich rączką i rozdawał papirusy.
To tylko kilka przykładów, z jakimi spotkałam się podczas moich podróży. Koleżanka pisała mi natomiast o turystce, która fotografując regalia (insygnia władzy królewskiej; w tym berło) mówiła, iż musi zrobić zdjęcie tej „pałki”.
Kiedy spotykam tego typu turystów, którzy pokazując po powrocie zdjęcia z wakacji nie potrafią nawet powiedzieć, co zdjęcie przedstawia, nie potrafią podać nazwy fotografowanego obiektu, a także nazwy miasta, a nawet… o zgrozo kraju (tak, tak- oglądałam zdjęcia z Rzymu, które według słów koleżanki przedstawiały Paryż, albo Madryt) zastanawiam się po raz kolejny po co ci ludzie podróżują.
Czyżby to była moda?
Wracając z wycieczki narzekają na drożyznę, nie najlepsze hotele, niedobre jedzenie, zmęczenie i to, że właściwie, to ten Rzym .. to tylko kupa kamieni… same ruiny.
O jakże mi żal tych ludzi. Mogliby przecież tak wspaniale spędzić czas na grillu z butelką piwka i pieczoną kiełbaską na ciekawej pogawędce ze znajomymi, a nie tłuc się tyle czasu nie wiadomo po co.
Zdjęcia: 1. Ryneczek z wieżyczką, 2. Miejsce, dokąd s... papieże, 3. to coś wewnątrz, 4. Dziury w ziemi
Aż mi się głupio zrobiło, bo sama mam zdjęcia z tegorocznej wycieczki do Pragi i nie pamiętam jak się niektóre obiekty nazywały...
OdpowiedzUsuńOjej jak pięknie podpisałaś zdjęcia>to po pierwsze.Będąc w tym roku w Puli zwiedzaliśmy Amfiteatr Rzymski.Nasi rodacy podjechali obok nas,staneli,popatrzyli :aha to to, ale rozwalone.Chwila rodzinnej debaty czy warto wchodzić.NIE NIE WARTO SZKODA NA TO COŚ PIENIĘDZY.Najważniejsze,że byli pod i mogą powiedzieć ,że widzieli.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o turystów, to nie mam zarzutu do zachowania, bo to ludzie na poziomie i trzymają fason; kilka lat temu byliśmy w Wiedniu, akurat kiedy jakaś polska drużyna piłkarska grała na wyjeździe. "Ci ludzie" zachowywali się jak dzicy, było nam tak wstyd, że - no niestety - przykazałam mężowi mówić po angielsku, co również sama czyniłam, z obawy, że tubylcy wezmą nas za tę dzicz. Wiem, wiem, niepatriotyczne, ale lepsze to, niż przyznawanie się do jakiegokolwiek "pokrewieństwa" z tymi... tymi... Ech, szkoda gadać.
OdpowiedzUsuńNiestety nie którzy ludzie nawet na wakacjach nie potrafią się przyzwoicie zachowywać. Miałam przykład będąc w Toskanii jeden z grupy powiedział, że szkoda mu na to pieniędzy... Miałam ochotę się go zapytać to po co przyjechał do Toskanii, ale ugryzłam się w "język ".
OdpowiedzUsuń@schizma- pędem do przewodnika i nadrabiaj braki :))).
OdpowiedzUsuń@AgaB - widzieli, ale co, ... takie coś rozwalone :)
@Agata Adelajda- oczywiście nie wszyscy turyści (napisałabym raczej podróżnicy) zachowują się tak, jak opisani przeze mnie, ale niestety jest ich całkiem sporo. Wystarczy posłuchać rozmów rodaków na lotnisku, czy w samolocie. Podobne do twoich odczuć wstydu miałam na Cyprze. Wysiadła z autokaru grupa Polaków, którzy zaczepiali wszystkich wyciągając z toreb i torebek lokówki i grzebienie elektryczne krzycząc - oddam za pinć (chodziło o pięć funtów). Na szczęście nie znali języka, więc mało kto ich rozumiał. Będąc za granicą, kiedy słyszę tak zachowujących się rodaków udaję, że jestem kimś innym i nie mówię po polsku.
@Moniko - ja też zastanawiam się, po co takie osoby jadą do Toskanii, Egiptu, Rzymu, Barcelony. Przecież nie wszyscy muszą lubić oglądanie zabytków. Pojechaliby sobie na wyspy hulagula- po smażyli się na słoneczku, popluskali w baseniku, napili drineczków z palemką i wszyscy byliby zadowoleni.
Czytając Twojego posta przypomniał mi się Mark Twain i bohaterowie jego książki "Prostaczkowie za granicą ". Inni ludzie, inny czas - a zachowania podróżników dziwnie podobne. A opisywanych podróży zazdroszczę. Ja podróżuję raczej ( niestety ) na stronach książek.
OdpowiedzUsuń@Ronja- zainteresowałaś mnie książką- chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńMnie osobiście bardziej podoba się Sharm el Sheikh niż Kair. Ma bardzo dużo ciekawych miejsc, kulturalnie również. Bardzo mili ludzie w kurortach, piękne hotele. Luksor polecam - kolebka historii.
OdpowiedzUsuń