Wydawca Zysk i S-ka Rok wydania 1995, ilość stron 416
Jest to książka do której wracałam niejednokrotnie. Książka, którą traktuję, jako rodzaj psychoterapii, ponieważ z pewnych powodów jest mi szalenie bliska. Z łatwością mogę identyfikować się z bohaterem, zarówno w kwestii życiowych doświadczeń (choć moje nie były aż tak dramatyczne), jak i psychicznego uzależnienia od bliskiej osoby. Odnajdywanie w historii innych ludzi własnych doświadczeń pozwala czasami lepiej zrozumieć siebie i otaczający nas świat.
Tato jest to historia powstała na bazie osobistych przeżyć autora. Wharton pisał niemal wyłącznie o tym, czego doświadczył, czasem jedynie nieco ubarwiając rzeczywistość. W którymś z wywiadów powiedział, że dla niego zarówno Tato, jak i Niezawinione śmierci były rodzajem psychoterapii, jaką musiał sobie zafundować po traumatycznych przeżyciach.
Wharton w Tacie opisuje relacje pomiędzy bliskimi osobami postawionymi w obliczu wspólnego wroga. W tym przypadku jest to choroba. Tylko która, choroba taty, czy choroba mamy?
Pięćdziesięcioletni Johnny otrzymuje wiadomość o chorobie matki. Zostawia rodzinę i leci na drugi kontynent, aby tam zająć się tatą. Tato jest ciepłym, kochanym i dobrodusznym, choć bezwolnym i pozbawionym radości życia starszym panem. Zdeterminowany przez żonę wegetuje w jej świecie telewizyjnych seriali i codziennej rutyny powtarzalnych zdarzeń. Pod wpływem odwiedzin syna tato zaczyna odzyskiwać poczucie własnej wartości i powoli jego życie nabiera barw. Tato odkrywa radość z samodzielnego podejmowania decyzji, z małych przyjemności dnia codziennego, jak wyjście do baru, wycieczka na plażę, czy odwiedziny od znajomych. Kiedy wszystko wydaje się zmierzać ku szczęśliwemu zakończeniu, tato zaczyna chorować, a ze szpitala wraca domowy żandarm – mama i skutecznie zaczyna tę nowo odzyskaną radość życia taty eliminować.
Zapewne znacie ten typ człowieka; osoby despotycznej i szantażującej emocjonalnie otoczenie, a jednocześnie pełnej obaw i przerażonej życiem. Osoby wymagającej od wszystkich absolutnego posłuszeństwa, szacunku i miłości, a jednocześnie osoby nie potrafiącej okazywać ani szacunku, ani uczuć. Osoby raniącej najbardziej swoich najbliższych.
Najlepiej scharakteryzuje postać matki kilka cytatów.
Narzekań mamy słucham odkąd żyję, a szczególnie od kilku ostatnich miesięcy. Ciągle mi się wydaje, że się na nie uodpornię- po pięćdziesięciu latach najwyższy czas- a jednak jeszcze czasem boli. Kiedy naprawdę słucham tego co mówi, nie wytrzymuję.
Cała mama- najpierw reprymenda, potem zwątpienie w mój przyjazd, a potem litość nad samą sobą.
Mama nawet nad grobem nie da się tak łatwo nabrać. Trudno nabrać człowieka, który nawet prawdę traktuje podejrzliwie.
Ktokolwiek robi coś, czego mama nie pochwala, natychmiast zostaje „trzepniętym”.
Mama do wszystkiego się wtrąca, nie ma rzeczy, którą ja i tata robilibyśmy, jak należy.
Mamy nikt nie zadowoli. (…) Przychodzę tu co tydzień na duże sprzątanie, okna, podłogi. I wiem, że po moim wyjściu mama zrobi wszystko jeszcze raz, umyje po raz drugi każde okno, cały czas dogadując pod nosem. Cała mamy przyjemność w tym, żeby przekonać siebie i wszystkich dookoła, że nikt niczego nie zrobi lepiej od niej. Ludzkość dzieli się na dwie kategorie; Bette McCarthy i reszta świata.
Przy mamie było ciągłe gonienie w piętkę, człowiek gimnastykował się, żeby ją zadowolić i ciągle czuł, że nie spełnia oczekiwań.
I już na koniec
Mama jest tak niepewna własnej wartości, własnej ciągłości, wszystkiego, czym jest, że wali po oczach na wszystkie strony, a im bardziej się boi tym jest nieznośniejsza. Póki wszystko dobrze się układa mama jest miła i łagodna, ale jak tylko poczuje się zagrożona nie można z nią wytrzymać. Kiedy jest zazdrosna, kiedy się czuje nie dość kochana lub za słabo doceniana, staje się niemożliwa.
No tak i zapomniałabym o starym jak świat stwierdzeniu Wam i tak jest wszystko jedno, czy ja żyję, czy umrę.
