Dokonując kolejnego remanentu na stronie Przeczytane 2012 rok postanowiłam „rozprawić” się z kilkoma zaległościami czytelniczymi. Pierwsza czeka na recenzję od kwietnia i jest to powieść Francisa Scotta Fitgeralda. Szczerze mówiąc sięgnęłam po nią jedynie dlatego, że spodobała mi się postać pisarza wykreowana w sympatycznym filmie W. Allena „O północy w Paryżu”. Skoro główny bohater był tak zafascynowany autorem Wielkiego Gatsbiego ciekawa byłam tej powieści.
Przeczytałam gdzieś, iż Murakami miał powiedzieć, że każdy powinien raz w życiu przeczytać Wielkiego Gatsbiego oraz, że można ją otworzyć na przypadkowej stronie, a na 100% będzie ona ciekawa. No cóż z gustami się nie dyskutuje.
Krótka historyjka, którą raczej nazwałabym nowelką (sto parę stron) niż powieścią. Akcja toczy się na początku ubiegłego wieku w Ameryce (tuż po pierwszej wojnie światowej) i przedstawia na tle czasów rozwoju gospodarczego, bogacenia się klasy posiadaczy kapitału i upadku moralnego klas wyższych losy tajemniczego potentata pana Gatsbego. Trudno odmówić autorowi wnikliwości obserwacji życia towarzyskiego znudzonego pokolenia bogatych amerykanów (ukazuje ich wady, powierzchowność i dwulicowość), czy słuszności prezentowanych poglądów (pieniądze szczęścia nie dają, a fatum często sprawia, iż cierpią ci najmniej winni), ale, jak dla mnie to trochę za mało, aby stworzyć interesującą książkę. Wszystko jest tu, jak dla mnie, pobieżne i nawet jeśli nie nudzi, to nie zapada w pamięć na dłużej. Zabrakło mi głębszego rysu psychologicznego bohaterów, zabrakło tego czegoś, co by sprawiło, że lektura wciąga, ciekawi i elektryzuje, zapada w pamięć.
Książkę zaliczam do wyzwania z półki
Dzieje Tristana i Izoldy. Po spisaną przez Josepha Bediera starą celtycką legendę (której pierwsze pisemne wersje sięgają okresu średniowiecza) sięgnęłam pod wpływem opowieści Kuncewiczowej „Tristan 1946”. Tristan, siostrzeniec króla Kornwalii Marka, uwalnia kraj od irlandzkiego potwora Marhołta. Zraniony zatrutym mieczem do zdrowia powraca, dzięki opiece Izoldy Jasnowłosej. Wróciwszy do kraju, aby zapobiec plotkom wrogich mu stronnictw oczerniających go przed królem Markiem o niecne knowania postanawia dla wykazania czystości intencji przywieźć królowi żonę, którą okaże się być Izolda. Na statku przez pomyłkę oboje wypijają miłosny eliksir, który sprawia, iż od tej pory ich losy związane są ze sobą na życie i śmierć. Wielokrotnie próbują żyć bez siebie, ale okazuje się to niemożliwe. Dzieje Tristana i Izoldy to dzieje wielkiej miłości i namiętności, której mi troszkę w książce zabrakło. Czytając nieodmiennie przychodził mi na myśl utwór Romeo i Julia Szekspira, a z takim dziełem Joseph Bedier nie może współzawodniczyć. Zresztą nie sądzę, aby to było jego zamiarem. Dzieje Tristana i Izoldy są zgrabnie napisaną wersją starej legendy. Polecam w szczególności wielbicielom tego rodzaju gatunku. Myślę, że zaciekawić może także czytelników powieści Kuncewiczowej.
