Wydawnictwo Znak, rok wydania 2012, ilość str. 121
„Listy do młodego pisarza” to zbiór dwunastu esejów napisanych w formie listów, w których autor udziela rad młodemu, wyimaginowanemu adeptowi literatury na temat warsztatu twórczego. Sam Llosa pisze we wstępie: „Nie jest to podręcznik sztuki literackiej - tej prawdziwi pisarze uczą się sami. Jest to esej mówiący o tym, jak rodzą się i powstają powieści, oparty na moich własnych doświadczeniach, które nie muszą by identyczne z doświadczeniami innych prozaików, ani nawet ich przypominać”. Jeśli jednak ktoś myśli, iż lektura Listów pozwoli mu poznać tajniki warsztatu noblisty, wyjawi jego tajemnice bardzo się myli. Listy można by nazwać zbiorem wykładów na temat techniki pisania; doskonalenia warsztatu literackiego od strony formy, stylu, sposobu narracji, czasu powieści, powiązań wątków fabuły. Są to bardzo ciekawe wykłady, zwłaszcza dla osoby, która nigdy nie studiowała filologii polskiej i spotyka się po raz pierwszy z tego typu tematyką.
Pewne spostrzeżenia czy poglądy wyrażone przez autora będące powszechnie znanymi prawdami zostały przedstawione w taki sposób, że czytając je najpierw odnosiłam wrażenie, jakbym odkrywała je po raz pierwszy, aby po chwili dojść do wniosku, że autor przelał na papier moje myśli, a to od razu wprawiało mnie w lepsze samopoczucie. Jednak już podczas lektury drugiego czy trzeciego listu zaczynał mi nieco przeszkadzać akademicki ton esejów. Chyba niepotrzebnie nastawiłam się na poznanie „duszy” noblisty. Pomijając tego rodzaju rozczarowanie lektura jest ciekawym doświadczeniem zwłaszcza dla takich laików, jak ja.
Trudno nie zgodzić się z takimi tezami na temat pisania, jak np. te, że wypływa ono z wewnętrznej niezgody na zastaną rzeczywistość („ten, kto z upodobaniem koncypuje kształty życia różne od zastanych, daje tym samym do zrozumienia, że odrzuca i poddaje krytyce, te które widzi, a także realny świat, chcąc je zastąpić innymi, narodzonymi w jego wyobraźni i jego pragnień”), jest wynikiem powołania a nie zajęciem uprawianym w wolnych chwilach („powołanie jest poświęceniem wyłącznym i wyłączającym, sprawą pierwszorzędną, przesłaniającą wszystko inne, dobrowolnie przyjętym poddaństwem, które swe ofiary – szczęśliwe ofiary czyni niewolnikami”), bezwzględnym imperatywem, który sprawia, że „nie żyjemy, aby pisać, ale piszemy, aby żyć”.
„Siła przekonywania powieści…. niweluje dystans dzielący fikcje od rzeczywistości, a zacierając ową granicę, sprawia, że czytelnik przeżywa wymyśloną konstrukcję jako odwieczną prawdę; iluzję bierze za najbardziej spójny i solidny opis rzeczywistości.”
Listy poza wykładem na temat techniki pisania są także wyrazem poglądów autora na temat literatury. Możemy z nich poznać nie tylko literackie fascynacje Llosy (Faulkner, Hemingway, Camus, Sartre), ale i poglądy na temat roli pisarza oraz pisania.
Autor podczas prezentowania swoich tez odwołuje się często do prozy znanych klasyków. Niestety dla mnie, są to w przeważającej mierze pisarze iberoamerykańscy, których twórczość jest mało mi znana (Marquez, Cortazar). Może dlatego czytając Listy dochodzą do wniosku, jak wiele jeszcze przede mną książek, które muszę/ chcę przeczytać. Na szczęście pisarz nie omija także takich pisarzy jak Flaubert, Hemingway, Hugo, Steinbeck, Camus, czym poprawia moje samopoczucie, gdyż tu przynajmniej mogę powiedzieć, że wiem, o czym pisze.
Konkluzja lektury prowadzi do znanej powszechnie prawdy, iż dobry pisarz potrzebuje warsztatu, bo bez niego ciężko stworzyć prawdziwą powieść, ale nawet najlepszy warsztat nie zmieni rzemieślnika w dobrego pisarza.
Lektura uświadomiła mi coś jeszcze. Do tej pory wydawało mi się, iż moja znajomość klasyki jest nie najgorsza, tymczasem teraz widzę, jak wielkie mam braki.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Trójka e-pik u Sardegny (literatura iberoamerykańska). Ponadto zaliczam ją do wyzwania Nobliści oraz wyzwania z półki.
Gosiu, recenzja zachęcająca.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że "Listy...nie są mi znane.
Ostatnio, mam zaległości w czytaniu.
Mam nadzieję, że jesienią wszystko zmieni się.
Pozdrawiam
Ja im więcej czytam, tym wiem, jak duże mam zaległości
UsuńSkąd ja to znam :-)A "Pantaleon" od lat oczekuje na moje łaskawe zainteresowanie
UsuńU mnie Pantaleon także czeka
UsuńTe "Listy" mam zamiar wypożyczyć z biblioteki, ale na razie są u innych czytelników, więc cierpliwie czekam. Llosę znam tylko z "Pochwały macochy". Niespecjalnie mi ta książka przypadła do gustu, nie rozumiem, dlaczego inni tak się nią zachwycają :-)
OdpowiedzUsuńJa czytałam jedynie Raj tuż za rogiem - podobało mi się, niewątpliwie nie bez znaczenia był temat związany z malarstwem oraz życiem z pasją.
UsuńZ przyjemnością bym przeczytała. Jeśli opuszczam polską literaturę, to najczęściej dla esejów, biografii, książek o książkach. :)
OdpowiedzUsuńListy to i esej i o książkach, choć bardziej o stosunku do pisania i o pisaniu w ogóle.
UsuńDawno już nie czyłała czegoś o książkach, więc czemu nie. Nadchodzą wakacje, więc będzie w końcu więcej czasu :) Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTak jak napisałam wyżej - to jest książka o książkach, ale z trochę innego punktu widzenia. Ja także liczę na powrót natchnienia w lipcu zarówno do czytania jak i do pisania
UsuńMam na półce i z radością poczytam, ale póki co nie mam głowy do ambitnych lektur. Ibero jakoś mi nie po drodze ostatnio. Czytam sobie miło obyczajowo- romansową książkę, eseje Orwella mam "na drugim oku", w perspektywie poetycko o Czeczenii... no i e-booka pewnego "męczę" z doskoku.
OdpowiedzUsuńCzerwiec i u mnie nie sprzyja lekturze. Idzie mi wolno czytanie, a pisanie ... ciężko
OdpowiedzUsuńGosiu, ja także nie znałam tej książki. Swoją recenzją zachęciłaś mnie do jej poszukania w bibliotece.
OdpowiedzUsuńPróbowalam czytać na początku czerwca, ale po kilku listach dałam sobie spokój. Wrócę przy sprzyjającej aurze:).
UsuńMnie zdopingowało wyzwanie u Sardegny. Czerwiec miałam ciężki, i czytelniczo i "twórczo"
Usuń