Wydawnictwo Edipresse Polska.
Rok wydania 2012.
Ilość stron -332
Nie jest to moje pierwsze spotkanie z książką. W dobie, kiedy wiele osób nie pozwala sobie na literackie powroty, ja wzorem bohaterów książeczki Przyślę panu list i klucz lubię wracać do książek raz przeczytanych. Z prozą Muskat – Fleszerowej spotkałam się, jako nastolatka. Przeczytani wówczas Milionerzy oraz ich kontynuacja Kochankowie róży wiatrów spodobali mi się głównie z powodu tematu, prostoty przekazu i klimatu rodzinnego miasta.
Milionerzy są powieścią radiową, co oznacza, iż sporo w niej dialogów, dzięki czemu czyta się błyskawicznie. Na parę chwil przenosimy się do Gdańska sprzed pół wieku, aby śledzić losy zwykłej rodziny Danielewiczów, państwa doktorostwa, rodziny z pozoru szczęśliwej i pozbawionej trosk. Pani doktorowa, zwana przez męża Biedronką pracuje w Gdynia Radio, ma zdrowego sześcioletniego synka i do pomocy nianię, która trzyma w ryzach cały dom. Pan doktor ma wielbiącą go żonę i satysfakcjonującą pracę lekarza zakładowego w jednym z największych wybrzeżowych zakładów pracy Stoczni Gdańskiej. Poza drobnymi kłopotami finansowymi, które nie pozwalają pani doktorowej na zakup nowego ciuszka życie układa się sielsko i anielsko, można powiedzieć, iż los wyciągnął dla nich szczęśliwą kartę. Wszystko to do czasu. Okazuje się, iż w tej szczęśliwej egzystencji rodziny coś się zaczyna psuć. Panu doktorowi przestaje wystarczać życie rodzinne i zaczyna szukać podniet poza domem, a pani doktorowa podejrzewając mężowską zdradę postanawia zemścić się stosując metodę, jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Mama z tatą zaczynają budować sobie nowe życie zapominając o coraz bardziej zdezorientowanym i zagubionym dziecku. Fabuła niezbyt odkrywcza, można by powiedzieć kolejne czytadło, jakich wiele. Trudno doszukać się tu wyrazistych postaci, czy pogłębionego studium psychologicznego. Bohaterowie zachowując się dziwnie i irracjonalnie, a lektura nie daje odpowiedzi, co jest tego przyczyną. Odnoszę wrażenie, że Fleszerowa planowała kontynuację opowieści. Z tego jednak, co przeczytałam, Kochankowie róży wiatrów powstali na życzenie słuchaczy zaciekawionych dalszymi losami państwa doktorostwa.
A co na to sama autorka? W przedmowie do powieści napisała:
„Zrezygnowałam z opisu - tekstu narracyjnego stosowanego nieraz w powieści radiowej dla pogłębienia przeżyć psychicznych bohaterów (Kuncewiczowa, Boguszewska). Wszystko, co się dzieje w Milionerach, wyrażone jest dialogiem, wyłącznie dialog konstruuje portret psychologiczny postaci, dialog zarysowuje konflikty. Wielkie zaufanie do wyobraźni słuchacza kazało mi się wyzbyć jakichkolwiek uzupełnień pomocniczych w dążeniu do rzeczy w radiu najcenniejszej; doraźności dziania się, urealniania fikcji literackiej, włączania słuchaczy w akcję przez uczuciowe uczestniczenie w niej”.
Argumentem za przeczytaniem książeczki jest klimat lat pięćdziesiątych. Ta momentami śmieszna, momentami drażniąca, a momentami wzruszająca naiwność ludzi wierzących w idee pracy, równości i sprawiedliwości społecznej sprawiła, iż czytałam książkę z sentymentem. Tym sentymentem, który towarzyszy powrotowi do przeszłości, do czarno-białej fotografii, do lat młodości rodziców albo dziadków.
Kolejnym argumentem za przeczytaniem jest klimat miasta; Rajska, Mariacka z kościołem Marii Panny, Stocznia Gdańska. No i można usłyszeć tutaj szum morza, a to w tle rozmów Biedronki z Marcinem, a to w dokach Stoczni, gdzie pracuje większość bohaterów powieści, a to na słonecznych piaskach plaży na Stogach.