No i na koniec najsmaczniejszy kąsek Widnokrąg Wiesława Myśliwskiego. Z recenzjami książek Myśliwskiego spotykałam się na blogach niejednokrotnie i w przeważającej mierze były to recenzje entuzjastyczne. Takie recenzje mogą nieść za sobą duże oczekiwania potencjalnych czytelników, co może niebezpiecznie zaostrzyć wygłodniały apetyt książkowego mola. Na szczęście w przypadku Widnokręgu mój apetyt został zaspokojony a ponad sześciuset stronicowa książka pochłonięta w dość szybkim czasie. Książka nie wywołała we mnie burzy emocji, ale należy ona do rodzaju tych, których czytanie na pewno nie jest stratą czasu. Jest to ciepła i mądra opowieść o dzieciństwie, rodzinie, małej ojczyźnie, pierwszych doświadczeniach, poznawaniu świata, o rozszerzaniu się widnokręgu. Widnokrąg, który z wiekiem coraz bardziej się oddala. Proste i piękne opisy tego, co narrator wyniósł z domu. Bagaż doświadczeń, który wpływa na jego postrzeganie świata. Wzrusza mnie czułość, z jaką narrator opowiada o swoich najbliższych. Chyba większość z nas, przechowuje w zakamarkach pamięci takie obrazy przeszłości, które pod wpływem upływu czasu tracą ostrość, dzięki czemu dostrzegamy w nich, to co najważniejsze. Takie fragmenty wspomnień, które wiążą nas z przeszłością i z naszymi bliskimi i nawet, kiedy po latach oddalimy się od siebie zawsze będzie istniał taki obraz, do którego będzie można się odwołać. Czytając Widnokrąg myśli płyną w czas dziecięcych zabaw, pierwszych wzruszeń, młodzieńczej naiwności, do smaków, zapachów i barw krainy przeszłości, która jeśli nawet nie była beztroską i radosną, taką po latach się jawi. Myśliwski podkreśla tu rolę pozornie błahych zdarzeń, które wywołują wspomnienia; od zdjęcia narratora w marynarskim ubranku, poprzez ukochanego psa, aż po taniec, którego uczyły go frywolne sąsiadki. Widnokrąg człowieka poszerza się wraz z wiekiem i doświadczeniami, natomiast wspomnienia trzymają w przeszłości, co powoduje wewnętrzną sprzeczność i nieporozumienia. To przypomina mi zdanie powtarzane przez moją polonistkę; człowiek nie może żyć, ani przeszłością, ani teraźniejszością, ani przyszłością, on musi żyć tak, aby każdy z tych czasów był równoważny. Moja ocena 5/6
Rozwiązanie konkursu rocznicowego
Do konkursu przystąpiło osiem uczestniczek prowadzących blogi książkowe, które podzieliły się z nami swoimi innymi zainteresowaniami:
1. Iza (nauka języków, podróże po Europie Wschodniej, sprawy publiczne -tzw. polityka, blog opinii,
2. Anek7 (rodzinne wyjazdy i wspólne spędzanie czasu z najbliższymi),
3. Silwercross (film-kino niezależne, uprawa działki, podróże - gł. góry, Geocatching, dzięki Silwercross usłyszałam tę nazwę i dowiedziałam się co to jest),
4. Zadurzona w książkach (wycieczki rowerowe i długie spacery, zdjęcia, spotkania z przyjaciółkami, słuchanie muzyki),
5. rajzarogiem (bieganie, oglądanie seriali i filmów, wycieczka w góry i wędrówki),
6 Karolina (kulinarne eksperymenty,puzzle, podróże i odwiedzanie ogrodów zoologicznych),
7. Książkozaur (gotowanie, śpiewanie, tańczenie, a także wszystko co tańca dotyczy,muzyka filmowa i klasyczna, robótki ręczne, marzenie o działce)
8. Scarlett (miłość do zwierząt i opieka nad nimi -koty, złote lata Holywoodu- lata 30/40, uwielbienie piękna - w postaci urody kobiecej, ale też sztuki -architektura, rzeźba)
Zwyciężczynię wyłoniłam w drodze losowania. Dziękuję wszystkim którzy zechcieli podzielić się swoimi pasjami a także marzeniami, dzięki czemu stali się nam jeszcze bliżsi.
I żeby nie przedłużać wylosowałam numerek 6, czyli książka powędruje do Karoliny
A książką jest
Karolinę poproszę o przypomnienie mi adresu na maila guciamal@wp.pl
Gatsby to faktycznie takie...czytadło? Chyba też nie pamiętam jakichs głębszych przemyśleń po lekturze.
OdpowiedzUsuńW "Tristanie i Izoldzie" uderzała mnie natomiast jakaś sztuczność/wierność konwencji. Jeśli chodzi o treść, to chyba taki zabytek średniowiecznej mentalności:).
Hm, nie wiem, czy można by nazwać Gatsbiego czytadłem. Książka jest może i dobra, a może zresztą świetna, nie wiem. Mnie się nie spodobała. Ta sztuczność to może wynik wyobrażeń autora o średniowiecznym przekazie.