W tym sęk, że mama cały czas czuje się nie dość kochana, za słabo doceniona, zazdrosna. Ilekroć chce się jej zrobić przyjemność nigdy się to nie udaje, bo mama sama nie wie, czego tak naprawdę chce. Mama najlepiej czuje się nieszczęśliwa, tak, jakby szczęście było czymś nieprzyzwoitym. Sama nieszczęśliwa usiłuje unieszczęśliwić wszystkich dookoła.
„Tato” porusza wiele zagadnień. Jest to książka o przemijaniu, odchodzeniu, godzeniu się z nieuchronnością, o zmianach, jakie w zachodzą w człowieku wraz z wiekiem, ale także o radości życia. Wharton w ciekawy sposób porusza kwestie relacji między ojcem i synem, opisuje je z dwóch różnych punktów widzenia; z pozycji dwudziestolatka, jak i pięćdziesięciolatka.
Jest tutaj także pytanie o granicę poświęcenia dla drugiego człowieka.
Książka jest też opowieścią o wzajemnej miłości, miłości trudnej i bolesnej. Ponieważ jak napisałam na początku książka jest formą psychoterapii autora podejmuje on próbę zrozumienia matki i usprawiedliwienia jej zachowania.
Język Whartona tak charakterystyczny dla jego powieści jest prosty, pozbawiony ozdobników, poetyckich metafor, może czasami nadto dosadny (zwłaszcza w opisywaniu fizjologii) i mnie on w zupełności odpowiada. Narracja w pierwszej osobie prowadzona w czasie teraźniejszym sprawia, że czuję się współuczestnikiem wydarzeń. Mamy tu dwóch, a momentami nawet trzech narratorów, a teraźniejszość przeplata się z przeszłością. Styl Whartona znajduje tyle samo zwolenników, co przeciwników. Ja należę do tych pierwszych.
Tak często o tym zapominamy, a przecież Kochać kogoś, to przede wszystkim pozwalać mu na to, żeby był, jaki jest.
Książka jest moją trzecią kwietniową pozycją w wyzwaniu trójka e-pik u Sardegny
Książkę czytałam tylko raz. Byłam nią zachwycona. Teraz dopiero zastanawiam się dlaczego nie przeczytałam jej ponownie...
OdpowiedzUsuńPrzecież tak bardzo lubię wracać do poznanych już raz miejsc, książek, filmów...
Najwyższy czas aby to nadrobić...
Jeśli powrócisz to ciekawa jestem, czy po latach twoja ocena będzie podobna :)
UsuńWhartona czytałam tylko Ptaśka, Rubio, Franky Furbo ( ta ostatnia pozytywnie mnie zaskoczyła), jakoś nie przepadam za tym pisarzem.
OdpowiedzUsuńNie czytałam tylko dwóch książek Whortona- Ptaśka i Franky Furbo. Więc trudno mi się do nich odnieść. Rubio podobał mi się, aczkolwiek nie zaliczam go do najlepszych pozycji Whortona.
UsuńTato to mój ulubiony Wharton, a obiektywnie patrząc - chyba nawet najlepszy, na pewno z tych ośmiu czy dziesięciu, które czytałem.
OdpowiedzUsuńCzytałam jak wyżej .. i też uważam Tatę za jeden z najlepszych obok W księżycową jasną noc i Wieści moim SUBIEKTYWNYM zdaniem :)
UsuńWieści niedawno skończyłem i nic dobrego o nich powiedzieć nie mogę:P
UsuńAj, jaka szkoda. Bo mnie się bardzo, bardzo... A czekałam na twoją opinię, kiedy zobaczyłam, że wylosowano ci ją u Anny. Ale te nasze gusta są zróżnicowane i całe szczęście. :)
UsuńWiem, że jeszcze paru osobom się bardzo, bardzo...:) Ja się okazałem całkowicie niekompatybilny z tym akurat dziełem WW, recenzja będzie w weekend.
UsuńA ja nie znam jeszcze Whartona i chyba się skuszę na jakąś jego książkę.
OdpowiedzUsuńWczoraj wieczorem zaczęłam czytać autobiografię Zofii Chądzyńskiej pt. "Nie wszystko o moim życiu" i zauważyłam, że Chądzyńska chwali twórczość Cortazara, a o Whartonie wypowiada się bardzo źle, nie rozumie, dlaczego Wharton stał się popularny. Jedno ze zdań autobiografii brzmi następująco:
"To właśnie przepaść Cortazar-Wharton jest smutną ilustracją naszego kulturalnego upadku".
Bo parenaście lat temu traktowano Whartona tak, jak dziś się traktuje Coelho, literatura dla ubogich udająca dzieła z głębią:P Jeśli się kusić na Whartona, to najlepiej coś z trójcy Ptasiek - Tato - W księżycową jasną noc, później to już różnie bywało:)
UsuńBo ta Chądzynska jest jakas durna moim zdaniem ...A Wharton to cudowny pisarz dorównujący Coelho Paolo .
UsuńZacofany w lekturze, dziękuję za wyjaśnienie:) Chądzyńską bardzo lubię, to taka sympatia jeszcze z lat dziecinnych, kiedy to pochłaniałam jej książki.