Książeczkę zaliczam do lekkich, łatwych i przyjemnych, których lektura nie jest pozycją obowiązkową, aczkolwiek całkiem miłą.
Dzisiaj, po latach moja ocena książki jest nieco niższa niż podczas pierwszego czytania i wynosi 4-/6.
Za najlepszą z przeczytanych do tej pory książek Fleszerowej uważam Pozwólcie nam krzyczeć.
Książkę przeczytałam w ramach dwóch wyzwań;
trójka e-pik u Sardegny, które w miesiącu kwietniu zakładało przeczytanie wśród trzech książek także współczesnej powieści polskiej,
a także stosikowego losowania u Anny.
Gosiu, uwielbiam wracać nie tylko do książek.
OdpowiedzUsuńWracam do filmów, ukochanych miejsc...Ktoś kiedyś mi powiedział, że to strata czasu...Dla mnie nigdy, zawsze odkryję coś nowego i to jest cudowne...
Chodzisz po znanych miejscach i odkrywasz coś ciekawego, niezwykłego...Maleńki drobiazg a jak cieszy...
pozdrawiam
Znam twoje umiłowanie do powrotów, jest to coś co nas łączy. Też uważam, że zawsze można odkryc coś nowego w miejscach, rzeczach, lekturach, które wydaje się, że już znamy.
UsuńTeż czytałam w młodości i obiecałam sobie kupować teraz serię, ale jakoś postanowienie się rozeszło. No i gdyby Fleszarowa opisywała moją małą ojczyznę, to może byłoby inaczej. Podziwiam, że stawiasz sobie cele i jesteś konsekwentna, chociażby z lekturowymi powrotami. Ja rozpraszam się niebywale i działam impulsywnie, choć w życiu jestem bardzo poukładana. Ciekawe, która "ja" prawdziwsza.:)
OdpowiedzUsuńMoje postanowienie co do zakupu całej serii uległo modyfikacji, kupować będę to, co chciałabym przeczytać, a nie wszystko jak leci. Co do poukładania i spontaniczności, myślę, że każda z nas jest mieszaniną różnych cech. Ja wcale nie jestem taka poukładana. W tej chwili leżą książki przyniesione z biblioteki, a ja czytam coś zupełnie innego. Zamieszczam na lubimy czytać info, że czytam coś, a potem wpada mi w ręce coś innego i ....sama wiesz, jak to jest.
UsuńO, a ja miałam kupować wybiórczo, ale potem pomyślałam, że mogę wypożyczać stare wydania z biblioteki, skusiłam się jednak (odruchowo biorąc ze stoiska z prasą) na "Wczesną jesienią...".
OdpowiedzUsuńMam postanowienie (i coraz bardziej się do tego przekonuję), by jak już przeczytam obecne zbiory(albo w międzyczasie), to będę powracać do dawnych lektur. Zamierzam ukrócić sobie nabywanie kolejnych książek.
Tymczasem zarezerwowałam sobie na Targu z książkami Dehnela "Rynek w Smyrnie".
W mojej bibliotece niestety nie mieli żadnej książki Fleszerowej, a własna gdzieś zaginęła. Ukróci nabywanie książek- trzymam się tego od 2 tygodni; zakupiłam w tym czasie jedną, jedyną książkę. Ciekawe, jak długo wytrzymam. Też chciałabym zmniejszyć zalegające na półkach, szafkach i stoliczku stosy nieprzeczytanych książek. Nie kupiłam ich po to, aby na nie patrzeć, a po to aby przeczytać. plany, postanowienia, a życie sobie...
UsuńJa również lubię wracać, do raz przeczytanych książek. Takim powrotem jest dla mnie Trylogia. Czytałam ją będąc nastolatką, by teraz wrócić do niej z powrotem.
OdpowiedzUsuńZaczęłam się zastanawiać, czy przeczytałam całą trylogię.. hm. Potop był lekturą, Pana Wołodyjowskiego czytałam podczas wakacji u cioci na wsi, gdzie leżał pod szklanym blatem stoliczka. A Ogniem i mieczem? - chyba nigdy. Nie pamiętam, a to znaczy...., że trzeba by było :)
Usuń