Kilka dni temu odkryłam nowy musical. Tzn. musical wcale nie jest nowy, premierę miał w 2001 roku w Paryżu, ale ja usłyszałam kilka utworów, które koleżanka zamieściła na facebooku i bardzo się ucieszyłam. Sądziłam bowiem, iż po NDDP nic nie jest w stanie mnie już zainteresować. A tu proszę znowu to radosne podniecenie, błysk w oku i szukanie informacji.
To mi przypomniało o recenzji książki, którą przeczytałam po raz pierwszy w życiu w marcu zeszłego roku.
Romeo i Julia Wiliam Shakespeare (tłumaczenie Józef Paszkowski)
Oczywiście znałam treść dramatu, któż go nie zna. Nie ma chyba osoby, której obce byłyby dzieje młodych kochanków dwóch zwaśnionych rodów. Jest to przecież najbardziej znane szerokiej publiczności dzieło Szekspira. Publiczności, gdyż myślę, że wbrew pozorom niewiele osób przeczytało „Romea i Julię”. Z tego co sobie przypominam nie była to „za moich czasów” lektura szkolna.
Zabrałam się za czytanie z pewnym niepokojem, bo chociaż lubię poezję, to zdecydowanie wolę jej słuchać niż czytać. Wymaga ona innego rodzaju skupienia. Może dlatego pierwsze wersy czytało mi się dość ciężko, szybko jednak dałam się ponieść pięknym rymom i muzyce słów.
„Romeo i Julia” to romantyczna, poetycka opowieść o pierwszym uczuciu dwojga bardzo młodych (Julia ma niespełna czternaście lat) bohaterów. Jest to uczucie, które dwie dusze niewinne poraża grotem strzały tak celnym, że dla obojga poza obiektem ich westchnień, pragnień i modlitw nikt inny i nic innego na całym świecie i w całym wszechświecie nie istnieje. Szekspir przedstawia obraz pierwszego zakochania tak idealnego, tak nieuleczalnie chorobliwego, że może się wydawać on odrealniony nawet w czasach powstania dzieła. Mamy wrażenie, że ani kataklizm, ani tragedia rodzinna nie byłyby w stanie poruszyć tych młodych ludzi, gdybyż nie dotyczyły one tej drugiej osoby.
Szekspir porusza w swej sztuce odwiecznie aktualny temat nieszczęśliwej miłości, która jest gotowa walczyć o swoje istnienie wbrew całemu światu - tylko że w tym wypadku ceną za szczęście jest życie.
Historia napisana jest pięknym językiem – pełnym metafor z jednej strony, a z drugiej niezwykle prostym.
A oto mała próbka w tłumaczeniu Paszkowskiego (znawcy języka radzą tłumaczenie Barańczaka):
Julia Mości pielgrzymie, bluźnisz swojej dłoni,
Która nie grzeszy zdrożnym dotykaniem;
Jest li ujęcie rąk pocałowaniem,
Nikt go ze świętych pielgrzymom nie broni.
Romeo Nie mająż święci ust, tak jak pielgrzymi?
Julia Mają ku modłom lub kornej podzięce.
Romeo Niechże ich usta czynią to, co ręce;
Moje się modlą, przyjm modły ich, przyjmij.
Julia Niewzruszonymi pozostają święci,
Choć gwoli modłom niewzbronne ich chęci.
Romeo Ziść więc cel moich, stojąc niewzruszenie,
I z ust swych moim daj wziąć rozgrzeszenie.
Skoro jest miłość nieszczęśliwa z tragicznym finałem, jest też i nienawiść, której kres kładzie tragedia. Szekspir pisze o uczuciach ponadczasowych.
Temat sztuki jest bardzo prosty i właśnie w tej prostocie, w jego uniwersalności oraz pięknym języku jego siła.
Bo miłość moja jak morze bez granic, im więcej Ci daję, tym silniej czuję, że jest nieskończona.
Weronę odwiedziłam we wrześniu 2010 r. przy okazji pobytu w Wenecji. Muszę przyznać, że nie przygotowawszy się do tej wizyty należycie nie dostrzegłam wówczas całego uroku miasteczka. Nawet, o zgrozo, stwierdziłam wówczas, iż Werona nie należy do miast, które chciałabym odwiedzić ponownie. Piękno Werony dojrzałam dopiero oglądając komedię romantyczną Listy do Julii.
Nie przepadam za komediami romantycznymi, gdyż najczęściej są to ckliwe, przesłodzone opowiastki, szalenie przewidywalne i co tu dużo mówić ... dość nudnawe. Są jednak wyjątki. Do takich, według mnie, należą właśnie Listy do Julii. Komedia ona pewne zalety, które sprawiają, że oglądam ją z dużą przyjemnością. Jedną z nich są piękne widoki. Poczynając od Werony, poprzez Sienę aż po przepiękne toskańskie pejzaże.
A oto moje ostatnie musicalowe odkrycie
Zdjęcia: 1. Okładka, 2. Dom Julii w Weronie, 3. Posąg Julii przez Domem Julii. Turyści robią sobie zdjęcia przy pomniku Julii trzymając ją za pierś (szczególnie chętnie czynią to panowie).
Polecam Ci opasłe tomiszcze dramatów elżbietańskich - BOSKIE!!!
OdpowiedzUsuńWyświetla się Teraz czytam, są tam Anna Karenina, Świniobicie oraz Maria i Magdalena ;-)
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie, że Werona wg Ciebie nie należy do miasteczek, które chciałabyś drugi raz zobaczyć.Mnie się podobała,mimo tych tłumów. A film Listy do Julii wspominam z wielkim sentymentem. Przyznaję lubię czasem oglądnąć romantyczny film, gdy ukazuje włoskie miasta czy miasteczka...
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Czasami dostrzega się piękno jakiegoś miejsca dopiero po powrocie :( Tak miałam z Barceloną, która mnie nie zachwyciła, a teraz .. chętnie bym tam wróciła. Magda
OdpowiedzUsuńZnowu się nie podpisałam pod komentarzem...
OdpowiedzUsuńSara-Maria
@Agata Adelajda- Szekspira będę sobie dawkować, nie chcę się zniechęcić zbyt dużą dawką.
OdpowiedzUsuń@Agnesto- dzięki za informację :)
@Saro-Mario - napisałam, że będąc w Weronie nie dostrzegłam jej uroku, który dostrzegam teraz oglądając ją na filmie. Ale nie widzę w tym nic dziwnego, są takie miejsca, które mniej mnie zachwycają. Nie mogę powiedzieć, iż każde obejrzane miasteczko urzeka w jednakowy sposób, każda świątynia powoduje ekstazę, każde dzieło przyspieszone bicie serca, każdy obejrzany obiekt jest najpiękniejszym, jaki w życiu widziałam, bo skłamałabym. Z miastami, jest trochę jak z ludźmi, jedni przypadają ci do gustu od pierwszego spotkania, innych musisz poznać trochę lepiej, a do jeszcze innych nie możesz się przekonać, choć znasz całe życie. Przynajmniej ja tak mam.
@Magdo - dokładnie to miałam na myśli, czasem dostrzega się później, a czasem nie dostrzega wcale.