UsuńAnonimowy - Chądzyńska na pewno nie była "durna". Była dobrą pisarką i znakomitą tłumaczką. A Coelho nie cierpię, więc porównania typu "cudowny jak Coelho" mnie zniechęcają.
A proszę uprzejmie:) Jak zaczynałem czytywać Whartona, to był uważany za niezłego autora, jak kończyłem lekko zniechęcony, to już wisiały na nim wszystkie psy:P
UsuńKoczowniczka-podzielam opinię ZWL co do Taty i W księżycową jasną noc- jako książki pierwszego kontaktu. Pani Chądzyńskiej nie znam, ale pisaliśmy o ty już wielokrotnie - każdy ma prawo do swoich opinii pod warunkiem, że nie obraża osoby piszącego. Cohelo czytałam kiedyś coś i chyba mi się nawet podobało, ale jakoś nie ciągnie mnie do powrotu.
UsuńZWL- a czy na twoje zniechęcenie nie wpłynęły te psy ni nim wiszące? A tak serio to po kilku czy kilkunastu książkach jednego autora myślę, że może się przejeśc :)
UsuńJakbym się miał przejmować takimi odgłosami krytyki, to żaden ulubiony autor by mi się nie ostał:P Niestety Wharton bardzo szybko popadł we wtórność i miałkość, zupełnie nie do wytrzymania. Teraz robię sobie powtórkę i wyniki są pozytywne, poza Wieściami, ale czytałem głównie to, co już mi się kiedyś podobało.
UsuńTeż lubię literacki powroty :) Kiedyś podobały mi się prawie wszystkie jego książki, teraz do niektórych nie mam ochoty wracać.Ale dla mnie Wieści są lekturą obowiązkową na każde święta :)
UsuńW atmosferze świąt wiele się wybacza, również literatom:D
UsuńRozumiem, że tym bardziej czytelnikom. Uff- odetchnęłam z ulgą. :)
UsuńSpodziewałaś się napiętnowania za sympatię do Wieści? Niesłusznie, nie zwykłem prowadzić krucjat literackich:P
UsuńKsiążki nie czytałam, pora to nie dopatrzenie nadrobić.
OdpowiedzUsuńPolecam gorąco
UsuńCzytałam kiedyś i nie wracam. Brak jakiegoś pazura czy co? Jak przeczytałam ostatnio o rozdziewiczaniu staruszki ("Spóźnieni kochankowie"), to grymas niechęci zagościł. Nie, nie wrócę.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
UsuńRozumiem i szanuję twoje zdanie. Nie wiem, czy czytałaś tylko Spóźnionych kochanków, czy jeszcze coś ponadto. Jeśli tylko Spóźnionych kochanków to próbowałabym cię namawiać do innych pozycji- ta książka jest specyficzna i szczerze mówiąc podobała mi się najmniej ze wszystkich przeczytanych jego książek. Chyba nie jesteśmy najlepszym targetem dla tego typu książek, wiem, że bardzo podobała się młodzieży, choć nie bardzo rozumiem przyczyny. Ale jeśli czytałaś i inne książki - to nie namawiam, bo wiem, że i tak masz całą bibliotekę ciekawych - wróć - bardzo ciekawych książek do przeczytania.
UsuńJak byłem młodzieżą, to nie podobał mi się dokładnie ten sam moment, Wharton zupełnie zniszczył tym atmosferę książki, która poza tym bardzo mi się wtedy podobała i teraz boję się powtórki.
UsuńO, chyba komuś się nie spodobała moja opinia.:( Pewnie młodzież wzięła ksiażkę w obronę.
OdpowiedzUsuńCzytałam kilka - oczywiście "Ptaśka", jakąś o tworzeniu domu w młynie i coś tam jeszcze, ale dawno i nie wspominam mile. Przyglądam się ostatnio swoim powrotom i rzeczywiście nie są częste. Czasu mało.
To niech się młodzież nieco kulturalniej wypowiada. Widzę, że w kwestii Whortona mamy dokładnie odwrotne zdanie. Bo książka o budowaniu domu w młynie mi się też podobała :).
OdpowiedzUsuńKtóra jest o młynie? Bo kojarzę tylko Dom na Sekwanie.
UsuńMoulin de Bruit - o ile nie przekręciłam tytułu
OdpowiedzUsuńTego akurat nie mam.
UsuńJakbyś kiedyś nabrał ochoty - daj znać- a wysyłam
UsuńDzięki niezmierne, ale najpierw spróbuję się przebić przez te kilka, których jeszcze nie czytałem, a stoją na półkach.
UsuńTak myślałam, ale jakby co to wiesz co ..
OdpowiedzUsuńWhartona czytałam w liceum i Tato był na mojej topliście.
OdpowiedzUsuńNatomiast mój jedyny powrótdo tego autora to "Historie rodzinne" i powiem, że raczej słabe wrażenia.
Szczerze mówiąc słabo pamiętam Historie rodzinne i jakoś nie mam ochoty na powrót do niej.
OdpowiedzUsuń