UsuńTekst Bediera to tak naprawdę przetworzona przez niego legenda, owszem w dużym stopniu oparta na tekstach różnych autorów ale tak na prawdę w dużej mierze tekst zawdzięcza swoje brzmienie jego inwencji :-) i w wielu partiach ze średniowieczem nie ma nic wspólnego :-). Tak czy inaczej ważne, że legenda przetrwała 800 lat (z XII w. pochodzą najstarsze zachowane teksty) i spokojnie przetrwa jeszcze parę, choć podzieliła los klasyki - wszyscy o niej słyszeli, mało kto czytał :-). Widnokrąg - świetny, choć ja wolę "Kamień na kamieniu" a i "Traktat o łusku fasoli" niezgorszy aczkolwiek trudniejszy. Ale że tak "zjechałaś" Wielkiego Gatsby'iego?! - no, no ... :-)
OdpowiedzUsuńWszyscy o niej słyszeli - mało kto czytał. Jeszcze do niedawna należałam do tego kręgu, co to słyszeli, ale nie czytali, a nawet na dobrą sprawę nie bardzo wiedzieli, o co w tej legendzie chodzi. Teraz już wiem :) Myśliwskiego dopiero poznaję i na Widnokręgu na pewno się nie skończy. A W.G nie "zjechałam" (rozumiem, że to taki żarcik), tylko nie wzbudził we mnie cieplejszych uczuć, a ja do książek podchodzę nie naukowo, a emocjonalnie.
UsuńCo prawda mam do klasyki literatury podobny stosunek jak brat Jorge z "Imienia róży" do wiedzy :-) - "nie ma postępu, nie ma przewrotu lecz najwyżej stałe i wzniosłe rekapitulowanie" ale dopuszczam myśl :-), że komuś może się ona nie podobać, w końcu gdyby to samo podobałoby się wszystkim, jak nudno byłoby na świecie :-) Pozdrawiam :-)
UsuńOj to dobrze, odetchnęłam z ulgą, że jednak dopuszczasz tę myśl :) A tak nawiasem mówiąc klasyka obok biografii i powieści historycznych należy do moich ulubionych gatunków.
UsuńCoś w tym jest, bo ja też z Gatsby'ego pamiętam tyle, że go czytałam ;-) Nie no, trochę przesadzam, ale fakt, że oprócz nie najgorszego w sumie wrażenia, niewiele zostaje.
OdpowiedzUsuń"Dzieje T.i I." pamiętam jak zmorę - w liceum trzeba było napisać streszczenie, kawał zeszytu mi to zajęło.
"Widnokręgu" nie znam, jakoś mnie do Myśliwskiego nie ciągnie (wybaczcie, Papryczko i Książkowcu), choć "Traktat o łuskaniu fasoli" cenię i polecam.
Tak wrażenie nie najgorsze, ale jakby blednące z czasem, tak przynajmniej było w moim wypadku. Dzieje TiI nie były moją lekturą, może więc to, że sięgnęłam po nie sama sprawiło, iż spojrzałam na nie przychylniejszym okiem, niż przymuszona do lektury licealistka. Co do Myśliwskiego to przyznam ci, że też mnie nie ciągnęło przez długi czas, mimo, a może właśnie z powodu tych entuzjastycznych recenzji. Czasami odzywa się we mnie przekora, na zasadzie nie, bo nie, a czasami obawa, skoro tyle osób się zachwyca, a ja nie dostrzegę tego czegoś, to co? Takie tak rozterki książkocholika.
UsuńMoja niechęć do sięgania po prozę Myśliwskiego,wynika nie z przekory po entuzjastycznych recenzjach,ale ma korzenie w czasach licealnych, gdzie wpojono mi, że proza W. M to "nurt wiejski", czytany "Pałac" jakoś do mnie nie trafił. Stąd ten dystans.
UsuńZa moich czasów Myśliwski nie należał do kanonu lektur szklonych :), a może :(
UsuńPo Tristana i Izoldę sięgam dosyc często i z przyjemnością, Tristana 1946 też kiedyś przeczytałam i zrobił na mnie spore wrażenie.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że są osoby, które wracają do książek po wielokroć. Sama należę do tego grona. I cieszy mnie, że podobają ci się Dzieje T i I. Jeśli mnie się coś nie podoba, lub mniej podoba mam wrażenie, że mam jakąś skazę, która nie pozwala mi dostrzec ukrytego piękna przekazu.
UsuńJeszcze jedno. Próbowałam zamieścić u ciebie komentarz. Niestety weryfikacja obrazkowa skutecznie mi to uniemożliwiła. Byc może wiesz o tym i nie masz nic przeciwko (ktoś mi kiedyś napisał, że celowo ma włączoną weryfikację, bo działa ona antyspamowo, co prawda nie rozumiem związku, ale ja się mało znam), ale może nie wiesz :)
Usuń